Pijany za kierownicą

Pijany za kierownicą

Doszło do tragedii. Pijany kierowca zabił sześć osób. Wydarzenie ze zrozumiałych względów dramatyczne dla lokalnej społeczności dzięki telewizji stało się wydarzeniem ogólnopolskim. Na każde takie poruszające opinię publiczną zdarzenie natychmiast reagują politycy. Ich reakcja ogranicza się do okazania oburzenia (na dobrą sprawę kogo obchodzi ich oburzenie?) oraz dania wyrazu stanowczości i bezkompromisowości wobec zła. Niech gawiedź (przepraszam, elektorat!) to zobaczy i doceni. Powtarzają za burmistrzem Giulianim i licytują się: „Zero tolerancji dla pijanych kierowców!”, „Zero tolerancji dla bydlaków za kierownicą!”. Kto powie to bardziej stanowczo, kto zrobi bardziej oburzoną minę. Ale od tych min i groźnego pokrzykiwania w telewizji nie zmaleje liczba pijanych kierowców ani powodowanych przez nich wypadków. Nie zmaleje nawet od tego, co na wspólnej, zwołanej przez premiera naradzie uchwalili minister spraw wewnętrznych z ministrem sprawiedliwości. Ani od tego, co w ślad za owymi naradami i pełnymi oburzenia pokrzykiwaniami Sejm gotów jest uchwalić. Bo co może uchwalić? Dalsze zaostrzenie prawa karnego?
Może wprowadźmy do dyskusji trochę porządku. Przede wszystkim za spowodowanie wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym grozi w Polsce kara do 12 lat pozbawienia wolności. Jeśli przypadek zostanie zakwalifikowany jako katastrofa – nawet do 15 lat.
Za zabójstwo umyślne kodeks karny przewiduje karę od ośmiu lat pozbawienia wolności, za szczególnie okrutne zabójstwo umyślne albo za zabójstwo umyślne wielu osób – od 12 lat pozbawienia wolności. Za nieumyślne zabójstwo można wymierzyć sprawcy karę do pięciu lat pozbawienia wolności. Co tu trzeba zmieniać? Przewidzieć dla pijanego sprawcy wypadku ze skutkiem śmiertelnym kary surowsze niż te, które można wymierzyć działającemu z premedytacją okrutnemu mordercy? Nie dajmy się zwariować!
Mówi się, że pijani kierowcy są plagą na polskich drogach. I tak, i nie. 90% wypadków drogowych powodują jednak kierowcy trzeźwi. Wypadków ze skutkiem śmiertelnym trzeźwi kierowcy powodują aż 95%. Pijani tylko (ktoś powie, że aż) 5%. Oczywiście lepiej by było, gdyby wypadków ze skutkiem śmiertelnym zdarzało się o tych 5% mniej. Nie ma jednak żadnej pewności, że te same osoby nie spowodowałyby wypadku na trzeźwo. Jak wyeliminować pijanych kierowców i ograniczyć liczbę wypadków, do których z ich winy dochodzi? Obawiam się, że przepisami prawa karnego tego nie zrobimy. Samo prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym jest u nas przestępstwem, ale od czasu gdy to przestępstwo wprowadzono do kodeksu, policja rokrocznie łapie mniej więcej tyle samo nietrzeźwych (sto kilkadziesiąt tysięcy) i wcale nie wydaje się, aby liczba pijanych kierowców na polskich drogach w istotny sposób zmalała.
Problem nie w restrykcjach prawa karnego, to jest dostatecznie surowe. Częste, znacznie częstsze niż obecnie kontrole trzeźwości mogłyby przynieść pewien efekt. Ale też zasadniczo nie zmieni to sytuacji. Najskuteczniejszą kontrolą, jaką można objąć kierowców, jest kontrola nie policyjna, ale społeczna. A ta w tym zakresie u nas zawodzi.
Nasze społeczeństwo oburza się na pijanych kierowców przy okazji oglądania w telewizji skutków spowodowanych przez nich najtragiczniejszych wypadków. Na co dzień prezentuje jednak inną postawę. Ilu z tych oburzonych nigdy nie wsiadło za kierownicę, będąc pod wpływem alkoholu? Ilu jako dobrą anegdotę opowiadało, jak ten czy ów znajomy odjechał nawalony z imprezy swoim samochodem? Ilu namawiało kierowcę: „Wypij jednego, tego alkomat nie wykryje”? Ile żon wsiadało do samochodu wraz z dziećmi, mimo że tata kierowca był po rodzinnej imprezie na lekkim rauszu?
Policja jest w stanie skontrolować trzeźwość jednego kierowcy na kilka tysięcy. Ale niemal każdego mogą skontrolować rodzina, przyjaciele, koledzy. Mało kto pije w samotności, a potem wsiada do auta. Dopóki w społeczeństwie będzie przyzwolenie na jazdę na „podwójnym gazie”, na nic wszelkie zakazy, surowe kary, lepiej czy gorzej realizowana zasada „zero tolerancji”.
Konieczne są zatem nie pogróżki pod adresem pijących, ale spokojne, rzeczowe apele do społeczeństwa: nie tolerujcie prowadzenia po pijanemu, nie pozwólcie najbliższym i tym, którym dobrze życzycie, wsiadać do samochodu po wypiciu alkoholu. Nie wsiadajcie do auta z nietrzeźwym kierowcą, obojętne, czy to mąż, szwagier czy kochanek.
Zawiadamiajcie policję, gdy zobaczycie, że pijany rusza w drogę. To nie donosicielstwo, tylko społeczny obowiązek, próba zapobieżenia nieszczęściu.
O skutkach prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu powinna uczyć szkoła, piętnować to powinien z ambony Kościół, tłumacząc, że jazda po pijanemu to grzech, a pijany kierowca jest co najmniej tak groźny jak gender.
Premier i jego ministrowie powinni zaś wiedzieć, że zmienianie prawa, tak by dogodzić emocjom wywołanym szczególnie drastycznym przypadkiem, nigdy nie służy prawu ani sprawiedliwości.
A na marginesie: program „zero tolerancji” Giulianiego nie sprawdził się. Przestępczość w Nowym Jorku spadła w czasie jego realizowania dokładnie o tyle samo co w innych amerykańskich miastach, które takiego programu nie miały, naraził zaś miasto na wypłaty odszkodowań dla niewinnych osób, które padły ofiarą akcji policji, wprowadzającej go w życie zbyt dosłownie.

Wydanie: 02/2014, 2014

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Komentarze

  1. Giski
    Giski 19 marca, 2014, 08:59

    Skutkiem wszystkiego jest za daleko posunięta prewencja, zamiast tego prawo powinno być li tylko represyjne – karać tylko za popełnione przestępstwa, ale z całą surowością.
    Kto na ogół powoduje wypadki ze skutkiem śmiertelnym? W miaę młody facet w dobrym, szybkim samochodzie i w dodatku…trzeźwy.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy