Guzik wiemy o naszych dzieciach

Guzik wiemy o naszych dzieciach

Co drugie dziecko mówi: chcę mieć pewność, że rodzice przyszli mnie usłyszeć, a nie doradzać


Tomasz Zieliński – prezes Akademii Komunikacji zajmującej się m.in. mediacjami w biznesie. W lockdownie zainicjował akcję „Usłyszeć na czas” – bezpłatne codzienne rozmowy z dziećmi w kryzysie psychicznym i ich rodzicami. Prowadzi warsztaty dla rodziców „Wszechwiedzący, słodko-pierdzący dorosły”.


 

Co my, dorośli, przegapiamy, zawalamy w kontaktach z dziećmi?
– U każdego dziecka przegapiamy coś innego. Dlatego to pytanie powinniśmy zadać indywidualnie naszym dzieciom. Na warsztatach „Wszechwiedzący, słodko-pierdzący dorosły” pytamy: „Czy czujesz, że zawsze jestem po twojej stronie? Jeśli nie, podpowiedz mi, co przegapiam”. Ważne, żeby dziecku powiedzieć, dlaczego o to pytamy. Bo kochamy, bo jesteś dla nas ważny.

O czym dzieciaki chcą gadać w „okienku”?
– Musimy skupiać się teraz na bardzo trudnych przypadkach, bo liczba zgłoszeń jest ogromna. Rozmawiamy z dziećmi po kilku terapiach, które nic nie wniosły. Albo z dziećmi rezygnującymi z terapii, bo dzieje się coś niedobrego, uniemożliwiającego pracę z psychologiem. Te dzieci okaleczają się, są po kilku próbach samobójczych. Na początku mocno sprawdzają, czy jestem dorosłym, który przyszedł wiedzieć lepiej, czy też jestem dorosłym, który przyszedł usłyszeć, co mają do powiedzenia. Bo do tej pory nikt ich nie usłyszał. Te dzieci w tylu miejscach szukają pomocy, a my, dorośli, to przegapiamy. Czasami z powodu zmęczenia, czasami mamy dość, nie wiemy już, jak próbować. Wydaje nam się, że jak dziecko mówi coś niemiłego, chce nas odrzucić. A ono tylko nas sprawdza, jego nie interesuje bycie z nim do momentu, kiedy – tu określenie znienawidzone przeze mnie – będzie grzeczne, wszystko ułoży się, jak było wcześniej. Dzieci chcą, żebyśmy wrócili do nich na stałe. Pytam rodzica: „Czy jesteś gotowy wrócić na 10 tys. rozmów?”. Słyszę: „Z synem rozmawiam ostatnio raz w tygodniu, do końca życia tylu rozmów nie zrobię”. Powrót na stałe oznacza uczenie się siebie każdego dnia od nowa.

Jak pan reaguje, gdy słyszy: „Niedobrze mi się robi od tej twojej gadki”? To jest okrutne sprawdzanie dorosłych, szczególnie przez nastolatków.
– Oni tym okrutnym sprawdzaniem pilnują miejsc, do których nie chcą nas wpuszczać, bo… wiemy lepiej. Dzieci wiedzą, w który czuły punkt rodzica uderzyć, żeby dał spokój. Mówią: jeśli mama, tata nie są w stanie wytrzymać czegoś takiego, to co dopiero będzie, jak podzielę się swoim problemem. Zawsze jednak okazuje się on o wiele mniejszy, mniej bolesny niż samo sprawdzanie. Dzieci muszą mieć pewność, że gdy wpuszczą nas do środka, uszanujemy to, co chcą nam powiedzieć. Co drugie dziecko mówi: „Chcę mieć pewność, że rodzice przyszli mnie usłyszeć, a nie doradzać”. Niepotrzebnie dajemy się urazić okrucieństwem. Ktoś delikatnie nas ukłuje, a my biegamy, krzycząc: „Aua, ale boli!”. Za okrutnymi słowami stoi nasz kochany dzieciak, który się boi, nie wie, jak nam o czymś powiedzieć. Woli więc sprawdzać, by nie usłyszeć: „Nie tak cię wychowałem, idź do swojego pokoju, przemyśl!”. Idzie przemyśleć, co powiedział, ale zostaje ze swoim problemem, którego nikt nie słyszy, z którym sobie nie radzi. I jeśli nie znajdzie pomocy w domu, puka do wujka Google i tam znajduje różne dziwne rzeczy. Wchodzi w nie głębiej, głębiej, a później nie potrafi sobie z pewnymi sprawami poradzić sam. Przez „okrucieństwo” dziecko wyje o bycie zauważonym. Kiedyś dziewczynka przyrównała naszą rozmowę do spotkania w jej pokoju.

Dzieci skarżą się często na wchodzenie do pokoju bez pukania, a pan czeka na zaproszenie. Dlatego nazywają pana „dziwnym dorosłym, który rozumie”.
– Wytrzymuję jedno, drugie wiadro pomyj, bo wiem, że za tym stoi dzieciak… Rodzice, nie słuchajcie słów, czekajcie na tego, kto za nimi stoi. Sytuację tę można porównać do bolącego miejsca, którego chcemy dotknąć. Jeśli dotkniemy swoją wszechwiedzą słodko-pierdzącą, znowu będzie bardzo bolało. Dziecko nauczyło się bronić tych miejsc pomyjami. Zaczekajmy na „proszę”, nie wchodźmy, jeśli wiemy lepiej. Kiedyś mój mentor Antoni zadał mi pytanie: „Kogo ze swojego życia wyganiasz radami, o które nie prosił?”. Wyganiałem ze swojego życia ukochaną żonę, córkę… Bo wiedziałem lepiej, bo przecież je znam, bo mieszkamy ze sobą. Okazało się, że guzik o nich wiem. Gdy zapieramy się, żeby „wiedzieć”, doprowadzamy dzieci do szału. Ale to nie jest tak, że dorośli są źli, a dzieci są dobre. Tu chodzi o przegapianie, opieranie się na tym, co słyszymy, a nie na tym, co pod słowami. Na warsztatach widać, jaką rodzice mają trudność z zadaniem pytania, co przegapiają. Obawiają się stanąć w miejscu, w którym jest „nie wiem”. Boją się, że zostaną wyśmiani, wyszydzeni. Pytajmy: „Jak ciebie kochać, jak o ciebie dbać, jak mnie potrzebujesz, jak z tobą być w momentach, kiedy jesteś smutny?”. Pytajmy, kiedy jest dobrze, nie kiedy jest dół, bo wtedy wchodzą trudne emocje i to nie ma sensu. Dziecko nam wszystko powie. Pytajmy, a będziemy dobrymi rodzicami.

„Jak mam rozmawiać z gówniarzem? Już nie mam siły”, pytają rodzice. A odpowiedź, jak słyszę, jest prosta: pytaj dziecko, pokaż mu swoją bezradność, powiedz mu: „Kocham cię, ale nie potrafię”.
– Tak to wygląda. Kiedyś powiedziałem do córki: „Dorosłem, którędy się wraca?”. Wtedy córka zaczęła mi odpowiadać krok po kroku, jak wracać, jak ją usłyszeć. Wydawało mi się, że wyjdę na głupka, bo przecież pokażę, że nie wiem… Kiedy tak krok po kroku zaczęła mi mówić, jak z nią być, to potem prawie mi urwała szyję, takiego przytulasa dała. Brakuje nam podstawowej wiedzy, że psychika nastolatków nie jest tak wykształcona, jak nam się wydaje. Bo wydaje się nam, że mając 15 czy 16 lat, powinni kojarzyć fakty, a oni robią nam na złość. Nie robią – uczą się. Do tego dochodzą hormony, emocje, które są podpalane. Nazwaliśmy ten okres buntem nastolatków, bo nie wiemy, jak sobie z tym radzić. Buntem wołają o zauważalność, nie wiedzą, jak inaczej to zrobić. Wystarczy spojrzeć na sytuację z ich perspektywy. Jeszcze długo nie będą na naszym etapie rozwoju. Wkurzamy się, że jest niesprzątnięte, a przecież 15 razy prosiliśmy. Często dzieciaki próbowały pamiętać, ale nie dały rady. To dziwne, ale tak jest. A my wchodzimy, podpalamy się, bo odbieramy to jako brak szacunku. Sięgamy po przymusy, zakazy, nakazy. Ale przecież nawet na dorosłych nakazy nie działają.

„Gdyby tylko mama, tata pozwolili mi wypowiedzieć zdanie bez przerywania…”.
– To zdanie powtarza się w 70-80% okienkowych rozmów. Z czym pani się kojarzy białe zwierzę w czarne łaty?

Z kotkiem.
– Ja pomyślałem o krowie. Pani mówi o kotku, a ja zaczynam pani doradzać w sprawie cielaczka. Tak samo jest z dziećmi. Nieraz nie pozwalamy dziecku nazwać problemu, ale zaczynamy mu doradzać. Tylko nie na temat.

Edyta, 13 lat: „Bo ja potrzebuję najbardziej mamy, kiedy jestem niegrzeczna. Bo jak nakrzyczy, wychodzi, a powinna przytulić”.
– Jeśli powiemy o kilka słów za dużo, bo nie wytrzymaliśmy, bo mieliśmy trudny dzień, to bardzo ważne, żeby dziecka z tym nie zostawiać. Trzeba przyjść, powiedzieć: „Kocham”. Bo dzieci odbierają nasz krzyk, przeżywają nasze obrażenie się. Młodsze mówią: „Przestała kochać”, starsze: „Nadąsała się, strzeliła focha”. Każde z nich woli karę niż takie traktowanie. Najgorsza rzecz, którą można dziecku zrobić, to obrazić się na nie i czekać, aż stanie się inne, takie, jak było kiedyś. To okrucieństwo psychiczne, które dzieci potężnie odbierają. Jeśli nakrzyczę na córkę, zawsze wracam, przytulam, mówię: „Kocham”. Jeśli dziecko nam napyskuje, możemy powiedzieć: „Jeśli tak do mnie mówisz, to znaczy, że coś przegapiam, pokaż mi co. Przepraszam cię”. Dla dorosłych to trudne. Wolimy się obrazić i wymusić swoim zachowaniem pożądane zachowanie dziecka, zamiast zrozumieć, że ono tak mówi, bo sobie z czymś nie radzi. A my myślimy, że jeśli mu zakażemy, to w przyszłości będzie wiedziało. To tak nie działa – nauczy się jeszcze bardziej chować problem, by nie mieć obrażonego rodzica. Uczy się: tego tematu nie warto poruszać, bo mama od razu się wścieka i obraża. Kary dzieci przyjmują w ciemno, ale obrażanie się na dwa, trzy dni jest nieporozumieniem. To najszybsza droga, by mieć zamknięte dziecko. Założy maskę kogoś, kogo rodzice chcą widzieć, ale będzie to obraz daleki od prawdy.

Odnośnie do maltretowania psychicznego taki obrazek z okienka: dziewięcioletnia Madzia słyszy od mamy, że jest niegrzeczna, bo: wyleje mleko, zapomni kluczy, zagapi się w niebo i przewróci. Wtedy pęka jej serduszko, bo boi się, że mama przestanie kochać. Żeby się nie bała, trzeba serduszko przytulić…
– Madzia podała instrukcję, nie chciała mówić o sobie, tylko o serduszku. Zapytałem, jak się przytula serduszko. „Jak mnie, długo”. Dziecko czuje się oskarżone, nawet jak mama powie delikatnie: „Ty gapo, jak znowu mogłaś to zrobić?”.

Pod każdym pana postem na Facebooku jest 3-5 tys. reakcji, a nawet więcej. „Jestem 100-kilogramowym chłopem, muszę się chować w pracy, żeby nie widzieli moich spoconych oczu”.
– To, że ten wielki chłop napisał, to dobrze, bo większość komentujących stanowią kobiety. Taki komentarz daje motywację innym ojcom, żeby dzielili się przeżyciami. Mam nadzieję, że jeden wpis na Facebooku to jedno dziecko w okienku mniej. Gdy czyta się coś takiego, czuje się wzruszenie. Ta praca jest wymagająca. Nieraz już leżałem na podłodze i mówiłem, że nie dam rady. Na przykład sytuacja sprzed kilku tygodni: w sobotę rozmawialiśmy z mamą, zrobiliśmy wyjątek, w niedzielę mieliśmy rozmawiać z córką. Niestety, skutecznie targnęła się na swoje życie z soboty na niedzielę… I nie wie się, czy można było bardziej, czy można było w sobotę doprowadzić do rozmowy z dziewczynką. Myślałem, że jestem twardzielem. Takie momenty zatrzymują. I gdyby nie umiejętność radzenia sobie z tym dzięki psychologom i psychiatrom, którzy mnie tego uczą, nie udźwignąłbym. To dziecko miało 11 lat…

Dlaczego zaczął pan pracę w okienku?
– Pracowałem w biznesie. Klienci doceniali moją skuteczność, zaproponowali pracę nad problemami w związkach. Powstał program dla par „Czy mnie słyszysz”. Potem pojawiły się prośby, czy mógłbym pomóc w sprawach dziecka. Nie bardzo chcieliśmy się tego podejmować, nie mieliśmy doświadczenia. Ale coraz częściej było: „Tomek, proszę, chociaż pogadaj, podpowiedz mi”. Ogłosiłem więc na Facebooku, dla znajomych, że przez dwie godziny dziennie bezpłatnie będę pomagał dzieciom. Myślałem, że będzie kilka zgłoszeń w miesiącu. W ciągu kilku dni przyszło kilkaset zgłoszeń. Na początku pracowaliśmy dwie godziny, potem cztery. Teraz pracujemy nawet 12 godzin na dobę, we współpracy z psychologami, psychiatrami.

Skąd macie na to fundusze?
– Kasa idzie z warsztatów dla rodziców, które prowadzę. Finansujemy też niektórym dzieciom terapię, recepty. Rodzice nie potrafią tego przyjąć. Polacy są dziwnie dumnym narodem. Ciężko się przyznać, że nie ma się kasy, lepiej powiedzieć wbrew rzeczywistości: „Dam sobie radę”. Trzeba długo przekonywać do przyjęcia pomocy. Długoterminowa terapia dziecka jest bardzo kosztowna. Wracając do funduszy na działalność, jest zbiórka na Patronite, gdzie mamy prawie 900 patronów. Pieniądze idą pod hasztagiem: Usłyszeć na czas. Na razie nie ruszamy tamtych pieniędzy. Chcemy je przeznaczyć na budowę ośrodka. Jednak pewnie niedługo będziemy musieli po nie sięgnąć, bo zgłasza się coraz więcej dzieci. Powołaliśmy fundację, będzie miała nadany numer pewnie w ciągu miesiąca. Wtedy może znajdą się osoby zajmujące się wyłącznie zbiórką pieniędzy. Teraz nie mamy tylu rąk do pracy.

Przerażają liczby dzieci potrzebujących wsparcia. Uczniowie coraz bardziej gubią się w szkole. Napisał pan wzruszający post „Pogubiliśmy wrażliwość” o dzieciach, które nie zdały do następnej klasy.
– Dziś średnio w każdej klasie jest troje dzieci myślących o próbie samobójczej i dwoje, troje takich, które się okaleczają. Można założyć, że jedna czwarta klasy jest pokiereszowana i wymaga natychmiastowej pomocy. Przypadek z dzisiejszego ranka – zgłasza się do nas dziecko po nieudanej próbie samobójczej, trafia do ośrodka, otrzymuje skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Rodzice słyszą: „Nie ma miejsc”. Zostali sami. Będą spać przy łóżku dziecka, żeby nie podjęło kolejnej próby.

Ale dziś szkoła ma gruntować cnoty niewieście, a nie zajmować się psychiką uczniów.
– Na początku tego roku były likwidowane łóżka psychiatryczne na rzecz łóżek covidowych. Rozumiem potrzebę chwili, ale są granice. Niech rządzący zajrzą na oddział psychiatryczny i zobaczą, w jakich warunkach leżą dzieci. Na korytarzach, na brudnych materacach. Zresztą rodzice boją się puszczać tam dzieci, bo na 40 potrzebujących ogromnej uwagi są dwie pielęgniarki – jedyne, czego mogą dopilnować, to zapięcie w pasy. Relacje dzieci z okienka: tam można się nauczyć, jak się pociąć np. plastikową nakrętką, nikt tego nie kontroluje. Leczenie psychiatryczne dzieci w Polsce nie istnieje. Owszem, mamy wielu cudownych psychiatrów dziecięcych, łapię ich na nocnych dyżurach, bo tylko wtedy mają trochę czasu. Są w stanie jedynie faszerować dzieci lekami i trzymać kciuki, by na ich dyżurze nic się nie stało. Nie mają jak posłać dziecka na terapię z publicznych pieniędzy, bo ich oczywiście brakuje.

b.igielska@tygodnikprzeglad.pl

Fot. archiwum prywatne

Wydanie: 2021, 31/2021

Kategorie: Psychologia, Wywiady

Komentarze

  1. Malgorzata
    Malgorzata 27 lipca, 2021, 14:11

    Niestety Polska to wciąż kraj podszyty strachem. „Nie biegnij bo się przewrócisz, chodź tu bo Cię pan zabierze.” W strachu, również kary boskiej nigdy nie rozwiniesz skrzydeł. Z automatu wstrzeliwuje się go (strach) w nasza matryce i tak owocuje przez całe życie. No i boje się ze czegoś nie wiem, lub czemuś nie podołam albo ze dziecku się coś stanie. Myśle ze problem leży w naszej polskiej mentalności. W mediach od prawa do lewa serwuje się nam codziennie wiadomości jakich to mamy złych sąsiadów/sojusznikow nie wspominając o zbyt często arbitralnej formie wypowiedzi (dziennikarzy!) typu- ‚wyrodna’ matka, ‚nieodpowiedzialni’ rodzice. Rowniez media społecznościowe ale i polskie ulice to werbalny lincz co mnie bardzo smuci bo jesteśmy odbierani przez obcokrajowcow jako BARDZO UPRZEJMY naród. Podobno z boku widzi się więcej…

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy