O sądach, co nie kierują się racją stanu

O sądach, co nie kierują się racją stanu

Jesteśmy świadkami rzeczy zgoła niepojętych. Koalicja gnije, a gnijąc, uszczęśliwia pono nadal Polskę, odnawiając ją moralnie. Dlatego koalicja musi trwać. Dla dobra Polski oczywiście.
Liderzy partii koalicyjnych już ze sobą zdaje się nie rozmawiają, wymieniają tylko korespondencję coraz bardziej obraźliwą i nasyłają na siebie służby. Czynne i emerytowane. Nie ustają też w zbieraniu na siebie haków. Na jednych te haki zbierają (a wiele wskazuje na to, że także je współtworzą) CBA, ABW i kilka innych służb. Na drugich, w rewanżu haki zbierają podobno emerytowani oficerowie WSI. W tle seksafera, afera korupcyjna, prowokacje służb.
Liderzy partii koalicyjnych ciągle coś plotą o programie, który rzekomo ich łączy, choć wszyscy i tak wiedzą, że łączy ich tylko strach przed utratą władzy, przed utratą miejsc w Sejmie, w agendach rządowych, w radach nadzorczych, we wszystkim, co uznano i potraktowano jak łup. Tak więc strach przed utratą łupu łączy nadal tę dziwaczną koalicję.
Prokuratura – wszechwładny superurząd z ekspozyturami (prokurator jest szefem MSWiA, inny prokurator komendantem głównym policji, a jeszcze inny szefem ABW) też chyba gnije od środka. Atmosfera w prokuraturze jest fatalna. Szefowie nagrywają już z ukrycia podwładnych, nikt nie ma już do nikogo zaufania. Typowe to dla okresu schyłkowego. Objawia się on zbieraniem haków na dzisiejszych szefów i nadgorliwców. Dokumentowaniem faktów politycznych nacisków, czynionym z myślą o przekazaniu w stosownym momencie nowej władzy. Podwładni nagrywają więc też zapewne szefów.
Ostatni głos sumienia środowiska prokuratorów – uchwała Stowarzyszenia Prokuratorów RP – jest przedmiotem śledztwa.
Wszystko to coraz bliższe jest „Policji” Mrożka niż praktyce demokratycznego państwa. Tylko czekać, jak prokuratorzy zaczną się sami wzajemnie aresztować.
Tymczasem pan premier nie może znieść, że nie podlegają mu Trybunał Konstytucyjny ani sądy powszechne. Jak zwasalizować sądy, obmyśla minister sprawiedliwości. Można się jednak pocieszać, że uda mu się tak samo jak z ekstradycją Mazura, albo danymi z kont banków szwajcarskich, po które osobiście do Szwajcarii pojechał, a czego później się wypierał.
Ostatnio pan premier niezadowolony z orzecznictwa Sądu Najwyższego dał temu wyraz.
W miejscowości Narty na Mazurach skarcił Sąd Najwyższy, że „nie kieruje się polską racją stanu i zasadą pierwszeństwa interesów polskich obywateli”.
Pan premier nie rozumie dość oczywistej kwestii, że zmiana obywatelstwa nie skutkuje automatyczną utratą własności i Mazurzy (także Ślązacy), którzy w latach 70. czy 80. wyjechali z Polski, wcale własności w Polsce nie utracili. A to właśnie potwierdził ostatnio Sąd Najwyższy.
Pan premier nie rozumie, jak widać, jeszcze kilku innych kwestii.
Przede wszystkim nie rozumie, że nie wypada, aby premier dawał jakiekolwiek wytyczne niezależnej od niego władzy sądowniczej. Co gorsza, nie rozumie też, że sądy mają stosować prawo, a nie polityczne wskazania. Nie rozumie, że w procesie cywilnym wygrać ma ten, kto w świetle prawa ma rację, i obywatelstwo jest tu bez znaczenia.
Co by było, gdyby rozniosło się w świecie, że przed polskimi sądami cywilnymi rację z urzędu mają obywatele polscy, sądy bowiem, w myśl wytycznych pana premiera przyznają pierwszeństwo interesom obywateli polskich?
Co to za „zasada pierwszeństwa interesów polskich obywateli” w sprawach rozpatrywanych przez sądy? Głoszenie takiej zasady dowodzi nie tylko kompletnej nieznajomości zasad państwa prawa i elementarnych zasad porządku prawnego. Głoszenie jej publicznie przez premiera szkodzi wizerunkowi Polski w świecie, podważa zaufanie do polskiego porządku prawnego, jest zatem ewidentnie niezgodne z polską racją stanu.
Realizacja tej zasady naraziłaby Polskę na konsekwencje międzynarodowe, jawnie bowiem dyskryminowałaby obywateli innych państw przed sądami polskimi.
Prezes Sądu Najwyższego, prof. Lech Gardocki, w wydanym specjalnie oświadczeniu cierpliwie poucza, że ostatnie wypowiedzi premiera na temat orzeczeń Sądu Najwyższego dotyczących tzw. mienia poniemieckiego, wzywające sędziów, w tym sędziów Sądu Najwyższego do kierowania się przy orzekaniu interesem narodowym i racją stanu, nawołują w gruncie rzeczy do łamania prawa. Jak bowiem wyjaśnia pierwszy prezes Sądu Najwyższego, „wynik sporu sądowego nie może zależeć od narodowości lub obywatelstwa stron procesu”. Sędziowie, orzekając, mają kierować się prawem, a nie wskazaniami politycznymi.
Nawiasem mówiąc, można mieć wątpliwości, czy zaliczenie do Niemców wszystkich bez wyjątku autochtonów Mazurów i Ślązaków, którzy wyjechali z Polski w latach 70. czy 80. XX w., jest zgodne z polską racją stanu. Tak traktowali ich wprawdzie hitlerowcy, później rabujący i gwałcący wyzwoliciele z Armii Czerwonej, na koniec co głupsi aparatczycy w PRL, ale nie jest to pogląd jedyny z możliwych. I mam wątpliwości, czy z polską racją stanu zgodny.
Sądy, z wszystkimi swymi wadami, z ciągnącymi się latami procesami, źle zorganizowane, czekające na prawdziwą reformę, którą na razie zastępują nieprzemyślane pomysły, które pracę sądów jeszcze bardziej dezorganizują (vide: tzw. sądy dwudziestoczterogodzinne), bronią swej niezawisłości i niezależności od władzy wykonawczej. Bronią się przed politycznymi naciskami i lepiej czy gorzej stosują jednak prawo, a nie zachcianki czy żądania polityków.
Sądy wraz z Trybunałem Konstytucyjnym są ostatnim instytucjonalnym bastionem demokracji w Polsce.
Jeśli uda się im oprzeć naciskom polityków, którzy nie kryją, że chcą „odzyskać sądy” (kiedy je mieli?), którzy bez żenady mówią, że „sądy jeszcze nie są nasze”, jeśli w tym wszystkim sądom uda się uratować niezależność, Polska będzie nadal demokratycznym państwem prawa.
Będzie im łatwiej, jeśli będą miały poparcie opinii publicznej, zwłaszcza mediów.
To nie przesada. Od losów sądownictwa zależą dziś losy demokracji w Polsce.

Wydanie: 2007, 32/2007

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy