Kicz tytaniczny

Kicz tytaniczny

Stanął papież na dziedzińcu, a zanim oficjalnie go odsłonięto, stał się najpopularniejszą instalacją w historii polskiej sztuki współczesnej. Jednemu nie sposób zaprzeczyć – w kategorii memogeniczności „Zatrute źródło” Jerzego Kaliny okazuje się dziełem niedoścignionym. Jeśli potraktować to dzieło jako pretekst kultury, który dopełniają wszelkiego rodzaju od-kształcenia, reinterpretacje i przeróbki, słowem: jeśliby artysta ogłosił, że erupcja memów była przez niego przewidziana i stanowi integralną część dzieła, należałoby tę rzeźbę uznać za przemyślną i ważką wypowiedź. Cień podejrzenia, że Kalina wie, co to dystans, można przecież mieć, skoro artysta nie protestuje przeciw naruszaniu nietykalności innego swojego dzieła – „schodów smoleńskich” na placu Piłsudskiego. Rzeźbiarz uznał, że jego dzieło zaprasza do interakcji, ale władza z tym nijak się nie zgadza; zawłaszczyła ten pomnik z charakterystyczną dla siebie apodyktycznością i strzeże go jak tabernakulum przed profanacją.

Obstawianie policją pomników weszło kaczystom w krew: postument Lecha w stylu północnokoreańskim ma osobną obstawę, co najmniej dwie suki plus patrol pieszy czuwają przy rzeźbie Jezusa pod kościołem św. Krzyża… Idąc tą drogą, osiągniemy za kilka lat status państwa pozbawionego penitencji, bo funkcjonariusze oddelegowani do pilnowania pomników nie będą w stanie jednocześnie baczyć na osadzonych skazańców. Prawica tradycyjnie przejawia niekompetencję graniczącą z analfabetyzmem w dziedzinie pojmowania sztuki. W ogóle żarliwa prawicowość zdaje się być po prostu zaburzeniem osobowości, zatrzymanej na poziomie testosteronowych ruchawek na długiej przerwie szkolnej; prawak odnajduje swoją tożsamość wyłącznie poprzez konflikt. Jak się nie ma o co bić, życie traci sens, czemużby więc nie pobić się o bohomaz.

Przewiduję kolejną awanturę i jeszcze jeden stały patrol – tym razem na dziedzińcu Muzeum Narodowego, tym bardziej że mamy tu szczególny przypadek twórczego wykorzystania wizerunku świętego. Dla naiwnych wiernych, ale i dla wiecznie głodnego rozróby katotalibanu, to może oznaczać, że instalacja tym samym staje się „świętym obrazkiem”, przez co każda próba naruszenia go lub, co gorsza, usunięcia, po tym jak czas instalacji minie, będzie ikonoklazmem. Nadworni krytycy ministra kultury co prawda sugerują, że dzieło jest odpowiedzią na pamiętną instalację Maurizia Cattelana, ale podejrzewam, że podświadomie marzą o powtórzeniu kazusu palmy z ronda de Gaulle’a. Rzeźba Joanny Rajkowskiej też początkowo miała mieć charakter tymczasowy, ale wrosła w pejzaż tak głęboko, że stoi do dziś. Jakikolwiek termin przydatności dzieła Kaliny dyrekcja muzeum wstępnie wyznaczyła, musi mieć świadomość, że jego usunięcie będzie pierwszym w Polsce zburzeniem papieskiego pomnika. Symboliczny precedens niesie duże niebezpieczeństwo, zwłaszcza że do coraz większej części społeczeństwa, także religijnego, docierają niewygodne fakty dotyczące roli Jana Pawła II w kryciu kościelnych afer pedofilskich. Upadł Jankowski, może upaść i Wojtyła – zblatowane z Kościołem władze wszakże nie mogą do tego dopuścić. W pewnym sensie Kalina, ze służalczym patosem wykonując swój kicz na stulecie urodzin papieża Polaka, niechcący rzeczywiście mu się przysłużył. Od lat bowiem w memosferze Wojtyła jest naczelnym pedofilem, podobnie jak Kwaśniewski pierwszym pijakiem; internet nie zważa na realne zasługi, żywi się plotką. Od kiedy wyszły na jaw kolejne afery pedofilskie wśród księży, o których nie mógł nie wiedzieć JP2, trwają nieustające mistrzostwa Polski w szkalowaniu papieża (jest nawet taka strona w internecie) i są one jednoznacznie sprofilowane na wizerunek „Bestii z Wadowic”. Kalina wyrwał więc papieża z tego wilczego dołu, sprowokował akcję stu memów na stulecie urodzin Karola Wojtyły – ach, mało, za chwilę memów z „Zatrutym źródłem” będzie więcej niż pomników papieskich!

Z mojego punktu widzenia dzieło Kaliny reprezentuje typowy dla prawicowego imaginarium nurt parafialnego akademizmu. Jest to niestety instalacja niewczesna w dwójnasób, nie dość, że tandetna w wyrazie (papież jako tytan o nadludzkiej sile, w rzeczy samej prawdziwa bestia), to jeszcze odnosząca się do ekscesu sprzed 20 lat. To wtedy ręce par excellence wyrywnych posłów prawicy usunęły meteor z leżącej postaci papieża, przy okazji wyrywając mu nogę. Ja rozumiem, że na starość czas płynie szybciej i dla Jerzego Kaliny dwie dekady to tyle co przedwczoraj, ale powrót do afery wokół rzeźby Cattelana można niechcący odczytać jako chorobliwą pamiętliwość, a to przecie nie po chrześcijańsku. Może zatem władza powinna raczej dokonać czym prędzej oficjalnego zasłonięcia tej nieszczęsnej rzeźby, zanim wywoła kolejną wojnę polsko-polską.

Wydanie: 2020, 40/2020

Kategorie: Wojciech Kuczok

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy