Humanista

Ten felieton jest na tyle osobisty, że właściwie nie powinno się go publikować. Czasami jednak ma się serdecznie dosyć tego codziennego jazgotu, tych Buzków, Nizieńskich, Dębskich itd., a także jęków nad naszą Ojczyzną, gubiącą – jak zwykle – dzień po dniu swoje szanse. I przychodzi ochota, aby pomyśleć o czymś bardziej serio.

Otóż ukazała się książka Jerzego Adamskiego, krytyka, profesora i eseisty, zatytułowana „Świat jako niespełnienie i, jak mawiał ponoć Jerzy Stempowski, „jest to rzecz bardzo piękna, więc nikomu się nie będzie podobać”.

Tytuł tej książki, tak ogólny, tak wszechobejmujący, miał być prowokacją, podejrzewam jednak, że świat dla każdego jest niespełnieniem, chociaż mało kto mówi o tym tak dosłownie jak Adamski. Kiedyś w mojej książce „Zaćmienie informacyjne” starałem się to wyjaśnić w ten sposób, że za dużo już wiemy o różnorakich – czasem zupełnie ze sobą sprzecznych – możliwościach przeżywania świata, aby można je było choćby wypróbować w granicach jednego, krótkiego, a na domiar uwikłanego w krępujące nas więzy, życia. Jerzy Adamski tłumaczy to nieco inaczej, obszerniej, ale nie w tym rzecz – kto chce się tego dowiedzieć, niech przeczyta tę książkę.
Natomiast w trakcie swoich wywodów, niejako przez sam fakt ich rozwijania, Jerzy Adamski mówi nam rzecz bardzo ważne, a obrośnięte tysięcznymi nieporozumieniami. Mówi nam po prostu, co to jest kultura humanistyczna.
Otóż sam zwrot o kulturze humanistycznej jest zwrotem nadużytym i przez to zużytym, służy on zazwyczaj do narzekania w obliczu chamstwa, zdziczenia lub okrucieństwa, albo na odwrót do ckliwych laurek i podziwów nad niepojętą lotnością ludzkiego ducha. Tymczasem Adamski mówi, a jeszcze dobitniej pokazuje to na przestrzeni całej swojej książki, że kultura humanistyczna jest to kultura tekstu, kultura rzeczy napisanych. I wcale nie musi być ona, jak się potocznie uważa,
przepojona miłością do człowieka, albo wręcz do całej ludzkości. Należy do niej, zdaniem Adamskiego, zarówno cała tradycja promiennej wzniosłości, jak i opinia Adorna, że „wszelka kultura po Oświęcimiu, włącznie z jej najwnikliwszą krytyką, jest śmietniskiem”, albo zdanie Kubańczyka Carpentiera, że “IX Symfonia zaczyna mi działać na nerwy, drażnią mnie jej niedotrzymane obietnice”, albo slogan Kurta Vonneguta, że „życie – to gwar gówna”.

Zdania te łączy z najwznioślejszymi opiniami na temat człowieka i ludzkości to, że są tekstem. Że korespondują z innymi tekstami, że wspólnie plotą tę pajęczynę, która ciągnie się od początku historii i którą właśnie jest kultura humanistyczna, kultura tekstu.

Adamski pisze swoją książkę z pozycji przegranego i nie myśli tego ukrywać. Prezentuje się jako „dziecko klęski: ekonomicznej lat 20., wrześniowej 1939 roku, sierpniowej roku 1944, grudniowej roku 1980, klęski inteligencji lat 60., klęski lewicy lat 90.”, a nade wszystko tej klęski, którą w latach po drugiej wojnie światowej poniosło humanistyczne wykształcenie i humanistyczna kultura umysłowa. Nie dlatego, że świat schamiał i stal się okrutny, ale dlatego, że przestał wierzyć w znaczenie tekstu.
Na czym polega znaczenie tekstu? Mój przyjaciel, jeden z najwybitniejszych polskich eseistów współczesnych, mówił już dość dawno: „Pisze się nie po to, aby coś się stało – pisze się po to, aby było napisane”. Brzmi to na pozór bezradnie, myślę jednak, że po to właśnie piszą wszyscy, którzy
naprawdę mają coś do napisania.

Nie mamy pojęcia, mimo pracy Maurycego Maeterlincka o „Życiu termitów”, na temat organizacji społecznej mrówek lub pszczół i o tym, czy jest ona lepsza, czy gorsza, bardziej sprawiedliwa, czy bardziej okrutna od naszej. Nie mamy pojęcia o znajomości geografii u ptaków wędrownych, o znajomości astronomii u żab, które rechoczą w pogodne noce, o życiu emocjonalnym roślin, które, jak pisze się o tym coraz częściej, potrafią odczuć troskę, którą się je otacza i czują lęk, zanim się je zetnie.

Nic jednak nie wskazuje na to, aby którakolwiek z tych kultur i tradycji posługiwała się tekstem pisanym jako swoim spoiwem. Tekst jest naszym znakiem wyróżniającym, który się właśnie zaciera. Przechodzimy na język audiowizualny, który nie wymaga tekstu i może się nim posługiwać analfabeta, chociaż nigdy nie będzie wiedział lepiej od jastrzębia i słyszał lepiej niż pies, mimo że obrazy i dźwięki kultury audiowizualnej dostarczane są nam przy pomocy najwspanialszej techniki elektronicznej, nieznanej jastrzębiom i psom.

Na tym właśnie, a nie na nieludzkości naszych obyczajów i bezmiarze naszego okrucieństwa, polega zmierzch kultury humanistycznej. Nad tym więc – a po drodze nad kilkoma dziesiątkami dokładnie omawianych, bo dokładnie przeczytanych tekstów – zastanawia się w swojej książce Jerzy Adamski. Nikogo nie oskarża, gwałtowne filipiki przeciw człowiekowi i ludzkości, prezentowane w cytowanych przez siebie tekstach uważa za błazeństwo, nikogo też nie myśli pocieszać. Należąc każdym zdaniem swojej książki do humanistycznej kultury tekstu, nie zamierza też jej rozpaczliwie bronić. Stwierdza po prostu, że jej nie będzie, kiedy ludzie przestaną czytać i splatać z przeczytanych tekstów swój obraz świata.

W krótkim wstępie do swej książki pisze: „Świat jest złem, oto teza tej książki. Pocieszające, że my również”. Można powiedzieć, że pociecha jest raczej słaba. Pocieszające natomiast jest to, że zostało to napisane, że wplotło się w kulturę tekstów, nasz jedyny znaczący wyróżnik na tle znanego nam świata. Który właśnie, jak słusznie pisze Adamski, zabieramy się porzucić, projektując sobie jakiś inny, bez tekstów jako spoiwa.

Co z tym począć? Co się komu podoba. Uprzedzałem, że ten felieton  nie nadaje się właściwie do publikacji. Chyba tylko po to, aby przestano mówić o kulturze humanistycznej, nie rozumiejąc, co to właściwie znaczy. Mówić przez telewizor na przykład, albo przez radio, albo na migi, albo z trybuny.

KTT

Wydanie: 11/2000, 2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy