Historia Polski pisana na nowo

Historia Polski pisana na nowo

Pani Kiszczakowa po raz kolejny zrobiła coś niekonwencjonalnego. Coś, co musi wprawić w zdumienie osoby jako tako logicznie myślące. Kiedyś, w latach 80., napisała do paryskiej „Kultury” list, w którym przekonywała, że jej mąż, gen. Kiszczak, jest dobrym człowiekiem, patriotą i tak w ogóle jest wielki. Niedawno pozazdrościła książek Monice Jaruzelskiej i napisała swoją. Smętną. Najdelikatniej mówiąc. Niektórzy mówią, że żenującą. Nie wiem, nie czytałem, ale książka, wbrew oczekiwaniom autorki, bestsellerem nie została. Ostatnio postanowiła generałowa sprzedać IPN papiery, które nielegalnie przechowywał w domu jej zmarły w ubiegłym roku mąż. IPN nie tylko nie zapłacił, ale jeszcze spowodował przeszukanie domu państwa Kiszczaków i zarekwirował kilka worków dokumentów, które generał zostawił sobie na pamiątkę. Swoją drogą, pomysł propozycji sprzedaży nielegalnie posiadanych dokumentów bezpieki był oryginalny. To tak, jakby policji zaproponować sprzedaż kradzionego samochodu. Ponieważ jakaś część tych Kiszczakowych dokumentów dotyczyła TW „Bolka”, prawicowi politycy i publicyści niemal oszaleli ze szczęścia. Prezes IPN ledwie rzucił okiem na pierwsze z brzegu dokumenty i już przed kamerami telewizyjnymi obwieścił, że są autentyczne. Sporo do powiedzenia mediom, a za ich pośrednictwem społeczeństwu, miał też miłośnik lustracji, autor mądrej maksymy, że „bezpieka sama siebie nie oszukiwała”, prof. Dudek. Ten koryfeusz metodologii badań historycznych (jednak z zawodu, jeśli się nie mylę, nie historyk, ale politolog) nawet nie musiał odnalezionych dokumentów oglądać, aby o nich obszernie i kompetentnie się wypowiadać.

Co tu dodać? Jakie czasy, tacy historycy. Powiedziałbym nawet, taka historyczna „dobra zmiana”.

I co z tego, jeśli nawet okaże się, że Lech Wałęsa jako młody robotnik zobowiązał się do współpracy z SB na początku lat 70.? I co z tego, że ostatnie znalezisko z Kiszczakowej piwnicy potwierdza (o ile naprawdę potwierdza), że współpraca ta trwała jeszcze w 1974, a nie, jak twierdzili dotychczas tropiciele agenturalnej współpracy Wałęsy, do 1972 r.? Jakie to ma znaczenie? Faktem jest, że ten młody robotnik, w jakichś okolicznościach wplątany we współpracę z SB, potrafił z tego się wyplątać i stanąć na czele ruchu, który odmienił Polskę i przyczynił się do odnowienia tej części Europy. I za to jest ceniony w świecie. Plucie na Wałęsę, satysfakcja, że można o nim coś złego powiedzieć, że można umniejszyć jego znaczenie, są obrzydliwe i bezdennie głupie. Mają w sobie coś z masochizmu, obiektywnie szkodzą Polsce i jej wizerunkowi w świecie. A robią to ci sami ludzie, którzy chcą karać więzieniem za szkodzenie dobremu imieniu narodu polskiego i Polski.
Maniacko prezentowana przez nich wizja polskich dziejów najnowszych prowadzi w linii prostej do uznania, że komunizm w Polsce obalił gen. Kiszczak z pomocą funkcjonariuszy bezpieki i ich tajnych współpracowników. Logiczną konsekwencją takiego myślenia będzie kiedyś wystawienie im pomnika wdzięczności.

A swoją drogą, jeśli gen. Kiszczak przechowywał takie materiały i nie ujawnił ich, choć był szarpany w mediach i licznych procesach, świadczy to chyba, że albo nie traktował ich jako swoistej polisy ubezpieczeniowej, albo nawet jeśli tak je traktował, nie użył ich w tym charakterze. Nie chciał? A może nie potrafił? Tego już się nie dowiemy. Skoro jednak, odchodząc z ministerstwa w 1990 r., takie dokumenty zabierał, wziął chyba te, które uważał z jakichś względów za najwartościowsze. Jeśli tak było, można się zastanawiać, co jeszcze, obok w sumie niewnoszącej nic rewelacyjnego do historii Wałęsy, choćby nawet obszernej dokumentacji TW „Bolka”, miał pochowane po szufladach. Gwarantem porozumień okrągłostołowych był Kościół. Jeśli zabrane z MSW dokumenty miały być – jak twierdzą niektórzy – polisą, nie zdziwiłbym się, gdyby znaczna ich część dotyczyła Kościoła i jego hierarchów. Wiem też, jakich dokumentów w MSW nie było po 1990 r., choć minister Kozłowski na prośbę księdza prymasa szukał i bardzo chciał je znaleźć. Oj, nie podniecałbym się tak bardzo znaleziskiem z Kiszczakowego domu. Bardzo jestem ciekaw, czy i kiedy IPN pokaże całą zawartość znaleziska, czy poprzestanie jedynie na aktach „Bolka”.

A z pisaniem historii Polski będą kłopoty, ale zupełnie inne. Pomysł prawnokarnej ochrony dobrego imienia Polski i Polaków może skutecznie zablokować różne badania historyków i publikacje ich rezultatów. Gdzie bowiem się kończy dopuszczalna krytyka, a zaczyna obraza państwa i narodu, będzie decydować podległa rządowi prokuratura. Jeśli ten zakaz „obrażania” będzie działał także wstecz, trzeba będzie ocenzurować nie tylko Gombrowicza czy Miłosza, ale również Norwida, nie mówiąc już o całej krakowskiej szkole historycznej, która winą za rozbiory obciążała Polaków i krytykowała liberum conspiro. Nie wiem, czy ostanie się nawet Kochanowski, który stwierdzał, że Polak „i przed szkodą, i po szkodzie głupi”. Zmitologizowana historia rozwijać się teraz będzie pod ochroną prawa karnego. Trudno jej zatem będzie się wywiązać z roli nauczycielki życia.

Wydanie: 08/2016, 2016

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Komentarze

  1. tom
    tom 1 marca, 2016, 18:04

    tacy jak Pan powinni byc w rzadzie anie takie pisowskie szczury(no moze obrazam te poniekad inteligentne stworzenia)

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Marek Pomykalski
    Marek Pomykalski 1 marca, 2016, 23:39

    Komentarz Pana profesora Jana Widackiego, odnośnie „teczki Bolka” przeczytałem z dużą uwagą. W przeciwieństwie do innych komentarzy i wypowiedzi „historyków”, jest: merytoryczna, rzetelna, kompetentna, rzeczowa, napisana bez emocji i zacietrzewienia. Bardzo dobra i trafna ocena, obecnej sceny politycznej. Kto na tej sprawie zyska a kto straci ? Prawicowi politycy i publicyści, świadomie i z premedytacją, plują,wdeptują, nurzą w szambie Lecha Wałęsę, nic to, że tymi wypowiedziami, szkodzą Polsce i wizerunkowi Polski w świecie. Wyrożnia się w tym opluwaniu, w swych częstych wypowiedziach ( czytaj:
    ślinotok i bełkot)….. ” nijaki „…….30-latek..Jacek Jaki v-ce minister konstytucyjny.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Bonifacy Krufka
    Bonifacy Krufka 6 marca, 2016, 15:00

    Och, a co będzie z utworem ” Nowe Szaty Króla” ?
    Doda się preambułę:
    : „Rzecz działa się dawno i nie w Polsce” ?

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. li
    li 12 marca, 2016, 13:51

    Kiszczak jednak wiedział dobrze po co zabiera pewne dokumenty z MSW w 1990 roku. Wiedział, że długo nie będzie czekał na podział ludzi Solidarności. Już parę lat po transformacji, nastąpił ostry rozłam wokół Wałęsy. Może rzeczywiście teczka Wałęsy i inne rzeczy zostały wzięte z ministerstwa, aby nie wpadły w ręce jakiegoś idioty, który zacząłby nią „grać”. W pierwszych miesiącach nowej władzy w roku 90-tym nie było chyba rzetelnej kontroli nad dokumentami, które bez względu na wydźwięk polityczny powinny trafić w ręce osób odpowiedzialnych i myślących przyszłościowo. Mali ludzie kochają mieć 'coś” w ręku na swoich przeciwników. A nóż widelec kiedyś można to „coś” wykorzystać. Taka nasza uroda.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy