Historia jednej okładki, czyli wydumana krzywda „Wprost”

Historia jednej okładki, czyli wydumana krzywda „Wprost”

Oprócz wielu sensacyjnych tekstów, publikowanych na łamach tego tygodnika, a przynoszących w konsekwencji przegrane procesy sądowe, znajduje się także nieprawdziwy opis wydarzeń dotyczących samej redakcji. W lutowym numerze miesięcznika „Press” ukazał się artykuł pt. „Bez marki marka” Mariusza Kowalczyka opisujący sukces i upadek tygodnika „Wprost”. W tekście cytowane są m.in. wspomnienia Marka Zieleniewskiego, byłego wieloletniego zastępcy redaktora naczelnego „Wprost”, o kłopotach, jakie spotkały redakcję ze strony ówczesnego Wydziału Propagandy KC PZPR za opublikowanie okładki z podobizną gen. Kiszczaka „jako stolarza… wykrawającego owal okrągłego stołu”. Poza opisem powyższej okładki wszystko inne mija się z prawdą. Powracam do tej kwestii w historii tygodnika tylko dlatego, iż już wcześniej, bo w 1992 r., Marek Król na łamach „Polityki” (nr 2 z 11.01.1992) kłamliwie wypowiedział się na temat restrykcji, które jakoby miały go spotkać w związku z drukiem tejże okładki. Czynię to z pełną odpowiedzialnością jako jedna z głównych postaci tamtych wydarzeń, w tym czasie bowiem byłem kierownikiem Wydziału Propagandy KC PZPR.
Historia ze wspomnianą okładką rozpoczęła się od wystąpienia jednego z członków Biura Politycznego KC PZPR (nie pamiętam nazwiska, ale mogę przypuszczać, iż był to jeden z robotników), który na posiedzeniu BP w dniu 20.09.1988 r. stwierdził, że czasopismo „Wprost” opublikowało na pierwszej stronie rysunek przedstawiający gen. Kiszczaka przecinającego piłą okrągły stół. Wywołało to zrozumiałą reakcję prowadzącego obrady Wojciecha Jaruzelskiego, który negatywnie ocenił powyższy fakt, podkreślając, że od prasy oczekuje się poparcia, a nie dezawuowania idei Okrągłego Stołu, a także zobowiązał mnie do wyjaśnienia powyższej sprawy. W przerwie obrad gen. Cz. Kiszczak zwrócił się do mnie, nawiązując do polecenia W. Jaruzelskiego, z sugestią, abym nie wyciągał zbyt daleko idących wniosków w stosunku do redakcji „Wprost”, twierdząc, że cała sprawa jest błaha i nieważna. Tym szczególnym zachowaniem Cz. Kiszczaka byłem wtedy co prawda zdumiony, ale zinterpretowałem je jako, po raz kolejny zaprezentowaną, „liberalną” postawę szefa ówczesnego MSW.
Poprosiłem o zorganizowanie spotkania z kierownictwem redakcji „Wprost” w Warszawie i o dostarczenie egzemplarza periodyku. Termin spotkania ustalony został na czwartek 13 października na godzinę 12.00. Otrzymałem także egzemplarz z opisaną okładką i wtedy, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, okazało się, że przedstawiony na niej Cz. Kiszczak nie tylko nie przecina okrągłego stołu, a wręcz odwrotnie, obcina jego kanty w celu zaokrąglenia. Czyli nie ma sprawy, ale było już za późno na odwołanie zaplanowanego spotkania. Postanowiłem więc, iż w czasie jego trwania przedstawię dziennikarzom „Wprost” pewne zagrożenia, jakie wiążą się z interpretacją powyższej okładki. Spotkanie odbyło się w planowanym terminie i o zamierzonym przebiegu. Uczestniczył w nim ze strony redakcji także Marek Król. I tylko tyle. Nie było mowy o naganach, zawieszeniu, wyrzuceniu itp. To wszystko, co panowie Król i Zieleniewski opowiadają, stanowi tylko i wyłącznie kolejną wydumaną historię w stylu tygodnika „Wprost”.
Marek Król wspominał w „Polityce”: „Wszystko działo się tak szybko, że Sławomir Tabkowski, ówczesny szef propagandy, nie zdążył wykonać swojej decyzji o zawieszeniu mnie na stanowisku naczelnego, a ja już byłem sekretarzem KC”. Od wspomnianego spotkania do 29.07.1989 r., kiedy to M. Król został wybrany na sekretarza KC PZPR, minęło ponad dziewięć miesięcy, a więc wystarczająco długo, aby, przy nawet największej opieszałości, wykonać opisane decyzje. Pod warunkiem że miały one miejsce. Notabene w czasie prawie dwóch lat pełnienia funkcji kierownika Wydziału Propagandy KC nie podjąłem ani jednej decyzji o wyrzuceniu, odwołaniu, zawieszeniu czy też udzieleniu nagany jakiemukolwiek redaktorowi naczelnemu periodyku będącego w gestii wydziału.
Ma natomiast rację Marek Król, mówiąc, że wszystko działo się tak szybko – w jego wypadku działo się nawet bardzo szybko – ponieważ już po niecałych dwóch miesiącach sekretarzowania i nadzoru nad pionem propagandy musiał go zastąpić 3.10.1989 r. Zdzisław Balicki.
Po kilku latach, gdy tygodnik „NIE”, a potem IPN podały informacje, że Marek Król był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB, wyjaśniła się także intencja wyjątkowo opiekuńczej postawy gen. Kiszczaka.

Wydanie:

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy