Hašek o Piłsudskim

Hašek o Piłsudskim

Humoreska twórcy Szwejka nt. wizyty Naczelnika w Paryżu

Z DZIENNIKA PODRÓŻNEGO MARSZAŁKA PIŁSUDSKIEGO z polskiego oryginału

PRZEDMOWA TŁUMACZA
Dzięki zawarciu traktatu francusko-polskiego także kwestia wyjaśnienia stosunków czesko-polskich oraz naszego stanowiska wobec Francji posuwa się znacznie do przodu. Sensacyjnemu pojawieniu się marszałka Piłsudskiego w Paryżu towarzyszyły rozmaite komentarze prasy europejskiej i amerykańskiej. Nowy etap francuskiej polityki międzynarodowej spotkał się z oddźwiękiem nie tylko w czołowych pismach światowych, ale także w najszerszych kręgach obywatelskich, od obywateli ziemi cieszyńskiej począwszy. Daleki jestem od tego, aby porywać się na analizy międzynarodowej polityki, przedstawiam po prostu fragmenty z dziennika podróżnego marszałka Piłsudskiego. Jako ciekawostkę dodaję, że przekład przygotowano na podstawie oryginału dziennika, który dostał się do rąk tłumacza dzięki niezwykłemu przypadkowi, nieprawdopobnemu zbiegowi okoliczności, którego tajemnica nie jest dotąd dostępna szerszej publiczności. Mogę jedynie podać, że marszałek Piłsudski zgubił swój dziennik podczas podróży powrotnej z Paryża do Warszawy. Jestem przekonany, że po wydaniu przekładu będzie z pewnością wielce zadowolony, że dziennik nie wpadł w niewłaściwe ręce i że publikacja tego tłumaczenia przyczyni się do umocnienia stosunków czesko-polskich. Sam dziennik pisany jest prościutkim, rzeczowym stylem, niemającym, co prawda, większej wartości literackiej, jednak w każdym zdaniu wyczuć można szczery sposób myślenia polskiego pana. Wstęp do przekładu kończy się mottem, którego użył słynny polski pisarz, Wacław Sieroszewski, na początku swojej książki o marszałku Józefie Piłsudskim: „Chociaż przeciwko niemu przemawia jego przeszłość, jego będzie za grobem zwycięstwo”.

PIERWSZA STRONA DZIENNIKA
Warszawa
Znowu wyruszam za granicę. Na jakiś czas opuszczam Warszawę. Z Warszawy wyjeżdżałem ostatnio kilka razy. Raz, kiedy pod Warszawą byli bolszewicy, i raz, kiedy jechałem do Anglii do Lloyda George’a. Urodziłem się w listopadzie 1867 roku w Zułowie, w majątku Michałowskich, który potem, cierpiąc z żalu z powodu władzy Moskali, przegrałem w karty. Noszę rękawiczki
nr 16 i kołnierzyk nr 41*. W dzieciństwie spotykaliśmy się potajemnie i spiskowali przeciw Moskalom. Jeszcze dzisiaj tkwi mi w pamięci pieśń, którą wtedy śpiewaliśmy: „Będzie Polska w imię Pana”. Dzisiaj się tej podróży boję. Boję się, że Francuzi nie zapomnieli, że służyłem w Austrii i w Niemczech od
6 sierpnia 1914 roku aż do rewolucji w roku 1918, kiedy to przeszedłem na stronę ententy. Boję się, że jest jeszcze gdzieś we francuskich gazetach wzmianka o tym, że witałem cesarza Wilhelma w Warszawie. A najbardziej się boję Anglików. O ile pamiętam, z nimi też się dogadałem, że tylko oni będą z nami w sojuszu. Kiedy ostatnio byłem w Londynie, podpisałem coś, że Anglia i Polska porozumieją się w kwestii solidarnego działania w celu poprawy sytuacji gospodarczej i że w wypadku wojny Polska wyśle swoje siły wojskowe w obronie słusznych interesów Anglii. Potem pożyczyłem 1 000 000 funtów szterlingów, a dzisiaj jadę do Francji podpisywać traktat polsko-francuski. Tym samym rozwiąże się umowa z Anglią, ale to nic nie szkodzi, niech się Czesi wściekają. Niech sobie nie myślą, że to oni będą robić politykę w środkowej i wschodniej Europie. W tym wszystkim niech mi dopomaga Jezus Chrystus i Najświętsza Panna.

DRUGA STRONA DZIENNIKA
Dzisiaj wyjechałem z Warszawy po uroczystym nabożeństwie odprawionym przez arcybiskupa. Przyjąłem ciało Pana. Potem był bankiet pożegnalny z rządem. Prezes rady ministrów pożyczył ode mnie 1000 marek polskich. Zanim pociągiem opuściłem granice Polski, odprawiono na ostatniej stacji granicznej mszę polową i ktoś mi dał szablę. Mam już takich szabli na pamiątkę ze 600. Na granicy czytałem sobie „Kuriera Warszawskiego” i dowiedziałem się, że marka polska znowu poszła w dół.

TRZECIA STRONA DZIENNIKA
zalana jest czerwonym winem i tekst jest nieczytelny. Ocalał tylko nagłówek: Paris, Moulin-Rouge.

CZWARTA STRONA DZIENNIKA
Paryż
Skończyło się całkiem dobrze. W ogóle nie było mowy o Anglii ani o tym, że pomagałem Austrii i Niemcom, ani o cesarzu Wilhelmie. Francuzi są eleganccy i rycerscy, istni Polacy Zachodu. Przyjęli wszystkie moje warunki:
1. Podczas mojego pobytu uczyć we wszystkich szkołach we Francji wyłącznie w języku polskim.
2. Dać polskim firmom wędliniarskim koncesję na produkcję polskiego salami.
3. Rozkazać wszystkim francuskim dziennikom, żeby opublikowały artykuły o tym, jak Czesi prowadzą austriacką politykę.
4. Podpisać jedynie taki traktat polsko-francuski, jaki Czechom złamie kark.
Było tam jeszcze kilka punktów, których już nie pamiętam. Ale domagałem się między innymi, aby doktora Beneša wyrzucono z Paryża, które to żądanie odrzucono pod pretekstem, że domagam się za dużo naraz. Ja ze swojej strony obiecałem Francji, że przyczynimy się do poprawy jej sytuacji gospodarczej, że Polacy zrobią wszystko, co możliwe, aby Francja zyskała pozycję mocarstwa. Kiedy wrócę do Warszawy, wyślę do Paryża ministra finansów. Jak się osobiście przekonałem w Paryżu, myślę, że coś nam pożyczą. Od Anglii coś już dostaliśmy wcześniej. Teraz znowu trzymamy z Francją przeciw Anglii. Kiedy nam się skończą pieniądze, pojadę do Ameryki i zawrę nowy traktat polsko-amerykański, znowu coś pożyczę i będę mówił przeciw Francji. A potem załatwię traktat japońsko-polski przeciw Ameryce. Do tego czasu Anglia mi wybaczy i będę mógł z nią nawiązać nowe stosunki i dostać nowe pożyczki.

PIĄTA STRONA DZIENNIKA
Byłem w trzech kościołach i na sześciu bankietach. Jutro wracam do Warszawy. Francuzi to bardzo inteligentny naród, w Paryżu nawet trzyletnie dziecko mówi znakomicie po francusku.
Strony dziennika od szóstej do dwudziestej drugiej (ostatniej) zostały tłumaczowi ukradzione z płaszcza w jednej kawiarni.

* Takie pomieszanie drobiazgów jest typowe dla marszałka Piłsudskiego, co dostrzegły nawet francuskie gazety, wspominające przy okazji przyjazdu marszałka Piłsudskiego do Paryża, że bardzo chętnie snuje on wspomnienia ze swojego życia.

Jaroslav Hašek zapewnił sobie nieśmiertelność stworzeniem postaci i opisem przygód wojaka Szwejka. Popularna, także w Polsce, jest jeszcze „Historia Partii Umiarkowanego Postępu (w granicach prawa)”. Hašek był jednak przede wszystkim dziennikarzem, czego liczne dowody zawierają stare praskie gazety i czasopisma. Pisywał humoreski i satyryczne felietony na każdy możliwy temat. Choć w większości nie mają one poważniejszej wartości literackiej i ponadczasowej, to są ciekawym dokumentem życia codziennego i nastrojów Czechów w pierwszych dekadach XX w. Nie stronią od polityki, szczególnie w pierwszych latach po zakończeniu I wojny światowej, które dały Czechom, podobnie jak Polakom, niepodległość.
Taki jest też tekst o Piłsudskim – „Z cestovního deníku maršála Pilsudského”, dotąd – co może dziwić – w Polsce praktycznie nieznany. Jest on zapewne reakcją na wizytę Piłsudskiego w Paryżu w lutym 1921 r. – ukazał się 20 marca 1921 r. na łamach „Tribuny”. Kilka miesięcy wcześniej – w listopadzie 1920 r. – Hašek wrócił do Pragi po pięcioletnim pobycie w Rosji, gdzie poznał z autopsji rewolucję i nawet w niej uczestniczył. Aktywnie współpracował wtedy z licznymi gazetami i czasopismami, wśród których były także lewicowe „Tribuna” i „Rudé právo”.
Kpiarski ton i wyraźny dystans wobec czołowej postaci polskiej polityki tamtych lat odzwierciedla zapewne opinie czeskiej inteligencji, zwłaszcza jej lewicowych i liberalnych kręgów. Inaczej patrzyła ona wtedy na stosunki z Rosją, która nie jawiła się Czechom jako zagrożenie niepodległości. Polskę i Czechosłowację dzieliła też sprawa Śląska Cieszyńskiego, rozwiązywana przecież z udziałem mocarstw zachodnich. Ich sympatię zresztą czescy politycy pozyskiwali bez specjalnych problemów, a sprawna dyplomacja doprowadziła w końcu do korzystnych dla nich rozwiązań, które tak poważnie zaciążyły na stosunkach między oboma państwami.
Tekst Haška jest humoreską i nie ma sensu analizować go w kategoriach dokumentu historycznego czy publicystyki politycznej. Potraktujmy go jako po prostu inne – złośliwe i ironiczne, ale politycznie wymowne – spojrzenie na pomnikową postać naszych dziejów.

Tłumaczenie Anna Dorota Kamińska

Wydanie: 20/2009, 2009

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy