Is fecit cui prodest

Is fecit cui prodest

Uczynił ten, komu przyniosło to korzyść. Starożytna zasada dochodzenia karnego każe zastanowić się nad konfliktem, który dzieli dziś zarząd Agory i redakcję „Gazety Wyborczej”. Z „Wyborczą” można się zgadzać lub nie, lecz teraz w ogóle o to nie chodzi. Nikt przecież nie zaprzeczy, że była ona (i jest) jedną z liderek wolnych mediów, że zawsze działała na własny rachunek i własną odpowiedzialność. Pomawiana niegdyś, że stanowi nieformalny organ Unii Demokratycznej/Unii Wolności, potrafiła nawet tej partii zaleźć za skórę. Gdy zatem wolne media spotykają się dziś z ograniczeniami i represjami, sprawa „Wyborczej” jest sprawą każdego z nas.

Sytuacja staje się bowiem dramatyczna. Póki w minionej kadencji parlamentarnej władze deklamowały o „repolonizacji mediów”, można było jeszcze udawać, że nie traktuje się tego poważnie. Choć i wtedy wypadałoby pamiętać, że najbardziej nawet niesłychane słowa Jarosława Kaczyńskiego trzeba traktować śmiertelnie poważnie. Ale po sześciu latach działań tej władzy? Po sekwencji wydarzeń w jednym, kończącym się właśnie roku? Po lutowym projekcie nałożenia na media podatku od reklam (pamiętamy protest „Media bez wyboru”: czarne strony dzienników, czarne ekrany telewizorów)? Po marcowym zakupie przez PKN Orlen Daniela Obajtka grupy Polska Press, wydawcy 20 dzienników i 150 tygodników regionalnych? Po trwającej 19 miesięcy przepychance o TVN 24? Rezultaty są widoczne. W dziennikach regionalnych zmieniono redaktorów i nurt krytyczny wobec władzy zamilkł. Nad TVN 24 zawieszono miecz Damoklesa, który może opaść w każdej, dogodnej dla władzy chwili. Podatek od reklam też zapewne wróci. Oto tło, na którym trzeba widzieć wydarzenia rozgrywające się w gmachu przy ulicy Czerskiej.

Cóż, zarząd rządzi. A to znaczy, że może wszystko. Jednak wyznaczenie „Gazecie Wyborczej” nowego, w istocie szeregowego miejsca w spółce, każe raz jeszcze przypomnieć, o czym mówią dziś wszyscy: to Agora została powołana dla „Wyborczej”, nie odwrotnie. To nie nos jest dla tabakiery. Decyzja zarządu tak zasadnicza jak połączenie „Gazety Wyborczej” i portalu Gazeta.pl byłaby zrozumiała tylko wtedy, gdyby redakcja „Wyborczej” sobie nie radziła. Tymczasem radzi ona sobie dobrze, a może i bardzo dobrze, bo świadczy o tym otwieranie jej kolejnych oddziałów terenowych. Owszem, istnieją koszty pozwów ze strony władzy – jest ich ponoć ok. 70. Lecz przecież taka jest cena niezależnego dziennikarstwa, a procesy te „Wyborcza” i tak z reguły wygrywa. O generowaniu drastycznych kosztów trudno byłoby zatem mówić, lecz gdyby naprawdę wysuwano taki argument, sam w sobie byłby on kwestionowaniem niezależności.

Tak, zarząd jest od rządzenia. Zarząd jest od zarządzania. Sęk w tym, że redakcja jest od redagowania. Nie wyobrażam sobie redakcji, której organ zewnętrzny – nawet gdyby miał to być własny zarząd – dyktowałby strukturę, usytuowanie w łonie spółki i skład personalny. Też byłoby to przecież kwestionowanie niezależności. A gdyby istotnie doszło do fuzji, gdyby interes „Wyborczej” został utopiony w interesie czysto komercyjnym, misja pisma uległaby destrukcji. Czyli zniszczeniu, choćby rozłożonemu na raty.

Czy rzeczywiście o to chodzi? Jakieś światło rzuca krążący w sieci materiał opracowany przez wieloletniego dziennikarza „Gazety Wyborczej”, Wojciecha Czuchnowskiego. Analiza ta, precyzyjnie udokumentowana, obnaża rozmaite działania zarządu Agory – te nietrafione i te wręcz dające się zakwalifikować jako działanie na szkodę spółki. Materiał to w istocie wstrząsający, choć przecież do zbliżonych wniosków może też prowadzić sama lektura Wikipedii. Jeżeli zatem w przeszłości zarząd raczej generował koszty niż zyski, a równocześnie oszczędzał na zespole redakcyjnym, doprowadzając do kolejnych zwolnień – to jaka była jego troska o swe najważniejsze dziecko? No ale właśnie: czy „Wyborcza” rzeczywiście była/jest dla zarządu najważniejszym dzieckiem? Czytając raport Czuchnowskiego, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zarząd, zamiast wspierać redakcję, sprzyjał procesowi jej stopniowego ograniczania. Zarząd sam dla siebie był najważniejszym dzieckiem.

Czy zatem wszystko zmierza do rozpędzenia redakcji? Do wyrzucenia jej naczelnego, Adama Michnika? Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale nie takie rzeczy w państwie PiS trudno było sobie kiedyś wyobrazić. Nieważne jednak, czy zarząd Agory naprawdę porozumiał się z PiS. Ważne, że partii rządzącej niesie najwspanialszy prezent. I jakaż byłaby w tym prezencie finezja: PiS nie zniszczyło „Wyborczej”, „Wyborcza” zniszczyła się sama! Tak oto, metodą salami, jest odkrawana nasza wolność. Jeżeli ktoś rzeczywiście „wolności oddać nie umie”, musi dziś krzyczeć: ja też jestem „Gazetą Wyborczą”!

a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2021, 52/2021

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy