Historia nie jest pustą wyliczanką dat i nazwisk

Historia nie jest pustą wyliczanką dat i nazwisk

Wiedeńska Stacja Naukowa PAN otwiera się na polskich młodych naukowców i studentów


Prof. Piotr Szlanta – dyrektor Stacji Naukowej PAN w Wiedniu


Mija rok, odkąd został pan szefem Stacji Naukowej Polskiej Akademii Nauk w Wiedniu.
– Objąłem ją po dyrektorze Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie, prof. Igorze Kąkolewskim, a to jedna z sześciu takich stacji zagranicznych. Zarządzał nią przez trzy miesiące po zakończeniu kadencji poprzedniego dyrektora, prof. Arkadiusza Radwana. Jednym z dokumentów, jakie musiałem przygotować w procedurze konkursowej, była wizja funkcjonowania i rozwoju stacji. Skoncentrowałem się na działalności naukowej i popularyzatorskiej, nie zdając sobie bliżej sprawy z faktycznego charakteru tej pracy. To był na pewno trudny rok. Przez pierwsze miesiące działałem w trybie „gaszenia pożarów”, wdrażałem się do nowych zadań, poznawałem procedury obowiązujące w PAN. Placówka wychodziła także z pewnego bezruchu wymuszonego przez pandemię, brakowało zastępcy ds. administracyjno-finansowych, było parę wakatów.

Ożywienie i różnorodność – tak bym podsumowała ubiegły rok w wiedeńskiej stacji PAN.
– Cieszę się z tej opinii. Wydaje mi się, że te pierwsze 10 miesięcy mogę sobie policzyć na plus. Udało nam się z całym zespołem zapewnić normalne funkcjonowanie stacji i zorganizować stosunkowo dużo imprez naukowych. Jestem historykiem, wcześniej wielokrotnie bywałem gościem w stacji na zaproszenie dyrektora, prof. Bogusława Dybasia. Stacja, będąca swoistym attachatem naukowym, nie może jednak się koncentrować na jednej dziedzinie nauki. Środowisko mieszkających tu Polaków, Klubu Profesorów i młodych naukowców z zadowoleniem przyjęło intensyfikację i organizowanie tu konferencji bądź dyskusji panelowych poświęconych m.in. historii, nauczaniu o Holokauście i zbrodniach przeciwko ludzkości, ale lista różnorodnych wydarzeń jest długa.

Trwa rozpętana przez Rosję wojna, jest cały czas w tle.
– Mój pierwszy pomysł autorski związany był właśnie z wojną na Ukrainie, gdzie także dochodzi do masowych zbrodni wojennych. Jak nauczać o tych tragicznych wydarzeniach zarówno w Polsce, jak i w innych krajach? Jak uwrażliwić młodych ludzi na tę tematykę, żeby to się nie powtarzało? Na Uniwersytecie Wiedeńskim zorganizowaliśmy wspólnie z Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie oraz m.in. ukraińskim Ministerstwem Kultury i Informacji dużą wystawę poświęconą wojnie na Ukrainie oraz jej historycznym uwarunkowaniom. Wystawa spotkała się z dużym zainteresowaniem, przybył np. desygnowany wtedy rektor Uniwersytetu Wiedeńskiego prof. Sebastian Schütze, udało się także nawiązać kontakt m.in. z Institut für den Donauraum und Mitteleuropa, Collegium Hungaricum i Instytutem Nauk o Człowieku.

Wiedeń to siedziba wielu instytucji badawczych, naukowych, eksperckich, jest z kim nawiązywać współpracę.
– Z nowych kontaktów mamy wspólne inicjatywy z Instytutem Wiesenthala, z jego nowym dyrektorem organizujemy w marcu konferencję dotyczącą uchodźców wojennych w Europie Środkowo-Wschodniej w XX i XXI w. Dobrze, byśmy także odpowiadali na pewne zapotrzebowanie ze strony polskiej racji stanu. Od wielu lat zarówno ambasada RP, jak i Instytut Polski starają się lobbować na rzecz odpowiedniego upamiętnienia ofiar obozu koncentracyjnego w Gusen, w związku z tym od strony naukowej też powinniśmy się w to angażować. Dowodem na to była konferencja poświęcona nauczaniu o Holokauście i innych zbrodniach przeciwko ludzkości popełnionych podczas II wojny światowej, zorganizowana w stacji w październiku 2022 r. we współpracy m.in. z muzeum w dawnym obozie koncentracyjnym w Mauthausen. Zorganizowaliśmy również wspólnie z Fundacją im. Janusza Kurtyki dużą konferencję poświęconą Polsce i Austro-Węgrom w 1918 r. Gościli na niej m.in. prof. Andrzej Chwalba, dr Kamil Ruszała i dr Damian Markowski.

Wykłady odbywały się w kilku językach, były sympozja, konferencje, wystawy, pokazy filmów. Ciekawa jestem, jaki jest odzew publiczności.
– Jedną z pierwszych większych imprez, jakie tutaj współorganizowałem u boku Instytutu Polskiego, z którym mamy doskonałe relacje, była ta w Roku Romantyzmu na stulecie wydania „Ballad i romansów” Adama Mickiewicza. W instytucie czytano Mickiewicza w różnych językach, a u nas była konferencja na temat roli poetów romantycznych w ruchach politycznych XIX w., i to się udało. Instytut zaprosił nas też do swojego namiotu w ramach drugiej Nocy Nauki, namiot znajdował się w prestiżowej lokalizacji, tuż obok pomnika Marii Teresy, pomiędzy Muzeum Historii Sztuki i Muzeum Historii Naturalnej, w centrum starego Wiednia. Nasze stanowisko odwiedziło kilkaset osób. Przysłuchiwałem się tam na naszej wystawie o Marii Skłodowskiej-Curie rozmowie po polsku dwóch młodych, jak potem się okazało, biolożek, które były zaskoczone, widząc plakat Polskiej Akademii Nauk. Nie miały pojęcia, że jesteśmy w Wiedniu. Zaprosiłem je do stacji. Niestety, nie odezwały się później.

Czy to znaczy, że wiedeńska stacja PAN szuka kontaktu z młodzieżą, młodymi ludźmi nauki?
– Bardzo chcemy w marcu spotkać się z młodymi ludźmi studiującymi bądź prowadzącymi badania. Cel jest jeden – dowiedzieć się, jakie mieliby potrzeby, oczekiwania wobec naszej stacji, bardzo zależy nam na tym, by pomagać młodym naukowczyniom, naukowcom. Dajemy możliwość np. wygłaszania wykładów, publikowania tekstu po niemiecku na łamach naszego rocznika. Podobne spotkanie planujemy dla studentów Erasmusa. W końcu byłem belfrem… Inną metodą dotarcia do szerszej publiczności i ożywienia stacji jest pośredniczenie w kontaktach między instytucjami polskimi i austriackimi.

Trudno dać się poznać bez aktywności i obecności w internecie. Choć przyznaję, strona PAN nieco „ożyła”.
– Chcemy poszerzyć krąg naszych odbiorców, odświeżyć stare znajomości, przyciągnąć kolejne osoby. Myślimy o nowych kanałach komunikacyjnych. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o layout naszej strony internetowej, to wydaje mi się, że za Kazimierza Wielkiego był lepszy (śmiech). Centrala obiecała nam w pierwszym kwartale tego roku nowe narzędzie do stworzenia nowoczesnej strony. To już niedługo. Mamy nadzieję, że nowy układ naszej strony także spowoduje, że będzie lepiej pozycjonowana i więcej osób dowie się o działalności naszej stacji.

Zdaje się, że biblioteka PAN w tej pięknej, starej siedzibie przy Boerhaavegasse 25 w 3. Dzielnicy Wiednia też zyskuje na znaczeniu.
– Tak, zatrudniliśmy niedawno bibliotekarza, który jest pełen pomysłów i zapału do pracy. W 2019 r., kiedy mieszkałem przez miesiąc w stacji, będąc na kwerendzie archiwalnej, uczestniczyłem tutaj w wieczorze literackim. Właśnie ruszamy z nową odsłoną tzw. Klubu Książki i gościmy autorów, którzy zgodzili się do Wiednia przyjechać. Będziemy dyskutowali o różnych ciekawych pozycjach, jakie pojawiły się na rynku, proszę trzymać za nas kciuki. Już mamy duży odzew.

To z kim spotka się w PAN publiczność zainteresowana książkami?
– Studiowałem historię na Uniwersytecie Warszawskim 30 lat temu i na moim roku obrodziły co najmniej dwa talenty literackie, mianowicie Monika Milewska oraz Maciej Łubieński. Dr Milewska to historyczka, antropolożka, również autorka powieści, dramatów, jej publikacje to np. „Latawiec z betonu”, a ostatnio „Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL”. Wydaje mi się, że to dobry temat – kuchnia PRL. Sam doskonale PRL pamiętam, to może być impuls do ciekawej dyskusji, właśnie kuchnia, polityka, życie codzienne. Maciek, który jest też satyrykiem, napisał z kolei świetną książkę o swoim rodzie Łubieńskich, jednym z głównych rodów magnackich I Rzeczypospolitej. Przy okazji można pomówić o relacji między chłopami a magnatami i szlachtą także z modnej ostatnio perspektywy chłopów, jak to mamy w książce „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego. Większość Polaków ma przecież chłopskie korzenie.

Stosuje pan feminatywy, co wciąż nie jest zbyt popularne, również pośród naukowców.
– Czasem jednak historyczka woli być nazywana historykiem. Język jest żywy, więc nie bójmy się uprawnionego promowania kobiet np. w nauce. Sam tutaj mam kilka współpracowniczek i bardzo je cenię.

Wspomniał pan, że był pan belfrem. Jest pan też autorem podręczników do historii, ostatni wydano w 2022 r.
– Mam nadzieję, że po zakończonej szczęśliwie misji w Wiedniu wrócę do nauczania, gdyż bardzo lubię pracę ze studentami. Mógłbym także się oddać pisaniu podręczników, wcale bym się nie obraził, gdybym mógł się zaszyć na mojej działce w Beskidzie Niskim i żyć z ich pisania. Chyba wychodzi mi to przyzwoicie, skoro wydawnictwo co kilka lat zwraca się do mnie o napisanie kolejnej książki. Jestem też zwolennikiem mechanizmów wolnorynkowych i myślę, że dobrze by było, aby na rynku było kilka podręczników, spełniających podstawę programową, napisanych dobrym językiem, które przeszły odpowiednie recenzje i zostały dopuszczone. Tak, aby nauczyciele mogli sami wybrać podręcznik odpowiedni dla siebie.

Pewnie zna pan podręcznik „Historia i teraźniejszość” prof. Wojciecha Roszkowskiego?
– Nie będę się do niego odnosił w tej rozmowie, ale wydaje mi się, że sam pomysł, aby uczyć najnowszej historii jako oddzielnego przedmiotu, jest godny rozpatrzenia. Przez 20 lat prowadziłem kursy przygotowawcze dla kandydatów na studia oraz do matury i obserwuję pewną prawidłowość. Bardzo często uczniowie szkół średnich nie dochodzą przed maturą nawet do II wojny światowej, więc dla nich PRL jest czymś abstrakcyjnym. Kiedy jeszcze były gimnazja, to ci uczniowie mieli np. trzy razy kurs historii starożytnej Egiptu. Słyszałem ostatnio nawet dowcip, że to chyba spisek rządu egipskiego, by ci, co mają maturę, wiedzieli coś o Egipcie i pojechali tam na wakacje, a o Gomułce czy Gierku niekoniecznie. Połączenie WOS i historii po II wojnie światowej nie wydaje mi się zatem rozwiązaniem, które należałoby z gruntu odrzucić.

Na czym polega napisanie dobrego podręcznika do historii? Bo to nie jest „tylko” pisanie książki.
– To zupełnie inne zadanie, inne kryteria. Po pierwsze, trzeba pamiętać, że podręcznik ma stanowić narzędzie w procesie nauczania, musi być przyjazny dla ucznia i dla nauczyciela. W końcu to ten ostatni – czy najczęściej ta ostatnia – decyduje o tym, który podręcznik polecić uczniom. Boleję nad tym bardzo, że podręczniki historii są przeładowane faktograficznie. Uczeń powinien znać główne etapy działań wojennych na Pacyfiku w II wojnie światowej, zgoda. Ale czy musi znać dzienną datę lądowania Amerykanów na wyspie Guadalcanal? Moim zdaniem nie, nawet na poziomie rozszerzonym. Współcześnie mamy gdzie sięgać po szczegółowe informacje, wystarczy telefon komórkowy z dostępem do internetu.

To chyba miejsce na pytanie, po co nam historia?
– Moja profesor, Krystyna Wasilewska, z liceum im. Traugutta w Warszawie zawsze mówiła, że historyk jest nie od tego, żeby wszystko wiedzieć, ale od tego, żeby wiedzieć, gdzie znaleźć to, czego nie wie. Dlatego bardziej powinniśmy uczyć myślenia, łańcuchów przyczynowo-skutkowych niż dat i nazwisk. Tu wspomnę inną moją wspaniałą nauczycielkę, panią Czesławę Miazgę ze Szkoły Podstawowej nr 225 na warszawskiej Woli, która potrafiła np., a to była pierwsza połowa lat 80., zamieniać się z koleżankami i robić nam trzy lekcje historii z rzędu, podczas których dyskutowaliśmy m.in. na temat sensu powstania warszawskiego. W ich trakcie my, nastoletnie dzieci, debatowaliśmy z wypiekami na twarzy. Ona mnie w dużej mierze uformowała, pokazała, że historia jest nie pustą wyliczanką dat i nazwisk, ale dziedziną wiedzy, w której dyskutuje się na temat przyczyn i skutków, krytycznie podchodząc do źródeł informacji. To daje umiejętność krytycznego myślenia i kulturalnej dyskusji. Tego powinna uczyć historia i po to, jak sądzę, jest potrzebna społeczeństwu.

Brał pan udział w tworzeniu anglojęzycznej encyklopedii I wojny światowej.
– Byłem odpowiedzialny za rejon Europy Środkowo-Wschodniej, dość dziwnie zresztą zdefiniowany, bo należały do niego obok Polski, Ukrainy i Białorusi państwa nadbałtyckie i Finlandia. Encyklopedia nie mogła strasznie się rozrosnąć, mimo że nie była drukowana. Musiałem dokonać autorskiego wyboru 10 polskich postaci z list polityków, wojskowych i działaczy społecznych. Koleżanka z mojego uniwersytetu zarzuciła mi, że nie ma tam żadnej kobiety, ale miałem zrezygnować z Piłsudskiego, Dmowskiego czy Paderewskiego? No, może to moja słabość, lecz nie mogłem wskazać zasłużonej w walce o niepodległość kobiecej postaci tej samej rangi co wymienione nazwiska.

Co po roku w Wiedniu polubił pan tutaj, gdzie pan bywa, odpoczywa?
– Bywam w operze, stacja PAN jest świetnie położona przy przystanku tramwajowym, a spacerem do opery idę ze 20 minut. Mam kilka ulubionych kościołów, do których zaglądam, niedaleko stacji położony jest też Belweder z pięknym, barokowym parkiem. Raz na jakiś czas lubię wpaść do kościoła na Kahlenbergu. Lubię Mariazell, sanktuarium maryjne w Styrii. Jeżdżę tam co kilka miesięcy, aby nabrać sił duchowych i złapać właściwy dystans do tego, co robię. Miałbym ochotę pojeździć trochę w Alpy, ale niestety moja rodzina została w Warszawie i w związku z tym staram się raz na kilka tygodni być przynajmniej na weekend w Polsce. Przygniatały mnie do tej pory działania administracyjne, więc w soboty staram się nadgonić trochę z własną pracą naukową.

A czy w mieście znanym z kawiarni pija pan kawę w jakimś ulubionym miejscu, choćby przy Schwarzenbergplatz, intrygującym szpiegowskimi kontekstami?
– Rozczaruję panią (śmiech). Najczęściej robię sobie zwykłą kawę, taką zalewaną. I piję w mieszkaniu, siedząc nad książkami, więc nie mam tu jakiejś ulubionej kawiarni. Tylko kiedy wracam w niedzielę z kościoła polskiego przy Rennweg albo z katedry, wstępuję do kawiarni sieciówki Anker, gdzie mają bardzo dobrą kawę i ciastka. Z pewnością są bardziej prestiżowe wiedeńskie kawiarnie, ale może odkryję je dla siebie w późniejszym czasie?

Czego panu życzyć w drugim roku szefowania Stacji Naukowej PAN w Wiedniu?
– Cierpliwości i na pewno jak najkrótszych okresów rozłąki z rodziną. I więcej czasu na pracę naukową.


Prof. Piotr Szlanta – historyk i politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, zajmujący się dziejami przełomu XIX i XX w., stypendysta m.in. Freie Universität Berlin i Fundacji Humboldta. Dyrektor Stacji Naukowej PAN w Wiedniu. Jego ostatnie publikacje to m.in. „»Polakożerca« kontra »wrogowie Rzeszy«. Cesarz Wilhelm II i Polacy 1888-1918” (Difin, Warszawa 2019) oraz „Tannenberg 1914” (Bellona, Warszawa 2022).


b.dzon@tygodnikprzeglad.pl

Fot. archiwum PAN

Wydanie: 10/2023, 2023

Kategorie: Świat, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy