Insurekcja nie miała szans

Insurekcja nie miała szans

Rzekomy wielki tryumf Kościuszki pod Racławicami był koślawą potyczką dwóch małych korpusików

W Polsce ze względu na rozbiorową historię wykształciła się swoista narracja powstańcza przekuwająca rzeczywistą klęskę w moralne zwycięstwo, a pobitych niedoszłych bohaterów zmieniająca w męczenników typu religijnego. Skuteczny i zwycięski bohater został przerobiony na zmaltretowanego narodowego świętego z obciętym tym lub owym. Malarstwo historyczne całkiem dosłownie więc ukazywało Tadeusza Kościuszkę jako świętego czuwającego nad ojczyzną z nieba. W pieśni Rajnolda Suchodolskiego śpiewanej podczas powstania listopadowego czytamy:

Patrz, Kościuszko, na nas z nieba,

Jak w krwi wrogów będziem brodzić,

Twego miecza nam potrzeba,

By Ojczyznę oswobodzić.

Rocznicową biografię naczelnika pióra Feliksa Konecznego wydaną w 1917 r. krytyk i znawca insurekcji Adam Skałkowski scharakteryzował wówczas dosłownie jako nabożne żywoty świętych. Z kolei Bernard Chrzanowski w Poznaniu zarzucał Skałkowskiemu, że odziera „najświętszą dla każdego Polaka” postać Kościuszki z „wszelkiej aureoli”. Męczennikowi, jak wiadomo, wygrać nie wypada, ma zostać skatowany i widowiskowo, z dużym szumem przegrać. W polskiej mentalności Sienkiewiczowska wizja chrześcijan rozszarpywanych przez lwy jest głęboko zakorzeniona, podobnie jak znakomite dla kina akcji wysadzenie się w powietrze w twierdzy płk. Michała Wołodyjowskiego. Kino lubi popisy pirotechniczne.

Brak absolutyzmu

Nasze rozliczne od XVII w. klęski wynikały nie z genetycznego niedołęstwa, ale z niewykształcenia się w Polsce absolutyzmu zwykłego, a potem oświeconego, który dawał krajowi silny impuls modernizacyjny. W krajach kontynentalnych silna władza królewska potrafiła okiełznać szlachtę. W Polsce warcholska i anarchiczna szlachta była ślepo posłuszna magnaterii. Gdzie indziej monarchia we własnym interesie wspierała rozwój mieszczaństwa, hamowała wyzysk ludu przez szlachtę, modernizowała odgórnie kraj i obyczaje, wprowadzając bardziej egalitarne i postępowe prawa, rozwój techniki, instytucje szkolne, naukowe, medyczne, emerytalne, ubezpieczeniowe. Silna władza wykonawcza najlepiej sprawdzała się w krajach zacofanej Europy Wschodniej, gdzie nie było oddolnych impulsów rozwojowych. Problematyce doganiania Zachodu przez Wschód poświęcona jest książka Adama Leszczyńskiego, który słusznie stwierdza, że słabe elity oświeceniowe w Polsce już w XVIII w. uważały państwo za konieczny wehikuł modernizacji.

Po XVIII-wiecznej szlachcie nie można było wiele się spodziewać, a najważniejsza ze względów bezpieczeństwa była wówczas organizacja sprawnego systemu fiskalnego, pozwalającego na utworzenie licznej, nowoczesnej armii, aby stawić czoła potężnym sąsiadom. Jak wiadomo, do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Rozumiał to mieszczanin Stanisław Staszic i ostrzegał w 1785 r. „Tam lud jest cudzym niewolnikiem, gdzie nie ma mocy… Dzisiaj krajowej mocy gruntem są pieniądze… Teraz nie ten kraj jest wolnym, który nie daje podatku, ale ten, który płaci najwięcej”. Silne systemy podatkowe i w ślad za tym armie mieli wszyscy nasi sąsiedzi: Prusy, Austria i Rosja. Polska wzbudzała zdumienie i lekceważenie Europy brakiem podatków i brakiem armii. W sytuacji zagrożenia przez wroga państwa szlachta bardziej obawiała się wzmocnienia władzy króla i absolutyzmu niż utraty niepodległości.

Szlachecka niechęć do podatków

Wreszcie, kiedy było już za późno, szlachta na Sejmie Wielkim zgodziła się na 10-procentowy podatek rolny, groteskowo nazwany ofiarą, wszędzie bowiem dookoła płacenie podatków – i to znacznie wyższych – było nie żadną ofiarą, ale sprawą normalną. Szlachta wkrótce miała się o tym przekonać, kiedy Prusacy 10-procentową ofiarę podnieśli do 20%. Tymczasem jednak przy obliczaniu dochodów do ofiary ostro oszukiwała, toteż zamiast na zaplanowaną i tak niewielką, bo 100-tysięczną, armię wystarczyło pieniędzy na 50 tys. żołnierzy. Dobrze znający Polskę niemiecki lekarz ze Śląska Johann Kausch pisał: „Jakie płaci podatki szlachcic polski? Małe albo żadne”. Potem w Księstwie Warszawskim ze względu na potrzeby wojenne podatki były czterokrotnie wyższe niż w czasach pruskich. Szlachta ze łzami w oczach wspominała złote czasy, kiedy to w bankach pruskich nabrała kredytów, aby je potem przehulać, wydać na nowe pałace, powozy, kiecki, ladacznice, kochanki, hazard i zagraniczne podróże. Miało się to zmienić w XIX w., jak pisał uczeń Adama Skałkowskiego Stanisław Wasylewski: „Człowiek XIX wieku musiał zakasać rękawy do ogromu pracy, jaka go czekała. Zrozumiał, że nie może nadal istnieć jako pasożyt, jako truteń i wieszak bezużyteczny na kolorowe fatałachy”.

Rezultatem wojny z Rosją był drugi rozbiór Polski w roku 1793. O rozbiorach Polski mówiła od stu lat cała Europa wraz z co mądrzejszymi Polakami, ale szlachta sądziła, że słabego nie ruszą, bo nikomu nie zagraża.

W obliczu groźby redukcji armii środowiska patriotyczne podjęły decyzję o wywołaniu powstania przeciwko Rosjanom. Zabiegi o pomoc rewolucyjnej Francji nic nie dały, natomiast powstanie kościuszkowskie bardzo tejże Francji pomogło, odciągając siły i uwagę przeciwnika z frontu zachodniego. Planując powstanie, Tadeusz Kościuszko liczył trochę na masowy ruch chłopów zbrojnych w kosy i piki. Wynikało to z jego doświadczeń amerykańskiej rewolucji, jednak tam na wsi żyli nie pozbawieni tożsamości narodowej niewolnicy szlachty, ale wolni i zamożniejsi farmerzy. Jak sądził Skałkowski, pogląd Kościuszki, że „postawić od razu 100 tys. wojska liniowego jest trudno w naszych okolicznościach, lecz postawić masę 300 tys. łatwo przyjdzie”, „był fantastyczną chimerą”. W rzeczywistości udział chłopów w powstaniu ograniczył się do oddziałów pomocniczych. Po racławickiej rozprawie w kosynierach „chciwość obdzierania trupów przemogła nad obowiązkiem karności”.

Chłop realista

„Legenda racławicka utrwalona w manifeście »Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość« trwała w powstaniach 1831, 1848 i 1863 r. Kościuszko wprawdzie starał się chłopów pozyskać – stąd krakowska sukmana, jadanie w obozie z chłopami, wielki szacunek dla religii katolickiej i ukazywanie Rosjan przede wszystkim jako jej wrogów. Do realnych zmian społecznych nie było jednak warunków, nie była też na nie gotowa szlachta. Kościuszko budował swoje myślenie na analogii z rewolucją amerykańską, co było całkiem błędne. Chłop polski nie był tak samodzielny, nawykły do walki, nie miał tego poczucia wolności co chłop amerykański. Osławiony Uniwersał Połaniecki był tylko kawałkiem papieru, przy pomocy uniwersałów i patriotycznych odezw nie prowadzi się wojen, a z kolei w czasie wojen nie przeprowadza się wymagających spokoju i czasu reform ustrojowych. Czym innym jest natchnąć »odwagą i poczuciem obowiązku za ojczyznę« wolną szlachtę, a czym innym warstwę od wieków w poddaństwie poniżającym pogrążoną. Chłop zbyt dobrze też rozumiał swe położenie, niewolę i zależność od szlachty, zbyt był »z urodzenia i doświadczenia realistą«, aby dać się wciągnąć w mrzonki tego rodzaju obietnic”, pisał Skałkowski.

Kościuszko zdawał sobie z tego sprawę, ale redukcja armii popchnęła go do pochopnej i skazanej na klęskę decyzji. Adam Skałkowski skomentował, że mimo redukcji armii należało zaczekać z kadłubową wolną Polską do 1806 r., na Napoleona, i wtedy działać. Skałkowski miał ciężkie życie ze swoim krytycyzmem wobec wszystkich powstań narodowych. W latach 1918-1939, podobnie jak dzisiaj wobec masakry warszawskiej (ze względu na dysproporcję strat polskich i niemieckich uprzejmie zwanej powstaniem), dominował poprawny entuzjazm dla bohaterskich zrywów narodowych. On tymczasem w rocznice, kiedy należało się zachwycać bohaterską śmiercią i potępiać niegodziwość zaborcy, chylić czoła przed pomordowanymi, zadumać się, uronić łzę, powzdychać i postękać, wypowiadał się zawsze krytycznie i trzeźwo, nie zważając na konsekwencje. Już w 1917 r. we Lwowie rektor zakazał mu prowadzenia wykładów o insurekcji jako zbyt kontrowersyjnych. Potem w Poznaniu po 1919 r. kuratorium oświaty wycofało jego książki z bibliotek dla młodzieży jako „truciznę”, a rektor uniwersytetu odbywał z nim rozmowy wychowawcze na temat odpowiedniej postawy „obywatelskiej”.

Mówiono to samo co dzisiaj: że wprawdzie bitwy były przegrane, ale ostatecznie nastąpił wielki sukces i nagroda. Skałkowski odpowiadał: „Jakże to, z klęsk wynika tryumf? Jakże tam z logiką? Przegrane były zawsze materialne, duchem zawsze zwyciężaliśmy?”. Nie, jeżeli odzyskaliśmy niepodległość, należy skorzystać z doświadczeń przeszłości i nie dać się znowu pognębić i zniszczyć, nie możemy ulegać „własnemu szaleństwu”. Radził unikać tak dzisiaj powszechnej „miłej i pięknej frazeologii”, „szanownej ideologii” i „poczciwego patriotyzmu” i zwyczajnie zachować chłodny rozsądek. Zgodnie z ówczesną poprawnością polityczną Skałkowski zwykle był atakowany za brak patriotyzmu.

Pierwsze i ostatnie

Już w PRL publicysta Aleksander Bocheński w 1947 r. wydał napisaną podczas wojny, opartą na pracach Skałkowskiego książkę „Dzieje głupoty w Polsce”. Jej intencja była oczywista – potrzebna jest roztropna ugoda i współpraca z Rosją. Co znamienne, zarówno Skałkowski, jak i Bocheński pochodzili z rodzin ziemiańskich, ciężko dotkniętych klęskami narodowych powstań.

Insurekcja szans nie miała żadnych i późniejsze opowieści edukacyjne o jej przewagach były mocno podkolorowane. Bitwa pod Racławicami, bardzo napompowany propagandowo rzekomy wielki tryumf, w rzeczywistości była bladziuchną, koślawą potyczką dwóch kilkutysięcznych korpusików, w której gra toczyła się o przetrwanie dopiero tworzących się, ledwie zipiących sił polskich. Jej znaczenie, owszem, było ogromne, ale moralnie. Przeciwko niewielkim siłom polskim walczyła zaledwie połowa i tak skromnych sił rosyjskich, dowodzonych przez Aleksandra Tormasowa, ponieważ stojący na czele drugiej połowy gen. Fiodor Denisow strasznie marudził z dotarciem na miejsce walki. Albo pił kawę, albo jadł śniadanie, albo szukał drogi. Niektórzy twierdzili, że Tormasow i Denisow serdecznie się nie lubili. Były to również animozje stanowe, bo jeden był arystokratą, a drugi kozakiem. Kiedy już Denisow ze swoim oddziałkiem dotarł, zastał uciekających Rosjan. Zamiast zaraz uderzyć na zdezorganizowane walką siły polskie, oddał kilka strzałów na wiwat i poczekał do zmroku, co będzie, po czym pozostawił pole Kościuszce. Autor monografii bitwy Jan Pachoński uważał, że jego interwencja nawet wówczas mogła zmienić sytuację.

Prawdę mówiąc, było to jedyne zwycięstwo Tadeusza Kościuszki. Obecnie mamy w księgarniach książkę Bartłomieja Szyndlera z podtytułem „Pierwsze zwycięstwo narodowego powstania”. Równie dobrze mogłaby się nazywać „Ostatnie zwycięstwo narodowego powstania”, bo w większych starciach w polu Kościuszko poniósł już potem tylko klęski – pod Szczekocinami oraz Maciejowicami.

Warto osobno wspomnieć o wielkopolskim epizodzie powstania 1794 r., w którym dobrze wypadły działania gen. Jana Henryka Dąbrowskiego. Swoją drogą na złość prawicowym narodowcom miał on matkę Niemkę i kiepsko mówił po polsku, podobnie jak Tadeusz Kościuszko był właściwie Białorusinem z pochodzenia, a książę Józef Poniatowski od strony matki Austriakiem. Biedna ta nasza prawica, wszędzie same „kundle” i jak na lekarstwo „prawdziwych Polaków”.

Autor jest profesorem Instytutu Historii PAN

 

Wydanie: 15/2014, 2014

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. Wojciech Żaglewski s. Zygmunta
    Wojciech Żaglewski s. Zygmunta 10 czerwca, 2017, 16:35

    Powstanie W 1794 r. miało szansą na wygraną , tylko trzeba było działać ostrożnie , przeslećcie według mapy – wszystkie działania w tej wojnie .

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Wojciech Żaglewski s. Zygmunta
      Wojciech Żaglewski s. Zygmunta 10 czerwca, 2017, 16:46

      Prawda ze T. Kościuszko w dwóch bitwach w polu przegrał . Ale warto się nad nimi zastanowić ! A obrona W-wy to nie zwycięstwo ?? W kampanii Maciejowickiej źle ocenił odległości , to była przyczyna jego porażki i klęski .

      Odpowiedz na ten komentarz
  2. Wojciech Żaglewski s. Zygmunta
    Wojciech Żaglewski s. Zygmunta 10 czerwca, 2017, 16:51

    A gdzie się podział mój pierwszy komentarz ?? Czy zniknął bo wstawiłem wątek wandalski !! Świadczy to źle o odbiorcach komentarzy ! Czy narodowcy i p. D. Łukasiewicz wiedza kto tak naprawdę jest twórcami Państwa Polskiego ?? Polska – to państwo dwóch kultur Germanów ( Wandalów ) i Słowian .

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy