Karoshi na poczcie

Karoshi na poczcie

Zbyt duże rejony listonoszy, za mało ludzi w urzędach, za niskie płace. Oto obraz Poczty Polskiej

Na facebookową stronę poświęconą pracy listonoszy ktoś wrzuca wyprodukowany przez Pocztę Polską filmik „Poczta od kuchni – asystentka”. Widzimy, jak uśmiechnięta pani ze spokojem wykonuje kolejne obowiązki: przygotowuje stanowisko pracy, znaczki, pieniądze, stempluje przesyłki. Praca idealna.

Pod filmem pojawia się setka komentarzy. W ogromnej większości podobnych – byli i obecni pracownicy poczty kpią z tego, jak bardzo odbiega on od rzeczywistości.

Okienko, czyli kołchoz

Agnieszka (na poczcie pracowała 10 lat jako asystent okienkowy, odeszła w 2017 r.): – Gdy zaczynałam pracę, wszystko było w porządku. Płacono jak należy, obowiązywały przerwy, bonusy, np. za pracę na kasie głównej. Z roku na rok było jednak coraz gorzej – zabrano nam wszystkie dodatki, paczki dla dzieci, o odliczenie kosztów kolonii można było się starać już tylko co dwa lata. Jednocześnie pracy przybywało. Musiałam pracować nie tylko jako asystent okienkowy, ale też jako kasjer walutowy i pracownik banku pocztowego. Później doszły jeszcze obowiązki pracownika tzw. ekspedycji, czyli osoby wydającej worki z paczkami, przesyłkami, pieniędzmi. W tym czasie musiałam oczywiście obsługiwać klientów. Pensja zaś nie rosła.

Odchodząc z pracy dwa lata temu, Agnieszka zarabiała 1,9 tys. zł netto. Niskie pensje potwierdza Piotr Moniuszko, szef Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty: – Listonosze z dwu-, trzyletnim stażem pracy mają 2,5 tys. zł brutto wynagrodzenia zasadniczego.

Moniuszko mówi również o innym niepokojącym zjawisku: – W tej chwili wysokość wynagrodzenia i stanowisko często zależą od tego, jakie kto ma znajomości. W dużej mierze powoduje to dysproporcje w wynagrodzeniach zasadniczych między pracownikami zajmującymi równorzędne stanowiska.

Agnieszka żali się jednak przede wszystkim na warunki pracy. – W ostatnim urzędzie, w podwarszawskiej miejscowości, gdzie pracowałam cztery lata, nie miałam już nawet przerwy – opowiada. – Latem w środku 33 st. C. Żadnej klimatyzacji, tylko wiatraki. Przez siedem godzin byłam sama w urzędzie. Bez przerwy musiałam obsługiwać ludzi. Nie mogłam nawet iść do toalety. Nikt nic z tym nie zrobił, mimo że wielokrotnie zgłaszano problem pani naczelnik. Ta kobieta zresztą przychodzi do pracy o godz. 7.00, a wychodzi o 10.00.

Potwierdza to Asia, była listonoszka tego samego podwarszawskiego urzędu (przepracowała na stanowisku osiem lat, do 2017 r.): – Dziś tamtędy przechodziłam. Zajrzałam i pani naczelnik oczywiście nie było. Nie da się jej niczego udowodnić, bo mieszka blisko; gdy pojawia się kontrola, dzwonią do niej koleżanki i mówią, by szybko przyjechała. Tłumaczy potem, że była w innym urzędzie.

Agnieszka kontynuuje: – To nie do opisania, co poczta robi z ludźmi. Mamy tam do czynienia z pieniędzmi, z towarem wystawionym poza naszymi stanowiskami. Nikogo nie interesuje, że te książki, gazety są na zewnątrz i nie da się ich upilnować, zwłaszcza jeśli cały tydzień jest się samemu w okienku. Gdy ktoś coś ukradł, musiałyśmy pokrywać straty z własnej kieszeni.

Obowiązkiem Agnieszki było także wypłacanie listonoszom pieniędzy na emerytury. – W dni wypłat, czyli trzy razy w miesiącu, przychodziłam na godz. 6.50. Nikt mi nie płacił za te dodatkowe godziny ani za żadne inne, kiedy musiałam zostać dłużej. Pieniądze wydawaliśmy listonoszom na parapecie, przy okienku, choć według przepisów powinni to robić pracownicy kontroli na zapleczu – podkreśla.

Filia, czyli chyba zemdleję z głodu

Dwa ostatnie lata pracy Agnieszka spędziła w tzw. filii urzędu, podobnie jak Michał, który w sumie jako asystent w okienku i pracownik ekspedycji przepracował wiele lat.

– W filii człowiek pracował sam – opowiada Michał – ale klienci tego nie rozumieli. Pytali, dlaczego nie otworzę drugiego okienka lub dlaczego idę na przerwę. Pamiętam taki moment, jak siedzę w okienku bez jedzenia – jedna godzina, druga, piąta. Ciągle kolejka. Wystawiłem więc karteczkę z napisem „Przerwa” i mówię: „Proszę się nie ustawiać w kolejce, bo idę na przerwę”. Ludzie na to: „Co nas to obchodzi?!”. W pewnym momencie poczułem, że zaraz zemdleję z głodu, bo nawet wody się nie napiłem, odkąd usiadłem. Gdy zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, poszedłem jednak na przerwę. Wróciłem po półgodzinie. Może ktoś napisał na mnie jakąś skargę? Już mnie to nie obchodziło. W kasie miałem kilkanaście tysięcy. Co by było, gdybym zemdlał? A jeszcze wcześniej zlikwidowano przecież te szklane przegrody między asystentem a klientem, więc każdy mógłby po te pieniądze sięgnąć.

Pytam Michała, co ostatecznie zadecydowało, że odszedł z pracy. Zawiesza głos. – Dużo ludzi na poczcie straciło zdrowie. Japońskie karoshi tym się różni od polskiego, że tam przynajmniej łączy się z wydajnością – stwierdza w końcu. – A nasze na tę wydajność się nie przekłada.

Agnieszka: – To, co się dzieje w filiach, jest nie do przerobienia. Wystarczy, że przyjdzie jeden nadawca masowy, np. z 70 listami poleconymi. Każdy trzeba zważyć i nakleić na niego znaczek, jeszcze mając z tyłu głowy ekspedycję i konieczność segregowania przesyłek. Dziwię się koleżankom, że jeszcze tam siedzą, może z wyjątkiem tych, które są już blisko emerytury.

Agnieszka pamięta, że pewna klientka, widząc tłum ludzi i jedno otwarte okienko, zadzwoniła do dyrekcji oddziału. Przyszła wtedy kontrolerka, która pomogła rozładować kolejkę. – To jedyny taki przypadek, gdy ktoś pomógł – mówi.

Stosunki pracy, czyli pięścią w nos

Skrajne przemęczenie nie jest wcale najgorszą rzeczą, która może spotkać pracownika poczty. – Zdarzyło się to, gdy siedziałam na kasie głównej w jednym z podwarszawskich urzędów – wspomina Agnieszka. – Po zamknięciu urzędu pracowałam tam m.in. z panią, która zastępowała kontrolera, czyli jakby kierownika zmiany. Rozliczałam cały urząd. Okazało się, że brakuje mi ponad 500 zł. Poprosiłam tę koleżankę, by pomogła mi to przeliczyć, bo trochę się wystraszyłam – manko oczywiście pokrywa się z własnej kieszeni. Kazała mi liczyć jeszcze raz. Policzyłam znów – ten sam wynik. Przypomniałam sobie jednak sytuację z tego dnia, że gdy jeden z listonoszy rozliczał się ze mną z pieniędzy, przyszedł adresat z rejonu tego listonosza. Ten miał przekaz pieniężny dla klienta, ale zanim rozliczył się ze mną, ja wypłaciłam klientowi pieniądze z kasy. To była ta brakująca suma, którą powinnam była uwzględnić przy liczeniu. Potem zresztą doszłam do tego. Jednak wtedy ta pani, która ze mną pracowała, nie dość, że wyzwała mnie od osłów i debili, to jeszcze uderzyła mnie pięścią w twarz. Następnie zaciągnęła mnie za włosy do pokoju, gdzie odbywa się kontrola. Zaczęłam krzyczeć, inne dziewczyny przybiegły i odciągnęły tę kobietę. Całą szyję miałam podrapaną.

Co pracodawca zrobił z tą sytuacją? – Naczelniczka wysłuchała nas obu – relacjonuje Agnieszka. – Potem zostałam wezwana do biura na Targową w Warszawie, gdzie przesłuchiwało mnie jakichś trzech facetów. Wpisano mi naganę i przeniesiono mnie do innego urzędu. Tę panią też. Wiem, że powinnam wtedy zadzwonić na policję, ale w takich sytuacjach człowiek jest w zbyt dużym szoku, by działać racjonalnie.

Asia, była listonoszka: – Mobbing na poczcie jest częstym zjawiskiem. Nie da się jednak przyłapać na nim naczelników, bo rozmowy prowadzą w cztery oczy, nie ma świadków. Jeśli na kogoś się uwzięli, dają potem tej osobie najcięższą robotę.

Przemęczony pracownik, czyli niezadowolony klient

Michał niemal dwie godziny wylicza mechanizmy, które jego zdaniem przekładają się na niską jakość usług i niezadowolenie klientów. Zacytuję tylko część przykładów.

– Znasz jakąś firmę, która za niewykonanie usługi bierze dwa razy więcej niż za wykonanie? Po pierwsze, gdy nadajesz na poczcie list polecony i płacisz określoną kwotę, a potem list nie zostaje doręczony, lecz wraca do nadawcy, to żeby ten list odebrać, znów musisz zapłacić. Po drugie, za źle wykonaną usługę, tzn. opóźnienie w doręczeniu lub niedoręczenie przesyłki, poczta wypłaca odszkodowanie w kwocie często niewspółmiernej do szkody. Kara finansowa dla pracownika może natomiast przekroczyć kwotę odszkodowania. Po trzecie – poczta, sprzedając usługę, od razu proponuje ubezpieczenie przesyłki. Czyli działają fatalnie i proponują ubezpieczenie od skutków fatalnego działania.

Asia: – Listonosz nie ma obowiązku zabierać gabarytów, czyli wszystkiego, co nie jest listem. Nie wpakuje do swojego wózka czy torby 40 większych paczek. List polecony to może być przecież przesyłka o wadze do 2 kg. Na przesyłce pisze więc „awizowana” i te paczki idą do zwrotu. Jeśli ktoś wyśle zwykły list, to jakby go nie było. Poza tym na rowerze nie ma możliwości zabezpieczenia większych listów. Ta torba noszona na ramieniu – nigdy z nią nie chodziłam, bo była ciężka sama w sobie – też nie jest żadnym zabezpieczeniem przesyłek. Ale Poczta Polska w ogóle się tym nie przejmuje. Koledze zdarzyło się, że listy zostały spalone, bo jakiś pijak wrzucił do torby niedopałek.

Michał: – To jest dobra wola listonosza, czy awizuje nierejestrowane przesyłki. Widziałem przypadki, gdy pracownik ekspedycji dostawał paczkę takich przesyłek z informacją „do zwrotu”.

Pytam, dlaczego listonosze nie awizują przesyłek. – Nie mają na to czasu i nie chce im się – odpowiada Asia. – Dostają te same pieniądze za 10 godzin i za trzy godziny. Rejony są zbyt duże. A w okresie urlopowym listonosze dostają jeszcze połowę lub jedną trzecią sąsiedniego rejonu. Są i takie rejony, gdzie w ogóle nie ma obsady, a wtedy listonosz ma półtora rejonu. Nie da się tego obsłużyć w osiem godzin. Dlatego nowi często odchodzą po miesiącu, zwłaszcza że to praca w specyficznych warunkach, bez względu na pogodę. Jednak przez zarząd Poczty Polskiej nie jest już klasyfikowana jako szkodliwa. Tymczasem ja czuję jej skutki w moim kręgosłupie. Rower też przecież swoje waży. Teraz często wieczorami jeżdżę nim rekreacyjnie i ostatnio o godz. 22.00 spotkałam kolegę listonosza dopiero wracającego z pracy, którą zaczął o 8.00 rano.

Piotr Moniuszko: – 90% urzędów nie ma pełnej obsady. Brakuje tzw. rezerwy chorobowo-urlopowej. Na 30 listonoszy powinno być co najmniej trzech dodatkowych. Asystentów też jest za mało. Trudno jednak się temu dziwić, jeśli poczta oferuje na start 2,5 tys. zł brutto. Nawet jeśli jakoś zaakceptują niskie wynagrodzenie, nie są w stanie udźwignąć wszystkich obowiązków.

Szkolenie, czyli ja nie umiem tłumaczyć

Michał opowiada także o szkoleniach nowych osób: – Po przeniesieniu powiedziałem pani naczelnik, że w poprzednim urzędzie pracowałem głównie w okienku, nie na ekspedycji, a do tego każdy urząd działa inaczej, więc potrzebuję, by mi wiele rzeczy wyjaśniono. Ta odpowiedziała krótko, że każdy urząd działa tak samo. W końcu kazano mi usiąść obok bardziej doświadczonej osoby. Koleżanka zaczyna tłumaczyć: „Tu przyjmujesz polecone”. Pytam, co dalej. Ona: „Wiesz, ja nie umiem tłumaczyć”. Po dwóch-trzech dniach człowiek musi sam usiąść i dochodzić do wszystkiego metodą prób i błędów. Jest to do zrobienia, pod warunkiem że trafi się na życzliwych ludzi. Ale nie zawsze się trafia.

Piotr Moniuszko: – Potwierdzam, tak to właśnie wygląda, bo proszę sobie wyobrazić, że jest w urzędzie trzech pracowników obsługi klienta, kolejka do samych drzwi i nagle jeden wyłącza się z obsługi, bo musi odbyć szkolenie. Nikt z przełożonych na to się nie zgodzi.

Michałowi powiedziano, że aby dostać się na szkolenie asystentów, trzeba przepracować rok jako asystent. – A przecież dla klientów listy przechodzące przez moje ręce to czasem sprawa życia lub śmierci – bankructwa firmy, sprawy w sądzie i tym podobne sytuacje. Tymczasem ja tę pracę wykonuję „na żywioł”, często niewiele o niej wiedząc. W innym urzędzie z kolei posadzono mnie od razu na kasie głównej, choć mówiłem, że nie robiłem tego nigdy wcześniej, nie rozliczałem też listonoszy. W dodatku kasa główna była połączona ze zwykłym okienkiem do obsługi klientów.

Pytam Michała, czy na poczcie nie ma żadnych formalnych szkoleń. – Jest e-learning, na którym uczą takich rzeczy, że gdy klient przyjdzie, trzeba mu powiedzieć dzień dobry – wyjaśnia. – Jest poza tym trochę wycinkowych szkoleń merytorycznych. Brakuje natomiast szkoleń podstawowych, z prawa pocztowego czy przewozowego, Kodeksu postępowania administracyjnego obowiązującego przy dostarczaniu przesyłek administracyjnych i sądowych. Zacząłem kiedyś pytać, czy przy wydawaniu tego typu przesyłek obowiązkowe jest przystawianie datownika „wydano tego i tego dnia”. I ilu ludzi, tyle opinii. Jedni mówili, że wydając list, muszę postawić datownik, drudzy, że nie muszę, inni, że nie wolno postawić datownika, jeszcze inni: „Stawiasz datownik na życzenie klienta”.

Plan sprzedażowy, czyli komiwojażer ze zniczami

Asia: – Gdy przepracowałam dwa lata, skończyły się premie dla wszystkich. Urząd musiał je sobie od tego momentu wypracować poprzez realizację planu sprzedażowego.

Piotr Moniuszko: – To prawda. Regulamin premiowania jest taki, że jeżeli spółka czy któraś jej jednostka organizacyjna nie wyrobi określonego planu, żaden pracownik nie otrzyma premii. Pracownik może więc wykonać plan w 150%, a i tak nic nie dostanie. To nieuczciwe. Zdarza się zresztą, że plany są nakładane na pracowników według bardzo subiektywnych kryteriów.

Listonosze zostali więc zobligowani do wciskania klientom zniczy, kartek pocztowych czy gazet. Jak Asia radziła sobie z tym obowiązkiem? – Od razu powiedziałam, że nie jestem od tego, by prowadzić handel obwoźny. Nic się nie stało, po prostu nie dostawałam premii, która i tak wynosiła 100, 200, maksymalnie 300 zł. Gdy odchodziłam z poczty, zarabiałam 1850 zł netto.

Asia przyznaje, że plany sprzedażowe starali się wyrobić głównie ci, którzy byli w wieku przedemerytalnym i chcieli zarabiać parę groszy więcej.

Aktywnej sprzedaży Poczta Polska wymaga też od pracowników okienka. Nawet jeśli jest kolejka, każdemu klientowi powinni zaproponować odpowiedni pakiet ofertowy. Agnieszka: – Mieliśmy do wykonania plan sprzedażowy. Jeśli jednak siedzi się w okienku przez wiele godzin samemu, mając kolejkę klientów do samych drzwi, nie da się proponować każdemu usług banku pocztowego czy ubezpieczenia mieszkania. Pech chciał, że dwa razy trafiłam na tzw. tajemniczego klienta, który kontrolował moją pracę. Zostałam potem wezwana przez naczelniczkę na dywanik. Przy kolejnym razie musiałam jeździć na Targową i tłumaczyć się przed koordynatorką. Zapytała mnie, co mogę zrobić w zamian, skoro nie pracowałam jak należy. Powiedziała też, że następnym razem spotkamy się u dyrektora. Odparłam, że z chęcią spotkam się z dyrektorem i opowiem mu, jak wygląda moja praca. Więcej do mnie w tej sprawie się nie odezwała. Dodam, że w jednym z urzędów naczelniczka kazała nam kupować te znicze, byśmy wyrobili plan.

Piotr Moniuszko znów potwierdza: – Pracownicy po prostu się boją. Nie odmawiają pracy za darmo w godzinach nadliczbowych, żeby „pani naczelnik nie krzyczała”. Dla świętego spokoju, by tylko wyrobić plany sprzedażowe, kupują towar, który w ogóle nie jest im potrzebny. Jak to tłumaczą? Często słyszę: „Jeśli odmówię, pani naczelnik pozmienia mi godziny pracy i nie będę mogła zająć się dzieckiem”.

Brak czasu na sprzedaż to niejedyny problem. Michał: – Byłem również agentem, który miał sprzedawać usługi ubezpieczeniowe. Nie mieliśmy jednak nawet odpowiedniego stanowiska, by to robić. Gdy jakiś klient był zainteresowany np. ubezpieczeniem samochodu, musiałem go zabierać na zaplecze. Siadało się do wypełniania dokumentów przy komputerze, który był w tym czasie potrzebny komuś innemu. Stale więc ktoś pytał, kiedy będzie wolny. Zdarzało się, że koleżanki krzyczały do mnie, że trzeba jakiegoś innego człowieka obsłużyć w okienku. Odkrzykiwałem, że mam klienta na zapleczu. W końcu ten, widząc, co się dzieje, stwierdzał, że może wróci innego dnia.

Michał mówi o jeszcze jednym przykładzie nieuczciwości w związku z planem sprzedażowym: – Poczta ma usługi standard i premium. Nasza naczelniczka, także będąca pod presją wykonania przez urząd planu, wydała kiedyś polecenie, żeby mówić klientom, że nie ma już na poczcie usługi zwykłej paczki, tylko „paczka plus”, oraz że nie ma zwykłego przekazu pocztowego, tylko priorytetowy. Wciskano też klientom ubezpieczenia opłat za prąd i gaz, szczególnie starszym ludziom, którzy ufają poczcie – w ogóle nie mówiło się im o doliczeniu ubezpieczenia do rachunku.

Wnioski pracowników, czyli głuchy telefon

Pytam Michała, czy kiedykolwiek zdarzyło się, by coś poprawiono na wniosek pracowników. Czy jakaś uwaga na temat organizacji pracy zgłoszona przez pracownika została uwzględniona? – Ani razu. Każda informacja zwrotna jest traktowana przez naczelników na zasadzie: „Nie podoba się, niech pan się zwolni” albo „Tak było zawsze robione i tak trzeba robić”. Jeśli sygnały od pracowników trafiają gdzieś wyżej, są często źle interpretowane. Kiedyś poszła „do góry” informacja, że w urzędach jest bałagan. Zrobili więc akcję naklejania etykietek na przedmioty, np. na kalkulator naklejali kartkę z napisem: „Kalkulator”.

Byłemu pracownikowi poczty przyświadcza Piotr Moniuszko: – Tak, pracownicy są zbywani, całkowicie kuleje komunikacja. W 99,9% spraw trudno też mówić o dialogu między związkami a firmą, dlatego z reguły rozmawiamy przez media lub portale społecznościowe. Podam przykład. W czerwcu była fala upałów. Pracownicy urzędów pocztowych na Śląsku nie mieli wody do picia, mimo naszych interwencji. Nikt nic nie zrobił przez dwa tygodnie. Dopiero gdy napisałem o tej sytuacji na Twitterze, w komentarzu do posta rzeczniczki prasowej, woda została niezwłocznie pracownikom dostarczona.

Asia: – Skargi można pisać do kontroli, która w hierarchii jest nad naczelnikami. Wiem, że ci pracownicy, którzy je pisali, najczęściej byli po prostu przenoszeni do innych urzędów, jakby to z nimi był jakiś problem.

Poza tym Poczta Polska to moloch. Człowiek na niskim stanowisku ma bardzo mało do powiedzenia. A co ze związkami zawodowymi, które mają przecież obowiązek dbać o interesy pracowników? Opinia moich rozmówców jest jednomyślna.

– Związków jest kilkadziesiąt i nic nie robią, bo nie chcą narażać się dyrekcji – mówi Michał. – Kiedyś jeden z kierowców, który był doręczycielem paczkowym, dzwonił ze swojej komórki do adresatów, mówiąc im, że paczka czeka na nich do odbioru na poczcie. W systemie paczki te były wpisane jako takie, które miały być rozwiezione do adresatów. Ale wszyscy pracownicy urzędu byli informowani pocztą pantoflową, by na paczkach, które powinien rozwozić ten kierowca, nie stawiać datownika, lecz wydawać je na lewo. Zdarza się więc, że osoby należące do tego samego związku wzajemnie się kryją.

Asia: – Związki? Nic nie robią. Byłam w Solidarności. Brali składki i tyle.

Piotr Moniuszko: – Nam też wiele rzeczy się nie podoba. Również to, że rozpiętości kwot wynagrodzeń wewnątrz kategorii są bardzo duże, np. od 2,6 do 6,7 tys. zł. Od lat żądamy uporządkowania systemu wynagrodzeń, tak by wynagrodzenie zasadnicze było przypisane do stanowiska, czyli by pracownicy wykonujący tę samą pracę otrzymywali identyczne wynagrodzenie zasadnicze. W dużym stopniu pracodawcę już udało się przekonać do tego rozwiązania. Ale na razie nie możemy do tego przekonać większości związków zawodowych.

Asia stwierdza na koniec, że została listonoszem, bo lubiła pracować z ludźmi, ale potem jej przeszło. – Gdy składałam wypowiedzenie, powiedziałam, że to mój prezent na urodziny. Nie chcę mieć do czynienia z firmą, która tak wykorzystuje ludzi.

Piotr Moniuszko: – Dopóki stanowiska w zarządach spółek skarbu państwa, w tym w Poczcie Polskiej SA, będą obsadzane według kryteriów politycznych, a nie adekwatnie do wiedzy i kompetencji, na lepsze funkcjonowanie firmy trudno będzie liczyć. Mamy fantastycznych, oddanych i kompetentnych pracowników, którzy starają się każdego dnia, by klienci byli zadowoleni. Z wielkim poświęceniem wykonują swoją pracę. To potencjał, który był i jeszcze jest. Szkoda, że zarządzający firmą na razie tego nie dostrzegają.

To tylko część sytuacji i spostrzeżeń, o których opowiedzieli mi byli pracownicy Poczty Polskiej. Obecni nie chcą rozmawiać – boją się, że ktoś ich zidentyfikuje i stracą pracę.


Rzecznik Poczty Polskiej odpowiada

Na pytania o kwestie ogólne, które są problemami zależnymi od polityki firmy, odpowiada rzecznik prasowy Poczty Polskiej SA Justyna Siwek.

Niedobory kadrowe i kwestie płacowe
W latach 2010-2015 w Poczcie Polskiej zmniejszono zatrudnienie o ponad 20 tys. pracowników. Większość pracowników, którzy odeszli w zwolnieniach grupowych lub w programach dobrowolnych odejść, to pracownicy eksploatacji pocztowej. Wiązało się to z gwałtownym odpływem przychodów z firmy spowodowanych utratą licznych kontraktów. Od 2016 r. Poczta odzyskała szereg kontraktów i rozpoczęła proces odbudowy zatrudnienia.

Poczta jest największym pracodawcą w kraju, w ostatnich trzech latach zwiększyliśmy zatrudnienie o blisko 4 tys. pracowników. Zastępujemy na bieżąco pracowników odchodzących lub przebywających na długotrwałych zwolnieniach lekarskich. Obecnie w całym kraju mamy ponad 80 tys. pracowników zatrudnionych na podstawie umów o pracę. To praktyka nieczęsto stosowana na polskim rynku pocztowym, który należy do najbardziej liberalnych w Europie. Regularnie podczas wakacji czy szczytów przedświątecznych przeprowadzamy sezonowe rekrutacje.

Poszukiwanie kandydatów na rynku pracownika wymaga działań wykraczających poza tradycyjne metody rekrutacyjne. Poczta poza wykorzystywaniem narzędzi PR i reklamy prowadzi program „Nagradzanie za polecanie”, angażujący obecnych pracowników w polecanie kandydatów do pracy.

Poczta Polska prowadzi cykliczne badania obciążenia pracy listonoszy oraz placówek pocztowych. Na tej podstawie podejmowane są decyzje odnośnie do zmian w organizacji pracy. Listonosze zazwyczaj pracują w godz. 8.00-16.00. Rzadko który urząd pocztowy jest czynny do godz. 20.00 lub 22.00, niemożliwa jest zatem sytuacja, aby listonosze pracowali do późnych godzin wieczornych lub nocnych. Większość korespondencji sortowana jest przez maszyny lub pracowników służby zaplecza w placówkach pocztowych. Jeżeli konieczne jest wsparcie listonoszy przy sortowaniu, obowiązki te każdorazowo ujęte są w zakresie czynności konkretnego pracownika i wliczone do jego czasu pracy.

Poczta Polska wypełnia wszystkie zobowiązania wynikające z Kodeksu pracy, wypłaca regularnie wynagrodzenia. Od roku 2016 wynagrodzenia pracowników były kilkukrotnie podwyższane, łącznie wzrosły o ok. 20%. Wszystkie godziny nadliczbowe są rejestrowane przez przełożonego. Zgodnie z przepisami Kodeksu pracy nadgodziny mogą być odbierane przez pracowników, w związku z tym nie zawsze zachodzi konieczność wypłaty wynagrodzenia z tego tytułu.

Każdy pracownik, który ma w tym zakresie wątpliwości, może zwrócić się w tej sprawie do przełożonego, komórki kadrowej lub jednej z 84 zakładowych organizacji związkowych działających w Poczcie.

Wzrost zatrudnienia w latach 2016-2018 odbywa się na trudnym runku pracy, przy jednocześnie zwiększonych wymaganiach kompetencyjnych na rynku pocztowym. Poczta musi sobie radzić z tym rynkiem, nadrabiając braki kadrowe spowodowane gwałtownymi zwolnieniami w latach poprzednich.

Szkolenia
Od stycznia 2019 r. w Poczcie Polskiej obowiązuje nowy model adaptacji pracowników w naszej firmie. Szczegółowe programy adaptacji zawodowej dedykowane są nowo zatrudnionym pracownikom, którzy mają przypisanych opiekunów adaptacji. Na proces adaptacji np. pracownika ds. obsługi klienta składają się: dzień powitalny, szkolenie wprowadzające, instruktaże na stanowisku pracy, szkolenia e-learningowe i stacjonarne, a także samokształcenie.

Najbardziej intensywny okres adaptacji trwa około dwóch tygodni, kiedy pracownik poznaje istotę pracy na stanowisku oraz standardy podstawowych czynności. Ważnym elementem jest stały monitoring postępów w nauce adepta oraz przekazywanie mu informacji zwrotnych udzielanych zarówno przez opiekuna, jak i przełożonego w trakcie rozmów wspierających.

Komunikacja i zgłaszanie mobbingu
Poczta Polska jest pracodawcą, u którego działają 84 zakładowe organizacje związkowe, z którymi dialog jest prowadzony w sposób permanentny, a wszystkie problemy wyjaśniane są na bieżąco. Ponadto dwóch członków Rady Nadzorczej oraz jeden członek Zarządu to reprezentanci pracowników, wybierani w wyborach.

Wszelkie problemy, z którymi borykają się pracownicy w trakcie wykonywania obowiązków służbowych, powinny być zgłaszane do bezpośredniego przełożonego. W przypadku gdy problem wykracza poza zakres kompetencji bezpośredniego przełożonego lub problem jest bardziej złożony, pracownik może go przekazać do przełożonego wyższego szczebla.

Pracownik może także wszelkie problemy zgłosić na specjalny adres mailowy przeznaczony do zbierania tego typu zgłoszeń, skąd sprawa zostaje przekierowana do komórki merytorycznej odpowiedzialnej za dany obszar.

W Poczcie funkcjonuje także portal informacyjny – intranet. Zamieszczane są w nim zarówno aktualności nt. funkcjonowania firmy, jak też wiedza merytoryczna o usługach. Pracownicy na intranetowym forum mogą także dyskutować, zgłaszać problemy i zadawać pytania ekspertom z poszczególnych dziedzin.

W spółce obowiązuje „Polityka przeciwdziałania mobbingowi i dyskryminacji”. Dokument reguluje m.in. działania prewencyjne (zapobieganie mobbingowi) i interwencyjne (rozwiązywanie sygnalizowanych przez pracowników problemów) podejmowane przez pracodawcę. Od kilku lat kadra kierownicza Poczty Polskiej została objęta szkoleniami dotyczącymi zapobiegania mobbingowi i dyskryminacji.

Sprzedaż produktów
Działania handlowe podejmujemy, aby pozyskać dodatkowe przychody dla przedsiębiorstwa. Obecnie ponad połowa listonoszy obsługuje rejony samochodami i ma możliwość dostarczenia towarów handlowych do klientów. Sprzedaż towarów jest – jak pozostałe czynności w pracy – wliczana do czasu pracy. O zadaniach sprzedażowych informujemy w ogłoszeniach rekrutacyjnych. Zadanie to jest też wpisane w zakres czynności listonosza.

Premie
Wprowadzony w maju 2017 r. regulamin premiowania został uzgodniony z reprezentatywnymi organizacjami związkowymi działającymi w naszej spółce. Na system premiowy składa się: premia czasowo-jakościowa – zależna głównie od absencji pracownika; premia zadaniowa – uwarunkowana realizacją wyznaczonych przez przełożonego zadań premiowych i osiągnięciem wyniku zakładanego przez jednostkę organizacyjną pracownika; premia wynikowa – uzależniona od osiągnięcia w danym kwartale wyniku finansowego firmy. Kwotowo najistotniejszym elementem premii jest część czasowo-jakościowa.

Pracownicy Poczty, którzy przepracowali ponad rok, nabywają prawo do premii rocznej, która jest wypłacana w październiku.


Fot. Piotr Kamionka/REPORTER

Wydanie: 2019, 38/2019

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Piotr Bartnicki
    Piotr Bartnicki 13 września, 2020, 22:25

    Pani rzecznik prasowy w okrągłej gadce raczy sobie żartować i gadać bzdury. Zaczynając od związków zawodowych- nic nie robią . Np patologię na UP Białe Błota złosiłem do 2 związków . W jednym mnie wysłuchano , przyjęto jeszcze opis na piiśmie i gówno zrobiono . W iinnym – gdy napisałem na maila- poproszono o dokumenty potwierdzające tą patologię , przesłałem i także gówno zrobiono . Z informacji jakie uzyskałem na forum PP dla pracowników dowiedziałem się że zwiążki raczej dizałają na szkodę pracowników, np nie dają zwolnić listonosza który w ciągu ostatnich 5 lat przepracował 3 miesiące , a reszta musi gratis robić na jego pensję. Przy okazji odwołania ise od kary , napisałem do dyrekcji o wspomnianych patologiach, było tego razem z odołaniem 8 stron . Dyrekcji te patologie nie zainteresowały . Procedury antymobbingowe to również śmiechna sali . Na wspomnianym forum pracowników poczty dowiedziałem się że sprawy są przeciągane i wyciszane . Tak pewnie będzie z moim zgłoszeniem odnośnie wymuszania nadgodzin oraz w końcówce mojej ” kariery ” przydzielania obowiązków niemożliwych do wypełnienia w przewidzianym czasie- czyli wysyłanie mnie na rejony których nie znałem a gdzie trzeba było szukać adresów . Prędzej zgłaszający poleci niż coś góra zrobi w sprawie zgłaszanego burdelu czy mobbingu . Na wspomnianych Białych Błotach nieogarnięta naczelniczka wraz z jej zastępczynią robią burdel organizacyjny , co samo w sobie zwiększa ilość pracy, ponadto w ziwązku z tym burdelem nowi pracownicy szybko uciekają, przez co przed pandemią , gdy listów było ilościowo sporo , na 12 rejonów, oprócz swojego trzeba było jeszcze robić średnio 2 dodatkowo podzielone na pracujących danego dnia listonoszy ( poza nowymi ) , choć i 4 dodatkowe rejony nie były niczym wyjątkowym . Do wymuszania nadgodzin to naczelniczka z jej zastępczynią były pierwsze, ale do prawidłowego ich rozliczania to już nie . Przez 8,6 miesiąca do pandemii wyszło jakieś prawie 250 nadgodzin , z czego rozlicozno 120 . Część tych nadgodzin się zmniejszyła po restrykcjach związanych z pandemią ze względu na dużo mniejszą ilość listów . Praca na takim UP , gdzie rządzi przypadkowa osoba to tragedia . Z drugiej strony praca listonosza na UP gdzie ludzie w miarę przychodza do pracy i jest pełna obsada może być bardzo fajna .

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy