Kilka podstawowych pojęć

Kilka podstawowych pojęć

W ogólnym politycznym jazgocie rzeczy zmieniają nazwy, a nazwy zmieniają znaczenie. Język przestał służyć do porozumiewania się, służy coraz częściej do dezinformacji, obrażania i poniżania adwersarza. Staje się coraz bardziej nienawistny i zarazem fałszywy. Za pomocą fałszywego języka można dyktaturę nazwać demokracją, a demolowanie państwa jego naprawą. Można obrońców demokracji nazwać „Polakami gorszego sortu”, a nawet „komunistami i złodziejami”. Fałszywym językiem można ludziom mieszać w głowach, zakłamywać rzeczywistość. Prawdziwy opis rzeczywistości wymaga prawdziwego języka.

Trzeba przypomnieć prawdziwy sens słów wypowiadanych ostatnio tak często i zrozumieć ich znaczenie.

Zacznijmy od słowa pospolity. Według współczesnych słowników języka polskiego znaczy to „często zdarzający się”, „taki jakich wiele”, „oklepany, szablonowy, prostacki”. Ale na ostatnim miejscu słowniki podają jeszcze jedno znaczenie, określając je jako przestarzałe. Słowo pospolity oznacza więc także „wchodzący w skład ogółu, stanowiący ogół”. I tu padają przykłady: pospolite ruszenie, pospolite dobro. Właśnie w tym ostatnim, wedle słowników przestarzałym znaczeniu słowo to znalazło się w nazwie naszego państwa. Pospolity to staropolskie tłumaczenie łacińskiego słowa publiczny. Po łacinie res publica znaczy dokładnie rzecz publiczna, rzecz należąca do ogółu. Od tej łacińskiej rzeczy publicznej, którą jest państwo, pochodzi znane wszystkim językom nowożytnym słowo republika. W staropolskim tłumaczeniu res publica to rzeczpospolita. Słowo to wymawiamy z szacunkiem, piszemy wielką literą, czasem uroczyście dodajemy: Najjaśniejsza. Najjaśniejsza Rzeczpospolita. Ale czy na pewno rozumiemy jego sens? Rzeczpospolita. Państwo należące do ogółu obywateli, ich wspólne dobro. Wspólne dobro zwolenników PiS i zwolenników Platformy. Elektoratu PSL i wyborców Ryszarda Petru z jego Nowoczesną, słuchaczy Radia Maryja i czytelników „Nie” Jerzego Urbana. Polska należy do ogółu swoich obywateli.

Przeciwieństwem słowa publiczny jest słowo partyjny. To ostatnie pochodzi od łacińskiego pars – co po polsku znaczy część. Gdy część (partia) rości sobie wyłączne prawo do państwa, do wszystkich jego instytucji, zaprzecza sensowi słowa Rzeczpospolita. Gdy głosi, że nie tylko ma wyłączne prawo do państwa, ale też, że pozostali są ludźmi gorszego sortu, albo wręcz odmawia im prawa do polskości, popełnia zbrodnię. Kwestionuje treść pojęcia Rzeczpospolita. Polska przestaje być Rzecząpospolitą i staje się Rzecząpartyjną. A na to zgody nie ma i nigdy nie będzie.

Innym słowem, którego sens został ostatnio wypaczony, jest demokracja. Wmawia się ludziom, że demokracja to rządy większości, a w konsekwencji ten, kto ma większość w Sejmie i Senacie, a na dodatek posłusznego prezydenta, otrzymuje mandat demokratyczny i może robić wszystko, co uważa za słuszne. Nieprawda. Demokracja to rządy legalnie wybranej większości, ale szanujące konstytucję i przestrzegające jej, jeśli nie ma odpowiedniej większości, by ją zmienić. To zagwarantowanie praw mniejszości, szanowanie podstawowych praw i wolności obywateli, rządy prawa hierarchicznie podporządkowanego konstytucji. To przestrzeganie zasad i reguł państwa prawa oraz trójpodziału władz, szanowanie mechanizmów demokratycznych, jak również instytucji stojących na ich straży. Samowola większości, łamanie przez nią prawa jest przestępstwem i nie przestaje nim być tylko dlatego, że to większość popełnia przestępstwo.

Oczywiście większość może sobie do czasu drwić z prawa i konstytucji. Ubezwłasnowolniając Trybunał Konstytucyjny, może sobie uchwalać, co chce, bez obawy, że ktoś wykaże jej, że łamie konstytucję, obchodząc jej zakazy zwykłymi ustawami. Może uchwalić ustawę o cenzurze albo ustawą pozbawić praw ludzi „gorszego sortu”. Może znowelizować Kodeks karny i wprowadzić do niego przestępstwo „kłamstwa smoleńskiego”. Może uchwalić, że prezes jest geniuszem i w każdym mieście trzeba mu postawić pomnik. Wszystko bez Trybunału Konstytucyjnego i jego funkcji kontroli zgodności tych ustaw z konstytucją może zrobić. Ale musi sobie uświadomić dwie podstawowe rzeczy. Po pierwsze, każdy kiedyś musi oddać władzę, każda władza kiedyś się kończy. Po drugie, po jakichś kolejnych przegranych wyborach trzeba będzie przed Trybunałem Stanu, a nawet przed zwykłym sądem odpowiedzieć za delikty konstytucyjne i popełnione przy tej okazji zwykłe przestępstwa urzędnicze. O kwalifikacjach prawnych tych zachowań przedstawicieli rządzącej większości pouczają kolejne uchwały rad wydziałów prawa polskich uniwersytetów, a także uchwały gremiów prawniczych PAN, opinie I prezesa Sądu Najwyższego, samorządów prawniczych, organizacji pozarządowych, w tym zasłużonej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Nie będzie można się zasłaniać nieświadomością czy niewiedzą. Nawet jeśli minister Kempa czegoś na swoich studiach administracyjnych się nie nauczyła albo czegoś nie zrozumiała, teraz mówią jej to wyraźnie profesorowie prawa. Pan prezydent, skądinąd doktor nauk prawnych, o tym, że łamie konstytucję, został pouczony nie tylko przez radę macierzystego Wydziału Prawa i Administracji UJ, ale nawet osobiście przez swojego nauczyciela, promotora i akademickiego szefa prof. Jana Zimmermanna. Trudno będzie kiedyś się tłumaczyć ze swoich decyzji, trudno będzie się bronić. O odpowiedzialności przed historią już nawet nie mówię.

I na koniec kilka słów o sile państwa. Dla rządzącej dziś większości państwo jest silne siłą służb policyjnych i specjalnych, bezwzględnością i zdyscyplinowaniem prokuratury, którą chce na powrót podporządkować politycznemu ministrowi sprawiedliwości (już mniejsza o to, że jest nim aktualnie Zbigniew Ziobro, aż za dobrze znany z działalności w latach 2005-2007). Tymczasem siłą państwa jest społeczeństwo obywatelskie. Ono łatwo się nie poddaje. Jest świadome swoich praw i wolności i gotowe ich bronić. W godzinie próby najbardziej zaufane służby i tak przejdą na stronę silniejszego. Zawsze tak robiły.

Dziś zmagają się Polska ogółu obywateli z Polską jednej partii. W dłuższej perspektywie nie wątpię, która zwycięży. Ale teraz tracimy czas, marnujemy dorobek 25-lecia niepodległości. I tego żal mi najbardziej.

Wydanie: 2015, 52/2015

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jak Widacki

Komentarze

  1. Henryk Izdebski
    Henryk Izdebski 7 stycznia, 2016, 16:41

    Panie Profesorze. Jest Pan niezwykle mądrym i prawym człowiekiem. Gratuluję i życzę duzo zdrowia.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Ireneusz Bober
    Ireneusz Bober 8 stycznia, 2016, 15:55

    Mądre, prawe i piękne. Oto jest prawdziwe polityczne myślenie jaka szkoda, że tak obce dzisiejszej barbarzyńskiej większości „parlamentarnej”. Stosuję cudzysłów, aby nie nadużywać znaczenia tego pojęcia, albowiem obecna większość sejmowa ma niewiele wspólnego z parlamentaryzmem tak jak obecny polski minister spraw zagranicznych niewiele ma wspólnego z dyplomacją.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Stefan2015
    Stefan2015 10 stycznia, 2016, 14:38

    Szanowny Panie Widacki,Czytając felietony ,czy słuchając wypowiedzi niektórych autorytetów /profesorów tych zwyczajnych i tych nadzwyczajnych/ w jaki sposób interpretują istniejące regulacje prawne to tak jakby nie docierało do Nich że to właśnie Oni są przyczynkiem tego istniejącego stanu rzeczy.Nie wykazują zdrowego rozsądku w obiektywnym wizerunku sytuacji do której się między innym w dużym stopniu przyczynili . Teraz zaślepionym uporem maniaka nie chcą poszanować innych praw w myśl ich interpretacji DEMOKRACJI .Czując zagrożenie zabrania im tego „Karguloskiego prawa dominancj interpretacji poszanowania praw demokracji”.
    Nie dostrzegają właściwych symptomów zachodzących zmian na lepsze . Sianie wątpliwości i niepokojów ,manipulacje wzrostem sondaży itp. To tylko jedyne co ,umią z siebie wyksztusić , a SZKODA. W ten sposób nie buduję sobie pozytywnego wizerunku własnego ,ani uczelni jaką prezentująi czy polskiej rozwagi jako kraju demokracji..
    Ta ekstremalna sytuacja jest EGZAMINEM SPRAWDZAJąCYM jak dalece nie potwierdził się LIBERALIZM w stosunku do byłych PZPR-wców.
    Którzy wykazują dalece idące pielęgnowanie tych złych tradycji jako spadek dla młodych pokoleń.Za mioch czasów taką krecią ideologiczną robote wykonywał ZMS ,a teraz w „nowoczesy sposób „ przejeła to NOWOCZESNA-Petru. Historia lubi się powtarzać.Polak przed i po szkodzie …nie umie wyciągać rozważnych wniosków. Pocieszające jest tylko fakt, że profesorowie przygotowujący kandydatów na koncert Szopenoski nie prezentują takich odchyłek ,gdyż są świadomi jaka paleta subtelności może stworzyć ciekawą interpretacje tych utworów.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy