Kaszubskie STOP dla łupków

Kaszubskie STOP dla łupków

Mieszkańcy kolejnych gmin protestują przeciwko wydobyciu gazu łupkowego. Dlaczego władza z nimi nie rozmawia?

„Gaz łupkowy – nie ma mowy, my cenimy rozwój zdrowy”, „Nie ciesz się, głupku, z tego gazu z łupków”, „Szczelinowaniu hydraulicznemu STOP” – to tylko niektóre hasła z transparentów obywatelskiej pikiety, która odbyła się w ostatnią sobotę marca w Klukowej Hucie.

Nikt nami nie steruje

Mimo przenikliwego zimna na parkingu naprzeciw kościoła zebrało się ok. 100 osób z kilku kaszubskich gmin: Sulęczyna, Przywidza, Stężycy. Są też protestujący z Mierzeszyna, Niezabyszewa i Pomyska na ziemi bytowskiej oraz 11 osób z samego Bytowa. Jak zapewniają organizatorzy, przyjechali też ludzie z Kociewia i Mazur. Między zebranymi wiele młodzieży, jakaś dziewczyna przyszła w masce i zielonym kombinezonie symbolizującym degradację środowiska. Atmosfera jest napięta. – Nam każe się oszczędzać wodę, a tutaj na jeden-dwa odwierty pójdzie jej tyle, ile zużyłaby gmina przez rok – mówi ktoś, a inny dodaje: – Nie jesteśmy „Polaczkami”, tylko „Polaczków” się oszukuje. NIE dla krajobrazu Kaszub z wieżami! Mamy dość decydowania za naszymi plecami. Dlaczego pomija się prawa społeczności lokalnych?
Wolno formuje się pochód pilotowany przez policję. Na jego czele w pomarańczowej przeciwdeszczowej pelerynie z biało-czerwoną flagą w dłoni idzie Hieronim Więcek ze Stowarzyszenia Niesiołowice-Węsiory, obok niego z głośnikami Andrzej Muśko, znany z jesiennego protestu w Zdunowicach. Manifestacja kieruje się w stronę działki, gdzie ma powstać pierwsza w powiecie kartuskim wiertnia. Nie wszyscy miejscowi dołączają do pikiety, niektórzy przyglądają się, przystając w bramach, podwórkach, ogródkach. Mijamy grupę młodzieży zmierzającą w przeciwnym kierunku. – Chodźcie z nami, to jest wasza przyszłość, brońcie wody, brońcie powietrza! – namawia ich pan Hieronim, ale młodzi najwyraźniej mają swoje plany.
– To pierwszy taki marsz w Polsce, następna będzie pikieta przed urzędem marszałkowskim – ciągnie głośno niezrażony Więcek. – Nie ciesz się, głupku, z tego gazu z łupków, bo zapłacą zdrowiem twoi potomkowie! – wtóruje mu skandowanie protestujących. – Nie chcemy gazu! Nie chcemy gazu! – krzyczą. Śnieg i grad zacinają coraz mocniej. – Na was to krowim łajnem powinno padać! – krzyczy jeden z gapiów. – Co on powiedział?! – denerwuje się sołtys Wiesław Spisak ze Starej Huty.
Młodą parę ze wsi Rzepiska też zdenerwowały te zaczepki. Wernera Rudkowskiego, Mazura wychowanego w Westfalii, który 20 lat temu przeprowadził się do Niezabyszewa pod Bytowem, najbardziej wyprowadzają z równowagi insynuacje o rosyjskich agentach z NKWD, dobrze, że powstrzymuje go żona. – Do licha, nikt nami nie steruje! – krzyczy mi do ucha jakiś mężczyzna. – Ja np. jestem z Kościerzyny, z grupy rybackiej, mam ziemię nad jeziorem Ostrowite, najczystszym w Polsce.
Przytakuje mu Albina Browarczyk, rolniczka z Ostrowitego. Na placu, gdzie ma powstać wiertnia, dochodzi do przepychanek. Trzech mężczyzn z tzw. Niebieskiej Alternatywy próbuje rozwinąć transparenty popierające wydobycie gazu. Muszą jednak się zmagać nie tylko z wiatrem i zamiecią, lecz także z grupą młodych ludzi, która wyrywa im plakaty. Na zakończenie manifestacji zostaje odczytana petycja do władz regionalnych, pod którą podpisują się protestujący.
„Zwracamy się do Władz Samorządowych Województwa Pomorskiego w proteście przeciwko ich bierności co do skutków regulacji prawnych związanych z wydobyciem gazu łupkowego. Samorząd Województwa Pomorskiego prowadzi kampanię, która ma na celu wyłącznie dobro koncesjonariuszy z całkowitym pominięciem interesów społeczności lokalnych. (…) Nie macie Państwo legitymacji, która dawałaby wam prawo do postępowania wbrew postanowieniom art. 5 Konstytucji RP, który wyraża zasadę zrównoważonego rozwoju”, napisano w niej. Na manifestacji nie pojawili się żadni przedstawiciele władz gminnych, powiatowych ani wojewódzkich.

Pytania bez odpowiedzi

Po pikiecie z Marią i Wernerem Rudkowskimi ze Stowarzyszenia Sploty i z Małgorzatą Nowotnik ze Stowarzyszenia Agro-Kaszuby jedziemy porozmawiać do pensjonatu w Węsiorach. W marcu trzy organizacje, razem z nieobecnym dzisiaj przedstawicielem Fundacji Kaszubskie Słoneczniki, postanowiły połączyć siły, by rzetelnie informować mieszkańców o planowanych inwestycjach, walczyć o podmiotowe traktowanie społeczności i patrzeć na ręce koncesjonariuszom.
– Zaczęło się od nas – mówi Maria Rudkowska. – Na naszą działkę weszli w październiku ubiegłego roku. Przejechano przez grunty mimo naszego wyraźnego sprzeciwu i tłumaczono to pomyłką. Potem zaproponowano nam odszkodowanie, ale nie przyjęliśmy, bo nie spodobało się nam zbyt lekkie podejście do prawa własności. Były też próby nakłonienia nas do zawarcia umowy. Nie wiem, co bardziej nas oburzyło, chyba to drugie, kiedy zobaczyliśmy, w jaki sposób rozmawia się z ludźmi, jak próbuje się ich podejść, zmanipulować, postraszyć wywłaszczeniem. My nie ulegliśmy nacis-
kom, lecz drobny rolnik z Kaszub czuje się bezsilny w konfrontacji z wielką firmą wydobywczą.
Małgorzatę Nowotnik, liderkę połączonych organizacji, najbardziej boli nierówność wobec prawa, faworyzowanie firm badawczych i wydobywczych. – Do Pomyska pod Bytowem przyjechaliśmy w 1989 r. z Wrocławia, kupiliśmy tu 14-hektarowe gospodarstwo – mówi.
– Kiedy rozpoczynaliśmy budowę domu, regionalna dyrekcja ochrony środowiska wydała postanowienie o konieczności sporządzenia raportu środowiskowego. Odwołaliśmy się od tej decyzji do GDOŚ, która ostatecznie postanowiła, że raportu nie musimy robić. Cała procedura kosztowała nas wiele nerwów i przesunęła w czasie wydanie przez starostwo warunków zabudowy. Kiedy na działce urządzaliśmy staw rekreacyjny, okazało się, że nie możemy pobrać wody z pobliskiej rzeczki bez operatu wodno-prawnego. Szanowaliśmy te przepisy. Tymczasem dziś wchodzą wielkie firmy, które nie muszą ani płacić za operaty czy za wodę, ani rekultywować terenu po wydobyciu. Na styczniowym spotkaniu w Sulęczynie z przedstawicielką Centrum Zrównoważonego Rozwoju i francuskiej Fundacji Stop Fracking powiedziano nam, że do jednego szczelinowania potrzeba nawet 20 tys. m sześc. wody. Jeden odwiert może być szczelinowany aż 12 razy, wody zatem zużyje się tyle, ile ma małe jeziorko, takie jak nasze Głęboczko. A co z wodą z odwiertów, w której są szkodliwe związki chemiczne? Na zebraniu dowiedzieliśmy się, że ma być przechowywana w basenach wyłożonych folią. Będzie parować i śmierdzieć? A co się stanie, gdy basen się przeleje po ulewie albo uszkodzą go gryzonie?
Ponieważ wątpliwości jest wiele, połączone stowarzyszenia wystosowały list do starosty bytowskiego i burmistrza Bytowa z 10 pytaniami: o monitorowanie zmian w środowisku, o prawne wsparcie dla wywłaszczanych i tych, którzy będą występować z roszczeniami wobec firm, o to, kto będzie płacił za zniszczone drogi i ponosił koszt rekultywacji. Pytania wydają się zasadne wobec planowanej dużej skali wydobycia.
Małgorzata Nowotnik chciałaby zapytać o jeszcze jedno – jak premier wyliczył, że gaz łupkowy uratuje nasze emerytury. Chciałaby poznać jakieś liczby, dane, nawet te hipotetyczne. Zwłaszcza w sytuacji, gdy główny geolog kraju Piotr Woźniak poinformował, że złoża gazu łupkowego są znacznie mniejsze, niż pierwotnie szacowano.
Werner Rudkowski nie wierzy w bezawaryjność technologii. Zastanawia go też jakość sprzętu. Na placu przy planowanej wiertni pod Klukową Hutą wypatrzył kompresor Made in USRR z 1986 r. – Po prostu jesteśmy zaniepokojeni, że eksploatacja gazu może się wymknąć spod kontroli, że procedury nie będą przestrzegane, system monitoringu okaże się niewydolny i nastąpi katastrofa ekologiczna. Już dzisiaj powszechne jest zawieranie z właścicielami gruntów pseudoumów, kupowanie ich przychylności za 100, 200 czy 400 zł i nikt nie reaguje – podsumowuje Maria Rudkowska.
Naszej rozmowie przysłuchuje się właścicielka pensjonatu, ona też dyskretnie wspiera protestujących. Przy ladzie na stoliku leżą ulotki. „Rolniku, dokąd się wyprowadzisz?”, krzyczy tytuł jednej z nich. „Co zrobisz z bezwartościową ziemią, z czego utrzymasz rodzinę?”.

Tylko starosta chce rozmawiać

Dyskusja z pikiety przenosi się na fora internetowe. „A gdzie byli radni z Klukowej Huty? Czego bali się, tchórze, że wójt zabierze im diety, gdzie sołtys? Wstyd!”, denerwuje się Antyłupek, nie oszczędzając nawet księdza, który jego zdaniem po mszy nie poinformował o proteście. Odpowiada mu Też Kaszeba: „Antyłupkowi krzykacze nic tu nie wskórają!”.
Tymczasem wójt gminy Stężyca, Tomasz Brzoskowski, jako pierwszy w regionie już w grudniu 2011 r. zdystansował się wobec badań poszukiwawczych. W zapytaniu do premiera zwrócił uwagę, że nowe zapisy w prawie geologicznym i górniczym naruszają prawa samorzadów. – Ustawa pozwala wojewodom wydawać tzw. zarządzenia zastępcze umożliwiające zmianę planów zagospodarowania przestrzennego nawet wbrew woli gmin. Wojewoda może podważać kompetencje gmin w zakresie zagospodarowania i planowania inwestycji na danym terenie i wymuszać miejsca terenów górniczych – tłumaczy Jacek Czapiewski, radca prawny z kancelarii Salans. Wójt na zapytanie odpowiedzi nie dostał.
– Nie mam nic przeciwko wydobyciu gazu, rozumiem kwestie związane z bezpieczeństwem energetycznym państwa, ale to wszystko nie może być robione w taki sposób, że jako samorząd i społeczność lokalna nie mamy nic do powiedzenia. W województwie pomorskim słychać aplauz dla gazu, wszyscy mówią, że powinniśmy iść do przodu, ale nie kosztem środowiska – podkreśla. – Proces wygląda na raczej nieodwołalny i trzeba się jak najlepiej zabezpieczyć, i nad tym właśnie pracujemy, choć gmina ma jedynie głos opiniujący, nie wydaje żadnych końcowych decyzji.
Nowa ustawa o prawie geologicznym i górniczym łamie nie tylko konstytucyjne prawa samorządu, lecz także konstytucyjną równość wobec prawa – ostrzegają prawnicy.
– Wydobycie gazu łupkowego znalazło się w katalogu tzw. celów społecznych. Rolnicy, właściciele nieruchomości zasobnych w gaz będą zmuszeni sprzedać grunty. Ustawa zakłada więc możliwość wywłaszczenia jednego przedsiębiorcy przez drugiego, w tym przypadku przez koncern wydobywczy. To narusza konstytucyjną zasadę równości – donosi „Dziennik Gazeta Prawna”.
W Pomorskiem dyskusja na temat gazu trwa. Marszałek województwa, Mieczysław Struk, powołał nawet pełnomocnika ds. gazu łupkowego. Debata na temat gazu rozpocznie się też w Parlamencie Europejskim. Specjalny raport przygotował polski eurodeputowany Bogusław Sonik. – Wbrew mitom i prowokacjom wydobywanie gazu łupkowego jest bezpieczne – zapewniał podczas prezentacji wstępnej wersji raportu. Europoseł podkreślił, że w Polsce poziom agresji wobec wydobycia gazu łupkowego stopniowo słabnie.
Inaczej oceniają sytuację protestujący. – Wydaje mi się, że pikieta odniosła skutek – mówi Andrzej Muśko. – Dotarliśmy z informacją do społeczności najbardziej zagrożonych. Cały czas zbieramy podpisy pod petycją, zgłaszają się do nas kolejni mieszkańcy kaszubskich wsi.
Trzy bytowskie organizacje dostały odpowiedź na swój list od starosty i burmistrza. – Pan starosta nawet dzwonił do mnie, tłumacząc, że co prawda działania, o które pytamy, nie leżą w jego kompetencjach, ale jest gotów rozmawiać i organizować spotkania z ludźmi, którzy mają kompetencje do udzielania odpowiedzi na niepokojące nas pytania. Na pewno z tych propozycji pana starosty skorzystamy – podkreśla Małgorzata Nowotnik.
Helena Leman

Wydanie: 17-18/2012, 2012

Kategorie: Reportaż
Tagi: Helena Leman

Komentarze

  1. facebook.com/Eko.Oszustom.STOP
    facebook.com/Eko.Oszustom.STOP 30 września, 2012, 18:06

    „Ekolodzy” manipulują i straszą niezorientowanych ludzi zabobonami. Wszystko na zasadzie „jak tu zrobią kolej żelazną to krowy przestaną dawać mleko”. Plotki bez konkretów i dowodów byle wystraszyć bo i tak kto to sprawdzi. Pokłamią, pokłamią i w głowach wystraszonych ludzi coś zostanie.
    Dla przykładu – nie brednie tylko konkretne statystyki jak 'groźne’ są odwierty:
    W sierpniu 2011 powstał raport opracowany przez Ground Water Protection Council (instytucji znanej m.in. z inicjatywy Frac Focus udostępniającej wykaz związków chemicznych stosowanych przy szczelinowaniu hydraulicznym), który zawiera informacje o potwierdzonych incydentach (awariach, uszkodzeniach itp.) związanych z odwiertami gazowym, w tym gazu łupkowego, a także ropy naftowej. Raport dotyczy dwóch stanów, Ohio i Teksas:

    Ohio
    W latach 1983 – 2007 wykonano ponad 34 000 odwiertów. Udokumentowano 184 incydenty, z czego 12 dotyczyło awarii związanych z cementacją odwiertu, co względem całości daje ok. 0,04% wszystkich odwiertów. W trakcie tego okresu przeprowadzono 27 969 procesów szczelinowania hydraulicznego. Widać zatem, że szczelinowanie było rutynowym działaniem, stosowanym powszechnie także na złożach konwencjonalnych gazu i ropy naftowej. W ani jednym przypadku nie stwierdzono zanieczyszczenia wód podziemnych spowodowanego tą technologią.

    Teksas
    W latach 1993 – 2008 wykonano 187 000 odwiertów. Udokumentowano 211 incydentów, w tym 21 dotyczyło awarii cementacji odwiertu, co stanowi ok. 0,01% wszystkich odwiertów.

    Odsetek nieszczelnych odwiertów mniejszy niż 1 promil, określony na podstawie raportu organizacji związanej z ochroną środowiska i oparty o dane z wieloletnich badań ponad 200 000 odwiertów(!).

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy