Jak leczyć gangrenę?

Jak leczyć gangrenę?

Pytany o to, czy Ziobro powinien stanąć przed Trybunałem Stanu, Karol Modzelewski odpowiedział:
„Na podstawie tego, co publicznie wiadomo – raczej tak. Choć, moim zdaniem, ważniejsze jest nie to, żeby szarpać Ziobrę czy Kaczyńskiego, tylko żeby zabrać się za tę komórkę aparatu państwowego wolnej Polski, w której rozwinęła się gangrena, czyli za prokuraturę” („Przegląd” nr 1/2012).
Mówiąc o objawach tej gangreny, prof. Modzelewski dodaje: „Bo u nas rutynową praktyką prokuratorską, na którą sądy niestety pozwalają, jest wymuszanie zeznań przez trzymanie człowieka w areszcie, dopóki nie powie tego, co prokuratorzy chcą usłyszeć”. To wszystko smutna prawda. Tak, to jest rutynowa praktyka i wszyscy o niej wiedzą. Piszą o tym gazety (por. ostatnio np. tekst „Zwierzyna ściga myśliwych” B. Wróblewskiego w noworocznej „Gazecie Wyborczej”). Jak to możliwe, że w demokratycznym państwie prawa jest taka praktyka, wszyscy o niej wiedzą, nikt jej nie przerywa, a winni nie odpowiadają przed sądem?
Rozważając, dlaczego nic z tym nie da się zrobić, profesor wyraża obawę, że może dlatego, że błędem było rozdzielenie stanowisk prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. Otóż nie. Patologii polskiej prokuratury (a także pewnych innych służb państwowych) nie uzdrowiono, przyczyn zła nie usunięto, bo Platforma po prostu nie chciała rozliczać IV RP. Czy robiła to z wyrachowania, jak twierdzą niektórzy, bo „niedorżnięta wataha” (by użyć miłej metafory min. Sikorskiego, który zresztą w tej watasze był do czasu wcale znaczącym wilkiem, więc chyba wie, co mówi) była potrzebna jako straszak napędzający Platformie elektorat, czy z nieudolności, czy dlatego, że ideowo nie różni się zbytnio od PiS, tylko to, co PiS chce załatwić gołymi rekami, ona woli w rękawiczkach, nad tym zastanawiać się będą kiedyś historycy. Faktem jest, że nie chciała i nie rozliczyła. Konieczna reforma prokuratury, zdemoralizowanej ostatecznie w latach rządów PiS, została przez Platformę ograniczona do minimum i zatrzymana w pół drogi. Zrobiono tylko krok pierwszy, najbardziej rzucający się w oczy i reperujący słupki poparcia: oddzielono funkcję politycznego ministra sprawiedliwości od apolitycznego i fachowego prokuratora generalnego. Zgodzono się tak ukształtować przepisy ustawy, żeby zwiększyć szanse na to, by pierwszym niezależnym prokuratorem generalnym mógł zostać sędzia. Sędzia, a więc ktoś od dotychczasowych układów w prokuraturze niezależny, przy tym praktyk prawnik, który jako długoletni sędzia miał głęboko wpojony nawyk niezawisłości. To spowodowało, że prokuratura została na najwyższym szczeblu odcięta od bieżącej polityki. Równocześnie w ostatniej chwili Platforma wycofała się z projektu likwidacji jednego z czterech do niczego niepotrzebnych szczebli prokuratury, prokuratur apelacyjnych. Efektem tego było całkowite związanie rąk prokuratorowi generalnemu w sprawach kadrowych prokuratury. Dostał z dobrodziejstwem inwentarza wszystkich prokuratorów z czasów Ziobry, tęskniących do czasów IV RP, kiedy to byli najważniejsi. Nauczonych bezkarności i nadal jej pewnych, szydzących z bezsilności nowego prokuratora generalnego. Jeśli któryś z nich nie raczył dobrowolnie wynieść się w stan spoczynku (jak np. Święczkowski czy Barski) i pobierać kilkunastotysięcznej emerytury, umożliwiającej jawne już zaangażowanie w politykę i poświęcenie jej całego czasu, pracuje nadal w prokuraturze i nie ma sposobu, aby go wyrzucić. Prokurator Engelking – ikona Prokuratury Krajowej z czasów IV RP, nadal jest ozdobą prokuratury, tym razem Generalnej. Pan prokurator Luks i pani prokurator Malczyk nadal strzegą praworządności jako prokuratorzy w Prokuraturze Apelacyjnej w Białymstoku, włos z głowy nie spadł słynnym prokuratorom z Katowic…
Aby można był zwolnić prokuratora, który ewidentnie sprzeniewierzył się swojemu zawodowi w czasach IV RP, trzeba albo prawomocnego wyroku sądowego, albo orzeczenia prokuratorskiego sądu dyscyplinarnego. Problem w tym, że przewinienia dyscyplinarne prokuratorów przedawniają się po dwóch latach. Przewinienia z czasów śledztwa ujawniają się z reguły dopiero w postępowaniu sądowym, zanim to się zakończy, są już przedawnione. Aby ścigać prokuratora za popełnione przestępstwo, trzeba wcześniej uchylić mu immunitet. Może to zrobić tylko prokuratorski sąd dyscyplinarny, de facto sąd koleżeński. W postępowaniu niejawnym, a więc bez kontroli mediów i opinii publicznej. Drugą instancją jest takiż sam tajny sąd koleżeński. Immunitet prokuratorski nie ma umocowania w konstytucji, a jedynie w Ustawie o prokuraturze. Z założenia ma on chronić prokuratora przed zemstą oskarżonych, przed utrudnianiem mu prowadzenia śledztw poprzez nękanie fałszywymi donosami. Sąd dyscyplinarny ma zatem stwierdzić, czy aby nie z takim przypadkiem mamy do czynienia. Rzeczywiście, sądy dyscyplinarne wykraczają daleko poza to zadanie i wyręczają sądy powszechne, oceniając w takich sprawach stany faktyczne, dowody winy etc. Tak naprawdę to one stanowią w sprawach prokuratorskich wymiar sprawiedliwości. Nie ulega wątpliwości, że ta praktyka jest niezgodna z konstytucją, bo zgodnie z nią wymiar sprawiedliwości należy do sądów.
Jeśli chce się leczyć wspomnianą przez prof. Modzelewskiego gangrenę, to trzeba nie wycofywać się z reformy zaczętej w poprzedniej kadencji, ale ją dokończyć. Realnie zwiększyć uprawnienia prokuratora generalnego wewnątrz prokuratury. Wydłużyć okresy przedawnienia przewinień dyscyplinarnych prokuratorów (dwa lata, ale liczone nie od popełnienia, tylko od ujawnienia). W sprawach dyscyplinarnych, przynajmniej przy uchlaniu immunitetu, postępowanie powinno być jawne, na ogólnych zasadach, i tylko w pierwszej instancji powinien orzekać sąd dyscyplinarny prokuratorski, w drugiej już sąd powszechny. Raz jeszcze należy rozważyć celowość utrzymywania czteroszczeblowej struktury prokuratury (rejonowe, okręgowe, apelacyjne i Generalna).
Nadzór sądów nad postępowaniem przygotowawczym i czynnościami operacyjno-rozpoznawczymi uczynić trzeba realnym zamiast tego, co ma teraz miejsce czysto nominalnego, rozmywającego odpowiedzialność między sąd i prokuraturę. O tymczasowych aresztowaniach, podsłuchach, kontroli korespondencji decydować powinni wyspecjalizowani sędziowie ze specjalnych wydziałów sądu, a nie, jak dotąd, sędziowie wydziałów karnych, dla których nadzór nad postępowaniem przygotowawczym jest tylko dodatkowym, uciążliwym zadaniem.
To wszystko można zrobić. Ale po pierwsze, trzeba chcieć. Po drugie, trzeba znaleźć ludzi, którzy to zrobić potrafią. Obawiam się, że zachwalana przez premiera Tuska „pozytywna szajba” nowego ministra sprawiedliwości nie jest tu kwalifikacją wystarczającą.
Jan Widacki

Wydanie: 02/2012, 2012

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Komentarze

  1. Janusz Bartkiewicz
    Janusz Bartkiewicz 10 stycznia, 2012, 15:26

    Profesorowie Widacki oraz Modzelewski mają całkowita rację mówiąc o gangrenie toczącej polską prokuraturę. Ale nie odpowiadają na pytanie dlaczego tak się dzieje? Albo odpowiadają, ale tylko fragmentarycznie. A prawdziwy powód tej gangreny leży zupełnie gdzie indziej. Faktycznym powodem choroby jest prokuratorski immunitet, który gwarantuje im praktyczną bezkarność w działaniu wynikająca z art. 54 ustawy o prokuraturze, będącej twórczym rozwinięciem art. 68 ustawy z dnia 20 czerwca 1985 r. o Prokuraturze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (Dz.U. 1985 nr 31 poz. 138). Zgodnie z tym prawem prokurator nie może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej, ani tymczasowo aresztowany bez zezwolenia sądu dyscyplinarnego (czyli sądu korporacyjnego), a te, z reguły robią wszystko co mogą, aby prokuratora w stan oskarżenia nie postawić. Czas najwyższy aby powiedzieć, że jest to anachronizm, że jest to relikt ustrojowej przeszłości rodem z PRL, gdzie prokuratura będąca istotnym ogniwem systemu politycznego, musiała pozostawać pod szczególną ochroną prawa. Tamta ustawa z 1985 r. funkcjonowała w reżimie obowiązującej konstytucji z dni a 22 lipca 1952 r., która w art. 55 stanowiła, iż tryb powoływania i odwoływania prokuratorów podległych Prokuratorowi Generalnemu, jak również zasady organizacji i postępowania organów prokuratury określa ustawa. Przy takim konstytucyjnym usytuowaniu, najwyższy organ władzy ludowej czyli Sejm PRL, mógł uchwalić ustawę, która wyłączała odpowiedzialność karną prokuratorów. Jednakże współcześnie obowiązująca Konstytucja III RP, w rozdziale VIII Sądy i Trybunały, konstytuuje jedynie władzę sądowniczą, w związku czym mamy do czynienia z faktyczną dekonstytucjonalizacją prokuratury, a tym samym wydaje się, że art. 54 ustawy o prokuraturze jest przepisem niekonstytucyjnym i powinien być jak najszybciej przez Trybunał Konstytucyjny lub przez sejm usunięty. Pamiętać należy, że zgodnie z treścią art. 8 konstytucji jest ona najwyższym prawem w Polsce, a jej przepisy stosuje się bezpośrednio, a więc bezpośrednie zastosowanie musi mieć art. 32 stanowiący, że wszyscy są równi wobec prawa i posiadają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Z tego wynika wprost, że prokuratorzy również. Nie może być tak, aby instytucja mająca tak wielkie uprawnienia dot. wolności obywatelskich pozostawała poza jakąkolwiek społeczna kontrolą. Jeżeli nawet prokuratorski immunitet jest niezbędny dla bezpieczeństwa działania prokuratorów, to winien zostać powołany specjalny – poza prokuratorski – organ (np. komisja odpowiedzialności prokuratorskiej złożona z prawników, naukowców, sędziów itp.) który oceniałby wszelkie podejrzenia, iż prokuratorzy dopuścili się złamania prawa.

    podinsp.w st. spocz. mgr Janusz bartkiewicz

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy