Polityka wielka i całkiem mała

Polityka wielka i całkiem mała

W sprawie Ukrainy John Kerry spotyka się i rozmawia z Siergiejem Ławrowem. Nie wiem, czy coś wynegocjują, ale wiem, że wynegocjować mogą tylko oni. Putin rozmawia telefonicznie z Angelą Merkel. Jak widać, wielcy Zachodu nie obrazili się na Putina aż tak bardzo, aby z nim nie rozmawiać. Najbardziej obrażeni jesteśmy my. W konsekwencji Rosja wycofuje znad granicy z Ukrainą część skoncentrowanych tam wojsk. Oczywiście, jak było do przewidzenia, Zachód trochę pokrzyczał, ale ostatecznie pogodził się już z tym, że odebrała Ukrainie Krym. A sięgać po inne części Ukrainy Rosja nie ma zamiaru. Bo i po co? Wystarczy, że upomni się o zaległe płatności za gaz, co właśnie zrobiła, że podniesie dotychczasowe ceny. Jak Ukraina sobie z tym poradzi? Przecież Unia Europejska ani Stany Zjednoczone nie zapłacą Rosji za gaz dla niej ani nie wynegocjują niższych cen. W tej sprawie sama musi rozmawiać z Rosją. A w rozmowach musi być bardziej klientem niż partnerem. Nie jest to dobre, ale tak jest. Co wyjdzie z tych rozmów?
Sytuacja wewnętrzna na Ukrainie jest niestety fatalna, a wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie będzie się tylko pogarszać. Nasz wyidealizowany obraz ukraińskiej rewolucji raz po raz zakłócają informacje o wyczynach Prawego Sektora i jego składzie personalnym. Wprawdzie ostatnio władze ukraińskie ujawniły, że na Majdanie do demonstrantów strzelano na rozkaz samego Janukowycza, któremu doradzali ponoć agenci Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji, ale jak dotąd nie ujawniono, kto strzelał do berkutowców, na czyje polecenie i kto mu doradzał. Czy chcemy to wiedzieć, czy nie – ten problem pozostaje. Po tamtej stronie też padły ofiary, o których teraz jakoś zapomniano.
Mniejsza już o to, jak w chwili obecnej działają struktury ukraińskiego państwa, a obawiam się, że słabo. Od osób jeżdżących ostatnio po Ukrainie wiem, że zniknęła gdzieś wszechobecna dawniej milicja drogowa, osławiona DAI. Milicjanci nie wiedzą, kogo słuchać, nie bardzo też wiedzą, czy w razie naruszeń prawa interweniować ani jak to robić, aby się nie narazić na „gniew ludu” lub nowej władzy. Urzędy, które nigdy zbyt sprawne nie były, teraz pracują ponoć tak, że wygląda to raczej na strajk włoski. Nikt nie wie, kogo wywalą tylko ze stanowiska, a kogo w ogóle z roboty, jakie decyzje zostaną uznane za trafne, a jakie nie. Niepewność jutra jest powszechna.
Dochodzi do tego pogarszająca się sytuacja gospodarcza kraju oraz materialna sytuacja ludności, i tak dotąd w większości żyjącej w ubóstwie. Unia Europejska domaga się od Ukrainy urynkowienia cen gazu (oznacza to podwyżki opłat za gaz o kilkadziesiąt procent), zamrożenia płac, rent i emerytur. Przy lecącej w dół wartości hrywny oznacza to gwałtowne obniżenie realnych dochodów mieszkańców. A przekonywano ich, że będzie lepiej, że Europa czeka na Ukrainę. Przypomnijmy sobie choćby to, co na Majdanie wygadywali nasi politycy. Poziom społecznej frustracji będzie narastał. Mamy w tym swój udział. Nie wierzę, że majowe wybory na Ukrainie radykalnie coś odmienią.
Wszystko to rokuje niestety źle. Nasz wschodni sąsiad, przez lata uważany za partnera strategicznego, pogrąża się w chaosie, z którego naprawdę nie wiadomo, co się wyłoni.
Mamy swój, choć niewielki, udział w obalaniu znienawidzonych dyktatorów i wprowadzaniu liberalnej demokracji w Iraku czy w Libii. Wyszło, jak wyszło, ale to było przynajmniej daleko od naszych granic. Gdzieś w Azji, w Afryce. Teraz mamy to u naszych granic. Nasza sytuacja geopolityczna w ostatnim roku wyraźnie się pogorszyła. Trzeba umieć się odnaleźć w nowej sytuacji. Naszemu bezpieczeństwu potrzebna jest zjednoczona Europa i poważna w niej pozycja Polski. Nie służą temu wypowiedzi naszych prominentnych polityków, którzy publicznie opowiadają, co trzeba zrobić, aby doprowadzić sankcjami do chaosu w Rosji i obalić Putina, a na razie nawołują, aby w Polsce bojkotować stacje benzynowe Lukoilu! Faktycznie, chaos w Rosji, na miarę chaosu na Ukrainie, poprawiłby poczucie bezpieczeństwa nam, a przy okazji całemu światu. A bojkot stacji Lukoilu? Oznacza bezrobocie naszych pracowników i zmniejszone zakupy paliw w Orlenie, bo tam, o ile wiem, Lukoil kupuje paliwa.
Minister Radosław Sikorski wyjawił ostatnio swoje nowe marzenie. Marzy już nie tylko o zburzeniu Pałacu Kultury w Warszawie, ale nadto o dwóch brygadach NATO stacjonujących w Polsce. Wyjawieniem tego nowego marzenia wprawił w lekkie osłupienie zarówno kolegę z rządu, ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka, jak i kilku poważnych polityków Zachodu. Jakby tego było mało, sprowokował do wypowiedzi samego Jarosława Kaczyńskiego. Ten ostatni pomysł stacjonowania dwóch brygad NATO w Polsce pochwalił, ale przy okazji zastrzegł, że nie mogą to być brygady niemieckie. Prezes, być może przyszły premier, tak zresztą za granicą odbierany, zadeklarował, że na polskiej ziemi niemieccy żołnierze nie będą mogli stacjonować jeszcze przez siedem pokoleń…
W ten sposób kandydat na premiera rozumie ideę NATO i umacnia ją, jak potrafi. Do stanu przedzawałowego w stosunkach z Rosją doszło obrażanie Niemców, naszego sojusznika, i to wpływowego, w NATO i Unii Europejskiej.
Patrzmy uważnie, jak w tych niewątpliwie trudnych dniach egzamin zdaje nasza klasa polityczna.
 

Wydanie: 15/2014, 2014

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Komentarze

  1. Tomasz Jędryszek
    Tomasz Jędryszek 23 kwietnia, 2014, 14:50

    Zgadzam się z Panem Profesorem w sprawie tego że nawoływanie do „osaczenia” Rosji nie zupełnie służy polskim interesom i jest wyłącznie działaniem emocjonalnym. Konsekwencje sankcji gospodarczych w przyszłości mogą się okazać konieczne do wypłacenia w postaci odszkodowania w celu ponownej stabilizacji kraju z dużym arsenałem nuklearnym o którym Polska jak się wydaje zapomina w prowadzeniu tzw. „tarczy dyplomatycznej”. nie można prowadzić takich działań rozdzielających państwa uczestniczące w Radzie bezpieczeństwa UN dysponujące arsenałami broni niekonwencjonalnej.

    To Prawda że panuje powszechne przekonanie, że wymienione typy broni są nie do użycia i pełnią rolę wyłącznie odstraszania, ale demokracja płata różne figle kiedy jest niestabilna. tego należy się obawiać.

    Poza tym Panie profesorze nie wiem czy Pan się ze mną zgodzi ale wydarzenia na Majdanie dokonały usunięcia wybranego w wyborach demokratycznych Janukowycza co stanowiło podstawę do niepokojów społecznych wśród ludności pro rosyjskiej. Istotnie prawo międzynarodowe mówi że w przypadku niebezpieczeństwa rozlewu krwi, w sytuacji narastającego napięcia, nieskuteczności obowiązującego prawa jakim była konstytucja Ukrainy, jednym ze sposobów niedopuszczenia do strat w ludziach jest przeprowadzenie referendum na danym obszarze i uznanie prawa ludności zamieszkującej dany region do samostanowienia. Pozostaje kwestia jakości referendum. Docenić jednk trzeba niewielkie sraty ludzkie mimo wszystko.

    Jestem sympatykiem Ukrainy, i nie chciałbym być źle zrozumiany , popieram ich ambicje reformy i chęć dołaczenia do UE. jestem przekonany że mają pełne prawo korzystać z dobrodziejstwa UE jako ludzie mający duży wkład w rozwiązanie ZSRR.

    Niestety widzimy powrót nastrojów dążących do odtworzenia wpływów w byłych Republikach Radzieckich.

    Wobec takich przemyśleń nasza klasa polityczna ma UMIARKOWANą notę za egzamin z external relations. pozdrawiam tj

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy