Ich pięcioro

Ich pięcioro

PiS skompletowało nową KRRiTV. Zasiądą w niej partyjni działacze i ludzie bez doświadczenia medialnego

* Grudzień 2005
– Nie robimy skoku na TVP. Chcemy zerwać z tradycją wysyłania swoich do mediów. Będę za tym, by na czele mediów publicznych stanęli fachowcy, a nie politycy. Mam w swojej głowie listę 77 nazwisk. Wśród nich są przyszli członkowie KRRiTV. Gdybym tę listę ujawnił, wpadlibyście państwo w zachwyt – przekonywał dziennikarzy Jarosław Sellin, wiceminister kultury i główny kreator ustawy medialnej.
* Luty 2006
Nowa KRRiTV w komplecie. Oto jej członkowie. Elżbieta Kruk – posłanka PiS, prawa ręka prezydenta Kaczyńskiego; doświadczenie w mediach – zerowe. Witold Kołodziejski – polityk PiS, fan mediów o. Rydzyka; doświadczenie w mediach – posiada. Lech Haydukiewicz – naukowiec z Instytutu Geografii Akademii Pedagogicznej w Krakowie, aktywny działacz LPR, b. wiceprezes Młodzieży Wszechpolskiej; doświadczenie medialne – niedoświadczony.
Tomasz Borysiuk – kiedyś blisko SLD, dzisiaj Samoobrony; doświadczenie medialne – posiada.
Wojciech Dziomdziora – od lat związany z prawicą: doświadczane medialne – duże (specjalizuje się w prawie autorskim).
* Luty 2006. Minister Jarosław Sellin dla „Przeglądu”:
– To są te nazwiska, które mają wszystkich zachwycić?
– To dobry skład. Oczywiście, mogłem wyobrażać sobie jeszcze lepszy. Kiedy jednak porównam go z poprzednią radą, jestem zadowolony. Nie ma w tej radzie aktywistów politycznych i twardych działaczy partyjnych.

Medal dla Sellina

za cynizm. Bo mimo efektownie brzmiących zapowiedzi przewagę w radzie mają aktywni politycy i ludzie bez medialnego doświadczenia. Medal należy się też PiS – za sprawne przeprowadzenie kolejnego etapu medialnej operacji. W zasadzie już dziś politycy PiS mogą zacierać ręce. Bo teraz „właściwa” rada wybierze „dobre” rady nadzorcze w mediach publicznych (najważniejsza jest TVP), a te następnie powołają „właściwe” zarządy. Wszystko zgodnie z planem. Nawet najwięksi optymiści nie mają już złudzeń. – Kiedy krytycy Kaczyńskich alarmowali, że PiS chce przejąć publiczne media, apelowałem, żeby nie ferować zbyt pochopnych wyroków. (…) Wierzyłem, że do zmniejszonej i powołanej przez nowy układ rady trafią ludzie fachowi i niezwiązani bezpośrednio z partiami. I co? Kompletna klapa. (…) Czy takie były marzenia Jarosława Sellina? Wierzę w jego dobre intencje, ale to jest porażka – pisze w swoim politycznym blogu Igor Janke, prawicowy publicysta.
Można się spierać co do intencji Jarosława Sellina. Bo intencje PiS – były czytelne od samego początku. Zresztą tuż po wrześniowych wyborach doprecyzował je wiceszef klubu PiS, Tomasz Markowski: – Chcemy mieć bardzo silny wpływ na media, mimo że będzie krzyk i hałas się podnosił, rwetes i lament.
Dziś Jan Rokita nazywa radę „zbieraniną funkcjonariuszy politycznych”.
I niestety ma rację.
47-letnia Elżbieta Kruk, posłanka z Lublina, z mediami dotychczas nie miała do czynienia. Od kilku lat kieruje PiS na Lubelszczyźnie. Jej polityczna kariera od początku związana jest z Lechem Kaczyńskim. Gdy ten objął stanowisko ministra sprawiedliwości, została szefową jego gabinetu politycznego. W 2001 r. weszła do Sejmu (zajmowała się ochroną środowiska i infrastrukturą drogową). W obecnej kadencji jest członkiem Komisji ds. Służb Specjalnych.
Witold Kołodziejski ma co prawda doświadczenie medialne (od 12 lat pracuje w TVP, jest autorem i wydawcą programów o tematyce religijnej) – przede wszystkim jest jednak członkiem

i aktywnym działaczem PiS.

To z ramienia tej partii został radnym Warszawy, a od ponad dwóch miesięcy przewodniczącym rady miasta. Zresztą Kołodziejski nie zamierza rezygnować z funkcji ani politycznych ambicji! Kilka dni po otrzymaniu nominacji do KRRiTV stwierdził, że będzie zabiegał, by w TVP odbywały się „debaty takie jak w Trwam”.
Kontrowersje wywołała również nominacja dla Tomasza Borysiuka. Od lat ciągnie się za nim sprawa głośnego wywiadu Piotra Gembarowskiego z Marianem Krzaklewskim w programie „Gość Jedynki”. Dziennikarz ostro potraktował lidera „Solidarności”, a Rada Etyki Mediów nie zostawiła na nim suchej nitki. Borysiuka (był wydawcą programu) uczyniono współwinnym. Ta „wpadka” całkowicie zdominowała opinię o kandydacie Samoobrony. Tymczasem jego współpracownicy uważają, że nie jest typem człowieka, który „będzie rąbać dla Samoobrony ścieżkę przez polskie media” (w ten sposób określił go dziennikarz RMF, Konrad Piasecki, który prowadził wydawany przez Borysiuka program „Krakowskie Przedmieście”.
Najlepiej przyjęta została nominacja Wojciecha Dziomdziory. I nic dziwnego. Jest prawnikiem. Specjalizuje się w prawie autorskim, ustawach medialnych i regulacjach dotyczących reklamy. Brał udział w procesie dostosowywania polskiej ustawy o mediach do prawa unijnego. I choć nie ukrywa swoich prawicowych poglądów cieszy się dobrą opinią w wielu środowiskach. Ostatnio doradca prawny Zarządu TVN 24. Wcześniej związany z Ministerstwem Kultury, najpierw jako doradca Kazimierza Ujazdowskiego, a u ministra Waldemara Dąbrowskiego szef departamentu prawno-legislacyjnego.

***
Przy pomocy Samoobrony i LPR PiS skompletowało skład rady.
Ma w niej swoich trzech ludzi. Problem w tym, że rada podejmuje decyzje większością dwóch trzecich, więc PiS będzie musiało szukać porozumienia z Borysiukiem albo z Haydukiewiczem. A to oznacza, że czeka nas powtórka z sejmowej rozrywki i kalkulacje – „coś za coś”.
Mamy nową radę, ale zamiast piania z zachwytu – poczucie rozgoryczenia.
Po pierwsze, trudno wśród jej członków odnaleźć ekspertów medialnych na miarę zasiadających w tej instytucji Bolesława Sulika, Andrzeja Zarębskiego, Stanisława Jędrzejewskiego czy… Jarosława Sellina (!).
Po drugie, polityczny targ, jaki miał miejsce w Sejmie, po raz pierwszy tak boleśnie pokazał, że politycy traktują media publiczne jak zwykły łup.
Po trzecie, PiS-owska operacja cofnęła o kilka kroków merytoryczną dyskusję na temat regulatora mediów w obliczu zmian, jakie czekają cały rynek. I wreszcie, aż strach pomyśleć, co się będzie działo, kiedy dojdzie do powoływania rad nadzorczych i zarządów mediów publicznych.

Bolesław Sulik, ekspert medialny
Skład i sposób powołania rady jest zaprzeczeniem wszystkich założeń, jakie miały tej ustawie przyświecać. Przed laty Marek Jurek, wówczas członek KRRiTV, podkreślał, że regulator rynku mediów musi być ciałem apolitycznym i niezależnym. Nie wiem, jak tamtą wypowiedź chce pogodzić z obecną polityką PiS. Kiedy Margaret Thatcher ostro skrytykowała BBC za zbytnią lewicowość, w obronie stacji wystąpili wszyscy konserwatywni przedstawiciele rady nadzorczej. Przeciwstawili się premierowi, mimo iż ten wywodził się z ich środowiska politycznego. Nie wierzę, że tak samo potrafiliby zachować się członkowie KRRiTV powołani przez PiS.

Andrzej Zarębski, ekspert medialny
Na pytanie Moniki Olejnik: „Jak pan się czuje po wyborze składu rady?” Ludwik Dorn odpowiedział: „Czuję się z tym źle”. Skoro sami autorzy tego przedsięwzięcia są niezadowoleni, to co tu jeszcze komentować. Ta rada wystawi sobie wizytówkę w czasie powoływania rad nadzorczych mediów publicznych. Wówczas okaże się, czy jej członkowie reprezentują autonomiczną instytucję, czy są rządową delegaturą w mediach.

Lech Jaworski, członek poprzedniej KRRiTV
Złamano trzy główne zasady, które formułowaniu składu tej rady miały przyświecać – apolityczność, fachowość i odejście od partyjnych parytetów.
O wszystkim zadecydowała polityka. W dodatku kiedy słyszę, że zdaniem Jarosława Sellin, głównym zadaniem tej rady będzie powołanie rad nadzorczych mediów publicznych, bo wszystko inne jest już zrobione, tracę jakąkolwiek wiarę w szlachetność intencji PiS.

Wycinek z misji

Pod koniec ubiegłego roku Zarząd TVP zlikwidował Dział Dokumentacji Prasowej. Jedną decyzją przeciął ponadpięćdziesięcioletnią historię najstarszego, największego i najzasobniejszego zbioru dokumentacji prasowej w Polsce. W telewizyjnym archiwum na bieżąco gromadzono wycinki prasy centralnej i lokalnej, a od lat 80. wzbogacano je tytułami zagranicznymi. Znajdowała się tu dokumentacja minionych dziesięcioleci w Polsce widziana oczami dziennikarzy. Przez lata z telewizyjnych „wycinków” korzystali uczniowie, studenci, pracownicy naukowi i przedstawiciele instytucji państwowych. Dzięki wykorzystaniu zbiorów powstało wiele prac naukowych i książek. Przede wszystkim zaś dział dokumentacji był profesjonalnym zapleczem dla dziennikarzy.
Mimo protestów środowiska zarząd pozostał nieugięty, a swoją decyzję uzasadnił „względami ekonomicznymi”. Według naszych informacji, inicjatorem akcji likwidacyjnej był Piotr Gaweł, wiceprezes TVP ds. marketingu i reklamy.
Funkcjonowanie działu dokumentacji kosztowało TVP rocznie około 1,7 mln zł, jednak największą część kosztów utrzymania pochłaniały etaty 20 pracowników. Ponieważ osoby te w telewizji zostają (mają się zajmować archiwizacją materiałów audiowizualnych), TVP na likwidacji archiwum niewiele zaoszczędzi. Może zaś stracić – trzeba bowiem wziąć pod uwagę koszty, jakie będzie musiała ponieść, jeśli przyjdzie jej korzystać z aktualnych zbiorów archiwów zewnętrznych. A to zdaniem dziennikarzy TVP stanie się niebawem, bo trudno wyobrazić sobie pracę wielu redakcji bez aktualnej bazy dokumentacyjnej.
Co konkretnie czeka telewizyjne „wycinki”? Zgromadzone dotychczas zbiory będą dostępne jedynie dla pracowników TVP i publicznego radia. Wstrzymane zostanie natomiast archiwizowanie nowych publikacji. A to dla zbioru brzmi jak wyrok śmierci.
Od dłuższego czasu wraca pytanie o misję mediów publicznych. Jeśli ktoś w TVP ma problem z identyfikacją tego pojęcia, to podpowiadamy: misją telewizji publicznej jest m.in. funkcjonowanie wartościowego i jedynego w Polsce tego typu zbioru wycinków prasowych. Nawet jeśli komercyjnie „się to nie kalkuluje”. Bo w instytucji utrzymywanej w dużej mierze z pieniędzy obywateli nie można wszystkiego sprowadzać do bilansu strat i zysków.

 

 

Wydanie: 06/2006, 2006

Kategorie: Media
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy