Kerry a sprawa polska

Kerry a sprawa polska

Oświadczenie kandydata demokratów w sprawie wiz dla Polaków dowodzi, że na dobre zaczęła się walka o głosy Polonii

Korespondencja z Nowego Jorku

Cała polska Ameryka mówi od poprzedniego weekendu o jednym. O oświadczeniu Johna Kerry’ego w sprawie wiz dla Polaków oraz innych aspektów sojuszniczej wizji polsko-amerykańskiej. Wszystkie polonijne gazety w Stanach zrobiły z tego czołówki. W niejednym polskim domu w Chicago, Nowym Jorku lub Detroit wypito zdrowie Kerry’ego. Zaczyna się walka o polskie głosy w amerykańskich wyborach.
To, że John Kerry zagra polską kartą, było kwestią czasu. Jego wist w postaci okolicznościowego oświadczenia z okazji 60. rocznicy powstania warszawskiego nie wywołał zbyt silnego efektu, bowiem George Bush wysłał na obchody do Warszawy Colina Powella. Zagranie wizowe robi niewątpliwe wrażenie.

„Zdrowie Janka po raz pierwszy”

– przepijał Wiesław Konopka z wioski Bacze Mokre koło Czerwonego Boru na Podlasiu do Marka Kosowskiego z Katowic. Obaj mieszkają w Maspeth, polskiej dzielnicy nowojorskiego Queens od 20 lat. Synom pierwszego od lat odmawia się wiz, zapewne z obawy, aby nie zostali u ojca. Rodzice i teściowie drugiego, w wieku emerytalnym, raz są wpuszczani do Ameryki, raz nie, mimo że emigrowanie ani im w głowie. Wszelkie iskierki nadziei na zniesienie wiz świecą im blaskiem błyskawicy.
Co mówi kandydat demokratyczny w oświadczeniu? „Polska od wstąpienia do NATO sprawdziła się jako wiarygodny partner oraz gwarant systemu bezpieczeństwa NATO, włączając w to ochronę granic Unii Europejskiej. Dlatego jako prezydent Stanów Zjednoczonych będę pracował z polskim rządem i amerykańskim Kongresem nad włączeniem jej do programu ruchu bezwizowego podobnie jak innych członków UE”. Polonijne media od razu wyeksponowały różnicę stanowisk obu kandydatów. Demokrata zapowiada aktywność w rozwiązywaniu problemu wizowego, Bush wyraża nadzieję, że Polska spełni kryteria pozwalające na zniesienie wiz w przyszłości. Kerry zmierza także do zniesienia opłaty za rozpatrzenie podania o wizę oraz wyegzekwowania poprawy traktowania Polaków na przejściach granicznych. Zapowiada reformę prawa imigracyjnego, umożliwiającą uzyskanie obywatelstwa nielegalnym imigrantom w trudzie i poświęceniu wznoszącym wspólny amerykański dom.
W przypadku wygrania wyborów Kerry obiecuje Polsce wielomilionowe kontrakty inwestycyjne w Iraku, których dotychczasowy brak jest źródłem „zrozumiałej frustracji”, bowiem „Polska ramię w ramię walczyła z naszymi żołnierzami w Afganistanie i Iraku, a polscy żołnierze ponoszą ofiarę życia, by przybliżyć koalicję do osiągnięcia naszego wspólnego celu. Zamiast wynagrodzić Polskę za lojalność i ofiarność, Bush zwodzi polskie firmy dążące do kontraktów”. Senator zapowiada także zintensyfikowanie amerykańsko-polskiej współpracy naukowej i medycznej, a także w innych obszarach. Pozytywnie odnosi się do zwiększenia pomocy wojskowej dla Polski oraz… powierzenia Amerykanom polskiego pochodzenia kilku liczących się stanowisk w administracji.

APAC prowadzi atak

Miła sercom Polaków wypowiedź Johna Kerry’ego jest łączona z coraz prężniejszym lobbingiem politycznym American Polish Advisory Council (APAC). Na czele tej rady stoi Nicholas Rey, znany finansista, w latach 1993-1997 ambasador USA w Polsce, a sekretarzem jest Marilyn Piurek, ceniona postać Partii Demokratycznej, od lat mobilizująca Polonię do aktywnego angażowania się w amerykańską politykę. We władzach odnajdujemy m.in. Marka Brzezińskiego (syna Zbigniewa) – byłego dyrektora Narodowej Rady Bezpieczeństwa ds. Europy Południowo-Wschodniej, gen. Edwarda Rownego – negocjatora amerykańsko-radzieckich traktatów rozbrojeniowych oraz doradcy Reagana i Busha seniora, prof. Johna Micgiela – dyrektora Instytutu Studiów Europejskich Uniwersytetu Columbia, Susan Bysiewicz – sekretarz stanu Connecticut czy znanego dziennikarza Macieja Wierzyńskiego, redaktora naczelnego największego tytułu prasowego poza krajem, „Nowego Dziennika”.
APAC ma już ponad 300 (!) grup w 25 stanach USA i robi, co może, aby zmienić dominującą w Ameryce opinię o polskim nieudacznictwie politycznym, wyrażającą się m.in. w dramatycznym niedoreprezentowaniu (w stosunku do 9,2 mln Polonii) na wszystkich szczeblach amerykańskiej władzy wybieralnej od burmistrzów miasteczek liczących 200 osób po Kapitol. Czemu towarzyszy standardowe polonijne utyskiwanie na nadreprezentację innych grup, zwłaszcza żydowskiej.
Oświadczenie Kerry’ego nastąpiło krótko po spotkaniu władz APAC z jego kluczowym doradcą, Randem Beersem. Przedstawiono na nim postulaty polskiego lobby, na wiele z nich odpowiedzią jest wystąpienie kandydata Demokratów. Podobna oferta została skierowana do sztabu Busha, na razie bez odzewu.

Odwaga Kwaśniewskiego, wiara Wałęsy

Jedynie naiwni obserwatorzy sceny politycznej nie dostrzegą zbieżności czasowej wystąpienia Johna Kerry’ego z wcześniejszym o tydzień wywiadem Aleksandra Kwaśniewskiego dla „New York Timesa”. Prezydent Polski nie kryje w nim rozczarowania postawą amerykańskiego sojusznika. „Nie rozumiem odmowy zniesienia wiz”, mówi i dodaje, iż ta decyzja go zabolała. Zauważa wyraźnie, że wysłanie polskich żołnierzy do Iraku było jedną z najtrudniejszych decyzji, jaką musiał podjąć w życiu. Kerry zdaje się odpowiadać Kwaśniewskiemu na jego rozterki.
„Rozczarowanie Kwaśniewskiego postawą administracji amerykańskiej mnie nie dziwi”, komentuje Alex Storożyński, redaktor naczelny gazety „am New York”, inicjator akcji medialnej na rzecz zniesienia wiz. „Świadczy nie tyle o odwadze, ile o trzymaniu się realiów przez prezydenta Polski. Skoro Ameryki nie rozumie w tej sprawie 95% Polski, to niby dlaczego prezydent miałby być w egzotycznej mniejszości?”.
Inną teorię na temat prezydenckiej odwagi ma Lech Wałęsa, przebywający z wizytą w Stanach. Uważa, że Kwaśniewski stara się podczepić pod jego akcję, mającą zmusić Busha do zniesienia wiz. Wałęsa, który wspaniałomyślnie i jednostronnie 12 lat temu zaoferował USA zniesienie wiz do Polski, najwyraźniej też źle się czuje z nieodwzajemnieniem jego gestu dobrej woli. Chce sprawę „załatwić do końca” i jest dobrej myśli. Spotkał się z senatorami i kongresmanami opowiadającymi się za liberalizacją polityki wizowej wobec Polaków. Po swojemu wprowadza do tematu wątki kabaretowe, gdy pytany, czy zamierza się spotkać z Bushem, odpowiada, że nie dąży do spotkań z kandydatami na prezydenta, bo… nie chce wpływać na wynik wyborów i dawać się wykorzystywać jednemu czy drugiemu. Po takim oświadczeniu Kerry powinien stanąć na głowie, aby Wałęsa znalazł dla niego czas, bo od tego zależy być albo nie być w Białym Domu.

Liczenie etnicznych głosów

Sekretarz APAC, Marilyn Piurek, twierdzi, że Polonia amerykańska preferuje Johna Kerry’ego, i szacuje jej potencjalne zainteresowanie tym kandydatem na 56%. Rzecz w tym, że duże ośrodki badania opinii nie robią aż tak szczegółowych pod względem etnicznym sondaży, więc trudno to zweryfikować.
Reakcje Polonii dotyczące zniesienia wiz są bardzo pozytywne. Zdaniem Marilyn Piurek, mniej oczywisty może być wpływ katolicyzmu Kerry’ego na polonijny elektorat. Hierarchia krytykowała go za liberalizm wobec aborcji, jednak nie ma wiarygodnych badań mówiących, jak zagadnienie to postrzegają sami wierni, w tym polskiego pochodzenia. Od czasów Reagana Polonia na ogół wspierała Republikanów, z wyjątkiem może drugiej elekcji Billa Clintona. Demokratyczne preferencje polonusów są o tyle ciekawe, że w badaniach CBOS na terenie Polski Bush wygrał z Kerrym stosunkiem procentowym 31:26. Co ciekawe, Polska była obok Nigerii i Filipin jednym z trzech krajów (na 35 ankietowanych), gdzie Bush wygrał. Jednak sondaż prowadzono przed deklaracją wizową Kerry’ego, a liczba niezdecydowanych był duża.
Tradycyjnie republikańscy Ukraińcy w tych wyborach zdają się przechodzić na stronę Kerry’ego. Prężnie działa ukraiński komitet wspierający duet Kerry-Edwards. W ostatni czwartek media tej grupy etnicznej zamieściły oświadczenie kandydata Demokratów związane z wyborami prezydenckimi na Ukrainie 31 października. Kerry przestrzega przed groźbą ich niedemokratycznego przebiegu i wskazuje liczne przykłady łamania swobód obywatelskich w tym kraju, m.in. zabójstwa lub usiłowania zabójstw liderów demokratycznych. Zwraca też uwagę na brak jednoznacznej krytyki reżimu Kuczmy przez administrację Busha. Ponieważ Kuczma jest generalnie znienawidzony przez Ukraińców amerykańskich, a główny kandydat na jego miejsce, Wiktor Juszczenko, wręcz przeciwnie, deklaracja Kerry’ego może mu dodać głosów ukraińskich.
Na Demokratę zamierza też głosować większość rosyjskiej grupy etnicznej, która krytycznie odnosiła się do wojny irackiej. Kerry’ego poprą także Czesi, głównie ze względu na ogromną popularność ich rodaczki Madeleine Albright (z domu Korbel), czołowej postaci gabinetu Clintona, dziś bardzo zaangażowanej w kampanię.

Mówimy jednak o głosach mimo wszystko niszowych, mogących mieć znaczenie przy bardzo wyrównanej walce. Czym innym jest zdecydowane (83%) poparcie Kerry’ego przez elektorat afroamerykański. Niewątpliwie ważne będą głosy żydowskie. To najbardziej zdyscyplinowany elektorat, udający się do głosowania w ponad 80%, a do tej pory tradycyjnie demokratyczny. Po zdecydowanej rozprawie z Saddamem Husajnem i takiej samej postawie wobec Arafata obecna administracja cieszy się wśród Żydów dużą popularnością. Jednak John Kerry w swojej 20-letniej karierze senatorskiej wielokrotnie dawał dowody, że jest przyjacielem Izraela i Żydów. Jasnym sygnałem jest także uczynienie głównym doradcą ds. zagranicznych Jamesa Rubina, zastępcy sekretarza stanu w latach 1997-2000 (ulubieńca Madeleine Albright i Billa Clintona), żydowskiego nowojorczyka niekryjącego ani pochodzenia, ani sympatii do państwa izraelskiego.

10 procent i trzy debaty

Kerry zamierza nadal podkreślać, że zależy mu na Polakach. Wiadomo, że negocjowana jest forma jego obecności na uroczystym balu z okazji 60-lecia Kongresu Polonii Amerykańskiej w Chicago. Nie jest pewne, czy przybędzie osobiście. Najprawdopodobniej odtworzone zostanie na wideo jego wystąpienie. Są pomysły, aby kandydat demokratów pokazał się na tradycyjnej Paradzie Pułaskiego na manhattańskiej Piątej Alei w pierwszy weekend października.
Całe to deliberowanie, jeżeli wierzyć sondażom (Gallup, Zogby), ma charakter wysoce teoretyczny. Bush ma bowiem około 10% przewagi nad Kerrym i niuanse etniczne znaczą w takiej sytuacji niewiele. Chyba że radykalna odmiana nastąpi po trzech debatach obu rywali, ustalonych już na 30 września w Miami, 8 października w St. Louis i 13 października w Tempe w stanie Arizona.

 


Toledo i co dalej?

Nim 17 września demokratyczny pretendent upublicznił oświadczenie w sprawie wizowej, trzy dni wcześniej silnie zaakcentował swoją obecność w jednym z historycznych ośrodków polonijnych, w Toledo w stanie Ohio. Miasto liczy 310 tys. mieszkańców, z których 23,4% jest pochodzenia niemieckiego, 10,8% – irlandzkiego, 10,1% – polskiego, 6,1% – angielskiego, a 4,6% – francuskiego. Afroamerykanie stanowią 23,5% populacji, Latynosi – 5,5%, a Indianie – 1%.
Średni dochód rodziny toledańskiej to 32.516 dol. rocznie, przeciętna wartość domu – 75,3 tys. dol., a wiek mieszkańca – 33 lata. Kobiet jest o 15 tys. więcej niż mężczyzn. Bezrobocie – ośmioprocentowe. Trzy czwarte dorosłych ma średnie wykształcenie, a co szósty licencjackie lub wyższe. Miasto żyło z przemysłu samochodowego, który systematycznie się zwija. Jest 20-tysięczny uniwersytet. Najbliższe miasto powyżej miliona to Chicago odległe o 450 km. Dominującą religią jest katolicyzm, do którego przyznaje się niemal połowa mieszkańców Toledo. Samych tylko polskich kościołów jest pięć. Polonia zamieszkuje tzw. Polish Village (Polską Wioskę) skoncentrowaną wokół Lagrange Avenue, swojsko zwanej „Lagrynką”. To miejsce tradycyjnego polskiego festiwalu. W lokalnym Chester Zablocki Community Center pod numerem 3015 na „Lagrynce” John Kerry spotkał się z lokalną społecznością, w tym Polonią. Profil Toledo to typowa klientela wyborcza demokratów. Ludzie nie za bogaci, niezarabiający dużo, pochodzący z industrialnej prowincji, o silnej świadomości imigracyjnej i etnicznej. „U Zablockiego” wylewali gorycz na system opieki zdrowotnej i jego horrendalne koszty oraz system zabezpieczenia socjalnego w ogóle. O 20 głosów elektorskich Ohio toczy się zażarta walka. Obaj kandydaci na prezydenta odwiedzili ten stan w różnych konfiguracjach aż 29 razy! Tu mogą się rozstrzygnąć losy wyborów.

Wydanie: 2007, 40/2007

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy