Kasacja wyroku w procesie brzeskim

Kasacja wyroku w procesie brzeskim

Z mieszanymi uczuciami przyjąłem informację, że rzecznik praw obywatelskich wystąpił do Sądu Najwyższego z wnioskiem o kasację wyroku w procesie brzeskim.

Oczywiście sam proces i potraktowanie działaczy opozycji, w tym osób o ogromnych zasługach dla Polski, były czymś obrzydliwym, niezmywalną plamą na historii Polski sanacyjnej. Były (i są!) skazą na życiorysie jednego z największych Polaków, jakim niewątpliwie był Józef Piłsudski.

Z drugiej jednak strony mam wątpliwości, czy wydarzenia sprzed lat 90 powinny być przedmiotem oceny sądu. Czy sąd jest właściwym organem do kreowania prawomocnych ocen historii.

PSL już dawno mówiło o tym, że Witosa trzeba rehabilitować. Inna rzecz, że o pozostałych skazanych w procesie brzeskim nie pamiętało (o ile w ogóle wiedziało). Ale PSL powinno dążyć do stosownej uchwały Sejmu, mającej skutek jedynie moralny, a nie czekać na sądowy wyrok.

Staram się zrozumieć szlachetny motyw rzecznika praw obywatelskich dr. Adama Bodnara, którego niezwykle cenię, ale równocześnie muszę stwierdzić, że uległ on IPN-owskiej filozofii i metodologii pisania historii. Filozofii i metodologii, które uważam za błędne i, co więcej, w najwyższym stopniu niebezpieczne.

Mój zasadniczy sprzeciw budzi przyjęcie, że prawdy i oceny historyczne mogą być kreowane przez sądy i uzyskiwać prawomocność jako wyroki sądowe. Pomijam już fakt, że trzeba rozważyć, jaki jest sens rozstrzygania sporów historycznych przez wyroki sądów rejonowych, a choćby i Sądu Najwyższego. Jak głęboko procesem sądowym można ingerować w historię? Jeśli można wyrokiem sądowym oceniać wydarzenie sprzed lat 90, to czy wolno sprzed 190? A może sprzed ponad 900? Jeśli można skutecznie złożyć kasację od wyroku sprzed lat 90, to dlaczego nie można sięgnąć jeszcze głębiej w historię? Czy można złożyć kasację od wyroku, który w 1824 r. wydał Sąd Królestwa Polskiego (z gen. Skrzyneckim w składzie) na Waleriana Łukasińskiego? A może by złożyć kasację od wyroku, jaki na św. Stanisława wydał Bolesław Śmiały? Jak daleko w historię można ingerować procesem sądowym? Jest jakaś granica czasowa?

Gdzie zaczyna się absurd? Gdy próbujemy kasować wyroki po 900 latach, po 200 czy może już po 90?

Czy św. Stanisław byłby bardziej święty, gdyby Sąd Najwyższy (choćby w niekwestionowanym składzie) w drodze kasacji uchylił wyrok, jaki wydał (a wedle Kadłubka nawet wykonał) Bolesław Śmiały? Czy Łukasińskiego podziwialibyśmy bardziej, gdyby wyrok polskiego (tak, polskiego, nie rosyjskiego!) sądu w drodze kasacji uchylił Sąd Najwyższy? Czy Witos i jego rola w historii Polski zyskają coś na wyroku Sądu Najwyższego, który uchyliłby prawomocny wyrok zapadły w procesie brzeskim?

Załóżmy, że Sąd Najwyższy (w niekwestionowanym składzie) uchyli prawomocny wyrok w procesie Witosa i innych. I co dalej? Przekaże sprawę do ponownego rozpoznania właściwemu sądowi (któremu? w Brześciu? na Białorusi?) czy też, nie mając wyjścia, uniewinni oskarżonych? Jeśli tak, to na jakiej podstawie? Oprze się na opiniach biegłych historyków? To może na tych opiniach, bez procesu i Sądu Najwyższego, wystarczy poprzestać? Kolejne pytanie: kto w tym procesie będzie reprezentował oskarżenie? Współczesny prokurator ze stajni Zbigniewa Ziobry? Jak skonstruować strony tego zadziwiającego procesu? O obrońców, jak sądzę, nietrudno. Czy oskarżyciel będzie się opierał na opiniach historyków sprzyjających sanacji? Czy w ogóle zrezygnuje ze swojej roli?

A co, gdy sąd ustali, że na proces i zapadły w nim wyrok naciskała władza wykonawcza, w tym marszałek Józef Piłsudski? Będzie jakaś sygnalizacja do prokuratury? Piłsudskiego uratuje przedawnienie? W tym dziwnym procesie absurd będzie gonił absurd.

Witos i towarzysze wyjdą z tego sądu więksi? Ich rola w historii Polski wzrośnie? Wątpię.

Obawiam się, że kierując się dobrymi intencjami, rzecznik praw obywatelskich nieświadomie przyjął filozofię IPN. To nie tylko śmieszne. To groźne. Prawd historycznych nie ustala się prawomocnymi wyrokami sądów. Nawet gdy sądy są w pełni niezawisłe. A co dopiero, gdy nie bardzo są, a państwo prowadzi politykę historyczną. To naprawdę niebezpieczne. Żaden prawomocny wyrok nie może rozstrzygać sporu historycznego! Stronami takiego sporu muszą być historycy, a nie prokurator i obrońca. Arbitrem też musi być środowisko historyków, a nie byle sąd rejonowy. Choćby nawet w pełni niezawisły. A co dopiero sąd podporządkowany polityce historycznej państwa.

Przy całym szacunku, jaki żywię dla jego urzędu i dla jego osoby, obawiam się, że rzecznik praw obywatelskich wkroczył na bardzo niebezpieczną ścieżkę, która w prosty sposób prowadzi do tego, że spory historyczne prawomocnie rozstrzygać będą sądy. Obawiam się, że PiS jest tym zachwycone. Na podstawie orzeczeń sądowych można będzie napisać od nowa współczesną historię Polski, a wkrótce całą historię. Byleby sądy były już „nasze”. Historykom grozi bezrobocie, a spory między nimi, dotąd naukowe, staną się sporami sądowymi i rozstrzygać je będą prawomocnie sądy, co ex definitione kończyć będzie dyskusje.

Straszna perspektywa. Nie czuje Pan tego, Panie Doktorze?

Wydanie: 2020, 32/2020

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy