Killerki spod siatki

Killerki spod siatki

Zachwyciły kibiców, zakłopotały męską reprezentację. Siatkarki udowodniły, że na Małyszu sport się nie kończy

Andrzej Niemczyk, trener siatkarek, chwilowo nie rozstaje się z telefonem komórkowym. Zaraz będzie dzwonić prezydent Kwaśniewski, ktoś z rządu, Zygmunt Smalcerz przyszedł z delegacją PKOl. Kurierzy dostarczają kolejne pisma, wszystkie z rządowymi pieczątkami, wszędzie gratulują złota. Właśnie przyszło nowe, od marszałka Sejmu. „Królujcie, drogie Panie, jak najdłużej radując nasze serca, ciesząc nasze oczy i wprawiając, tak jak w finałowym meczu, w zdumienie swoje rywalki, a w zachwyt wszystkich kibiców sportu w Polsce. Mam nadzieję, że wasza postawa nie pozostanie bez wpływu na występy naszej męskiej reprezentacji. Nic bowiem bardziej mężczyzn nie mobilizuje niż podrażniona ambicja”. Podpisano: Marek Borowski.
Nagle okazało się, że cała Polska kibicuje siatkarkom. Wszyscy wiedzą, że to piękne i zdolne dziewczyny. Gdy wracały do Polski, na warszawskim Okęciu witały je tłumy kibiców, głównie mężczyzn. Krzyczeli, że są lepsze od Małysza, bo on jest jeden, a ich cała ekipa. – To nie banda Małyszów w kieckach. Wychowuję indywidualności, a potem wprowadzam je do grupy. Lepsze eksponuję, gorsze ukrywam. Wtedy dopiero zaczyna działać zespół, każdy do wspólnej miski daje to, co najlepsze – mówi trener, Andrzej Niemczyk. I zaraz dodaje: – Nie róbmy z dziewczyn killerek. Mimo wzrostu, siły, imponującego wyskoku czy czegoś tam jeszcze są przede wszystkim kobietami. Na boisku nie mogę nie zauważyć nowej fryzury czy kiecki. Każdą muszę pochwalić.
– Nie jesteśmy piękne tylko na zewnątrz. Jesteśmy drużyną z sercem, gramy na maksa i na pewno nie zawiedziemy kibiców – mówią skromnie siatkarki.
– Cieszę się, że je spotkałem, bo to są fajne dziewuchy – żartuje trener. O swoich podopiecznych wie wszystko. Od numeru buta poczynajac, na problemach z dziećmi kończąc.

Z kobietami nie jest źle

– Zacząłem swoją pracę, bo chciałem coś udowodnić – mówi Andrzej Niemczyk. – Wszyscy narzekają, że praca z kobietami to katorga. A ja chciałem pokazać, że nie jest gorzej, tylko potrzeba innego podejścia. I że z kobietami dobre wyniki można zrobić szybciej i łatwiej. U facetów pewnego pułapu nie przeskoczysz. Trzeba czasu.
– Trener Niemczyk podszedł do nas z innej strony, psychicznej – powiada Magdalena Śliwa, rozgrywająca reprezentacji.
– Gdy brał czas, mówił o sprawach niezwiązanych ze sportem, opowiadał jakieś dowcipy. Ale nie o blondynkach, bo w zespole za dużo jest dziewczyn z jasnymi włosami.
Małgorzata Glinka, najlepsza siatkarka mistrzostw Europy, jeszcze w zeszłym roku zastanawiała się, czy w ogóle przyjeżdżać na zgrupowania kadry. To trener przekonał ją, żeby nie rezygnowała. – Znajomi, którzy grali kiedyś w siatkówkę, stwierdzili, że to świetny fachowiec, ze wspaniałym podejściem do zawodniczek. To było dla mnie ważne, bo w ostatnich latach zawiodłam się na szkoleniowcach – mówi teraz. – Niemczyka cenię za bezpośredniość. Jeśli coś zawalisz, wali prosto z mostu. Nie dzieli zawodniczek na gorsze i lepsze. No i ma autorytet. Dla mnie to niesamowicie ważne, bo kiedy darzę trenera autorytetem, to gram dobrze. A gdy na ławce siedzi facet, który nad niczym nie panuje, to ja nie panuję nad sobą.
– Chwila, moment! Bo zaraz na jakiegoś psychologa kobiet wyrosnę! – śmieje się trener. – Od kilku dni wszyscy mnie pytają tylko o te kobiety i kobiety. A ja sam mam za sobą trzy rozwody, ileś tam rozstań. Ładny ze mnie specjalista.
Ale może coś w tym jest, bo już wcześniej został wyróżniony przez Komisję Kobiet przy Polskiej Federacji Sportu jako pierwszy trener, co to kobiety rozumie. Bo pozwolił, żeby na obozy przyjeżdżały razem z dziećmi i mężami. Bywało, że zawodniczka dzwoniła do domu i mąż mówił jej, że dziecko ma gorączkę. I jak taka wchodziła potem na boisko, to aż przykro było patrzeć. Grała fatalnie! – No to poszedłem do prezesa związku i powiedziałem, że trzeba opiekunkę zatrudnić. I potem dzieci już przyjeżdżały, nieraz ganiały zasmarkane, ale było wszystko w porządku, bo były na oczach mam – opowiada Andrzej Niemczyk. Jego zdaniem, zgrupowanie to dla kobiety spore przeżycie. Mężczyźni nie mają takich problemów. Przeciwnie, lubią się wyrwać. Kobiety muszą mieć atmosferę do treningu i gry. – Dlatego często jeżdżą z nami całe rodziny, a dzieci na treningach piłki podają i patrzą, jak mama ładnie gra. To pomaga, bo zawodniczka nie jest zmęczona psychicznie. Ładuje akumulatory i potem na długich wyjazdach nie ma problemów. To jedna z tajemnic naszego sukcesu na mistrzostwach Europy.
Trener komplementuje swoje zawodniczki, a one odwdzięczają się mu tym samym. Patrzą, jak jest ubrany, uczesany i czy się uśmiecha. – One lubią dobre perfumy. Od razy zgadły, że używam zapachu Joop! Na treningu z kobietami liczą się właśnie takie drobnostki. A z mężczyznami? Mogę być śmierdzący, a ich i tak to nie zainteresuje – mówi Andrzej Niemczyk. Czasem w zespole ktoś z kimś się pokłóci. – Jak chłopaki coś do siebie mają, to sprawę załatwią w szatni, trochę się poobkładają. A potem pójdą razem na piwo. I po wszystkim. Kobiety noszą konflikty w sobie. Dlatego mówię im: lubię was, kocham, ale ta sprawa jest do zrobienia. Tu trzeba zapierniczać, to są kamieniołomy.

Kurde, mówcie mi tato!

Któregoś razu, gdy już nic nie pomagało powiedział: mówcie do mnie „tato”. – Zawsze wszyscy mówili do mnie na ty, a one nie chciały. No to im powiedziałem, że jak już jedna zawodniczka mówi do mnie tato (córka trenera – przyp. red.), to reszta też niech tak mówi. Ale nie przeszło. Uparly się, że trener to trener i już – opowiada Andrzej Niemczyk.
Z córką Małgorzatą Niemczyk-Wolską pracuje mu się dobrze. – Gosia była na początku trochę spięta, ale kiedy zobaczyła, że traktuję ją jak resztę ekipy, to się wyluzowała. Kiedyś jako młody trener popełniłem błąd z jej matką, też siatkarką. Za ostro ją traktowałem, chciałem całemu światu pokazać, że nie ma u mnie żadnych przywilejów. No i przesadziłem. Przyszedł do mnie wtedy cały zespół i powiedział, co o mnie myśli – mówi.
Dlatego teraz ma swój sposób na dziewczyny. Prowokuje i patrzy, jak się zachowują. To najlepszy sposób na poznanie człowieka: jedna nawet nie zareaguje, a druga wpadnie w histerię. Wtedy wie, że z tą drugą jest więcej roboty, trzeba nad nią pracować, żeby jedna zepsuta piłka w meczu jej nie spaliła. Trener nie chce mówić, kto jest nerwowy, a kto spokojny. – To jak odsłanianie się przed przeciwnikiem. Mógłby przeczytać i wykorzystać! – odpowiada. To kto w takim razie jest dobrym duchem zespołu? – Magda Śliwa i dlatego jest kapitanem. Choć od czasu do czasu się zapowietrza. Chce coraz lepiej i lepiej. W pewnym momencie przekracza swoje możliwości. Dlatego co drugi set muszę ją na dwie, trzy minuty posadzić na ławce i potem gdy wraca na boisko, gra jeszcze lepiej.
Takie metody przynoszą efekty. Polskie siatkarki to piękne kobiety, ale na pewno nie jest to słaba płeć. Wyników z siłowni Gosi Glince pozazdrościłby niejeden mięśniak. Ten wysiłek procentuje. Polki, poza Niemkami, były jedynym świeżutkim i wypoczętym zespołem w ścisłym finale. Dziewczyny skakały, nieźle blokowały. A po meczu oświadczyły, że gdyby finały trwały jeszcze z pięć dni, spokojnie dałyby radę.

Polska, biało-czerwoni!

W półfinałowym meczu z Niemkami Małgorzata Glinka sama wygrała 40 punktów, w ataku miała prawie stuprocentową skuteczność. W siatkówce to niemożliwe, najlepszym zawodniczkom udaje się wyciągnąć góra 22 punkty. Chrzanić statystyki – krzyczą teraz kibice, a trener dodaje, że rekord Glinki to zasługa całego zespołu. – Kombinacją wiązaliśmy blok na jednej stronie po to, żeby Glinka na drugiej miała tylko pojedynczy blok. I dzięki temu udało jej się zdobyć taki wynik. Bez dobrej gry całego zespołu, bez dobrego odbioru i rozegrania nie byłoby rekordu Gosi – tłumaczy.
Przed wyjazdem w ekipie mówiło się nieśmiało o medalu. – Liczyliśmy na brąz. Nie opowiadałem o tym, ale takie były założenia. Myśleliśmy, że Włoszek i Rosjanek nie da się pokonać. Nagle się okazało, że te pierwsze źle się przygotowały, a drugie miały kłopoty z kontuzjami – mówi Andrzej Niemczyk. – Ale, jak już Rosjanki przegrały i okazało się, że wychodzimy z grupy bez Włoszek, to w tym momencie pomyślałem: o cholera, może złoto?
Najgorszy moment to mecz z Niemkami. Grały o wszystko. Zamiast złota, mogło być czwarte miejsce. Niemki wygrywały 2:1, a w czwartym secie było już 17 do 13. Wtedy trener poprosił o czas. – Powiedziałem: gramy pełne ryzyko. Wypali albo nie. Biorę to na siebie – wspomina. – No i dziewczyny tak się rozpędziły, że wygrały tego seta, a w ostatnim nie dały Niemkom żadnych szans.
Finał minął błyskawicznie. Dziewczyny w trzech setach uciszyły turecką publiczność: do 17, 14 i 17. Potem były już tylko łzy radości. Rozdzwoniły się telefony, gratulowali wszyscy. Zadzwonił też Waldemar Wspaniały, trener męskiej reprezentacji siatkarzy. – Krzyczę „halo” do słuchawki, ale nikt nie odpowiada. Słyszę tylko ochrypłe głosy śpiewające: „Polskaaa, białooo-czerwoni”. Po chwili dopiero Gościniak, Skorek i reszta ruszyli z gratulacjami – mówi Niemczyk. Do dziewczyn zadzwonił też Piotrek Gruszka, atakujący reprezentacji siatkarzy. – Naprawdę nie ma między nami żadnej rywalizacji poza czysto sportową. Brat i siostra trzymają się razem.

Nikogo nie wyróżniam

Nie są jeszcze gotową ekipą. Ale to coś wspaniałego dla trenera, że jeszcze w trakcie budowy drużyna odnosi takie sukcesy. – Ekipę zmontuję ostatecznie gdzieś koło maja przyszłego roku. Sprawdzianem dla nas będzie Puchar Świata – mówi Andrzej Niemczyk, który teraz nie chce wyróżniać żadnej dziewczyny. Bo żeby Glinka 40 razy dobrze zaatakowała, to Świeniewicz i Niemczyk musiały 40 razy przyjąć bardzo dobrze, a Magda Śliwa konsekwentnie realizować taktykę. Trener podkreśla, że jego drużyna to nie tylko 12 dziewczyn, które pojechały na tureckie mistrzostwa. Na ten sukces pracowało blisko 20 zawodniczek, ale nie wszystkie mogły wystąpić.
Tak jak Joanna Szeszko, która dowiedziała się, że nie jedzie na mistrzostwa dzień przed odlotem. Była już spakowana, gdy wieczorem zadzwonił Niemczyk i powiedział, że stawia na młodszą i wyższą Joannę Podolec. – Nie mam żalu do trenera. Podjął decyzję, wygrał, najwyraźniej miał rację. Jak żaden inny szkoleniowiec umie wykorzystać słabości rywalek. Potrafi zdziałać naprawdę wiele – podkreśla Szeszko.
– Czy utrzymamy poziom? – zastanawia się teraz Małgorzata Glinka. – Nie wolno nam spocząć na laurach. Rok temu Włoszki zdobyły mistrzostwo świata, wybuchł wielki bum na ich reprezentację, a teraz skończyły ME na szóstym miejscu.
Andrzej Niemczyk nie boi się, że dziewczynom woda sodowa uderzy do głowy. Mają do tego prawo, wykonały kawał dobrej roboty. – A jeśli euforia będzie trwała za długo, sprowadzę je na ziemię – ucina.


Powiedzieli o siatkarkach

Waldemar Wspaniały, trener męskiej reprezentacji siatkarzy
Złoty medal to ogromna zasługa Andrzeja i całego zespołu. Dziewczyny połączył jeden cel, większość siatkarsko dojrzała. Widać ogranie Śliwy, Gosi Niemczyk, Doroty Świeniewicz. To kolejna miła niespodzianka w tym roku po trzecim miejscu Mostostalu w rozgrywkach klubowych, złocie juniorów na mistrzostwach świata, brązowym medalu juniorek i piątym miejscu seniorów.
Czego brakuje mojej drużynie, aby powtórzyć sukces kobiet? Nie wiem. Może zwyczajnie szczęścia? Przecież poziomem nie odstajemy od drużyn, które są wyżej od nas. Może przeszkadza ciśnienie towarzyszące reprezentacji? Przed dziewczynami nikt nie stawiał konkretnych celów. Przeciwnie, gdyby ktoś przed mistrzostwami powiedział, że nasze siatkarki zdobędą złoto, kazano by mu się leczyć. Którą zawodniczkę zabrałbym do swojej drużyny? Bezwzględnie wszystkie.

Marcin Nowak, siatkarz reprezentacji
Dziewczyny zrobiły coś wspaniałego. Oglądając ich mecze, czułem się dumny, że mam takie koleżanki. Cieszyłem się, chociaż w środku był żal, że my też mieliśmy szansę na medal, a jednak się nie udało.
W finałowym meczu z Turczynkami grały koncertowo. A to, co robiła Gosia Glinka, było niesamowite. Bo jak inaczej ocenić zdobycie 40 punktów w meczu? Każde jej uderzenie, piąty czy szósty metr, kończyło się punktem. Nam brakuje takiej Glinki. Lidera, który pociągnąłby zespół, wziął ciężar gry na siebie.
Nie mamy szczęścia. Jeśli sami czegoś nie wywalczymy, nikt nam nie pomoże. Czas poważnie się zastanowić nad naszą reprezentacją, bo tak dalej być nie może.

Piotr Gruszka, siatkarz reprezentacji
Do tej pory to my byliśmy bardziej popularni. Teraz trzeba oddać pole naszym koleżankom. I słusznie, bo im się należy. Nie wiem, dlaczego dziewczynom się udało, a nam nie. Może dlatego, że na nie nikt nie stawiał?

Paweł Papke, siatkarz reprezentacji
Podziwiałem występy dziewczyn, które w czasie mistrzostw pokazały wielki charakter. Mimo trudnej sytuacji w grupie nie załamały się i w finale rozgromiły Turczynki. W ostatnim czasie siatkówka kobiet zbliżyła się do męskiej. Nadal najbardziej widoczne są różnice fizyczne, ale imponuje siła ataku Gośki Glinki i Doroty Świeniewicz. A czego nam brakuje? Gdybym znał receptę, powiedziałbym chłopakom. Na pewno trochę szczęścia, ale bywają mecze, które przegrywamy na własne życzenie.

 

 

Wydanie: 2003, 41/2003

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy