Jesteśmy nieznośnym bachorem Europy

Jesteśmy nieznośnym bachorem Europy

Jako naród jesteśmy bardzo nabzdyczeni i śmieszni z tą swoją powagą, którą pokrywamy często głupotę, niewiedzę i małostkowość


Olga Lipińska – reżyserka


Byłoby z czego zrobić kabaret w dzisiejszych czasach?
– Byłoby, proszę pana, każdy czas potrzebuje kabaretu satyrycznego, bo to jest lustro, w którym muszą się przeglądać i władza, i naród.

Na kartce papieru kabaretu jednak się nie zrobi.
– No nie, bo do tego trzeba żywych i niepowtarzalnych ludzi. I twórca kabaretu musi sobie takich właśnie ludzi dobrać. Takich, którzy przekażą publiczności sprawę, klimat i atmosferę, którą twórca chce zainteresować i poruszyć publiczność.

Reżyser musi mieć w głowie wyobrażony spektakl i wiedzieć, jak zagrają aktorzy?
– Oczywiście. To jest i trudne, i łatwe. Dla mnie łatwiejsze, bo lubię przyglądać się ludziom. Patrzeć, jak się uśmiechają, jaki mają sposób bycia, sposób mówienia, timbre głosu.

Kiedy pani pisała kabaret, to wiedziała pani dla kogo pisze, miała wyobrażenie, jak aktor zagra?
– Tak, bo pisałam pod mój zespół, który dobrze znałam. Miałam swoich aktorów. Wiedziałam, że to zdanie i to słowo najlepiej powie Pokora, a Kobuszewski powie lepiej coś innego. W kabarecie Pokora grał zwykle rolę prezesa, dyrektora czy ważnego doradcy. Jego chłodna uroda i zasadniczy sposób bycia pasowały do roli decydenta. W kabarecie był zawsze punktem odniesienia dla swojego nieznośnego personelu, czyli szalonego towarzystwa artystów, którzy czasem byli nie do opanowania, roztrzepani.

I dziecinni!
– Tak jak Polacy.

A skąd ta dziecinność się bierze?
– Z edukacji, która nie uczy racjonalnego myślenia. A może to i dobrze, bo nie ma nic smutniejszego niż tzw. życiowa mądrość.

Wraca do Polski Sarmacja

Jest pani dumną Polką? – zapytam prowokacyjnie.
– Dumna Polka, dumny Polak – bardzo mnie to irytuje. Jesteśmy tacy sami jak inne narody. Nie jesteśmy ani lepsi, ani gorsi, tylko mamy pewne cechy charakteru, które nas niestety odróżniają negatywnie. Jesteśmy leniwi, bierni i zamknięci w przekonaniu o swoich racjach. Wraca do Polski Sarmacja, najciemniejszy okres w dziejach naszej historii. Rządzi prawica i ideały Polaka sarmaty są jej bliskie. Lex Czarnek to wzór sarmackiego prawa, to Kościół jako wzorzec moralny, rodzina pojęta patriarchalnie – kobieta pełna „cnót niewieścich”, to dom, dzieci i służba mężowi. Sarmacja to swoiście pojęty patriotyzm – że Polak z jego obyczajami i światopoglądem jest najlepszy i najważniejszy wśród narodów świata.

Najlepszy i teraz, i wcześniej.
– Polak ma żyć podług dawnego zwyczaju.

Podług dawnego zwyczaju

będą drużbowie i swaty

beczka starego tokaju (sarmaci to także tęgie pijusy)

dla nowożeńców wiwaty

– śpiewano w XVII w. z okazji wesela

w białym kontuszu pan młody,

a w robronie panna młoda,

to mi to uczciwe gody,

to mi to wspaniała moda.

W kontusze, znowu w kontusze,

bo żeby być cnym Polakiem,

to trzeba się rozstać z frakiem.

Na przełomie XVII i XVIII w., w ideologii Sarmacji, frak był wyklęty, jak dziś LGBT. Frak to była zdrada narodowa. Strój ludzi obcych, nie polski. Polski strój to kontusz, który śmieszył wtedy całą Europę. Natomiast we fraku często nosili się ludzie otwarci na świat, wykształceni – także na zagranicznych uczelniach, tolerancyjni i życzliwi dla innych nacji i ich obyczajów. Nasza współczesna Sarmacja także rozstaje się dzisiaj „z frakiem”, czyli tolerancją i otwartością na „innych”. Małopolska kurator i minister edukacji to wzorce z Sèvres sarmackiej postawy.

Tę postawę ośmieszała pani w kabaretach, w których śpiewano:

Myśmy są ozdobą świata! Jak tur przystojni, z niczego hojni

Czuj duch Europo! Idziemy do ciebie! My fantastyczni Polacy!
– W kabarecie wymyślałam sytuacje nie do ogarnięcia. Ten zespół świetnie sobie z tym radził. Ważne jest też to, że się lubili. W tym całym kabaretowym bałaganie i jako bohaterowie kabaretu trzymali się razem i bronili się wzajemnie.

Czasy były patetyczne, a ja się śmiałam

„Niech pan nie krzyczy na pannę Basieńkę, przecież to bądź co bądź kobieta”, wołał w obronie Wrzesińskiej Kobuszewski. Jak sobie tę scenę przypominam, nie mogę opanować śmiechu.
– Pamięta pan to? W roku 1990, po przemianach zmieniłam Wrzesińskiej image. Panna Basieńka się uwzniośliła. Wystąpiła nie jak zwykle w loczkach i balowej, dziurawej sukni, ale w granatowej sukience z białym kołnierzykiem i płowym warkoczem, po polsku przerzuconym przez ramię. Działała już w wolnej Polsce. Była bardzo wzniosła, patetyczna i bardzo śmieszna. Czasy też były patetyczne, a ja się śmiałam.

W ten sposób zakwalifikowali panią jako komuchę, która nie sprzyja przemianom.
– Tak, bo niezupełnie sprzyjałam i w kabarecie rzucałam światło na fałsz i niemądry triumfalizm, który się wyłonił na początku tych przemian. „Gazeta Wyborcza”, także wtedy bardzo wzniosła i patetyczna, oskarżyła mnie o lament po PRL-u. Nie miałam powodu lamentować po PRL-u. W UB była teczka z donosami na mnie i 30 lat szarpałam się z cenzurą. Pamiętam taką rozmowę z cenzorem. Krzyczał: „Ja tego nie puszczę!”.

Czego nie chciał puścić?
– Piosenki „Życie wokoło aż się skrzy, wesoło płyną cudne dni”. „Jaja sobie z tego kraju robicie!? Jakie cudne dni pani tu widzi?”, krzyczał. „Ja nie jestem idiotą, wiem, jak jest!”.

Kabaret miał przeprawy z cenzurą?
– Wyłącznie. W kabarecie każdy tekst i piosenka musiały mieć na każdej stronie podpis cenzury. Przy okazji wyjaśnię. Pytają mnie często widzowie, czy aktorzy, grając w kabarecie, mówili własnym tekstem, czy improwizowali. Nie. Każde słowo tekstu musiało być obejrzane i podpisane przez cenzurę. Nie było więc mowy o żadnej improwizacji. Tekst kabaretu pisałam osobiście od tytułu do napisu koniec. Ale ci wspaniali, wybitni aktorzy, interpretowali ten tekst przez swoją osobowość, talent i wdzięk. To był ich wielki wkład w nasz wspólny sukces. Ale tekst i sytuacje wymyślałam ja.

Czy kabaret był wymyślony specjalnie dla telewizji ?
– Tak, tę formę teatru kabaretowego wymyśliłam specjalnie dla telewizji. Jednak kabaret zaistniał także w formie scenicznej. To były dwa przedstawienia, które napisałam dla Teatru Komedia – „Śmiechowisko” i „Kabaretowa mysz”. Chciałam sprawdzić, jak mój kabaret działa bezpośrednio na publiczność. W telewizji nie miałam takiej okazji. Reakcja była nadzwyczajna. Publiczność śmiała się od początku do końca, choć flagowych aktorów telewizyjnego kabaretu zastępowali aktorzy Teatru Komedia. Oba przedstawienia nie schodziły z repertuaru przez wiele lat.

Sprawdzian jest szybki: publiczność się śmieje albo nie

Jakie predyspozycje musi mieć aktor, żeby grać w kabarecie?
– Kabaret to chyba najtrudniejsza dla aktora forma przekazu. Aktor, który gra w kabarecie, a publiczność go zaakceptuje i polubi, może potem zagrać wszystko. W dramacie czasem aktor może okłamać czy jakoś ukryć brak talentu. Oglądając dramat, publiczność może udawać zainteresowanie. W komedii czy w kabarecie nigdy. Tu sprawdzian jest bardzo szybki: publiczność się śmieje albo nie. Dlatego w komedii czy w kabarecie mogą grać tylko najlepsi.

W Polsce nie wszyscy się z tym zgadzają.
– Wiem, że nie wszyscy się z tym zgadzają, nawet w moim środowisku. Jesteśmy narodem bardzo poważnym, narodem bohatersko cierpiącym, więc śmiech nam nie przystoi. Przecież nie można się śmiać z nieszczęścia, jakim jest nasza „umęczona ojczyzna”. Toteż w Polsce ludzie komedii, kabaretu i rzeczy śmiesznych są trochę podejrzani patriotycznie. A i aktorzy biorący udział w procederze zabawy i śmiechu nie mają takiego poważania i prestiżu jak ich koledzy grający w tragicznych dramatach. Kto chociaż raz nie wygłosił na scenie „Wielkiej Improwizacji”, w środowisku średnio się liczy. Publiczność polska, oglądając tragicznie nudne dramaty, grane przez poważnych, często bez talentu aktorów, uważa, że wzbogaciła się duchowo. A wesołków przecież nikt nie traktuje poważnie. Natomiast ja uważam, że komedia i kabaret poprzez lżejszą formę przekazu mogą być bardziej wychowawcze społecznie. To oczywiste, że sztuka działa przede wszystkim na emocje. Dlatego w każdym działaniu artystycznym ważny jest klimat, coś nieuchwytnego, co wywołuje emocje – śmiech, lęk, smutek lub zadumę.

A pani jak to robiła?
– Tak, aby poruszyć widza. Pisarz na przykład, aby poruszyć czytelnika, szuka odpowiedniego słowa. Malarz – koloru. Muzyk – odpowiedniego tonu. Każdy z tych artystów działa sam. I sam odbiera zachwyty lub cięgi. Reżyser, aby przekazać sprawę i klimat swojego dzieła, musi przekazać to przy pomocy ludzi: aktorów, muzyków, scenografów, kostiumologów, operatorów kamer. Musi zatem dobierać sobie takich ludzi, którzy potrafią przekazać jego wizję. Taki zespół buduje się latami, a rozwalić go może jednym podpisem małostkowy decydent.

Przez prawie 40 lat budowałam zespół złożony z wybitnych aktorów, najlepszych muzyków, scenografów i poetów. Stworzyliśmy program telewizyjny lubiany i latami akceptowany przez publiczność. Nie zaakceptował go tylko jeden bardzo małostkowy i wpływowy decydent Jan Dworak.

Za jego czasów zlikwidowano „Kabaret Olgi Lipińskiej”. Bardzo wtedy w PRZEGLĄDZIE protestowaliśmy.
– Wiem i dziękuję. Ale pan Jan Dworak był nieugięty. Za jego rządów zniknął także z anteny Teatr Telewizji i wiele innych programów, które lubiła, jego zdaniem „komusza”, ale jednak polska publiczność. Pan Dworak nie wiedział i nie chciał wiedzieć, jaką rolę w podnoszeniu kultury i wiedzy Polaków odgrywała i odgrywa telewizja. Wiedział tylko, że w telewizji można dobrze zarobić. Chyba nie zdawał sobie sprawy, on i cała jego drużyna, z którą przyszedł do TVP, że np. Teatr Telewizji był jedynym takim zjawiskiem w skali europejskiej i że w programach, które zlikwidował, grali najwybitniejsi polscy aktorzy. Pozbawił w ten sposób ludzi z najdalszych zakątków Polski spotkań ze światową i polską literaturą i dramaturgią.

Ach, wróć rozumie

Czy w zespole, który pani stworzyła w telewizji, była zgodność poglądów?
– Chyba tak. Szczególnie w kabarecie satyrycznym, w którym porusza się sprawy światopoglądu i polityki, musi być pewien wspólny sposób oglądu rzeczywistości, wspólne poczucie humoru, aby poruszyć czy rozweselić niełatwą polską publiczność. Przecież w naszym katolicko wychowanym kraju żart, śmiech i zabawa to grzech.

Sposób wychowania wpływa na odbiór sztuki?
– Przez 13 lat prowadziłam warszawski Teatr Komedia. Pokazywałam często bardzo wartościowe i pouczające sztuki, także Fredrę, wielkiego satyryka i nauczyciela czy noblistę Dario Fo. Publiczność śmiała się od początku do końca. Jednak wychodząc rozbawiona z teatru, komentowała: to było bardzo dobre, świetne, ale mało poważne.

Jako naród jesteśmy bardzo nabzdyczeni i śmieszni z tą swoją powagą, którą pokrywamy często bezmyślność, głupotę i głęboką niewiedzę, a szczególnie małostkowość. I tu nie ma miejsca na żarty.

Na przykład…
– Bardzo proszę. Przed kilku laty napisałam do mojego kabaretu piosenkę żart o rozumie, który gdzieś się zapodział. Piosenka zaczynała się od słów „po piaszczystej polskiej drodze poszedł rozum w siną dal”. Dalej był lament Narodu i prośby: „Ach, wróć, rozumie, pełne zwierza bory!”. I tu – nie tylko dla rymu napisałam – „niestety, niestety, wróciły kaczory”. Oczywiście tematem piosenki był rozum, którego do dziś nie można odnaleźć. I na tym się kończyło. Ale wówczas władzę w Polsce objęli bracia Kaczyńscy, którzy uznali piosenkę za paszkwil na ich dobre imię. I mówili w wywiadach, cytuję dosłownie, „nawet Olga Lipińska dołączyła do chóru tych, którzy nas prześladowali”. Śmiałam się, bo myślałam, że to żart. Panowie Kaczyńscy nie interesowali mnie zbytnio, jak zresztą inni politycy.

Ale przecież pani kabaret wciąż poruszał sprawy polityki!
– Tak, ale politycy nie interesowali mnie na tyle, aby zajmować się nimi personalnie w kabarecie. Toteż ze zdumieniem czytałam co jakiś czas w prasie, jak bardzo skrzywdziłam panów Kaczyńskich piosenką żartem. Śmieszne? Bardzo. Ale nie dla mnie. Dziś mam do TVP wstęp wzbroniony. Małostkowość polityków to bardzo groźna i nieuleczalna choroba psychiczna, szczególnie u wszechmocnych decydentów.

To tandeta, nie kultura!

Tacy politycy, jakie społeczeństwo.
– Oczywiście. Władza jest emanacją narodu. Polacy, jak każdy naród, mają pewne wspólne cechy. Wynika to z edukacji, z warunków życia, z historii i z interpretacji tej historii.

I żeby napisać kabaret, trzeba to wszystko mieć w głowie – i społeczeństwo, i jego historię, i jego literaturę, kulturalny dorobek?
– Tak, powinno się mieć na to wszystko swój pogląd. Ciągle słyszę o PRL-u jako o czarnej dziurze, a ja uważam, że myśmy dzisiaj – w stosunku do PRL-u – cofnęli się intelektualnie i obyczajowo o jakieś dobre 50 lat. Może przesadzam, a może nie. Moja młodość i studia to czasy PRL-u. Byłam członkiem Studenckiego Teatru Satyryków – STS. Byliśmy pokoleniem gadającym i ruchliwym. Obciachem było nieczytanie książek. Sprawy materialne były u nas na ostatnim planie. Liczyła się otwarta głowa i błyskotliwy pomysł. A dziś… nie wiem, bo wyrosłam już z młodzieży. Ale ze zdumieniem patrzę, jak młodzi ludzie bawią się na tandetnym, sylwestrowym koncercie marzeń – gust nam się psuje.

Dziś do innych spraw przywiązuje się wagę…
– Tak. Najważniejsze hasło to przedsiębiorczość. Dorobić się i dogonić Zachód w sferze materialnej. Bo w sferze intelektualnej z Zachodem się nie dogadujemy. Naszą kłótliwość, agresję i chamstwo widać wszędzie – w życiu codziennym, a także w polityce i niestety w stosunkach międzynarodowych. Wstyd! Jesteśmy nieznośnym bachorem Europy.

Skąd to wszystko się wzięło?
– Z zaniedbania i lekceważenia kultury. Nasze społeczeństwo duchowo się nie rozwija. W każdym kraju kultura właśnie dlatego ma prestiż, bo jest ważnym spoiwem narodowym. To, co proponuje się Polakom w mediach jako kulturę, to tandeta. Kultura, która kształci i wygładza obyczaje, nie ma obecnie żadnego prestiżu. Nasi rządzący do kultury nie mają głowy, bo nie ma ona wpływu na wybory. I w związku z tym nie jest to interesujący, ich zdaniem, temat. Szkoda. Niczego specjalnie nie mamy do zaoferowania światu. Mamy kulturę. Nasi muzycy, malarze, pisarze – nobliści, twórcy filmowi i teatralni – to oni nas w świecie nobilitują. Panowie politykowie, nie jesteście najważniejsi. To artyści, wielcy ludzie kultury rozwijają duchowo społeczeństwa. A w końcu celem życia człowieka jest jego rozwój. Ech… Plotę już o sprawach tak oczywistych, że pora, drogi panie redaktorze, postawić kropkę.

Więc stawiamy! Dziękuję za rozmowę.


OLGA LIPIŃSKA – reżyserka, scenarzystka telewizyjna i satyryczka, autorka tekstów kabaretowych; związana jako aktorka i reżyserka z STS-em, wieloletnia dyrektorka warszawskiego Teatru Komedia (do 1990 r.). W TVP stworzyła kabarety: „Głupia Sprawa”, „Gallux Show”, „Właśnie Leci Kabarecik”, „Kurtyna w Górę”, wreszcie „Kabaret Olgi Lipińskiej” – zdjęty z anteny za czasów prezesury Jana Dworaka. Wyreżyserowała kilkadziesiąt przedstawień Teatru Telewizji (Fredry, Słowackiego, Musseta) oraz spektakli teatralnych.


Fot. archiwum Olgi Lipińskiej

Wydanie: 05/2022, 2022

Kategorie: Kraj, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy