Wina Putina

Wina Putina

To się rymuje nawet lepiej niż wina Tuska. Poza tym, o ile hasło „wina Tuska” dzieli Polaków, o tyle hasło rymowanka „wina Putina” bardzo nas jednoczy.
Wielka tragedia, jaką było zestrzelenie malezyjskiego samolotu pasażerskiego przez separatystów rosyjskich ze wschodniej Ukrainy (bo że to ich dzieło, dziś już raczej nikt nie wątpi), jest wielkim szokiem dla Zachodu. To obywatele państw zachodnich, zwłaszcza Holendrzy, stanowili większość niewinnych ofiar. W Polsce tragedia przyjęta została w sposób szczególny. Co do tego, że to „wina Putina”, zgodni byli w zasadzie wszyscy, poza Korwin-Mikkem, który publicznie wywodził, że oczywiście samolot zestrzelili Ukraińcy, i to wcale nie przypadkiem, ale celowo. Raz jeszcze Korwin-Mikke wykazał, że jest inny. Inny to po łacinie varius (w wersji spolszczonej: wariat). Gratuluję więc wszystkim, którzy głosują na niego i jego ugrupowanie, a także tym, którzy – jak Gowin – widzą możliwość współpracy z partią Korwin-Mikkego.
Jarosław Kaczyński i jego sekta oczywiście widzą w tym winę Putina, ale idą dalej. W tle dostrzegają winę Tuska: gdyby nie Tusk, jego uległość wobec Putina, a przede wszystkim jego postępowanie po zamachu smoleńskim, Putin nigdy nie odważyłby się strzelać z buka do cywilnych samolotów. Wina Putina jest tu zatem ewidentna, ale praprzyczyną była jednak prawina Tuska.
W tym szaleństwie jest jednak godna uwagi dyrektywa, że warto poszukać także innych niż wina Putina powodów tragedii, przy czym niekoniecznie musi to być wina Tuska.
Jedną z przyczyn wskazał miejscowy ataman separatysta, który ujął ją trafnie i lapidarnie, posługując się językiem naszych ministrów: „Po ch… tu latają, tu jest wojna”. Może ataman był pijany, może jest zbrodniarzem, którego kiedyś postawić trzeba będzie przed jakimś trybunałem, ale racji odmówić mu nie można. Dlaczego linie lotnicze korzystały z korytarza powietrznego, który prowadzi nad terenami objętymi wojną, gdzie obie walczące strony dysponują bronią przeciwlotniczą i – co więcej – robią z niej użytek? Zanim separatyści zestrzelili malezyjskiego boeinga, strącili parę samolotów i helikopterów ukraińskich wojsk rządowych. Na wszelki wypadek tereny te należało omijać z daleka. Nie omijano z chciwości, bo wydłużałoby to drogę w lotach z Europy do południowej Azji, wymagało zużycia większej ilości paliwa, podnosiłoby koszty przelotu. A linie lotnicze chcą zarabiać. Dla wizji tego zarobku ryzykują życiem pasażerów. Zaryzykowały. Tak więc chyba trochę winy można by przypisać liniom lotniczym.
Ukraina, nie panując nad terenami znajdującymi się w rękach separatystów, zamknęła obszar powietrzny, ale tylko do wysokości 7,5 tys. m. Wyżej, zdaniem ukraińskich władz, można było latać bezpiecznie. Okazało się, że nie było można. Chwalili się Ukraińcy, że wiedzą, iż Rosja dostarczyła separatystom buki (jakąś wyrzutnię separatyści, zdaje się, sami sobie dostarczyli z ukraińskiej bazy). Jaki jest zasięg buków, Ukraińcy dobrze wiedzieli. Wiedzieli więc, że można z nich razić cele znacznie powyżej pułapu 7,5 tys. m. Dlaczego nie zamknęli całej przestrzeni powietrznej nad terenami wojny domowej, nie wiadomo. Trochę winy, tak czy inaczej, spada też na Ukrainę.
Ale najbardziej winny jest oczywiście Putin. Wprawdzie nie on odpalił buka, zapewne nie nakazywał separatystom zestrzeliwania pasażerskich samolotów ani nawet ich do tego nie zachęcał, ale generalnie ich wspiera. Dostarczył im wyrzutnie buków, choć nie ma dziś pewności, czy do malezyjskiego boeinga strzelano z tej wyrzutni czy z tej, którą separatyści zdobyli/kupili/ukradli (?) w ukraińskiej bazie. Nie ulega wątpliwości, że błąd i głupota separatystów, które spowodowały śmierć prawie 300 osób, skomplikowały sytuację samych separatystów oraz wspierającej ich Rosji, a także Putina. Zachód musi zareagować bardziej zdecydowanie niż dotąd, Putinowi trudniej w tych warunkach bronić i wspierać separatystów. Wina Putina polega generalnie na tym, że ich wspiera. Z punktu widzenia naszych interesów wspieranie rosyjskich czy prorosyjskich separatystów na wschodniej Ukrainie, destabilizacja i tak mało stabilnego kraju są szkodliwe. W naszym interesie leży stabilna, silna gospodarczo, prozachodnia, demokratyzująca się Ukraina. Rebelia na jej wschodnich terenach w tym wszystkim przeszkadza. Nie zapominajmy jednak, że Putin jest nie naszym prezydentem, tylko Rosji, a interesy Rosji są inne niż nasze. W interesie Rosji jest, by Ukraina orientowała się na Wschód, czyli na Rosję, a nie na Zachód. W aktualnej sytuacji w interesie Rosji nie leży stabilizacja na Ukrainie, konieczna jako pierwszy krok w zbliżeniu z Unią Europejską czy NATO. Poza tym, pomijając już imperialną mentalność znacznej części rosyjskiej opinii publicznej i samego prezydenta, tuż za ich granicą ich rodacy nie chcą żyć na Ukrainie, ale w Rosji. Zasadzie samostanowienia ludności dają prymat nad zasadą nienaruszalności granic, przyjętą przed laty bez pytania ich o zdanie. Czy to w historii Europy precedens? Nie było podobnych sytuacji i w naszej historii ostatnich 100 lat? I czy to dziwne, że po stronie rebeliantów walczą też ochotnicy z Rosji, że Rosja dostarcza im broń? W podobnych sytuacjach w historii Europy i naszej nie było tak samo?
Czy to dziwne, że Putin wspiera prorosyjską rebelię i prorosyjskich separatystów? I czy mógłby ich nie wspierać? Teraz, po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu, politycznie będzie mu trudniej. To jego problem. Histeria, że to, co Rosja robi na wschodniej Ukrainie, to początek realizacji diabolicznego planu odbudowy sowieckiego imperium, że następnym krokiem mogą być kraje bałtyckie, a jeszcze następnym będzie Polska, jest na szczęście tylko histerią. Kłopot polega jednak na tym, że w tej histerycznej atmosferze podejmowane są decyzje polityczne. I to jest prawdziwym niebezpieczeństwem. Bo historia, a nie histeria powinna być nauczycielką życia i przewodniczką polityki.
Interesy Rosji i Zachodu, do którego z racji członkostwa w UE i NATO i my się zaliczamy, są na Ukrainie zdecydowanie rozbieżne, wprost sprzeczne. W takich sytuacjach są dwie drogi: wojna albo rozmowy zakończone jakimś paktem. Jeśli pierwszą możliwość odrzucamy, nie ma innego wyjścia – Ameryka, UE, Rosja i Ukraina muszą się dogadać. Polityka sankcji i wojny propagandowej dogadanie się utrudnia. Do rozwiązania konfliktu nie prowadzi. Zupełnie nie potrafię zrozumieć, dlaczego nasza polityka zagraniczna wiedzie nas w kierunku sytuacji bez wyjścia i próbuje do tego przekonać Unię.

Wydanie: 2014, 31/2014

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Komentarze

  1. vladlit
    vladlit 4 sierpnia, 2014, 10:49

    Szanowny Panie Profesorze!

    Z wielką przyjemnością czytuję Pańskie felietony, ale jednak z wyjątkiem tych, które dotyczą Rosji, jak na przykład „Wina Putina” (Przegląd nr 31/2014).

    Tak się składa, że ta tematyka nie jest mi obca. Przeżyłem 13 lat na Ukrainie i potem jeszcze 5 lat w Rosji. A teraz często buszuję po rosyjskim Internecie, który jest zadziwiająco różnorodny. Mogę więc z całym przekonaniem zapewnić, że Rosja nie jest taka zła, a Ukraina taka dobra, jak to malują proamerykańskie media.

    W sprawie katastrofy malezyjskiego samolotu napisał Pan, że „dziś już raczej nikt nie wątpi” w winę separatystów. A ja spodziewałem się, że kto jak kto, ale właśnie Pan Profesor będzie wątpił. Nie tylko dlatego, że wątpienie jest aktem myśli, ale także zgodnie z zasadą domniemania niewinności, którą Pan tak ładnie przywołał w jednym ze swoich felietonów. Przecież międzynarodowa komisja ekspertów dopiero zaczęła dochodzenie…

    Istnieje bowiem cały szereg poszlak, świadczących o tym, że ten samolot mógł być zestrzelony przez wojsko ukraińskie. Są one permanentnie pomijane przez tak zwaną „wolną prasę” albo przedstawiane szyderczo w krzywym zwierciadle. A precedens miał już miejsce, kiedy w 2001 roku Ukraińcy przypadkowo zestrzelili nad morzem Czarnym samolot pasażerski. Wtedy bezczelnie okłamywali świat, usiłując zrzucić winę na Rosjan.

    Teraz prezydent Ukrainy ogłosił światu, że samolot ten zestrzelili separatyści. Być może. Ciekawe jednak, skąd on to wiedział już 40 minut po katastrofie? Mimo to politycy i dziennikarze powtarzają jego tezę, jak mantrę, zupełnie bezkrytycznie.

    I druga sprawa, która budzi mój głęboki sprzeciw. Nazwał Pan adwersarza wariatem, ponieważ „Raz jeszcze Korwin–Mikke wykazał, że jest inny”. Naprawdę to Pan Profesor tak napisał? Jakoś trudno mi w to uwierzyć…

    I nie jest tu ważne, czy Korwin–Mikke ma rację, czy nie. On budzi szacunek właśnie tym, że miał odwagę przeciwstawić się niemal totalnej propagandzie. I tylko tyle.

    Dla jasności dodam, że nigdy nie byłem zwolennikiem Korwin–Mikkego, a jego poglądy polityczne są mi obce. W tym przypadku jednak wyśmiewanie jego wypowiedzi wydaje się przedwczesne, bo może się jeszcze okazać, że to on będzie się śmiał ostatni…

    vladlit

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Kaczmarek
    Kaczmarek 6 sierpnia, 2014, 13:06

    Całkowicie zgadzam się z tezami powyższego komentarza. To co wypisują i głoszą polskie media to nie tylko wstyd.Jest to świadome zniekształacanie rzeczywistości na rzecz swoich przekonań politycznych i okłamywania w imię tych przekonań czytelników.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Mikado
    Mikado 11 sierpnia, 2014, 12:01

    Prof. Widacki wpisuje się delikatnie w ten idiotyczny, antyrosyjski nurt oszołomów polskich zarówno w polityce jak i mediach. Bardzo nieładnie Profesorze. Dla mnie wątpliwością podstawową głoszonej totalnie tezy o winnych zestrzelenia samolotu malezyjskiego, jest stara zasada: komu to zestrzelenie się przysłużyło a komu zaszkodziło. Odpowiedź jest tylko jedna – korzyść największą odniosły władze Ukrainy i pośrednio USA dla celu osłabiania Rosji, natomiast szkodę największą przez ten akt terroryzmu doznali separatyści oraz Rosja.

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Edmund Kaleciński
    Edmund Kaleciński 11 sierpnia, 2014, 13:22

    Nie jest zapewne polityka rosyjska klarowną perełką uczciwości. Jak polityka każdego państwa. Jednak gdy spojrzymy na początki całego ukraińskiego „zamieszania” to mamy widok bezprawia w Ukrainie (majdan i wywalenie prezydenta kraju). Później to już tylko „kręcenie” politycznych interesów tzw. Zachodu na Ukrainie w kontrze do Rosji. To jest żałosna polityka, w której powinna obowiązywać zasada „pacta sunt servanda”. A dominuje międzynarodowe politykierstwo, w który idiotycznie zachowują się od początku polscy politycy. Brak polityków kompetentnych w Polsce pokazuje jak na arenie międzynarodowej jesteśmy cieńcy. W kraju nasi politycy uprawiają międzynarodowy wasalizm wobec Watykanu i podobnie wobec UE, USA. Z tym zestrzeleniem samolotu poczekałbym do oceny przez ekspertów. Bo być może zestrzelili go Ukraińcy, a nie żadni rosyjscy separatyści, bo takich tam chyba nie ma …? Korwina – Mikkego jak na razie nie traktuję poważnie, ale „coś” chłop z głową ma. To jednak jeszcze nie wariat Panie Profesorze. Ergo: Ukraińcy sami wszystko zepsuli i zaszkodzili Europie, a może i światu. W tak poważnej sprawie należało przewidywać powagę sytuacji i skutki.

    Odpowiedz na ten komentarz
  5. Alis321
    Alis321 11 sierpnia, 2014, 16:30

    Szanuję Pana Profesora – i prof. Łagowskiego – za odwagę prezentowania poglądów racjonalnych, ale sprzecznych z mainstreamem. Zgadzam się z tymi poglądami, wręcz idealnie. Z powyższymi komentarzami też się zgadzam, ale to są już pewne niuanse, które nie zmieniają istoty rzeczy.

    Odpowiedz na ten komentarz
  6. oliwka
    oliwka 16 sierpnia, 2014, 18:24

    Panie Profesorze.
    Jestem świeżo po przeczytaniu felietonu „Afery taśmowe – ciąg dalszy” i muszę powiedzieć, że za sposób podejścia do tematu a zwłaszcza za trafne wnioski, pod którymi podpisuje się obiema rękami – KOCHAM PANA.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy