Moda na obywatela

Moda na obywatela

Miło dożyć czasów, gdy piękne słowo obywatel nie tylko trafia do powszechnego obiegu, lecz także staje się obiektem pożądania i oznaką prestiżu. Szyldem, pod którym warto iść do wyborów. Świetną nazwą dla partii, komitetów wyborczych i inicjatyw lokalnych. Nie wiem, ile jest w tym pędzie utożsamiania się ze starą tradycją demokracji uczestniczącej, w której obywatel nie tylko wybiera, ale również bierze aktywny udział w podejmowaniu decyzji, a ile sprytu specjalistów od opakowywania polityki najskuteczniejszymi metodami z pogranicza promocji, reklamy i marketingu. Dla tych, którzy chcą nam wepchnąć swój towar, czyli kandydatów do parlamentu, słowa mają tylko takie znaczenie, że są mniej lub bardziej skuteczne w pozyskiwaniu głosów. A że to praktyka coraz powszechniejsza, musi przybywać ofiar. Przede wszystkim ludzi zawiedzionych hasłami i obietnicami. Rozczarowanych kolejnymi partyjnymi szyldami. Wycofując się, zostawiają politykę tym, których ten styl jeszcze nie zraża. Jak bardzo szkodzi to demokracji, można się przekonać, obserwując, jak coraz mniejsza grupa wyborców podejmuje decyzje za wszystkich. W tym za nieobecną większość. Co z tym zrobić, zanim taka wyborcza mniejszość dopuści do władzy ugrupowania, które w majestacie prawa i posiadanego mandatu zawieszą swobody demokratyczne i wprowadzą dyktaturę?

Prostą drogą mogącą do tego prowadzić jest dewaluacja słów, które wprzęgnięte w partyjne kampanie tracą swój pierwotny sens. Kuglarze od kampanii politycznych, tak jak teraz powszechnie grają obywatelskością, równie szybko ją porzucą na rzecz nowych, atrakcyjnych pojęć i haseł. W nosie mając skutki tych eksperymentów i to, że coraz trudniej o słowa wspólne dla różnych grup Polaków. Na razie jednak obywatele są górą. Mamy przecież Platformę Obywatelską, która poprzez kolejne transfery pozyskuje obywateli z kolejnych środowisk politycznych. Wabiąc na tę przynętę kolejne grupy wyborców. Ile w tym cynizmu i doraźnej taktyki, zobaczymy niebawem. Szybciej, niż teraz o tym myślą wędkarze z PO. Gdy trzeba będzie – a wszystko wskazuje na to, że taki wariant jest nieuchronny – zacisnąć pasa. Zobaczymy, na czyim brzuchu odbędzie się taka operacja. To będzie odpowiedź na pytanie o długoterminowy kierunek marszu PO. Czy pójdzie bardziej na prawo, czy bardziej na lewo?

Obywatelska jest teraz nie tylko Platforma. PSL proponuje emerytury obywatelskie, a samorządowcy utworzyli komitet „Obywatele do Senatu”. Chcą skorzystać z tego, że walka o mandaty senatorskie toczyć się będzie w okręgach jednomandatowych. Są zwolennicy tego rozwiązania, ale nie brakuje też ekspertów, którzy uważają, że wybrani w ten sposób senatorowie znacznie bardziej będą reprezentantami swoich okręgów niż całego narodu. A przecież największe problemy mają wymiar krajowy i wyszarpywanie publicznej kasy dla swojego księstewka nie ma nic wspólnego z mądrością. Był czas, że pomysły samorządowców wydawały mi się atrakcyjną szansą poszerzenia list wyborczych. Mieli się przecież pojawić na nich sensowni kandydaci. W sam raz dla rozczarowanych partyjnymi sporami. Dobrze było do momentu, gdy prezydenci dużych miast zapowiadali, że będzie dobrze. Czyli do czasu, gdy pokazali nazwiska. Jeśli opowiada się o apolityczności i apartyjności, a proponuje na senatora kogoś takiego jak Marek Król, to kpi się z wyborcy w żywe oczy. I robi krzywdę mądrym, uczciwym ludziom, którzy startują z tej samorządowej listy, bo w swoim życiu pokazali już, że wiedzą, co to jest dobro wspólne.

Wydanie: 2011, 35/2011

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy