Gułag szeryfa Arpaio

Gułag szeryfa Arpaio

Więźniowie są upokarzani, głodzeni i ubierani w różową bieliznę

Uchodzi za najtwardszego szeryfa Ameryki. Obrońcy praw człowieka uważają go za zbrodniarza i sadystę. Szeryf Joe Arpaio jest dumny z tych oskarżeń i szykanuje więźniów na wszelkie sposoby. Nawet kobiety wysyła do pracy w łańcuchach zgodnie z zasadą: „Przestępcy nie powinni wypoczywać, lecz pokutować za swe czyny”. Wyborcy uwielbiają go za to.
Joseph Arpaio, weteran sił zbrojnych i długoletni funkcjonariusz Federalnego Urzędu do Walki z Narkotykami (DEA), w 1993 roku został wybrany na szeryfa hrabstwa Maricopa, skupiającego dwie trzecie mieszkańców stanu Arizona. Obiecał obywatelom, że będzie trzymał więźniów twardą ręką, aby już nigdy nie ośmielili się złamać prawa. Słowa dotrzymał.
Z zapasów wojskowych kupił tanio wielkie namioty. Kazał je ustawić na pustyni w pobliżu wysypiska śmieci pod Phoenix, aby skazańcy zawsze żyli w smrodzie. Namioty otoczono drutem kolczastym. Tak powstało najtańsze więzienie USA, Tent City, czyli Miasto Namiotów. „Kiedy obejmowałem urząd, w hrabstwie było 5,6 tys. miejsc dla więźniów. Ja stworzyłem dalsze 2 tys. bez konieczności wznoszenia budynków. Zaoszczędziłem w ten sposób podatnikom 70 mln dol.”, chwali się Arpaio. Na jednej z wieżyczek strażniczych wokół pustynnego obozu cyniczny szeryf kazał umieścić doskonale widoczny z autostrady błękitny neon: „VACANCY”, czyli: „wolne pokoje”. Arpaio

zakazał swym pensjonariuszom palenia papierosów

i picia kawy. Zlikwidował klimatyzację, a wentylatory pozwala włączać tylko w dzień (na pustyni skwar przekracza 40 stopni). Wyjął spod prawa erotyczne pisma i plakaty. Jeden ze skazańców, który chciał zaprenumerować sobie „Playboya”, złożył skargę, ale przegrał w Sądzie Najwyższym. Wyborcy pokładają się ze śmiechu, kiedy szeryf opowiada, w jaki sposób realizuje zagwarantowane przez ustawodawcę prawo do rozrywki: „Oczywiście, w świetlicy stoi telewizor, ale to ja decyduję, co wolno oglądać. Kryminaliści nie powinni widzieć scen przemocy, a więc odpadają prawie wszystkie kanały. Przez jakiś czas pozwoliłem na Disneya, ale tam przecież występują małe dzieci. Nie będziemy sprawiać przyjemności pedofilom! Obecnie przez cały czas dajemy kanał z prognozą pogody”.
Twardy szeryf doszedł do wniosku, że więźniowie „nie powinni wyglądać jak lekarze czy adwokaci, ale jak odbywający karę przestępcy”. Osobiście zaprojektował więc dla swych podopiecznych ubiory w groteskowe, czarno-białe pasy. „Kobiety prosiły mnie, aby pasy na mundurach były wąskie i pionowe, ponieważ taki wzór wyszczupla. Zamówiłem więc pasy wyjątkowo szerokie i poziome, aby nasze panie wyglądały jak komiczne, tłuste chrząszcze. Przynajmniej nikt nie weźmie ich za pielęgniarki, jak niekiedy dzieje się w tzw. humanitarnych zakładach karnych”, chwali się szeryf.
Arpaio zaprojektował ponadto komiczne majtki w kolorze różowym, znienawidzonym przez więźniów (symbolizuje homoseksualizm). Oficjalnie chodziło o to, aby skazańcy nie kradli bielizny. Szeryf nie kryje jednak, że

chciał upokorzyć kryminalistów:

„W takiej bieliźnie nawet największy macho czuje się jak mięczak”. Arpaio, o którym pewna francuska gazeta napisała: „Le petit Führer de l’Arizona”, zastanawia się, w jakim kolorze powinny być biustonosze, by więźniarki czuły się jak najbardziej zakłopotane. Organizacja Amnesty International regularnie przedstawia ekscesy szeryfa i jego podwładnych w raportach o łamaniu praw człowieka. Islandia odmówiła ekstradycji do Arizony dwojga podejrzanych w obawie, że dostaną się w tryby „nieludzkiego wymiaru sprawiedliwości hrabstwa Maricopa”.
Szeryf jednak nie wstydzi się oskarżeń pod swym adresem, wręcz przeciwnie. Nakazał sporządzić specjalną wersję różowych majtek z obramowanym jedwabiem napisem „Go Joe”, które sprzedawane są jako pamiątki. Niezwykły towar idzie jak woda. Arpaio skrupulatnie zbiera wszystkie krytyczne artykuły pod swoim adresem i umieszcza je na „internetowej stronie szeryfa Arpaio dla twardych facetów”. Przeczytać tam można wstrząsające historie, np. o losie więźnia Scotta Norberga, który, unieruchomiony przez wiele godzin na specjalnym „krześle uspokajającym”, w końcu skonał w tym narzędziu tortur. Inny nieszczęśnik, inwalida Richard Post, który trafił za kratki za
wszczęcie kłótni w barze, również trafił na krzesło, przy czym strażnicy szeryfa tak brutalnie potraktowali delikwenta, że doznał złamania karku. Władze hrabstwa musiały wypłacić rodzinie Norberga ponad 8 mln dol. odszkodowania. Jak widać, „oszczędnościowe” posunięcia Josepha Arpaio w ostatecznym bilansie są niewiele warte.
Szeryf uważa, że takie „wypadki przy pracy” muszą się zdarzać. Jego „ośrodki poprawcze” należą jednak do najspokojniejszych w całych Stanach Zjednoczonych. Nigdy nie było tu żadnego protestu!
Więźniowie rzeczywiście nie mają sił, aby się buntować, gdyż otrzymują tylko głodowe racje żywności – dwa posiłki dziennie. Na śniadanie – sześć kawałków białego chleba najgorszego gatunku, dwie pomarszczone pomarańcze, kilka połamanych herbatników i niejadalna mieszanka dżemu z masłem orzechowym. Na kolację – kawał grubej i wyjątkowo tłustej kiełbasy, zwanej w folklorze Arizony „zielona Bolonia” (od koloru pleśni tworzącej się z czasem na warstwie tłuszczu). „To prawdziwa tortura głodowa, nie do wytrzymania”, żali się 23-letni Roger Ellis, odsiadujący wyrok za posiadanie kilku gramów marihuany. Arpaio szyderczo tłumaczy oponujacym więźniom: „Oczywiście, że sam próbowałem „zielonej Bolonii”, aczkolwiek tylko raz. Jak widzicie, żyję. Zgodnie z prawem przysługuje wam 2800 kalorii, a dostajecie 3000. Nigdzie jednak nie jest napisane, że macie dostawać smakołyki”. Szeryf jest dumny, gdyż zmniejszył koszty wyżywienia więźnia do 40 centów dziennie, a pokarm dla psa policyjnego kosztuje trzy razy tyle. Fred Vasquez, który spędził w Tent City 16 dni za obrazę sędziego i pracował w więziennej kuchni, opowiada: „Zapiekaliśmy w chlebie karaluchy i mysie odchody. Innego, dobrego jedzenia było w bród, ale strażnicy woleli wyrzucić je, niż dać więźniom”.
Niektórzy wygłodzeni skazańcy

wychodzą w łańcuchach,
aby pracować.

Z kobiet Arpaio sformował „brygadę pogrzebową”, urządzającą pochówki ubogich zmarłych. Więźniarki czynią to chętnie. Alternatywą dla pracy w łańcuchach jest bowiem przymusowe przebywanie w namiocie lub gorącej celi przez 23 godziny na dobę.
Szeryf jest niewątpliwie człowiekiem medialnym. W Internecie pokazuje siebie jako supermana, który ratuje wyborców przed zalewem zbrodni. Joseph Arpaio to niewątpliwie prekursor programu „Wielki Brat”. Kamery wideo przekazują na żywo obrazy z życia skazańców. W Internecie podglądacze mogą np. obejrzeć, jak skazana za handel narkotykami dziewczyna siada na sedesie. Oczywiście, więźniowie Miasta Namiotów nie uczestniczą w „programie” dobrowolnie, ale to przecież tylko przestępcy.
Cyniczny szeryf cieszy się w swym hrabstwie ogromną popularnością. W kolejnych wyborach nie ma rywali. „Popiera mnie 96% wyborców. Ja powstrzymuję napływ groźnych przestępców”, tłumaczy szeryf. Rzeczywiście, niebezpiecznych zbrodniarzy prawie tam nie ma. 70 procent pensjonariuszy Tent City to aresztowani, oczekujący na proces, a więc, w świetle prawa, wciąż ludzie niewinni. Osoby już odsiadujące wyrok są przeważnie drobnymi złodziejaszkami, narkomanami, alkoholikami i prostytutkami. Statystyki mówią, że twarde metody szeryfa nie spowodowały spadku przestępczości. Joe Arpaio jest jednak zadowolony ze swych osiągnięć, tym bardziej że w Hollywood zamierzają nakręcić o nim film.

Wydanie: 2001, 31/2001

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy