Katalońska kawaleria

Katalońska kawaleria

Kim są liderzy walki o niepodległość hiszpańskiego regionu?

Tak otwartej wojny między władzami regionalnymi a rządem centralnym Europa nie widziała od co najmniej dekady, kiedy na Półwyspie Bałkańskim w bólach rodziła się niepodległość Kosowa. Nawet w przypadku niedawnego referendum o ewentualnym odłączeniu się Szkocji od Wielkiej Brytanii obyło się bez starć z siłami porządkowymi czy usuwania siłą z urzędu lokalnych liderów. W trwającym od kilku tygodni kryzysie, wywołanym najpewniej nieudaną oddolną próbą odłączenia się Katalonii od Hiszpanii, jakikolwiek dialog wydaje się już niemożliwy. Najpierw cały świat obiegły zdjęcia tłumów szturmujących lokale wyborcze, chcących oddać głos w referendum niepodległościowym, później tego samego dnia ulice Barcelony stały się miejscem regularnych starć policji z demonstrującymi Katalończykami i bojówkami, wcale nie tak nielicznymi, jak chciałaby to pokazywać miejscowa prasa. Gdy emocje na ulicach opadły, walka przeniosła się do gabinetów przywódców politycznych, a kawałki bruku i podpalone śmietniki zamieniono na konferencje prasowe, ekspertyzy prawne i wzajemne straszenie się kolejnymi paragrafami.

I kiedy wydawało się, że kolejna już w ostatnich latach (choć zdecydowanie najpoważniejsza w skutkach) próba wybicia się Katalonii na niepodległość skończy się niczym, premier Hiszpanii Mariano Rajoy wytoczył ciężką artylerię. Za pomocą „nietypowej i niespodziewanej demonstracji siły”, jak nazwał to „New York Times”, poprosił Senat o przyznanie mu prawa do zdymisjonowania całego rządu Katalonii z premierm Carlesem Puigdemontem i zapowiedział reformę mającą na celu ograniczenie całkiem sporej autonomii Barcelony.

Pewność premiera Rajoya

Konflikt między Katalonią a resztą Hiszpanii trwa już od ponad trzech stuleci. Jednak w obecnym sporze o niepodległość historia stała się wyświechtanym argumentem, populistycznym tłem interpretowanym w zależności od potrzeb politycznych obu stron. Jeśli cokolwiek jeszcze działa na wyobraźnię Katalończyków, to pojedyncze symbole, wciąż obecne we współczesnej hiszpańskiej polityce, nierozerwalnie związane z niemal wrodzoną nienawiścią, jaką żywią do siebie Madryt i Katalonia. Takie jak rodowód rządzącej w Hiszpanii Partii Ludowej (PP), która wywodzi się bezpośrednio z frankistowskich elit dyktatury. A era gen. Franco to dla Katalonii czas marginalizacji, tłamszenia autonomii i lokalnej kultury, zakazu używania języka katalońskiego w miejscach publicznych, w szkołach czy na uniwersytetach. Wymuszane przez Franco ujednolicenie Hiszpanii pod egidą jednego rządu, jednego Kościoła i jednego języka konsekwentnie piętnowało Katalończyków – i wielokrotnie sprzyjających im w działaniach niepodległościowych Basków – jako czarne owce hiszpańskiej republiki. Tłamszeni i oczerniani przez lata mieszkańcy Katalonii do dzisiaj widzą spadkobierców dyktatury nie tylko w PP, ale również w hiszpańskiej monarchii, której powrót na tron był przecież uzależniony od paktu z Franco.

Dzisiejsza odsłona konfliktu ma jednak już własne, dużo bardziej współczesne twarze. Stronę rządu centralnego reprezentuje przede wszystkim premier Mariano Rajoy, człowiek nieprzemakalny. Krajem rządzi nieprzerwanie od 2011 r., partią – od 2004 r. Nie zatopiły go skandale korupcyjne własnego rządu, galopujące bezrobocie ani konieczność ratowania największych banków pieniędzmi podatników. Nie udało się go obalić ani powstałej na bazie energii ruchu Oburzonych (hiszp. Indignados) partii Podemos, ani centrowym Obywatelom (Ciudadanos). Choć to ostatnie należy przypisać raczej marginalnej zdolności koalicyjnej mniejszych partii i tamtejszej ordynacji wyborczej, pozostaje faktem, że Rajoy u władzy czuje się dobrze i pewnie. Co zresztą udowodnił, sięgając w konflikcie z Puigdemontem po rozwiązanie wręcz nuklearne.

Król Artur

O liderach strony katalońskiej mówi się w europejskich mediach dużo mniej, warto więc przyjrzeć się rycerzom okrągłego stołu barcelońskiej walki o niepodległość. Metafora ta jest jak najbardziej na miejscu, o ile bowiem to Carles Puigdemont pociągnął za spust referendalnego pistoletu, o tyle naboje do niego konsekwentnie, przez lata wkładał jego poprzednik na stanowisku premiera władz regionalnych, Artur Mas, zwany przez hiszpańskie media Królem Arturem. I właśnie od niego rozpocząć należy przedstawianie katalońskich twarzy tego konfliktu.

Pochodzący z bogatej rodziny katalońskich przemysłowców Mas ma niemal wzorową biografię dla kogoś, kto niepodległość swojego regionu chce wywalczyć jednocześnie na ulicach, w parlamentarnych korytarzach i przy urnach. Wyedukowany w elitarnym francuskojęzycznym liceum w Barcelonie, jednocześnie uczył się też katalońskiego, hiszpańskiego i angielskiego, dzięki czemu argumenty za katalońską niepodległością tak samo płynnie wykładał w Brukseli, Waszyngtonie i Madrycie. Od 1987 r. nieprzerwanie pełni funkcje publiczne, najpierw jako radny miejski Barcelony, potem minister w rządzie regionalnym, wreszcie premier Katalonii, którym został w 2010 r., po dwóch wcześniejszych porażkach spowodowanych fiaskiem w rozmowach koalicyjnych. Klęski wyborcze z lat 2003 i 2006 doskonale zresztą obrazują charakter Masa. Konfliktowy, arogancki, zaborczy – to słowa najczęściej używane do opisania jego osobowości również przez bezpośrednich współpracowników. W dodatku od przejęcia w 2003 r. sterów jego macierzystej formacji CiU (Convergència i Unió, Konwergencja i Unia, związek dwóch centroprawicowych partii katalońskich) zmaga się z legendą swojego poprzednika na tym stanowisku, Jordiego Pujola, ikony katalońskiej polityki i szefa tamtejszych władz regionalnych przez 23 lata.

Niepodległość Katalonii od zawsze była życiową misją Masa, nie tylko polityczną. Co ciekawe jednak, w odróżnieniu chociażby od baskijskich nacjonalistów on swoje argumenty opierał głównie na ekonomii. Niemal równo dwa lata temu, w październiku 2015 r., pisał na łamach brytyjskiego „Guardiana”, który regularnie zamieszcza jego felietony, że Barcelona czuje się przez Madryt zwyczajnie ignorowana. Na dowód przytaczał liczby. Katalonia to bowiem 16% hiszpańskiej populacji, 20% przychodów do budżetu, 25% eksportu oraz warta 200 mld euro gospodarka. I jedynie 10% środków przeznaczonych na inwestycje z budżetu centralnego. Mas rzadko rozpalał tłumy na wiecach niepodległościowych, jego naturalną areną walki były wystąpienia w parlamencie i wywiady telewizyjne. Zamiast historii wolał ekonomię, z kolei jego rycerzami byli nie bojówkarze, ale znani Katalończycy, np. trener Pep Guardiola i piłkarz Gerard Piqué.

Renegat Puigdemont

Era króla Artura skończyła się jednak w styczniu ubiegłego roku, kiedy zastąpił go Carles Puigdemont. I mówienie o końcu pewnej ery jest tu jak najbardziej słuszne, bo wraz z przejęciem władzy przez Puigdemonta dyskurs niepodległościowy momentalnie się zaostrzył. Biografia byłego już premiera w pełni to odzwierciedla. Urodzony na katalońskiej prowincji, gdzie nastroje niepodległościowe zawsze były silniejsze, studiował filologię katalońską i od czasów liceum pracował jako dziennikarz. Z biegiem lat stał się jednym z najważniejszych publicystów w regionie, konsekwentnie pisząc głównie o sporcie i niepodległości. Podczas igrzysk olimpijskich w Barcelonie w 1992 r. towarzyszył separatystom w protestach, wcześniej opublikował książkę o wizerunku Katalonii w zagranicznych mediach.

Jego doktryna to niepodległość wywalczona krwią i poświęceniami, dyplomacja jest dla niego stratą czasu. Przejmując urząd w styczniu 2016 r., jako pierwszy w historii szef katalońskich władz odmówił złożenia ślubowania na ręce króla Hiszpanii, co w Madrycie uznano za niewyobrażalny afront. Nic dziwnego, że gdy Puigdemont zdecydował się na konfrontację z Rajoyem, premier Hiszpanii potraktował go jak renegata, a nie partnera do rozmowy.

W tym zdominowanym przez męskie ego sporze kluczową rolę może odegrać kobieta. Ada Colau, burmistrz Barcelony, to spełniony sen hiszpańskich aktywistów czasów kryzysu. Colau i jej współpracownicy popierają katalońskie prawo do samostanowienia, jednak sprzeciwiają się metodom Puigdemonta. Jeśli odwołanemu niedawno premierowi uda się namówić lewicę do poparcia CiU w postreferendalnej walce, krajobraz polityczny Katalonii może się mocno zmienić.

Rajoy stara się temu zapobiec, zapowiadając rozpisanie lokalnych wyborów, gdy sytuacja w regionie się znormalizuje. Gdy jednak weźmie się pod uwagę biografie i charaktery głównych aktorów tego sporu, normalizacja wydaje się najmniej prawdopodobnym jego zakończeniem.

W tajnym głosowaniu w piątek regionalny parlament Katalonii zdecydował o odłączeniu się regionu od reszty Hiszpanii. Chwilę potem w Madrycie Senat stosunkiem głosów 214 do 47 przyznał rządowi premiera Rajoya nadzwyczajne prawo do odwołania regionalnego rządu Katalonii i przejęcia kontroli nad regionem. W przemówieniu poprzedzającym głosowanie Rajoy powiedział, że „nie widzi innej możliwości, gdyż rząd Puigdemonta działa niezgodnie z prawem”.

Wydanie: 2017, 44/2017

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy