Holokaust pod Giewontem

Holokaust pod Giewontem

Wojenna opowieść o zakopiańskich Żydach

Przedwojenne Zakopane w niczym nie przypominało obecnego miasta przyjmującego 3 mln turystów z kraju i zagranicy. W latach 30. liczba gości pod Giewontem sięgała trzydziestu kilku tysięcy rocznie, by osiągnąć rekord 60 tys. w 1938 r. Liczba mieszkańców wynosiła 20 tys., z czego 3 tys. osób stanowiła społeczność żydowska. Zakopiańscy Żydzi odgrywali znaczącą rolę w życiu gospodarczym i społecznym miasteczka. Byli szanowanymi mieszkańcami. Zajmowali się nie tylko handlem, rzemiosłem, prowadzeniem pensjonatów czy karczm – byli też lekarzami czy adwokatami. Mieli swoje stowarzyszenia, choćby Żydowskie Stowarzyszenie Pielęgnacji Chorych, Żydowskie Stowarzyszenie Pogrzebowe Bikur Cholim, dwa kluby sportowe, Stowarzyszenie Kupców Żydowskich czy Związek Kobiet Żydowskich.
Na ulicy Kościeliskiej, tuż obok cmentarza na Pęksowym Brzyzku, była żydowska synagoga, a na Bachledówce – zboczu Antałówki grzebano zmarłych pochodzenia żydowskiego. Wielu zakopiańskich Żydów odgrywało znaczącą rolę w życiu gospodarczym i społecznym. Uznaniem cieszyli się żydowscy adwokaci – dr Fass Bertold, dr Ignacy Krittenstein, dr Henryk Leser, dr Mojżesz Schieldkraut, dr Artur Trieber oraz lekarze – dr Maria Rabe Leisten, dr Józef Einhorn, dr Karol Fischer, dr Jadwiga Frankl, dr Alfred Kamsler, dr Herman Mangel, dr Zygmunt Rener, dr Józef Wieselman.

Podkowy u Krzeptowskiego i Gassnera

Stosunek zakopiańczyków i górali do miejscowych Żydów był dobry, choć trudno było nie zauważyć zazdrości z powodu zamożności i ekonomicznej zaradności. Wiele było żydowsko-góralskich małżeństw, np. córki żydowskiej rodziny Oberlander wyszły za mąż za rodowitych górali, choćby z rodziny Sobczaków. Zakopiańscy Żydzi posiadali najlepsze domy, kamienice, byli właścicielami dobrze prosperujących zakładów rzemieślniczych, kancelarii prawnych, gabinetów lekarskich. Bogaci żydowscy przemysłowcy mieli w Zakopanem eleganckie pensjonaty, jak np. należący do rodziny Schneiderów, Żydów czeskiego pochodzenia, pensjonat Palace, który stał się w czasie okupacji hitlerowskiej siedzibą gestapo, czy willa Józefa Borneta, łódzkiego przemysłowca. Jedna z córek Borneta, Jadwiga, była reprezentantką Polski w narciarstwie alpejskim na mistrzostwach świata w lutym 1939 r. w Zakopanem. W swojej willi Bornet zorganizował wtedy przyjęcie dla ekipy niemieckiej. Ta gościnność na nic się nie zdała w czasie okupacji. Żona i córka Borneta zginęły w łódzkim gettcie, a on sam zdołał przedostać się do Kanady.
Żydowscy właściciele zakładów wymagali od zatrudnionych pracowników dobrej i rzetelnej pracy, ale z drugiej strony, uczciwie im płacili, a biednych wspomagali w razie potrzeby. Mój nieżyjący już ojciec jako młody piekarz pracował w piekarni żydowskiej rodziny Wiktora i Miron Rotterów. Jak wspominał, Rotter był dobrym pracodawcą, w niedziele organizował dla piekarzy wycieczki do Morskiego Oka, na Kasprowy Wierch, a nawet do Krakowa. Potrzebującym dawał bezzwrotne pożyczki. Każdego dnia zawoził znaczne ilości chleba do siedziby związków zawodowych, gdzie bezrobotni i biedni przychodzili po bezpłatne piosicki i chleb.
Czy w Zakopanem były postawy antysemickie? Należy odpowiedzieć, że tak. Podobnie jak w wielu polskich miasteczkach. Rzeczą znamienną są publikacje „Ilustrowanego Informatora” i „Przewodnika Zakopanego” wydane przez Związek Dorożkarzy Konnych w Zakopanem w latach 30. Przy charakterystycznych dla tego typu przewodników wykazach np. hoteli, pensjonatów, restauracji itd. jest podział na chrześcijańskie i izraelickie. Paradoksem jest, że ten podział obejmował wszystkie dziedziny życia gospodarczego np. sklepy, zakłady rzemieślnicze, kancelarie adwokackie, gabinety lekarskie. Dziś wzbudza to uśmiech, ale jest świadectwem stosunków społecznych panujących w tamtym czasie. Np. końskie podkowy można było kupić w chrześcijańskim sklepie żelaznym należącym do Stefana Krzeptowskiego lub w izraelickim sklepie żelaznym Henryka Gassnera.

Haniebny memoriał Goralenvolku

Po dojściu Hitlera do władzy zakopiańscy Żydzi nie mieli wątpliwości, że nadciąga zły czas. W 1938 r. było już wiadomo, że Hitler otwarcie dąży do agresji na Polskę i do wymordowania Żydów. W czasie jednej z wycieczek z moim ojcem do doliny Białego jego pracodawca Rotter mówił o zbliżającej się wojnie. – Jaki będzie los moich córek – pytał jakby sam siebie. Zakopiańscy Żydzi zaczęli sprzedawać możnym rodom góralskim swoje nieruchomości nieraz po symbolicznych cenach. Liczyli bowiem, że posiadane pieniądze pozwolą im się uratować. – Cóż mi z piekarni czy domu? Niemcy zabiorą kamienice, nas wymordują, a pieniądze mogą pozwolić przeżyć jeśli nie mnie i mojej żonie Miron, to moim córkom – mówił Rotter do ojca. Potem w sprzedawanych domach zawierano umowy najmu lokatorskiego.
W czasie okupacji stworzono bardzo dokładną ewidencję ludności żydowskiej i należących do nich podmiotów gospodarczych. Zgodnie z zarządzeniem generalnego gubernatora Hansa Franka, każdy Żyd musiał określić swój stan posiadania pieniędzy, biżuterii, złota, waluty, nieruchomości.
Żydowskie sklepy, restauracje i warsztaty rzemieślnicze zostały oznaczone przez umieszczenie gwiazdy dawidowej i specjalnych plakatów informujących, że tu pracują Żydzi.
Już 12 listopada 1939 r. dr Henryk Szatkowski, ideowy twórca Goralenvolku, skierował do generalnego gubernatora Hansa Franka memoriał – elaborat z prośbami i potrzebami ludności góralskiej. Poza zasadniczym stwierdzeniem, iż górale stanowią odrębność narodową, zostały w nim zawarte postulaty ekonomiczne. Szatkowski stwierdza, że po przejęciu władzy przez państwo niemieckie został skutecznie wyłączony element żydowski, od lat ciążący kamieniem na możliwościach rozwojowych ludności miejscowej. Wymowa tego elaboratu jest jednoznaczna. Z całą ostrością ujawnił on skrywaną niechęć do Żydów ze strony haniebnej góralskiej organizacji, jaką był Goralenvolk.
Jesienią 1939 r. Niemcy w okolicy skoczni na Krokwi uruchomili kamieniołomy „Pod Capkami”, które decyzją Państwowej Rady Ochrony Przyrody zostały wyłączone z eksploatacji na długo przed wybuchem wojny. Do pracy w kamieniołomach skierowano zakopiańskich Żydów.
W roku 1940 powstała żydowska organizacja – Żydowski Komitet Pomocy w Zakopanem, potem przekształcony w Radę Żydowską. Jej przewodniczącym został dr Adolf Statter.
Gestapo w Zakopanem przyjęło, że do 1 kwietnia 1941 r. Zakopane musi być wolne od Żydów. Najpierw – do marca 1940 r. – zlikwidowano sklepy żydowskie. Żydzi zostali zmuszeni do rozbiórki synagogi, a cmentarz na Bachledówce zniszczyło gestapo. U komisarza miasta Elly Madey Żydzi obowiązkowo potwierdzali własnoręcznym podpisem to, że do 30 października 1940 r. bezwarunkowo opuszczą miasto. Sklepy i restauracyjki należące do Żydów były przez hitlerowców burzone, by w ten sposób zniszczyć ślady ich działalności. Place nabywali miejscowi.
W wyniku działań miejscowego gestapo liczba zakopiańskich Żydów malała – na początku 1940 r. było ich 593, miesiąc później już tylko 107, w kwietniu 1941 r. – 47, w 1942 r. zaś – zaledwie 31. We wrześniu 1942 r. w zakopiańskiej dzielnicy Pardałówka utworzono getto, do którego przesiedlono nie tylko miejscowych Żydów, lecz także tych z terenu Nowego Targu, Mszany Dolnej, Szczawnicy, a nawet z Jordanowa. Było ich blisko 400. Pracowali w kamieniołomach i w tartaku, gdzie na potrzeby niemieckiej armii wytwarzano rozbierane hangary i składane baraki. Tartak zatrudniał ok. 700 osób. Ostateczny proces wysiedlania zakopiańskich Żydów zakończył się w październiku 1942 r. Rada Żydowska przestała istnieć, jej przewodniczący dr Adolf Statter przeżył wojnę, jego żona i dwaj synowie zginęli.

Za pieniądze przez granicę

Wiktor Rotter przygotowywał plan ucieczki z Zakopanego przez góry, najpierw na Węgry, a potem do Ameryki. Dlaczego ten plan nie doszedł do skutku – nie wiadomo. Mój ojciec był świadkiem aresztowania Rotterów. Było to ostatnie aresztowanie Żydów w Zakopanem. Wczesnym rankiem do jego piekarni przy ulicy Nowotarskiej podjechało gestapo. Po pięciu minutach gestapowcy wyprowadzili rodzinę Rotterów – Wiktora, jego żonę Miron i córki Antoninę, Felicję i Rutę. W holu, tuż przed wyjściem z domu żona Rottera Miron na kolanach prosiła gestapowców, by ocalić córki: – Nas możecie wziąć do gazu, zastrzelić, ale pozwólcie żyć dzieciom – błagała. Rotter oddał Niemcom złoto i dolary. Gestapowiec uśmiechnął się. – Dobry z ciebie Żyd – powiedział, schował wręczane dobra do płaszcza i kolbą karabinu uderzył z całej siły Rottera w głowę. Ten zalał się krwią. Na pół przytomny powiedział jeszcze tylko do mojego ojca:
– Żegnaj, Stasiu, pamiętaj o nas.
Potem wrzucili go do samochodu. Ojciec wkrótce został aresztowany, był więźniem placówki gestapo Palace w Zakopanem, potem obozu w Krakowie-Płaszowie, skąd udało mu się uciec. Pierwsza żona ojca będąca w siódmym miesiącu ciąży została zamordowana przez gestapo. Po wojnie ojciec wrócił do piekarnictwa.
Do dziś żałuję, że mój ojciec, który zmarł w 1987 r., nie doczekał filmu „Lista Schindlera”. Kiedy oglądałem ten film, przypomniały mi się wszystkie opowieści mojego ojca. Poznałem też Stellę Muller Madej, która znalazła się na liście Schindlera, autorkę przejmującej biograficznej książki „Oczyma dziecka”, w której opisuje drogę z krakowskiego getta do obozów koncentracyjnych w Krakowie-Płaszowie i Oświęcimiu.
Z 3 tys. zakopiańskich Żydów okupację przeżyła garstka. Uratowali się dzięki pomocy kurierów, którzy przeprowadzali ich przez Tatry i Pieniny na Słowację, potem na Węgry. Stamtąd emigrowali zazwyczaj do Ameryki, Anglii. Przed laty rozmawiałem ze Stanisławem Frączystym, góralskim kurierem z Chochołowa, który w październiku 1941 r. przeprowadził z Budapesztu do okupowanej Polski marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Rozmawialiśmy o kurierach i zakopiańskich Żydach, którym udało się wydostać z niemieckiego piekła przez Tatry. Frączysty opowiadał, że w czasie wojny oprócz kurierów działały też grupy miejscowych, niemających nic wspólnego z patriotycznym kurierstwem, którzy za duże pieniądze podejmowali się przeprowadzić Żydów przez granicę. Zdarzały się też, niestety, liczne przypadki, iż to przeprowadzanie kończyło się strzelaniem do Żydów w Tatrach i obrabowaniem ich z biżuterii czy pieniędzy. Mówiono potem, że wpadli oni w ręce Niemców.

 

Wydanie: 13/2008, 2008

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy