Kariera na własnych warunkach

Kariera na własnych warunkach

Georgia O’Keeffe i Alfred Stieglitz (1918–1946)

Alfred Stieglitz, fotograf, pisarz i właściciel galerii, tak skutecznie pomógł swojej młodej żonie, Georgii O’Keeffe stać się największą amerykańską malarką współczesną, że nie sposób jest widzieć jej osiągnięcia tylko i wyłącznie jako wynik jego działań. W końcu Stieglitz utrzymywał ją finansowo, zorganizował dla niej pracownię, regularnie wystawiał jej prace, promował ją do granic przyzwoitości, a w swoich zainspirowanych Freudem tekstach dostarczał intelektualnych analiz jej obrazów. Interpretował jej twórczość jako wysoce zseksualizowaną i kobiecą. Uczynił z niej także swoją najsłynniejszą muzę, utrwalając ją na ponad 300 fotografiach, także w formie zmysłowych aktów. Patrząc na jego zdjęcia i na wszystko, co dla niej zrobił, łatwo uwierzyć, że to on stworzył i kultywował jej talent, osobiście odkrywając go przed światem. Czy zatem O’Keeffe była tylko niemym świadkiem swojej kariery, którą w istocie kierował jej wpływowy partner?

Na pewno wiele zyskała na jego wsparciu – bez jego starań O’Keeffe nigdy nie osiągnęłaby tak wiele w tak młodym wieku, jednak artystce daleko było do uległości i bierności. Swoją długą karierę podtrzymywała i pielęgnowała na własnych warunkach. Odrzuciła psychoseksualną interpretację swoich prac dokonaną przez Stieglitza, mówiąc: „Kiedy ludzie widzą w moich obrazach symbole erotyczne, widzą po prostu swoje własne doświadczenia”. Gdy jej mąż otwarcie zaczął spotykać się z inną kobietą, opuściła Nowy Jork i wyjechała do Nowego Meksyku, gdzie odnalazła swą duchową ojczyznę. Tam też stała się w pełni niezależną artystką. Po śmierci Stieglitza, który fotografował ją wręcz obsesyjnie, sama zadbała o swój wizerunek. Do końca życia była regularnie portretowana, zawsze jako potężne ucieleśnienie wspaniałego amerykańskiego Zachodu.

Chociaż O’Keeffe zachowywała, także fizyczny, dystans pomiędzy sobą a mężem i odrzuciła jego interpretację swoich prac, to jednak kochała go miłością głęboką i trwałą. Poznali się w 1915 r., kiedy ona była 27-letnią nauczycielką, niepewną jakości swojej sztuki. Stieglitz był już znaczącym głosem w środowisku fotografów, broniącym pozycji fotografii jako sztuki pięknej i mającym spory wkład w żywą amerykańską scenę artystyczną jako pisarz i właściciel ważnej galerii. Miał 51 lat, był więc prawie ćwierć wieku starszy niż młoda malarka, ponadto żył w nieszczęśliwym małżeństwie. Jego związek z O’Keeffe rozwijał się powoli i na odległość. W ciągu dwóch lat wypełnionych regularną korespondencją malarce udało się na nowo wzniecić ogień w Stieglitzu, który widział sam siebie jako „przeznaczonego na złom starego grata, pozbawionego jakiejkolwiek energii”. W przeciwieństwie do niego O’Keeffe była pełna życia, a w swoich listach zarażała entuzjazmem do teksańskiego krajobrazu, malarstwa i możliwości, jakie daje jej sztuka.

Zauroczony swoją „wielką małą dziewczynką”, Stieglitz wyrwał się z zastoju 30-letniego małżeństwa, zostawiając żonę. W 1918 r. ufundował O’Keeffe studio w Nowym Jorku i rozpoczął działania, które miały zapewnić jej miejsce jako pionierce amerykańskiego modernizmu. Dawał jej oparcie i niezłomną wiarę w jej sztukę. Było w tym coś ojcowskiego, przez co listy, w których wspomina noc, gdy pierwszy raz się kochali i kiedy O’Keeffe straciła dziewictwo, mogą wydać się dość krępujące. Mimo tego O’Keeffe też była dla niego ważnym wsparciem, szczególnie że jego okazywana publicznie charyzma w prywatnym życiu ustępowała brakowi pewności siebie i neurotycznemu zachowaniu. Pobrali się w 1924 r. i pomimo późniejszych okresów nieszczęścia i separacji, nigdy się nie rozwiedli.

Dzięki niemu O’Keeffe szybko odniosła sukces na polu artystycznym. Stieglitz był szanowanym kuratorem i wystawiał jej prace obok dzieł bardziej doświadczonych artystów. Stali się znaną parą już w 1917 r., od kiedy Stieglitz uczynił ją nieustannym obiektem własnej twórczości. Jako muza zrewitalizowała jego fotografie: była katalizatorem pionierskiego cyklu zdjęć, który w niemal abstrakcyjny sposób ujmował jej ręce, stopy i szyję. Niestety, uwaga, jaką poświęcał żonie w fotografii, nie była jednoznaczna z wiernością. W późnych latach 20. O’Keeffe odkryła jego romans z młodą asystentką, po czym natychmiast wyjechała, by spędzić czas w Nowym Meksyku w towarzystwie zaprzyjaźnionych artystów. Była zmęczona miastem i swoim małżeństwem, co więcej, Stieglitz nie chciał dzieci, a O’Keeffe czuła się stłamszona przez jego otoczenie i wieczne obowiązki wobec teściów. Na dalekim Zachodzie w pełni odnalazła się jako artystka. To tutaj pielęgnowała duchowe połączenie z naturą, malując niekończące się zbliżenia kwiatów, niemal abstrakcyjne krajobrazy i zwierzęce czaszki, które nabierały rytualnych i sakralnych znaczeń. Tutejsza ziemia wyrażała się jej pędzlem, a obrazy stały się ucieleśnieniem życia spędzonego w bliskim kontakcie z przyrodą. Tak jak jej mąż wielokrotnie przemierzał jej ciało swoim aparatem, ona malowała w kółko tę samą górę, poetycko mówiąc: „Bóg powiedział mi, że jeśli będę ją wystarczająco dużo malować, stanie się moja”.

Początkowo została tam pięć miesięcy. Stieglitz wiedział, że w pewnym sensie ją stracił: „Jestem załamany”, napisał. Jednak O’Keeffe często podróżowała, malując przez około pół roku, a później wracając do Nowego Jorku, by wystawiać swoje prace. W 1940 r. kupiła w Nowym Meksyku własną nieruchomość i miejsce to stało się jej głównym domem na ostatnie 37 lat życia. Chociaż żyli daleko od siebie, Stieglitz pozostał jej propagatorem i oddanym mężem, a swoją miłość pielęgnowali, wymieniając się listami. Kiedy umierał w 1946 r., był zadowolony, że osiągnął to, co zamierzał, jeśli chodzi o obrazy O’Keeffe. Rok wcześniej stała się pierwszą kobietą, która została uhonorowana indywidualną retrospektywą twórczości w nowojorskim Musem of Modern Art. Noc przed pogrzebem męża, O’Keeffe z miłością wyłożyła jego trumnę białą tkaniną, by jego ciało spoczęło na tle jakby wyjętym z jej płócien. Miała wówczas zaledwie 59 lat i aż do śmierci w wieku 98 lat kontynuowała samotne życie, zaślubiona z własną ziemią, nazywaną „krainą O’Keeffe”. W latach 60. XX w. jej pozycja jako największej i najbardziej uznanej malarki amerykańskiej była już niezachwiana, co potwierdziła okładka magazynu „Life” z 1968 r. Osiągnęła to, czego nie udało się osiągnąć żadnej innej amerykańskiej artystce przed nią, i to w dużej mierze już w czasie, kiedy Stieglitz był nieobecny w jej życiu.

Oboje byli niezwykle płodnymi i znanymi artystami. Oboje zostawili po sobie wielką spuściznę. Umierali ze świadomością, że nadal będą obiektem zainteresowania. Chociaż pod koniec życia O’Keeffe stała się samotniczką stroniącą od gości, którzy nieustannie wpadali ujrzeć „wielką amerykańską malarkę”, podjęła ważną decyzję, by nie zniszczyć 5 tys. listów, które wymieniła ze swoim mężem. Podarowała je bibliotece Beinecke Rare Book & Manuscript Library przy Uniwersytecie w Yale, pod warunkiem że zostaną otwarte nie wcześniej niż 20 lat po jej śmierci. Zdawała sobie sprawę, jak kuszące będzie dla przyszłych pokoleń przyjrzeć się z bliska ich małżeństwu. Może wiedziała też, że będzie zadowolona z obrazu jej samej, jaki wyłania się z tej korespondencji oraz że gdyby pamięć o jej życiu i niesamowitej, samodzielnej twórczości została wypaczona, wówczas listy te mogłoby wyrównać rachunki, a także udowodnić światu, że nigdy nie była Galateą Pigmaliona.

Fragment książki Kate Bryan Sztuka w afekcie. Romantyczne i burzliwe historie najsłynniejszych par, tłum. Dagmara Budzbon-Szymańska, Wydawnictwo Arkady, Warszawa 2022

Fot. National Gallery of Art Waszyngton

Wydanie: 13/2023, 2023

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy