Kirch nad przepaścią

Kirch nad przepaścią

Upadek magnata medialnego może wstrząsnąć Niemcami

Przez lata stał na czele wielkiego koncernu medialnego Niemiec. Był ambitny, zuchwały i zachłanny. Nie lękał się ryzyka, inwestował z rozmachem, najczęściej za pożyczone pieniądze.
„Nie mam pieniędzy, mam tylko długi”, mówił kokieteryjnie, kiedy jeszcze dobrze mu się powodziło.
Z każdego kryzysu wychodził obronną ręką. Tym razem jednak Leo Kirch

nie obroni swego imperium.

Koncern medialny KirchGruppe ma 6,5 mld euro długu i dalsze trzy miliardy zobowiązań płatniczych. Kredytodawcy nie chcą już pożyczać, lecz gromko domagają się swych pieniędzy. Kirch, 75-letni przedsiębiorca z Monachium, desperacko walczy o ocalenie swego życiowego dzieła. Może liczyć na dyskretne poparcie polityków i niektórych firm medialnych. Jeśli bowiem imperium Kircha rozsypie się, może dojść do bankructw banków i klubów piłkarskich Bundesligi. Co więcej, na schedę po monachijczyku czyha już pozbawiony skrupułów medialny cesarz i bezpardonowy populista, Australijczyk Rupert Murdoch. Nikt nad Łabą i Renem nie chce Murdocha, którego brukowce – np. „The Sun” w Wielkiej Brytanii czy „New York Post” w USA – nie tylko epatują seksem i zbrodnią, ale są także w stanie sterować decyzjami demokratycznego społeczeństwa. Szef telewizji CNN, Ted Turner, nazwał przecież Murdocha „hańbą dla dziennikarstwa” i „medialnym Hitlerem”.
Leo Kirch, przedsiębiorca tajemniczy, nieudzielający wywiadów i unikający jak ognia kamer, wielokrotnie grał o wysoką stawkę. Na początku lat 60. kupił za pożyczone pieniądze pakiet filmów, na które nie znalazł nabywcy. W ostatniej chwili filmy odkupił pierwszy program telewizji publicznej ARD. Firma, wtedy jeszcze niewielka, została uratowana. Prawdziwą karierę Kirch zaczął robić na początku lat 80., gdy postawił na prywatną telewizję. Korzystał przy tym z poparcia swych konserwatywnych przyjaciół z politycznej elity, a zwłaszcza Helmuta Kohla.
Przywódca CDU, później kanclerz, zamierzał przy pomocy Kircha złamać monopol telewizji publicznej, tych – jak je nazywał – czerwonych kanałów. Magnat z Monachium szybko stworzył imperium medialne w Niemczech i za granicą, składające się z różnych gałęzi i branż o tak skomplikowanej strukturze, że nawet najbardziej wtajemniczeni nie mogą się w nich zorientować. Kirch odwdzięczył się też Kohlowi za pomoc. Środki masowego przekazu monachijczyka drukowały takie oto laurki na cześć niemieckiego przywódcy: „Coś chrobocze w zaroślach. Słychać ciężkie kroki. To nasz kanclerz niesie w wiadrze pokarm dla jeleni”. Tygodnik „Die Woche” pisał, że potężna pozycja Kircha na medialnym rynku

może zagrozić demokracji.

Tajemniczy monachijczyk posiada popularne kanały telewizyjne ProSieben, SAT1, N24 i DSF oraz ogromną kolekcję filmową – ponad 18 tys. tytułów filmów fabularnych oraz 50 tys. godzin programów i seriali (według szacunku KirchGruppe, same filmy warte są 2,5 mld euro). Za pożyczone w DG Banku pieniądze monachijski potentat nabył 40% udziałów w słynnym wydawnictwie Springera. Kupił też prawa transmisji niektórych meczów Bundesligi oraz mistrzostw świata w piłce nożnej w 2002 i 2006 r. (za mistrzostwa zapłacił fantastyczną kwotę 3,4 mld marek).
Leo Kirch nie lękał się ryzyka. Aby zwyciężyć rywali, płacił więcej, kupował filmy w pakietach (np. dwa dobre i osiem przeciętnych), nawet jeszcze niewyprodukowane. Zgadzał się na warunki finansowe stawiane przez hollywoodzkie wytwórnie, nie troszcząc się, czy filmy rzeczywiście przyciągną ludzi przed telewizory. Ale prawdziwy błąd medialny popełnił w latach 90., inwestując miliardy, początkowo wspólnie z koncernem Bertelsmanna, w płatną telewizję Premiere World. Bertelsmann w porę wycofał się z przedsięwzięcia. Kirch został – na swoją zgubę. W niemieckich domach można odbierać do 32 bezpłatnych kanałów, nie znalazło się więc wielu chętnych na abonament Premiere za 40 euro miesięcznie. Płatna telewizja przynosi rocznie 800 mln euro strat. Magnat medialny nie zrezygnował, sprzedał za półtora miliarda euro 22% udziałów w Premiere World Rupertowi Murdochowi. Zgodnie z umową, Murdoch może wycofać się w październiku 2002 r. za 2 mld euro rekompensaty. Jeśli w tym czasie KirchGruppe i jej filia Kirchmedia będą jeszcze istnieć, australijski populista medialny może przejąć ich znaczną część za długi. W grudniu 2001 r. do centrali koncernu Kircha w Monachium

zaczęły nadchodzić hiobowe wieści

– hollywoodzcy bossowie nie chcą już wysyłać filmów na kredyt (odmówili przekazania „Gladiatora”), lecz domagają się pieniędzy. Także Dresdner Bank nie zgodził się na odroczenie spłaty kredytu w wysokości 460 mln euro. Księgowi szybko obliczyli, że wszystkie dochody KirchGruppe wystarczą tylko na spłatę procentów. Imperium magnata z Monachium znalazło się na skraju bankructwa.
W Niemczech politycy i menedżerowie nie zamierzają zostawić krajobrazu medialnego wyłącznie prawom wolnego rynku. W lutym br. kanclerz Schröder zwołał potajemnie naradę w zajeździe Wichmann w Hanowerze. Przybyli przedstawiciele głównych koncernów środków masowego przekazu – Bertelsmanna i WAZ, jak również Rolf Breuer, szef Deutsche Banku, jednego z największych wierzycieli KirchGruppe. Kanclerz już raz wspomógł Kircha, kiedy ten w 2001 r. zdecydował się sprzedać swe prawa do transmisji piłkarskich mistrzostw świata kanałom publicznym. Schröder jakby przypadkiem napomknął, że jest wielkim fanem futbolu i natychmiast dyrektorzy ARD i drugiego kanału publicznego ZDF zapłacili przedsiębiorcy z Monachium bezprecedensową kwotę – 5 mln euro za mecz!
Kiedy nad KirchGruppe pojawiło się widmo plajty, Schröder uznał, że nie wesprze walącego się imperium państwowymi pieniędzmi.

Kanclerz woli działać zza kulis

jako doradca i mediator. Podczas tajnej narady w Wichmannie ustalono, że Murdoch może najwyżej dostać deficytowy kanał Premiere World, który i tak zapewne zbankrutuje. Australijski demagog medialny – nazywany brudnym kopaczem – nie powinien jednak odgrywać w publicystyce RFN żadnej roli. „Murdoch po prostu nie pasuje do kultury niemieckiej”, mówi dyrektor telewizji ARD, Fritz Pleitgen. Czy jednak uda się zrealizować te plany? „Jeśli Murdoch zdecyduje się na ekspansję w Niemczech, nic go nie powstrzyma”, pisze magazyn „Die Zeit”. Kanclerz spotkał się więc także z australijskim potentatem medialnym. Murdoch, bez którego zgody nikt w Wielkiej Brytanii nie wygra wyborów, zapewnił Schrödera, że nie będzie walczył o udziały Kircha w wydawnictwie Springer ani wtrącał się do polityki niemieckiej, interesują go tylko kanały telewizyjne monachijczyka. Jednak wszyscy znawcy przedmiotu wiedzą, że obietnice „medialnego Hitlera” są niewiele warte.
Kirch desperacko broni swego chylącego się ku upadkowi królestwa. Niespodziewanie udzielił wywiadu hamburskiemu tygodnikowi „Der Spiegel”, pierwszego dla tego magazynu od 15 lat! Powiedział, że w razie konieczności może odstąpić swój koncern Murdochowi – „rekinowi z ostrymi zębami”. Miało być to ostrzeżenie dla polityków: „Pomóżcie mi albo będziecie mieli tego złego Australijczyka w Niemczech”. Kirch ugodził również w kanclerza Schrödera, który ośmielił się spotkać z „brudnym kopaczem”. W wywiadzie dla „Spiegla” powiedział „Gdybym to ja był politykiem, nie wpuściłbym Murdocha na rynek. Ale to nie mój problem”. Wreszcie wyraził pewność, że Murdoch zostawi mu kości. Oznacza to: „Uważaj, Rupercie, bo połamiesz sobie na mnie zęby”.

Kirch zamierza desperacko walczyć

przynajmniej o dochodowe kanały swej telewizji.

Pewne jest, że jego imperium zostanie mocno zredukowane. Kirch sprzeda swe udziały w Springerze za 1,1 mld euro oraz w hiszpańskiej telewizji Telecino za 300 mln. Być może, pozbędzie się również udziałów w kanale telewizyjnym transmitującym wyścigi Formuły 1, chociaż, jak zapewnia, chciałby je zachować.
Eksperci wątpią, czy te posunięcia uratują KirchGruppe. Wydaje się, że politycy poprzez zakulisowe działania powstrzymają bankructwo przynajmniej do wrześniowych wyborów parlamentarnych. Gerhard Schröder nie chce startować w kampanii wyborczej jako ten, który pozwolił na upadek medialnego giganta. Jeszcze większy problem ma chadecki kandydat na kanclerza, premier Bawarii, Edmund Stoiber. Polityk ten prezentuje się w kampanii wyborczej jako znakomity ekonomista, który doprowadził swój land do rozkwitu. Tymczasem największym wierzycielem Kircha jest Bayrische Landesbank, instytucja w Bawarii o charakterze półpaństwowym. Bank ten lekkomyślnie pożyczył KirchGruppe 2 mld euro, przyjmując jako zabezpieczenie tylko archiwum filmowe, wprawdzie ogromne, ale zawierające wiele niewypałów. Jeżeli koncern Kircha upadnie, Landesbank dozna takich strat kapitałowych, że nie będzie mógł skutecznie działać na arenie międzynarodowej. Byłaby do dla Stoibera dotkliwa kompromitacja. Dlatego bawarscy urzędnicy wciąż proszą rząd federalny w Berlinie, aby za wszelką cenę ratował KirchGruppe. Czy jednak po wyborach uda się zapobiec wielkiemu bankructwu i powstrzymać pochód Murdocha? Nie wszyscy w to wierzą. „Der Spiegel” złowieszczo zatytułował artykuł o losie imperium Kircha „Umieranie na raty”.


Zagrożona Bundesliga
Trudności Kircha zagrażają także Bundeslidze. Każdy klub piłkarski pierwszej ligi otrzymuje od KirchGruppe za prawo do transmisji telewizyjnych 15 mln euro rocznie, co stanowi 25-35% klubowego budżetu. Dla zespołów drugoligowych pieniądze medialnego magnata z Monachium stanowią nawet połowę wszystkich dochodów. Kiedy ich zabraknie, przez niemiecką ligę piłkarską przetoczy się fala bankructw. Uli Hoeness, menedżer Bayernu Monachium, przewiduje radykalne oszczędności. Zarobki piłkarzy, nawet tych najlepszych, mogą w ciągu najbliższych dwóch lat zmniejszyć się nawet o 30%. Być może, kluby zgodzą się też na mniejszą zapłatę, żeby tylko uratować koncern Kircha.

 

Wydanie: 09/2002, 2002

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy