Z Litwą beznadziejnie

Z Litwą beznadziejnie

Przedstawiając w Sejmie zadania i kierunki polskiej polityki zagranicznej, min. Sikorski stosunkom z Litwą poświęcił właściwie jedno zdanie. Brzmiało ono tak: „W stosunkach z Litwą liczymy na nowe otwarcie z rządem, który wyłoni się po październikowych wyborach”. Tylko tyle i aż tyle. Co z tego zdania wynika? Po pierwsze, że obecny rząd Litwy, według polskiego ministra spraw zagranicznych, jest beznadziejny, że z nim już nic nie załatwimy, szkoda z nim gadać. Po drugie, że polski minister spraw zagranicznych oczekuje, że obecnie rządzący Litwą przegrają jesienne wybory i przestaną rządzić, a z tymi, którzy przyjdą po nich, może się dogadamy.
Tą wypowiedzią Sikorski przeciął wszelkie nadzieje, że w stosunkach z Litwą cokolwiek zmieni się na lepsze do końca tego roku. Zanim bowiem po jesiennych wyborach na Litwie powstanie nowy rząd, rok się skończy. A czy to będzie inny rząd? Jeśli ten sam, z którym min. Sikorski nie chce gadać i obwieszcza to w Sejmie, dalej nic w naszych stosunkach się nie zmieni. Chyba że na gorsze. A jeśli wybory na Litwie wygra dzisiejsza opozycja? Ta, której – jak można wyinterpretować z wypowiedzi ministra – kibicuje nasz rząd? Ale wiele wskazuje na to, że litewska opozycja nie chce takiego kibica.
Tak czy inaczej, Litwini uznali wypowiedź min. Sikorskiego za obraźliwą. Nie bardzo im się dziwię. Jak zareagowalibyśmy, gdyby np. prezydent Sarkozy powiedział we francuskim parlamencie, że z Polską rozmawiać nie będzie, ale może po najbliższych wyborach, jeśli wygra je dzisiejsza opozycja, coś się zmieni?
W tej atmosferze prezydent Litwy Dalia Grybauskaite. nie przyjęła zaproszenia prezydenta Komorowskiego i nie przyjedzie do Polski na regionalne spotkanie poświęcone przyszłości NATO i bezpieczeństwa w Europie. Przypomnijmy – to ta sama pani prezydent, która przyjeżdżała do Polski, by wspólnie czcić rocznicę Konstytucji 3 maja. Ta sama, która w Polsce przemawiała po polsku, co wzbudziło protesty litewskiej prawicy.
Odmawiając przyjęcia zaproszenia, Grybauskaite. dała do zrozumienia, że jest solidarna z obecnym rządem, obrażonym przez min. Sikorskiego, i że nie uznaje polskiego, nawiasem mówiąc samozwańczego, przywództwa w regionie, bo obawia się, że Polska z tego przywództwa może zrobić niewłaściwy użytek, np. wykorzystując swoją pozycję do nacisków na Litwę.
Aby nie było złudzeń, postawę pani prezydent pochwalił Czeslovas Jurszenas, do niedawna jeden z najbardziej przyjaznych Polsce polityków litewskich, lider socjaldemokratów, czyli tych, którzy teoretycznie po jesiennych wyborach mogą na Litwie przejąć władzę. Ostatnia nadzieja min. Sikorskiego właśnie okazała się płonna.
O co chodzi w tym polsko-litewskim sporze? O traktowanie polskiej mniejszości na Litwie. Ta mniejszość, spora jak na trzymilionową Litwę (grubo ponad 200 tys.), zamieszkująca zwarcie dwa województwa (wileńskie i solecznickie), w samym Wilnie stanowiąca ok. 20% mieszkańców, nie tylko chce zachować narodową, językową czy kulturową odrębność, lecz także ma ambicje polityczne. Ma partie polityczne, uczestniczące w wyborach, ma przedstawicieli w Sejmie i europarlamencie. Bierze udział w grze o władzę: wchodzi w koalicje, działa w opozycji.
Nie ulega wątpliwości, że powinniśmy wspierać naszych rodaków – obywateli litewskich, pomagać im w zaspokajaniu ich potrzeb kulturowych i edukacyjnych. Ale czy mamy prawo wspierać ich także w walce na litewskiej scenie politycznej?
Litwa jest ponad 10 razy mniejsza od Polski. Boi się polonizacji. Boi się przesadnie i, mam nadzieję, bezpodstawnie. Boi się, że polska mniejszość wróci do idei autonomii, a państwo polskie, popierające w ciemno wszystkie roszczenia rodaków, poprze ich i w tym. Litewskie fobie są silne i w Polsce mogą się wydawać śmieszne. Ale są one realne i trzeba ten fakt przyjąć do wiadomości. Trzeba Litwinom cierpliwie pokazywać, jak dalece są niezasadne. Pokrzykiwanie na Litwinów, obrażanie się na nich, stawianie kolejnych żądań te fobie tylko umacnia. To droga donikąd!
Polacy na Litwie mają prawo żądać od swojego państwa, od państwa, którego są obywatelami, różnych rzeczy. Mają prawo manifestować, protestować, głosić swoje poglądy. Ale czy Polska ma prawo ich wspierać w tych wszystkich protestach, manifestacjach i żądaniach? Czy solidarność narodowa nie musi się liczyć z prawem międzynarodowym? Rząd polski, zamiast oświadczać, że stosunki z Litwą zależą od tego, jak Litwini będą traktować polską mniejszość, powinien kategorycznie oświadczyć i Polakom na Litwie, i litewskiemu rządowi, że z całą stanowczością będzie się domagał przestrzegania wobec polskiej mniejszości tych zobowiązań, które wynikają ze standardu europejskiego, i tych, które wprawdzie poza ten standard wykraczają, ale mają oparcie w dwustronnym traktacie. Powinien równocześnie oświadczyć, że żądania liderów mniejszości, wykraczające poza ten standard i te zobowiązania, nie uzyskają poparcia państwa polskiego.
Bez tego ani nie poprawimy sytuacji Polaków na Litwie, ani nie wyleczymy litewskich fobii, ani nie pokażemy światu, że potrafimy prowadzić skuteczną politykę w regionie, choć mamy ambicje odgrywać rolę lokalnego lidera.

Wydanie: 16/2012, 2012

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Komentarze

  1. Adacta
    Adacta 17 kwietnia, 2012, 21:49

    Prezydent Litwy ostatecznie nie przyjechała do Polski. Polacy na Litwie (w kwestii nauczania mniejszości) mają identyczne prawa niż Litwini w Polsce. Polacy, precyzyjnie to niektórzy działacze polonijni uprawiający politykę, chcą więcej. Najpewniej budują tym swą przyszłość w polityce, w tym walczą o pensje europarlamentarne. Jest i drugi aspekt sprawy. Nie uważam aby 10% ludzi w Polsce znało prawdziwą historię stosunków polsko litewskich. Fałszowanie historii nie dotyczy tylko „wyklętych”. A przecież w 1920 r dwaj Wilniucy, Żeligowski z Piłsudskim (upraszczając) zajęli Litwę Środkową z litewskim (zawsze) Wilnem. W następnych latach kazaliśmy Litwinom podetrzeć się „Umową suwalską”, wreszcie w 1938 r. demonstracją siły na granicy, zmusiliśmy maleńkie państwo do uległości i przyjęcia ultimatum używając w jego treści groźby agresji. Teraz podobnie jak przed wojną, choć w innym zakresie, duża Polska znów chce więcej. Cytując głos Litwinów. „Cóż zrobić, Litwa taka mała, Polska taka duża”. O naszym ministrze z MSZ nie będę już mówił. Wydaje mi się jednak, że nasz prezydent też nie powinien wypowiadać żadnego słowa odnoszącego się do nieobecności litewskiej koleżanki. Nie musiał. Gadanie też, że Litwini nie mają się czego bać, gdy Polacy (choć w słowach) jednak demonstrują siłę, jest uproszczeniem. Niewątpliwie Litwy zbrojnie nie zajmiemy. Ale tutaj już stawiam kropkę. Podpisuję się pod słowami Profesora: „ ..oświadczyć, że żądania liderów mniejszości wykraczające poza .. standard… nie uzyskają poparcia państwa polskiego..”

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy