Hiszpania według Zapatera

Hiszpania według Zapatera

Rok po objęciu władzy socjaliści mają większe poparcie niż w dniu wyborów

Podobno trudności z ustaleniem, kto jest właścicielem odlanego z brązu generalissimusa Francisca Franco na koniu, sprawiły, że jako ostatni z wielu jego pomników w Madrycie o 29 lat przeżył samego caudilla. Zapomniany monument, który stał przed dawnym frankistowskim Ministerstwem Informacji i Turystyki, nie budził większych emocji. Dopóki którejś marcowej nocy nie wywieziono dyktatora z jego rumakiem na złom. Zdecydowała o tym pani minister rozwoju, jedna z 14 kobiet w socjalistycznym rządzie, której resort zajmuje stojący obok gmach.

Prawica cofa się w przeszłość

Dziś, rok po niespodziewanej utracie władzy na rzecz socjalistów, populares, czyli ludowcy, nie zachowują już pozorów i przestali o sobie mówić: „Jesteśmy partią centrową”. Ostro skręcają na prawo, pod wpływem skrajnych liderów, którzy coraz bardziej dochodzą do głosu. W tych dniach aktywiści młodzieżówki „ludowców” poturbowali podczas marszu zorganizowanego dla uczczenia ofiar terrorystycznego zamachu na madryckim dworcu Atocha socjalistycznego ministra obrony, Jose Bona. Dopóki Aznar żelazną ręka kontrolował swą partię, nie mogłoby się to wydarzyć, mimo jego znanej i demonstrowanej osobistej awersji do liderów Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE). Ale o Aznarze mówi się w kręgach politycznych Madrytu, że po klęsce wyborczej przeżywa głębokie psychiczne załamanie. Wielu „ludowców” przyznaje dziś, że błąd byłego premiera sprawił, iż PP znalazła się w opozycji. Wbrew oczywistym dowodom, zebranym w ciągu 24 godzin po zamachu przez policję, wmawiał wyborcom, że to nie Al Kaida, lecz baskijscy separatyści dokonali masakry 11 marca ub.r. Bał się, że odium spadnie na jego rząd, ponieważ wysłał wojsko do Iraku.
– Teraz opozycja coraz bardziej cofa się w przeszłość, ponieważ wierzy, że rozniecanie skrajnych nastrojów antyrządowych, hałaśliwa i agresywna retoryka jest najlepszą formułą uprawiania polityki – mówi Jose Blanco, 40-latek, który dopiero od niespełna dwóch lat jest sekretarzem organizacyjnym PSOE. Hiszpańskie społeczeństwo mające w zbiorowej pamięci okropności wojny domowej, zwłaszcza 100 tys. ludzi rozstrzelanych już po zakończeniu działań wojennych przez frankistowskie plutony egzekucyjne, jest dziś nowoczesne, tolerancyjne i pokojowo nastrojone. Błąd Aznara polegał na tym, że przestał się ze społeczeństwem liczyć – dodaje Blanco.

Nie głosowali na lewicę

Na wysłanie przez Aznara 1,3 tys. hiszpańskich żołnierzy do Iraku Madryt, Sewilla i Barcelona zareagowały potężnymi, milionowymi demonstracjami protestu, które pokazały wszystkie telewizje świata. Masakra madrycka z 11 marca, w której zginęło 191 osób, a około 2 tys. zostało rannych, rozpętała burzę na nowo. Przedwyborcze sondaże pokazały, że wielu z tych, którzy tuż przed głosowaniem zmienili opcję i nagle poparli socjalistów, nie robiło tego wcale z sympatii dla lewicy. Chcieli tylko ukarać rząd za próbę oszukania wyborców przez lansowanie wersji o winie ETA.
Skoro więc rząd socjalistów utworzony 4 kwietnia 2005 r. w pierwszą rocznicę swego powstania notuje nie tylko niezmniejszone, ale nawet nieco większe poparcie, tym bardziej można to uznać za sukces PSOE i 43-letniego premiera Jose Luisa Rodrigueza Zapatera. Popiera go dzisiaj 43,7% wyborców, o 1,1 punktu procentowego więcej niż w dniu głosowania.
Według tych samych badań przeprowadzonych przez prestiżowy instytut Sigma Dos, wycofaniu kontyngentu wojskowego z Iraku, które było pierwszą obietnicą wyborczą spełnioną wiosną 2004 r. przez rząd Zapatera, przyklasnęło 69,3% Hiszpanów.
Wśród innych reform przeprowadzonych w ciągu pierwszego roku przez gabinet socjalistów ustawa upraszczająca procesy rozwodowe zyskała poparcie 70,4% ludności, legalizacja pobytu ćwierć miliona cudzoziemców pracujących na czarno w Hiszpanii – 56,9% (dzięki temu ich pracodawcy będą musieli zacząć płacić podatki), zezwolenie na małżeństwa osób jednej płci – 56,8%.

Zapatero i kobiety

Najwyższą aprobatę – 85,7% -w społeczeństwie, w którym za czasów dyktatury generalissimusa Franco panował oficjalny kult machismo, zyskała ustawa przeciwko stosowaniu przemocy wobec kobiet. To prawdziwa rewolucja w kraju, w którym jeszcze 30 lat temu nawet ustawodawstwo było nieprzyjazne kobietom. Żywcem zaczerpnięte z Kodeksu Napoleona, drastycznie ograniczało np. prawo kobiet do występowania z inicjatywą rozwodową lub zachowania przy sobie dzieci i części majątku w przypadku separacji. Na stronach dziennika „Arriba”, organu frankistowskiej jedynej partii, Ruchu Narodowego, znaleźć zaś można było głębokie sentencje na temat słabszej płci w rodzaju „Kobieta odpoczynkiem wojownika”.
O prawa kobiet troszczy się nawet nowa ustawa o prawie do dziedziczenia tronu hiszpańskiego, przygotowywana z inicjatywy premiera Zapatera. Po jej uchwaleniu prawo do tytułu królewskiego po najdłuższym życiu obecnego następcy tronu, księcia Filipa, będą mieli nie tylko jego męscy potomkowie, lecz również infantki.

Gabinet uśmiechów

„Ludowcy” atakują rząd jako „gabinet rewerencji, uśmiechów i demagogii”, który niczego konkretnego nie załatwia. Rewerencje? Gabinet Zapatera jest pierwszym na świecie, w którym dokładnie połowę ministrów- 14 – stanowią kobiety. Uśmiechy to programowa deklaracja utrzymywania „wspaniałych stosunków” z Francją i Niemcami oraz trochę bardziej powściągliwa – „serdecznych stosunków z USA”. „A cały wasz program reform socjalnych to demagogia!”, woła głośno opozycja.
Zapatero, zanim przystąpił do walki wyborczej, zlecił opracowanie analizy socjoekonomicznej, aby uzyskać odpowiedź na pytanie, czego wyborcy oczekują od lewicy. Okazało się, że oczekują zajęcia się obszarami pozostawionymi w ich odczuciu odłogiem przez konserwatystów. „Rok po objęciu władzy przez PSOE – napisał największy hiszpański dziennik, „El Pais” – proces reform jest już mocno zaawansowany i wszystko wskazuje na to, że na koniec obecnej czteroletniej legislatury minimalna płaca gwarantowana w Hiszpanii wyniesie 600 euro”. Budżet na 2005 r., po raz pierwszy w historii kraju, w ponad 50% jest przeznaczony na cele socjalne. Rękojmią powodzenia reform jest bardzo dobry stan gospodarki. Prognozy godne pozazdroszczenia – w Hiszpanii do roku 2010 dochód na głowę ludności powinien przekroczyć, wprawdzie malejący, ale bądź co bądź niemiecki.
Polityka wiecznie uśmiechniętego Zapatera może, oczywiście, nie wystarczyć do gładkiego przeprowadzenia reformy słynnego hiszpańskiego Statusu Pracujących, którego bronią silne związki zawodowe. Wiele zależy od tego, jak zrealizuje program „więcej prawa do pracy w zamian za mniej praw w pracy”.
Deklarowana przez socjalistów polityka dialogu zaowocowała także zażegnaniem konfliktu, który wydawał się nieunikniony w stosunkach z Kościołem. Niektórzy biskupi zapowiadali demonstracje uliczne przeciwko obniżeniu znaczenia stopni z religii na świadectwach szkolnych i ustawie zezwalającej na małżeństwa gejów. Pod patronatem arcykonserwatywnego kard. Antonia Marii Rouca Vareli, arcybiskupa Madrytu, który oskarżył rząd o „frontalny atak na Kościół”, zebrano 3 mln podpisów przeciwko tym reformom. Niespodziewanie jednak kardynałowi zabrakło w tych dniach jednego głosu przy wyborach na trzecią kadencję jako przewodniczącego Konferencji Episkopatu. Zamiast kardynała wybrano biskupa. 62-letni Ricardo Blazquez, biskup baskijskiego Bilbao, w pierwszym oświadczeniem rozładował napięcie, mówiąc o dobrych perspektywach dialogu z socjalistami. Zapatero natychmiast zapewnił: rząd w pełni docenia znaczenie faktu, że 90% Hiszpanów to katolicy.
„Nikt nie zasługuje na dyskryminację z powodu orientacji seksualnej”, powiedział w telewizji bp Balzquez.
To on, rdzenny Kastylijczyk, był współautorem listu pasterskiego zatytułowanego „Przygotować pokój”, w którym protestował przeciwko wyłącznie policyjnym metodom rozwiązywania przez konserwatystów problemu nacjonalizmu baskijskiego. Aznar, bez ogródek, nazwał dokument podpisany przez czterech biskupów niemoralnym.
W pewne zakłopotanie wprawił hiszpańską opozycję bezprecedensowy projekt ustawy dotyczącej „kodeksu etycznego rządzących”. Mając – być może – w pamięci serie skandali korupcyjnych, w które w pierwszej połowie lat 90. było zamieszanych kilku znanych działaczy PSOE, gabinet Zapatera sporządził listę rzeczy, których rządzącym nie wolno. I to pod karą utraty na 10 lat prawa do pełnienia funkcji publicznych. Zewnętrzna ostentacja, przyjmowanie podarunków i pożyczek, otrzymywanie innych wynagrodzeń i korzyści materialnych niż uposażenie z tytułu sprawowania funkcji w administracji rządowej – to niektóre z zakazów. Lider opozycji, Mariano Rajoy, był sceptyczny, ale przyznał, że „nie może nie głosować za ustawą, która zakazuje złodziejstwa”.

 

Wydanie: 13/2005, 2005

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy