Karnawał w czerwcu

Karnawał w czerwcu

Zagraniczne media już teraz nazywają Euro 2012 najlepszym sportowym wydarzeniem XXI w. Czy słusznie?

Mistrzostwa Europy całkowicie zmieniły dzień powszedni w naszym kraju, wszak modelowo daliśmy się porwać atmosferze piłkarskiego święta, zachłysnęliśmy się nią, i to bez względu na wykonywane zawody, wyznawane poglądy i przynależność klasową. Nie tylko restauratorzy, lecz także socjolodzy zacierają ręce, bo pole do wszelakich obserwacji jest ogromne. Znany rosyjski literaturoznawca Michaił Bachtin pisał niegdyś o kulturze karnawału jako naturalnej potrzebie, gdzie odrzucone zostają wszystkie dotychczasowe zwyczaje i reguły stosunków międzyludzkich, zacierają się granice, mieszają różne grupy społeczne. Można różnie oceniać flagi samochodowe i obrzydliwe reklamy piwa wiszące w co drugim oknie, ale siła, z jaką futbol wpływa na społeczeństwo, jest fascynująca. Jesteśmy dziś w samym centrum tego zjawiska, które dla nas zaczęło się na długo przed pierwszym gwizdkiem inaugurującym mistrzostwa i mecz Polska-Grecja.

Co zrobi Franz

Jaki jest Franciszek Smuda, każdy dobrze wie, jednak przedturniejowy optymizm kazał nam przymykać oko na wcześniejsze decyzje selekcjonera i z pełnym zaufaniem pozwolić mu na przystąpienie do najważniejszego turnieju w historii polskiej piłki nożnej. Wszystko rozpoczęło się kapitalnie, z wielką siłą napieraliśmy na Greków, strzeliliśmy bramkę i wydawało się, że nic złego nie może się stać. – Pierwsza połowa tego meczu była najlepsza w naszym wykonaniu od dawna. Myślałem, że właśnie tak gra zespół, o jakim wcześniej marzyłem – mówi Maciej Murawski, były piłkarz Legii Warszawa, reprezentant Polski na mundialu w Korei i Japonii, dziś komentator stacji Canal+. – Później był dramat. Zagraliśmy zachowawczo, byliśmy pewni, że jest już po meczu, tym bardziej że graliśmy z przewagą jednego zawodnika. Trener Fernando Santos zrobił dobre zmiany, które wprowadziły do gry dużo świeżości. U nas tego zabrakło – dodaje Murawski. Eksperci jednogłośnie zarzucili Smudzie brak reakcji na boiskowe wydarzenia, bo przecież jedną z miar wartości trenera jest odpowiedź na ruch przeciwnika. Wszystko wyglądało tak, jakby nasz trener podszedł do tego meczu bezrefleksyjnie, bez wiary w możliwość odwrócenia losów spotkania, bez wiary w rezerwowych, z którymi pracował od ponad trzech tygodni. Prawdziwe zaskoczenie przyszło dopiero po meczu, bo jedyną osobą w tym kraju doceniającą podział punktów był… nasz szkoleniowiec.
Kiepska postawa w drugiej połowie sprawiła, że problem przygotowania fizycznego stał się tematem numer jeden pojawiającym się wokół naszej kadry. – Treningi są bardzo ciężkie, czujemy w nogach to zgrupowanie, miejmy nadzieję, że później będą tego efekty – mówił Robert Lewandowski podczas majowego obozu w austriackim Lienz. Wtórowali mu inni reprezentanci i po mało efektownych sparingach pojawiły się opinie, że kadrowicze zostali „zajechani”. Piłkarze naszej reprezentacji mają za sobą różne sezony – etatowe trio z Borussii Dortmund grało regularnie przez cały rok, taka sama sytuacja dotyczy Macieja Rybusa czy Jakuba Wawrzyniaka, z kolei mecze Sebastiana Boenischa czy Pawła Brożka można policzyć na palcach jednej ręki. Trudno jest więc w takiej sytuacji wrzucić „Lewego” do jednego worka z zawodnikami, którzy rozegrali znacznie mniej meczów. – Ostatecznie twierdzę, że czas działa na naszą korzyść, z Rosją pokazaliśmy się lepiej od strony fizycznej. W tym turnieju możemy osiągnąć bardzo dużo, ale musimy być konsekwentni i skoncentrowani – przekonuje Murawski.
Przykłady innych reprezentacji pokazują, że trenerzy wcale nie koncentrują się na wielkich przygotowaniach kondycyjnych, wychodząc z założenia, że piłkarze dopiero co skończyli sezon i zachowali ciąg treningowy. Szwedzi i Francuzi swoje zgrupowania opierali na integracji, taktyce, zgraniu i ćwiczeniach stałych fragmentów gry. Erik Hamren, trener szwedzkiej reprezentacji, twierdził, że jego piłkarze to ludzie odpowiedzialni, którzy wiedzą, co robią, i to w ich interesie jest najlepsze przygotowanie się do turnieju. Czyje podejście jest jednak właściwie? Nie wiadomo. Szwedzi odstawali fizycznie od Ukraińców i być może dlatego schodzili z boiska pokonani.

Ze skrajności w skrajność

Na kilka dni przed rozpoczęciem turnieju UEFA poinformowała, że ze względu na niepokojące prognozy pogody wszystkie mecze Euro 2012 na Stadionie Narodowym rozegrane zostaną przy zasuniętym dachu. Plan fantastyczny, bo dzięki niemu warunki atmosferyczne miały nie wpływać na przebieg rywalizacji. Ktoś nie przewidział jednak wszystkich konsekwencji, bo rzeczywistość była trochę inna. – Myślę, że zasunięty dach miał duży wpływ na obraz gry w spotkaniu Polska-Grecja. Grałem kiedyś w takim klimacie i wiem, że nasi rywale przyzwyczajeni są do takich temperatur, ta duchota zdecydowanie im sprzyjała – mówi Maciej Murawski, reprezentujący niegdyś barwy greckiego Arisu Saloniki oraz cypryjskiego Apollonu Kalamarias. Z dzisiejszej perspektywy całe to zamieszanie związane z wysyłaniem oficjalnych protestów zostało odebrane raczej jako kolejny pretekst do usprawiedliwiania się po kiepskim wyniku, jednak trzeba przyznać, że o skali problemu mówili dziennikarze i kibice już w trakcie meczu. Decydenci europejskiej organizacji piłkarskiej rzecz jasna zrozumieli, że zasuwany dach jest przydatny w okresie jesienno-zimowym, i postanowili, że kolejne spotkania odbędą się na świeżym powietrzu.
„Mecz Polska-Rosja był dotychczas najlepszy w turnieju. Wszystkim życzymy, żeby kolejne były podobne”, napisał na gorąco brytyjski dziennik „The Guardian”. W podobnym tonie na Twitterze wypowiadał się legendarny Peter Schmeichel, mobilizując tym samym do boju reprezentację Danii. Polacy uznali podział punktów z Rosją za spory sukces, jednak nie powinniśmy odrywać się od ziemi. Wciąż musimy liczyć tylko na siebie, wynik ten zbyt wiele nie zmienił.
Gdy powstawał ten tekst, Czesi mieli punkt przewagi nad kadrą Smudy. Bukmacherzy dają nam minimalnie mniejszą szansę na ćwierćfinał, jednak obserwatorzy zgodnie przyznają, że jeśli tym razem Smuda odrobi swoje zadanie domowe, to może być tylko dobrze. Tyle że „Franz” nie garnie się do zmian, np. kurczowo trzymając się wolnego i nieskutecznego Boenischa (zaledwie 53% celnych podań w meczu z Rosją). – Myślę, że trener Smuda z Czechami powinien wymyślić strategię podobną do tej, którą zaczęliśmy z Grecją. Łukasz Piszczek lepiej się czuje, atakując, a z Rosją nie mógł często tego robić. A Czesi? Mimo wysokiej porażki z Rosją są świetną drużyną. Zresztą, w tym meczu to właśnie oni starali się prowadzić grę. Są znakomicie zdyscyplinowani, co więcej, mają atuty zarówno w grze atakiem pozycyjnym, jak i w kontrowaniu. To może być nasz problem, trener Czechów będzie chciał grać z kontry i może zmusić nas do ataku pozycyjnego, co nie wychodzi nam najlepiej – analizuje były gracz Legii.

Faworyci  i czarny koń

Przed rozpoczęciem turnieju w gronie faworytów eksperci zgodnie wymieniali Niemców, Hiszpanów oraz Holendrów. Początkowa faza turnieju zweryfikowała te przypuszczenia, bo o ile nasi zachodni sąsiedzi grają swoje i rozpędzają się z meczu na mecz, a Hiszpanie wbili cztery gole Irlandczykom, o tyle Holandia raczej nikogo nie przekonała. Ekipa Berta van Marwijka po przegranych dwóch pierwszych spotkaniach z Danią i Niemcami miała już tylko iluzoryczne szanse na awans. Spoglądając na ten zespół, trudno nie porównać go do reprezentacji Francji z mundialu w RPA – skonfliktowani, bez charakterystycznej mocy w ofensywie, stworzyli jedynie zlepek indywidualności, nie drużynę. Po porażce z Duńczykami na szczerość zebrało się Wesleyowi Sneijderowi, który stwierdził, że w dobrej grze przeszkadza im zbyt duże ego niektórych graczy. Nietrudno zgadnąć, że wypowiedź ta skierowana jest głównie pod adresem Arjena Robbena, który po wieloletnich problemach z kontuzjami próbuje sam, za wszelką cenę, odegrać to, co stracił. Gracz Bayernu Monachium zarówno ze Skandynawami, jak i z Niemcami zagrał po prostu fatalnie. Ale nie tylko on jeden.
Nie wiadomo, co myśleć o Hiszpanach, których stać było zaledwie na remis z przeżywającymi trudne chwile Włochami, a zwycięstwo nad topornymi Irlandczykami trudno zmierzyć i porównać z innymi zespołami. Tuż po pierwszym spotkaniu przez media przetoczyła się burzliwa dyskusja na temat taktyki graczy z Półwyspu Iberyjskiego. – W swoim inauguracyjnym spotkaniu piłkarze Vicente del Bosque bardzo mnie zawiedli. Trener reprezentacji skopiował rozwiązania Pepa Guardioli i ustawił Cesca Fabregasa na środku ataku. W klubie nie wychodziło to nikomu na dobre i podobnie było w meczu z Włochami. OK, można powiedzieć, że Fabregas strzelił gola, jednak przez większość meczu był bezproduktywny i dopiero wejście klasycznego napastnika od razu zapewniło Hiszpanom bramkowe sytuacje. Niepokoi też nie najlepsza współpraca pomiędzy tak genialnymi piłkarzami, jak Xavi oraz David Silva. Pamiętajmy jednak, że na Mundialu w RPA Hiszpania przegrała swój pierwszy mecz ze Szwajcarią, by miesiąc później cieszyć się z mistrzostwa świata – mówi Maciej Murawski. Sami piłkarze krytykowali stan murawy, która według nich była za długa. Kochający kombinacyjną grę po ziemi Hiszpanie stwierdzili, że to żałosne, by przy okazji imprezy o takiej randze grać na tak tragicznej murawie. Hiszpańskie malkontenctwo wrosło już w świadomość kibica, a przecież trudno o zwycięstwa i skuteczną grę, kiedy z wymagającym rywalem gra się systemem… 4-6-0.

Czarny koń? Francja!

Historia wielkich imprez pokazuje, że podczas każdego turnieju rodzą się nowe gwiazdy, a drużyny teoretycznie skazane na porażkę osiągają duże sukcesy. Wystarczy przypomnieć triumf Greków w Euro 2004, brązowy medal Turcji na mundialu w Korei i Japonii czy świetne spotkania Rosji przy okazji poprzednich mistrzostw Europy. Pierwsze mecze Euro 2012 pokazały, że i tym razem będzie podobnie. Po dwóch spotkaniach na szczególne wyróżnienie zasługują Duńczycy, którzy pokonali Holendrów i tylko minimalnie przegrali z Portugalią. – Drużyna Mortena Olsena nie ma w składzie wielkich wirtuozów, jednak są oni idealnym przykładem na to, jak powinna grać drużyna, która bazuje na swoim kolektywie. Skandynawowie zagrali dwa dobre spotkania przeciwko gigantom europejskiej piłki, bazując na taktyce, konsekwencji i doskonałym przygotowaniu fizycznym. Biorąc pod uwagę, jak silną mają oni grupę, już można śmiało powiedzieć, że bez względu na to, jak skończą ten turniej, zapamiętamy ich wyłącznie pozytywnie – mówi Murawski. Wielkie nadzieje współgospodarzy turnieju narodziły się po ich meczu ze Szwecją. Ukraińcy, choć przegrywali, zdołali odwrócić losy spotkania i zatrzymać Ibrahimovicia i spółkę. Chwil w błyskach fleszy doczekał się ponownie legendarny napastnik Andrij Szewczenko, strzelec dwóch bramek, dla którego Euro 2012 jest pożegnaniem z piłką. Na drodze naszych sąsiadów zza wschodniej granicy według ekspertów stanęli Francuzi, którzy pokonali Ukrainę 2:0. – Trójkolorowi mogą być prawdziwym czarnym koniem tego turnieju. Mam wrażenie, że oni są lekceważeni. Nadal spogląda się na nich przez pryzmat nieudanego mundialu i poprzednich mistrzostw Europy. Teraz to zupełnie inna ekipa, mająca wszystko, co potrzebne jest do sukcesu na takiej imprezie. Laurent Blanc to znakomity trener, z wielkim autorytetem, niegdyś wspaniały piłkarz. Są też kapitalni piłkarze – Karim Benzema, Franck Ribéry, Samir Nasri – absolutna światowa czołówka, która może rozbić absolutnie każdego. Do tego dochodzi nowa fala zdolnych graczy. Francuzi z Anglikami zagrali nieźle, przede wszystkim pokazali, że stać ich na dużo więcej – twierdzi Murawski.
Karnawał trwa i trwać będzie, bez względu na to, czy wygrają wielcy, czy też ktoś sprawi niespodziankę. Aż trudno sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał lipcowy powrót do rzeczywistości.
Paweł Korzeniowski

Wydanie: 2012, 25/2012

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy