Ile kupować gazu

Ile kupować gazu

Priorytetem w zaopatrzeniu krajowego rynku powinien być gaz ze złóż krajowych, a import powinien być jego uzupełnieniem

Gaz. Słowo, które w ostatnich latach na stałe weszło do słownika polityki czy raczej sensacji politycznej. Gaz, który w dużej mierze stał się wyznacznikiem stosunków politycznych Polski i Rosji. Problematyka gazownicza była w ostatnich latach chyba najczęściej goszczącym tematem w mediach. Rząd Jerzego Buzka z dywersyfikacji kierunków dostaw gazu uczynił święty cel, niestety, cel sam w sobie. Działań tych nie poprzedziła rzetelna analiza potrzeb i kosztów. Premier RP powołał specjalny zespół ds. dywersyfikacji, z min. Jerzym Kropiwnickim i Piotrem Naimskim na czele. Każdy, kto próbował zadawać pytania choćby na temat zasadności terminów czy wielkości dywersyfikacji, stawał się

automatycznie wrogiem

nie tylko rządu RP, ale wrogiem Polski, bezpieczeństwa energetycznego itd. Celem dywersyfikacji jest zawarcie kontraktów na długoterminowe dostawy gazu z kierunku innego aniżeli rosyjski, konkretnie na dostawy gazu z Morza Północnego, najchętniej ze złóż norweskich.
Równocześnie Ministerstwo Skarbu Państwa prowadzi prace nad prywatyzacją krajowego monopolisty gazowego PGNiG SA. W tym samym czasie w ramach przygotowywania wejścia Polski do Unii Europejskiej zgodzono się na dostęp stron trzecich (TPA) do rynku gazowego Polski, co oznacza, że gazownicze firmy zagraniczne będą mogły dostarczać gaz dużym odbiorcom niezależnie od istniejących, długoterminowych kontraktów, zawartych przez państwową firmę PGNiG SA.
Działania te, tj. dywersyfikacja, prywatyzacja, dostęp stron trzecich, będące (ze zrozumiałych względów) wobec siebie w sprzeczności, świadczą o braku koordynacji tych poczynań w rządzie RP lub o braku kompetencji ludzi, którzy odpowiadają za tę koordynację. Idzie jednak o ogromne pieniądze, które w najbliższych dziesięcioleciach będą znacząco ważyć w budżecie państwa. Dla przypomnienia – przy obecnych cenach zakupu wartość gazu:
– z kontraktu jamalskiego (250 mld m sześc.) – to ok. 30 mld dolarów;
– planowy kontrakt norweski (100 mld m sześc.) – ok. 17 mld dolarów;
– kontrakt duński (16 mld m sześc.) – ok. 2,5 mld dolarów;
– wartość hurtowa gazu w krajowych złożach (180 mld m sześc.) – ok. 15 mld dolarów.
Jak widać, choćby wielkość sum każe poważnie zastanowić się nad przyszłością gazownictwa w Polsce, w celu opracowania jasnej wieloletniej polityki w tej branży gospodarki narodowej, wolnej od politycznej wrzawy.
Bazą planowania powinna być prognoza zużycia gazu w perspektywie co najmniej 20 lat. W lutym 2000 r. rząd RP przyjął prognozę zawartą w „Założeniach polityki energetycznej Polski do roku 2020”. Zawarta tam

prognoza zużycia gazu

w Polsce oparta była na dwóch podstawowych założeniach: produkcja węgla kamiennego i brunatnego będzie radykalnie spadać, a co za tym idzie, gaz ziemny będzie zastępował węgiel w procesie wytwarzania energii elektrycznej. Sektor elektroenergetyczny miał, wg tych założeń, dynamizować zużycie gazu ziemnego w Polsce.
Już w chwili przyjmowania dokumentu wiadomo było, że założenia są nierealne. Wystarczy przejrzeć plany inwestycyjne wielkich elektrowni do roku 2010, by stwierdzić, że nigdzie nie widać planów konwersji z węgla na gaz. Są ku temu dwie zasadnicze przyczyny: koszt wytworzenia energii z węgla jest znacznie niższy aniżeli z gazu, a po drugie – elektrownie te nie tak dawno dokonały kosztownych modernizacji, przystosowując swój potencjał wytwórczy do węgla.
Jeżeli do tego dołożymy fakt, że rynek energii elektrycznej już niedługo będzie podlegał liberalizacji, co dodatkowo wzmoże presję na krajowych producentów do zmniejszania cen wytwarzanej energii, w najbliższej przyszłości nie nastąpi wzrost zużycia gazu przez sektor elektroenergetyczny.
Tak więc przyjęte w „Założeniach polityki energetycznej Polski do roku 2020” liczby są zdecydowanie zawyżone. Niezależni eksperci, ośrodki naukowe (Akademia Górniczo-Hutnicza, Politechnika Warszawska) podają przybliżone prognozy zużycia gazu w latach 2010 na 15-16 mld m sześc. i w 2020 – 18-20 mld m sześc. Nawet te niższe od oficjalnych prognoz liczby mogą okazać się zawyżone, ponieważ może nastąpić redukcja zużycia gazu w innych sektorach gospodarczych, takich jak hutnictwo i przemysł chemiczny. Biorąc powyższe pod uwagę.
Polityka zawierania przez państwowe przedsiębiorstwo PGNiG SA sztywnych, długoterminowych kontraktów stoi w założeniu w sprzeczności z coraz bardziej liberalizującym się rynkiem dostawców i odbiorców gazu.
Pierwszym ważnym sygnałem było otrzymanie przez Zakłady Chemiczne „Puławy” koncesji na obrót gazem. Znaczy to, że Z.Ch. „Puławy” będą mogły sprowadzać gaz

od dowolnego odbiorcy

po najkorzystniejszych dla siebie cenach. Inne zakłady chemiczne już poszły lub zamierzają pójść w ślady Z.Ch. „Puławy”.
Branża chemiczna – to ok. 20% rynku PGNiG SA, jeżeli chemicy nie odkupią gazu, co z tym gazem zrobi PGNiG SA? Trzeba pamiętać, że według formuł kontraktowych będzie musiał gaz ten od zagranicznych dostawców odebrać, a przynajmniej wykupić – tymczasem nadwyżka nie może być sprzedana.
Równocześnie liberalizuje się rynek dostaw. Pełne otwarcie rynku krajowego nastąpi po 2004 r.
Ale już w tej chwili powstają gazownicze spółki przygraniczne, które będą zaopatrywane przez dostawców zagranicznych. Równocześnie firmy zachodnie, które mają koncesje na poszukiwania i eksploatację gazu na terenie Polski, mogą ten gaz sprzedawać po uzgodnionych przez siebie cenach odbiorcom krajowym. Powstaje więc kluczowe pytanie, co zrobić z zakontraktowanym na zasadach „bierz lub płać”, co ważne, drogim gazem, żeby włączyć się do zliberalizowanego rynku?
Może go PGNiG sprzedawać po cenach niższych od cen zakupu lub nie odbierać gazu, lecz tylko za niego płacić. Oba rozwiązania są równie absurdalne z punktu widzenia ekonomii, a należy przypomnieć, że chodzi o dziesiątki miliardów dolarów.
Istotnym elementem rynku gazowego w Polsce jest produkcja krajowa, zarówno prowadzona przez PGNiG, jak i zagraniczne firmy posiadające koncesję na poszukiwania i eksploatację złóż gazu i ropy. Oficjalnie podawane i udokumentowane zasoby gazu w Polsce wynoszą 147 mld m sześc. Już jednak wyniki ostatnich odkryć przez PGNiG,
FX Energy czy Apache w roku 2000 i 2001 liczbę tę znacznie zwiększają do 180-200 mld m sześc. Gaz ten jest i będzie najtańszy i dlatego produkcja krajowa powinna być bazą do rozważań na temat

bezpieczeństwa gazowego
w Polsce.

Obecnie produkuje się do 4 mld m sześc. Wydobycie krajowe można od zaraz zwiększyć do 6-7 mld m sześc., co miałoby niebagatelny wpływ na poziom importu gazu, a co za tym idzie, na rentowność PGNiG i ceny detaliczne w kraju. Pojawiają się jednak głosy, niebezpieczne głosy, że produkcja krajowa będzie buforem dla realizacji kontraktów importowych. Znaczy to, że jeżeli ilość zakontraktowanego w imporcie (z Rosji, Norwegii, Danii) gazu będzie pokrywać polskie zapotrzebowanie na gaz, to produkcja krajowa będzie zmniejszana lub zatrzymana. Myślenie takie podpiera się teorią, że dzięki temu Polska będzie miała na podorędziu „zasoby strategiczne”, które będzie można w razie czego uruchomić. Być może taka teoria miałaby jakiś sens, gdybyśmy należeli do grupy najbogatszych krajów świata, ale i one takich karkołomnych teorii nie wdrażają.
Postawienie priorytetu dla gazu z importu przed gazem krajowym spowoduje po pierwsze – bardzo wysokie ceny dla odbiorców, a po drugie – upadek krajowego przemysłu wydobywczego ropy i gazu, który dzięki temu w trakcie prywatyzacji zostanie sprzedany wraz ze złożami za bardzo niską cenę, ze wszystkimi skutkami ekonomicznymi i społecznymi.
Liczne konferencje organizowane przez środowiska naukowe, techniczne na niebezpieczeństwo takie wskazują od lat. O dziwo, wskazuje na nie również opinia zagranicznych firm energetycznych działających na polskim rynku. Dla przykładu wywiad („Rzeczpospolita” nr 177 z dn. 31.07.br.) z Raymondsem Plankiem – szefem Apache Corporation, jest wręcz ostrzeżeniem dla decydentów, że jest jeszcze czas na zastanowienie. Optymistycznie brzmi końcówka tego wywiadu, gdzie Plank stwierdza, że po rozmowach z osobami, które najprawdopodobniej wejdą w skład przyszłego rządu, odnosi wrażenie, że będą one popierać idee rozwoju poszukiwań ropy i gazu w kraju.
Pragniemy podkreślić, że priorytetem w zaopatrzeniu krajowego rynku powinien być gaz ze złóż krajowych, a import powinien być jego uzupełnieniem.
Jakiekolwiek jednak decyzje będą podjęte, powinny być poprzedzone przemyślanym programem dla gazownictwa na najbliższe 20 lat i to jest pilne zadanie dla nowego rządu RP.


Dr Krzysztof Szamałek – pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego, były wiceminister ochrony środowiska – główny geolog kraju (1994-1997), obecnie dyrektor departamentu w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Autor licznych publikacji z zakresu geologii ekonomicznej, zarządzania kryzysowego, bezpieczeństwa ekologicznego i energetycznego.

Dr inż. Stefan Geroń – prezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa SA w latach 1999-2000. Prezes Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w Polsce.

Wydanie: 2001, 34/2001

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy