Język Giertycha

Pozwolą łaskawi czytelnicy „Przeglądu”, że tym razem przedrukuję ze stenogramu sejmowego fragmenty przemówienia, jakie wygłosiłem 12 marca br. w sprawie wniosku o skrócenie kadencji Sejmu RP, a jak wynika z konstytucji, także i Senatu RP. I uzupełnię tę wypowiedź krótkim komentarzem do skandalicznego wystąpienia mecenasa Romana Giertycha, którego wypowiedź też zacytuję, by ukazać całą ohydę tego bełkotu pseudopolitycznego. A zatem…
„Wysoka Izbo. Przychodzi mi po raz drugi stanąć w tej samej sprawie przed Sejmem RP. Po raz pierwszy było to w epoce Sejmu mądrego, zwanego potocznie Sejmem kontraktowym. Tu mała dygresja. My, posłowie tamtych lat, przyszliśmy do tej Izby z różnych, do niedawna bardzo sobie wrogich kręgów politycznych, z „Solidarności” i z PZPR oraz jej satelitów, a mimo to, mimo urazów wyniesionych ze stanu wojennego, dogadywaliśmy się lepiej i łatwiej. Nie dzieje się tak w obecnej Izbie. Może tak było dlatego, że moment historyczny nakazywał nam stawiać na pierwszym miejscu dobro Rzeczypospolitej. „Salus rei publicae – suprema lex” – tak to brzmi… o ile pamiętam i jest na gmachu sądów. Ale to było nasze hasło. Nie widać tego dzisiaj. Interesy partyjne górują w nowej Izbie nad dobrem Rzeczypospolitej. Napisałem niedawno, że sam zgłosiłbym ponownie wniosek o rozwiązanie Sejmu, gdybym się nie bał, że władza w Polsce przejdzie w ręce populistów. Mieliśmy dzisiaj dowód na to, czym grożą nowe wybory (chodziło mi o występ p. Giertycha).
To smutne, ale prawdziwe. Wróćmy jednak do owej przeszłości. Do Sejmu mądrego. Byłem tym posłem, który na ręce marszałka Kozakiewicza złożył wniosek, uzgodniony z profesorem Geremkiem, szefem Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, o skrócenie kadencji Sejmu mądrego, a także Senatu i urzędu Prezydenta RP, pana generała Jaruzelskiego. Nie działałem na ślepo. Odbyłem wpierw w Pałacu Belwederskim kilkugodzinną rozmowę z panem prezydentem, który uznał moje racje, a były one takie:
Kraj nasz przechodził gwałtowną odmianę ustrojową w kierunku demokracji i pełnej niezawisłości, niepodległości. Natomiast parlament oraz urząd prezydencki sprawowały władzę na podstawie kontraktu okrągłego stołu… wspaniałego i rzadkiego w naszej historii zwycięstwa rozumu i rozwagi nad pozornie patriotyczną skłonnością Polaków do pięknych, lecz samobójczych gestów. Sprzeczność nowego ze starym groziła wtedy wybuchem społecznym. Odbyły się wybory, został wybrany prezydent i nowy parlament. Sejm nie wyszedł z tych wyborów najszczęśliwiej, choć był sensowny. Znowu został jednak rozwiązany za sprawą jednego z przywódców „Solidarności”, co przyniosło jej utratę władzy na zawsze, bo nie uważam rządu AWS za moralnego i legalnego spadkobiercę tej pierwotnej „Solidarności”, w której uczestniczyłem. A i teraz w tym samym związku zawodowym „Solidarność” nie widać godnych spadkobierców tego ruchu, który utworzyliśmy, aby obalić system komunistyczny, co – choć rzadkie w dziejach Polski – udało się i ochroniło wiele państw przed rozlewem krwi. Teraz jednak sytuacja Polski jest inna. Gdy składałem swój wniosek marszałkowi Kozakiewiczowi o rozwiązanie Sejmu, miałem pewność, iż jest w kraju Obywatelski Klub Parlamentarny, siła polityczna zdolna pokierować jego losem, gwarantując utrzymanie demokracji i niepodległości.
Proszę nie zapominać, że za wschodnią granicą trwał słaby, lecz jeszcze totalitarny Związek Radziecki. Było na co uważać.
Obecna polska scena polityczna jest zupełnie inna. Jest rozdrobniona i nie widać na niej siły politycznej zdolnej do bezpiecznego kierowania państwem. To jest główna przyczyna, dlaczego bałbym się nakłaniać Unię Pracy do złożenia takiego wniosku. Istniejący rząd jest osłabiony przez wykluczenie z koalicji PSL nie bez powodu. Mamy coraz więcej małych grup politycznych, śmiertelnie ze sobą zwaśnionych, a „salus rei publicae” nie jest najwyższym dobrem sporej części partii politycznych, które – co widać każdego dnia i co tak bardzo potępia większość naszego narodu – walczą zaciekle ze sobą nie o dobro Polski, lecz o własne stanowiska w aparacie władzy oraz o nie zawsze jasne interesy polityczne.
Czeka nas także nowa historyczna przemiana – wejście do Unii Europejskiej, mające zapewnić Polakom lepszy niż dotąd los. Ale cóż z tego, że mamy szansę zjednoczenia z Europą, skoro szerzone są absurdalne i kłamliwe oskarżenia wobec owej znakomitej idei europejskiej. Liczni politycy prawicy prześcigają się w niegodziwych, wręcz podłych zarzutach przeciwko akcesji. Zdumiewa mnie ta wrogość do korzyści, jakie Polska może osiągnąć po wejściu do Unii. (…)
Pomysł, aby w decydującym dla historii narodu okresie rzucać władzę w kraju na łup małych, swarliwych, wiecznie skłóconych partyjnych grupek, jest pomysłem samobójczym. Dlatego Unia Pracy wnosi o odrzucenie niemądrego i szkodliwego dla Polski wniosku o skrócenie kadencji parlamentu.
Wysoka Izbo. Mieliśmy dzisiaj próbkę tego, co może czekać Polskę, jeśli zostałby stworzony ten nowy rząd. Bo cóż, pan mecenas Giertych przedstawił nam tutaj wspaniałą wizję przyszłości. A co zobaczyliśmy w rzeczywistości? Osiłka, dużego osiłka z wiadrem pomyj, latającego po Sejmie i znieważającego posłów”.
Skróciłem jeden z końcowych fragmentów mojej wypowiedzi, by zachować nieco miejsca na małą próbkę stylu uprawiania polityki przez mecenasa Giertycha. Wśród licznych bredni, jakimi ozdobił swoje wystąpienie, były takie kwiatki: „Przez 14 lat od okrągłego stołu rządziliście jako jedno towarzystwo. Restauracje, wspólne bankieciki, rauty, imieniny. Jesteście jedną grupą. Może dzisiaj jeszcze nie przegłosujemy rozwiązania Sejmu, przyssaliście się do foteli, ale idzie czas, gdy Polska wam za wasze oszustwa zapłaci, za wasza pychę, zaprzaństwo i zdradę. Sprzedawczyki, co własną ojczyznę jesteście gotowi zamienić w kolonię. Łajdaki, wy, którzy zabieracie najbiedniejszym, aby mieć na nowe posady dla swoich kolesi”.
Takim językiem mawiali stalinowcy czy sam Adolf Hitler. Pogratulować panu mecenasowi.

13 marca 2003 r.

 

Wydanie: 12/2003, 2003

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy