Jabłko podbije Europę

Jabłko podbije Europę

Polscy sadownicy nie boją się wymagań Unii. To Unia powinna się bać

– Ja się Unii nie boję, bo ja w Unii już jestem. Znam te mechanizmy. Nie taki diabeł straszny, jak go malują – mówi Romuald Ozimek, sadownik z Wisowej koło Sochaczewa.
Na unijny rynek, głównie do Niemiec i Holandii, sprzedaje produkowany w swym 32-hektarowym gospodarstwie koncentrat jabłkowy. Naturalnie bez konserwantów.
– Proszę zobaczyć, to taki jabłkowy miód – pan Romuald przelewa koncentrat. Dzięki temu w procesie przechowywania nie skwaśnieje. Pracując na trzy zmiany, przetwórnia może przerobić 200 ton jabłek na dobę. Cały proces nadzorują jedynie cztery osoby.
To gospodarstwo ma już 120 lat. – Pradziadek kupił ziemię, dziadek dał podwaliny pod sad, ojciec założył szkółkę, a ja wybudowałem przetwórnię – opowiada pan Romuald. Jego firma należy do międzynarodowej organizacji z siedzibą w Niemczech – Wspólnoty Ochronnej Przemysłu Soków Owocowych. Sekretarka akurat rozmawia przez telefon swobodnie po niemiecku z kontrahentem z Niemiec.
Ozimek kieruje też stowarzyszeniem o nazwie Ośrodek Integrowanej Produkcji Owoców skupiającym 50 sadowników z okolicznych miejscowości. Takie grupy producenckie są wspierane przez Unię Europejską.
– Zajmujemy się produkcją proekologiczną – tłumaczy, trzymając w ręku jabłko. – Wszystko, co robimy w tych 50 gospodarstwach sadowniczych, jest konsultowane z doradcami z Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa.

Ciągle pod kontrolą

Ze swojego sadu Ozimek przerabia jedynie 30% jabłek. Resztę sprzedaje, głównie do państw Europy Środkowo-Wschodniej. – Dla polskich jabłek rynek UE nie jest jeszcze otwarty – mówi. – Zmieni się to po wejściu do Unii, gdy będziemy wewnątrz jednego wspólnego rynku.
Podkreśla, że zbyt na świecie mają przede wszystkim soki naturalne. Dlatego jego koncentrat dobrze się sprzedaje: – Odbiorcy koncentratu w Niemczech i Holandii chcą mieć pewność, że wszystko, co robimy, jest zgodne z naturą. Nie chcą żadnych konserwantów ani domieszek.
Surowiec do przetwórni dowożą sadownicy z całego kraju. Odbiorcami jego koncentratu są duże firmy produkujące soki w UE. Kupują też pośrednicy korzystający z wynajętego transportu. – Proszę zobaczyć – pokazuje wjeżdżającą ciężarówkę – właśnie w tej chwili Niemcy przysłali cysternę. Nie dziwcie się, że ma polskie numery.
Z każdym odbiorcą ma podpisany oddzielny kontrakt, przeważnie długoterminowy, ze szczegółowym harmonogramem zamówień. Są też kontrakty sprzedaży szybkiej – tygodniowej.
Ozimek skarży się trochę na odwlekanie płatności. – Rynek niemiecki charakteryzuje się uczciwością, ale płatności są przeciągane. Maksymalny okres wynosi 60 dni, więc pieniądze przychodzą zwykle w ostatniej dobie.
Proces produkcji poddawany jest częstym kontrolom. – Wpadają jak na spadochronie, kontrole są niezapowiedziane – uśmiecha się. – Badają proces technologiczny, dużo nie mówią. Piszą protokół i biorą próbki. Za dwa miesiące otrzymuję dokładne analizy i wynik. Mogą być tylko dwa słowa: „Yes” i „No”. Nie ma żadnego opisu. Albo coś jest zgodne, albo nie. Jeśli wynik będzie negatywny, Wspólnota Ochronna Przemysłu Soków Owocowych nie przedłuży mi certyfikatu.

Obniżymy cenę w Unii

Razem ze zrzeszonymi w grupie sadownikami Ozimek współpracuje z Ministerstwem Rolnictwa: – Korzystamy z różnych zajęć dydaktycznych, programów i szkoleń finansowanych przez UE. Dzięki temu zbliżamy się do Unii i podnosimy kwalifikacje.
Jego zdaniem, polscy sadownicy nie mają się czego wstydzić.
– Wzorowaliśmy się na sadach holenderskich. Obecnie 50% gospodarstw sadowniczych w Holandii zostało zlikwidowanych. Kosztowna technologia produkcji nie obroniła się. Konsument nie zaakceptował wysokiej ceny jabłek. My w Polsce produkujemy taniej – twierdzi.
Polska należy do największych producentów jabłek w Europie.
– Przy swoich kosztownych technologiach i wysokiej cenie siły roboczej przedsiębiorcy z UE boją się Polski. Wkrótce przyjmą do swej wielkiej unijnej rodziny prawdziwego potentata w produkcji jabłek. Podobnie wygląda sprawa z koncentratem. Jesteśmy obok Chin największym światowym producentem koncentratu. Na pewno obniżymy cenę jabłek na rynku Unii Europejskiej. Dzisiaj kształtuje się ona na poziomie 3-4 euro za kilogram. Zainteresowany tym jest unijny konsument, ale nie sadownik. Nie możemy liczyć na przychylne opinie producentów z Unii, skoro istnieje między nami konflikt interesów.

Więcej informacji

– Uważam, że sobie poradzimy – mówi zapytany o szanse w Unii. – Dobrze zorganizowanych gospodarstw w Polsce nie brakuje. Musimy mieć tylko jasno określone przepisy i wymagania. Nie odbiegamy poziomem od gospodarstw w UE. Gorzej z procedurami unijnymi. Przy pisaniu wniosków polscy rolnicy na pewno będą musieli korzystać z pomocy specjalistów. Przecież UE jest mocno zbiurokratyzowana. Tę barierę trzeba pokonać przy pomocy ośrodków doradztwa rolniczego.
Zdaniem Romualda Ozimka, Unię Europejską trzeba poznać. – W większości rolnicy nie znają traktatu. Nie wiedzą tak naprawdę, co rząd dla nich wynegocjował. Wszelkie niedomówienia wynikają z niewiedzy. Informacje – często nieprawdziwe – są przekazywane z ust do ust, gdzieś na targowiskach czy bazarach. Może właśnie rzetelnej informacji jest za mało?

Wydanie: 18/2003, 2003

Kategorie: Kraj
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy