Kłamstwa ppłk. Lecha Kowalskiego

Kłamstwa ppłk. Lecha Kowalskiego

Moja trzyletnia wojna sądowa z autorem paszkwili

Toczyły się wojny 30-letnia, a nawet 100-letnia. Mnie wypadło toczyć boje w wojnie znacznie krótszej, bo zaledwie trzyletniej, ale równie wyczerpującej.

Ppłk Lech Kowalski, autor książki „Jaruzelski. Generał ze skazą” (RYTM, Warszawa 2012), zamieścił w swoim dziele m.in. informację, że na zebraniu organizacji partyjnej w Sztabie Generalnym w lipcu 1967 r. poddano krytyce moją wypowiedź, że do wybuchu wojny izraelsko-arabskiej w czerwcu 1967 r. doprowadziły prowokacje państw arabskich. Wspomniał też o tym, że za niewłaściwą (zdaniem organizacji) ocenę przyczyn wspomnianego konfliktu ukarano mnie partyjną naganą. Do relacji z tego zebrania dodał jednak od siebie fałszywą informację, że jestem oficerem pochodzenia żydowskiego, co było ewidentnym naruszeniem moich dóbr osobistych, gdyż jestem Polakiem.

Nie chciałem wdawać się w długotrwały proces. Ograniczyłem się do wzmianki w moim artykule opublikowanym w „Głosie Weterana i Rezerwisty” (grudzień 2002) wkrótce po ukazaniu się pierwszego wydania wspomnianej książki.

Lech Kowalski nie zareagował i fałszywą informację powtórzył w drugim wydaniu (Zysk i S-ka, Poznań 2012). Tym razem wysłałem do autora list z żądaniem usunięcia fałszywej informacji i przeproszenia mnie za naruszenie moich dóbr osobistych.

Odpowiedź mnie zaskoczyła. Autor dzieła stwierdził, że żądanie jest bezzasadne, i próbował mnie od wytoczenia mu procesu odstraszyć: „Jednocześnie nadmieniam, że będę również żądał od Pana upoważnienia do przeprowadzenia kwerend archiwalnych we wszystkich dostępnych instytucjach cywilnych i religijnych związanych z pana osobą (…), będę musiał babrać się w pana osobistym życiu i pańskiej rodziny sięgając do pokoleń” (pisownia oryginalna). Nie pozostało mi nic innego, jak przekazać sprawę do sądu.

W sądzie okręgowym

Miałem nadzieję, że proces się zakończy już na pierwszym posiedzeniu sądu, bo do pozwu załączyłem archiwalne urzędowe dokumenty świadczące o tym, że jestem Polakiem. Niestety, przeciągnął się, bo mój przeciwnik za zgodą sądu przeprowadzał zapowiedziane kwerendy. Spędził wiele czasu w różnych archiwach, ale dowodów mojego rzekomo żydowskiego pochodzenia nie znalazł, bo takowe nie istnieją.

Nie mogąc się powołać na autentyczne dowody, Lech Kowalski zaatakował mnie jak desperat, operując argumentami, które – z pewnością wbrew intencjom – ujawniły, że jego kwalifikacje jako historyka pozostawiają wiele do życzenia. Świadczą o tym jego pisma procesowe. Przeglądając moje akta personalne, ujrzał wpis, że moimi rodzicami byli Antoni i Tekla. W mgnieniu oka ustalił, że moja matka była Żydówką, a ja jestem Żydem, o czym poinformował mnie w odpowiedzi na pozew: „W społeczności żydowskiej pochodzenie narodowościowe przejmuje się po matce a nie po ojcu. Odsyłam do bogatych zasobów biblioteki (80 tys. woluminów) Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie. Imię matki powoda o brzmieniu Tekla uważam za trop w pożądanym kierunku celem wyjaśnienia pochodzenia narodowościowego powoda. Stąd wnoszę o przedłożenie metryki urodzenia matki powoda wraz z imionami rodziców matki i nazwiskiem rodowym babki powoda”.

Wbrew zaleceniom Kowalskiego uznałem, że wizyta w bibliotece ŻIH jest pozbawiona sensu, bo Tekla jest świętą Kościołów katolickiego i prawosławnego równą apostołom.

Aby przekonać przeciwnika, że jestem Polakiem, mimo że moja matka miała na imię Tekla, przedstawiłem w sądzie świadectwa mojego urodzenia i chrztu w obrządku katolickim, a także świadectwo gimnazjalne z 1939 r. Dla Lecha Kowalskiego nie miało to żadnego znaczenia. Oto jak w odpowiedzi na pozew potraktował te dwa dokumenty: „Odniosę się teraz do dwóch kolejnych dokumentów. Pragnę wyjaśnić, iż w okresie okupacji tysiące jak nie setki tysięcy obywateli narodowości żydowskiej dla ratowania się przed wysłaniem do obozów koncentracyjnych nabywało te dwa dokumenty mające poświadczać o narodowości polskiej i wyznaniu rzymskokatolickim”.

Stwierdził, że są to fałszywki, mimo że doskonale wiedział, że w czasie okupacji Polski przebywałem początkowo na Syberii, a potem byłem żołnierzem 1. Armii WP. Jest o tym nawet wzmianka w książce „Jaruzelski. Generał ze skazą” – w tej samej, w której zamieścił fałszywą informację o moim pochodzeniu.

Niedorzeczne są również inne argumenty, którymi Kowalski, odpowiadając na wezwanie do usunięcia fałszywej informacji, uzasadnił uznanie mnie za Żyda: „Analizując przebieg zebrania partyjnego, na którym Pana linczowano, oraz wskazania płk. Adama H., który nie miał wątpliwości, że jest Pan oficerem narodowości żydowskiej (…) miałem prawo do zakwalifikowania Pana jako oficera narodowości żydowskiej”.

„Pragnę Pana zapewnić, że nie sprzeniewierzyłem się zasadom warsztatowym obowiązującym historyka, analizę przeprowadziłem zgodnie z obowiązującymi zasadami metodologii postępowania w takim przypadku”.

Lech Kowalski nie zna zasad, o których pisze, albo usiłuje ze mnie zakpić. Czy analiza przebiegu zebrania może zastąpić lub unieważnić urzędowe dokumenty dotyczące narodowości danego człowieka?

Nie mogą być dowodem również mityczne „wskazania” płk. Adama H., których Kowalski sądowi nie przedstawił. Adama H., oficera pochodzenia żydowskiego, represjonowanego w 1967 r., poznałem na spotkaniu kombatantów, będąc już emerytem. Nie bawiłem się z nim w dzieciństwie w piaskownicy. Nie miał żadnych podstaw, aby powiedzieć Kowalskiemu, że jestem Żydem. Już dawno zmarł. Owe „wskazania” to po prostu informacja z Agencji JPP (Jedna Pani Powiedziała), z której usług Kowalski, opracowując książkę „Jaruzelski. Generał ze skazą”, bardzo często korzystał.

Mój przeciwnik był tak pewny swoich racji i skuteczności ataków na mnie, że tuż przed zamknięciem rozprawy w Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga zamieścił w piśmie procesowym apel: „Apeluję więc do Powoda i Pani Pełnomocnik o pójście po rozum do głowy i wycofanie tej sprawy z wokandy sądowej”. Sprawy nie wycofaliśmy.

Sąd okręgowy wyrokiem z dnia 21 października 2015 r. orzekł zakaz sprzedaży książki „Jaruzelski. Generał ze skazą” do czasu usunięcia z niej fałszywej informacji o moim pochodzeniu i zobowiązał Lecha Kowalskiego, aby tę informację z książki usunął. Zobowiązał go również do przekazania mi przeprosin listem poleconym.

Nie mogłem zaakceptować takiej formy przeprosin i wniosłem apelację do Sądu Apelacyjnego w Warszawie.

W sądzie apelacyjnym

Ponadroczny okres oczekiwania na rozprawę w sądzie apelacyjnym Kowalski wykorzystał do dalszych bezpardonowych ataków na mnie. Aby udowodnić, że zarzut naruszenia moich dóbr osobistych jest bezzasadny, w odpowiedzi na apelację powołał się nawet na kremlowskie kuranty. „Świat powoda pełen matrioszek i kremlowskich kurantów zawalił się wraz z Polską Ludową i powód to strasznie przeżywa. W tej nowej Polsce nigdy się nie odnalazł, stąd atakuje wszystkich, którzy nie podzielają minionego światopoglądu”.

O kremlowskich kurantach nigdy nie myśleliśmy – ani ja, ani moi krewni. W naszej pamięci tkwi coś zupełnie innego.

Mój ojciec Antoni Bielejewski bił się z bolszewikami w 1920 r. Był ranny w bitwie pod Radzyminem. Jako osadnika wojskowego na Kresach Wschodnich II RP i wroga ZSRR w 1940 r. deportowano go wraz z rodziną na Syberię.

Starszy brat ojca Stanisław, oficer WP, walczył z bolszewikami w obronie Warszawy. W 1944 r. jako żołnierz AK na Wileńszczyźnie został aresztowany przez NKWD. Ślad po nim zaginął. Jego akta personalne są w Centralnym Archiwum Wojskowym.

NKWD „zainteresowało się” także młodszym bratem ojca Józefem. Data i miejsce jego śmierci są nieznane.

Los oszczędził mojego ojca. Nie został zakatowany tak jak jego bracia przez NKWD. Przeżył syberyjską gehennę, a po niej jako żołnierz 1. Armii WP walczył z niemieckim najeźdźcą na Polskę na froncie wschodnim. W maju 1945 r. ojciec, weteran wojny z bolszewikami, wraz ze mną i moim bratem Edwardem uczestniczył w szturmie na Berlin.

We wszystkich pismach procesowych Lech Kowalski twierdził, że zarzut naruszenia moich dób osobistych jest tylko zasłoną dymną: „Narodowość jest (…) jedynie pretekstem, powodowi chodzi o zdyskredytowanie pozwanego, autora piszącego książki”. Odpowiadając na apelację, Lech Kowalski zarzucił mi, że domagam się ogłoszenia przeprosin w prasie po to, aby go „dopaść i zniszczyć (…) skompromitować w oczach czytelników jako autora nierzetelnego”.

Nie chciałem i nie chcę go „zniszczyć”. Żądałem jedynie usunięcia skutków naruszenia moich dóbr osobistych, które Kowalski ma w nosie. Sprzeciwiał się ogłoszeniu przeprosin w prasie, bo nie chce, by czytelnicy dowiedzieli się, że jest autorem niewiarygodnym. Pragnie uchodzić za wybitnego historyka i biografa, aby nadal mógł bezkarnie deptać godność i naruszać dobra osobiste ludzi, o których pisze, bo to mu sprawia niewysłowioną wręcz radość. Świadczą o tym nawet jego pisma procesowe.

Niezwykle mocne uderzenie w wojnie ze mną ppłk Lech Kowalski wykonał na rozprawie w sądzie apelacyjnym 10 marca 2017 r. W ostatniej chwili – 20 minut przed ogłoszeniem wyroku – przedstawił sądowi nowe dowody. Były to kserokopie dwóch artykułów opublikowanych w tygodniku „Do Rzeczy”, tekstu Sławomira Cenckiewicza „Generał bez skazy?” (nr 30/181 z 25 lipca 2016 r.) i wywiadu z Lechem Kowalskim przeprowadzonego przez Wojciecha Wybranowskiego (nr 31/182 z 1 sierpnia 2016 r.). Cenckiewicz pisze o dożywotnim wpływie gen. Jaruzelskiego na sytuację w kraju, a Wybranowski o szykanach, które dotknęły Kowalskiego po ukazaniu się jego książki.

We wniosku o włączenie tych publikacji do akt sprawy jako dowodów Kowalski, powołując się na ich treść, napisał: „W świetle powyższego złożona przez Powoda apelacja jest tym bardziej bezzasadna i nie zasługuje na uwzględnienie”.

Za sformułowaniem „W świetle powyższego” kryła się jednak absolutna pustka. W świetle czego sąd miałby moją apelację odrzucić? To nie gen. Jaruzelski polecił Kowalskiemu zamieścić w książce informację, że jestem oficerem pochodzenia żydowskiego. Mój frontowy kolega Wojciech Jaruzelski dobrze mnie znał i wiedział, że jestem Polakiem. Zamieszczenie fałszywej informacji o moim pochodzeniu to suwerenna decyzja Kowalskiego. Nie miały z tym nic wspólnego ani kremlowskie kuranty, ani gen. Jaruzelski.

Nie ma żadnego związku z przedmiotem procesu także opowieść Kowalskiego o szykanowaniu go z powodu wydania przez niego biografii gen. Jaruzelskiego. Fałszywą informację o mnie zamieścił przed szykanami, które go podobno dotknęły.

Nowe „dowody” sąd apelacyjny odrzucił i moją apelację uwzględnił. Wyrokiem z dnia 10 marca 2017 r. zmienił formę przeprosin określoną przez sąd okręgowy. Ppłk Lech Kowalski ma przekazać mi przeprosiny nie listem poleconym, lecz zamieszczając stosowne ogłoszenie na łamach „Gazety Wyborczej”.

Prawomocny pozostaje wyrok sądu okręgowego z dnia 21 października 2015 r. zobowiązujący Kowalskiego do usunięcia z książki „Jaruzelski. Generał ze skazą” fałszywej informacji, że jestem oficerem pochodzenia żydowskiego, i orzekający zakaz sprzedaży tej książki do czasu usunięcia z niej wspomnianej informacji.

Tak się zakończyła moja trzyletnia wojna z tow. ppłk. Lechem Kowalskim. Była zbyt długa, bo autor książki „Jaruzelski. Generał ze skazą”, mimo że pisał o ludziach, nie znał pojęcia dobra osobiste człowieka i nie wiedział, że pozostają one pod ochroną prawną. Jakże trafnie ocenił to dzieło prof. dr hab. Wojciech Wrzesiński, były prezes Polskiego Towarzystwa Historycznego, w recenzji dla wydawnictwa RYTM: „Praca jest tylko pozornie o charakterze naukowym. (…) W rzeczywistości książka w obecnej formie stała się publicystycznym paszkwilem (…), niektóre sformułowania i oceny pojedynczych osób, nie tylko Wojciecha Jaruzelskiego, doprowadzą zapewne do procesów sądowych”. I tak się stało.

Mam nadzieję, że porażka w procesie sądowym skłoni Lecha Kowalskiego do wyciągnięcia właściwych wniosków i jego kolejne publikacje zyskają oceny znacznie lepsze aniżeli dzieło jego życia – książka „Jaruzelski. Generał ze skazą”.

Autor jest płk. dypl. w st. spocz., sybirakiem, uczestnikiem szturmu na Berlin, kawalerem Orderu Wojennego Virtuti Militari

Wydanie: 2017, 37/2017

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Lech Kowalski
    Lech Kowalski 28 listopada, 2017, 17:29

    Informuję, iż w trakcie trwającego procesu płk Czesław Bielejewski nie był w stanie przedłożyć: aktu I Komunii Świętej, aktu bierzmowania, aktu zawarcia małżeństwa w tradycji katolickiej, aktu chrztu dzieci, bierzmowania itd. Zero!

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Lech Kowalski
    Lech Kowalski 30 listopada, 2017, 18:09

    Od pierwszego wydania książki (2002) i II wydania w 2012 oraz ukazania się filmu pt. „Towarzysz Generał” – tow. Bielejewski uznał, iż nie jest oficerem WP narodowości żydowskiej.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 23 stycznia, 2021, 19:30

      Bardzo pana cenię i słucham wszystkiego co Pan mówi ,ale mam kilka pytań ,czy był pan tzw arbuzem czyli oficerem politycznym w LWP a co za tym idzie członkiem PZPR bo bez tego nie było szans na stopień ppłk , jeśli tak to kiedy opuścił pan szeregi tej zbrodniczej organizacji i co pan porabiał w stanie wojennym ?
      Przepraszam to nie jakaś zaczepka , po prostu jestem ciekaw
      Pozdrawiam

      Odpowiedz na ten komentarz
  3. Lech Kowalski
    Lech Kowalski 1 grudnia, 2017, 19:01

    Przez 10 lat, tow. Bielejewskiemu to nie przeszkadzało. Dlaczego ?

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Karolek749 Edward
      Karolek749 Edward 27 września, 2020, 22:25

      Przecież nie jest powiedziane, że należy czytać wypociny jakiegoś „historyka ” z bożej laski – z chwilą ukazania sie pozycji na półkach księgarni. Z tego widać , jak obecni „historycy” łącznie z „naukofcem” Cenckiewiczem przekazują wiedzę o minionym Czasie na zasadzie są : trzy prawdy …..

      Odpowiedz na ten komentarz
  4. Anonim
    Anonim 16 stycznia, 2018, 16:24

    „Od pierwszego wydania książki (2002) i II wydania w 2012 oraz ukazania się filmu pt. „Towarzysz Generał” – tow. Bielejewski uznał, iż nie jest oficerem WP narodowości żydowskiej”. W jakim języku pan Kowalski jest łaskaw pisać? Z polską składnią jego wypowiedź nie ma nic wspólnego. Ja też nie jestem w stanie przedłożyć aktu chrztu, bierzmowania itd. – to oznacza że jestem Żydem? Już pędzę po paszport do ambasady Izraela

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 23 stycznia, 2021, 19:17

      a ja mogę bez problemu ,wszystko znajdę w swojej parafii ,ot taki fart ???? miejsce publikacji tych wypocin mówi samo za siebie, wszyscy towarzysze byli polakami nawet ci co nie mówili po polsku 🙂

      Odpowiedz na ten komentarz
  5. Anonim
    Anonim 28 kwietnia, 2018, 22:43

    Nie wiem co chce osiągnąć Pan Kowalski. NIe ma żadnego dowodu na żydowskie pochodzenie oficera LWP. Czyli słowo nieżyjącego ważniejsze niż słowo żyjącego ?

    Odpowiedz na ten komentarz
  6. Wacław Koniuszko
    Wacław Koniuszko 10 stycznia, 2019, 13:51

    Dokumenty Polaków wywiezionych na Syberię były bardzo cenne dla NKWD. Całe rodziny ginęły a ni stąd ni zowąd „znajdował” się jeden ocalały
    tzw. matrioszka, w rzeczywistości funkcjonariusz NKWD, fizycznie podobny do jednego z zamordowanych Polaków, który wstępował do LWP jako Polak mając dokumenty po zamordowanym polskim zesłańcu.
    Do takich podmianek często delegowano funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego ponieważ niektórzy z nich znali język polski i byli fanatycznymi wrogami Polski i Polaków. Po wojnie pozostawali oni w LWP tworząc agenturę sowiecką w strukturach PRL.
    Tak więc nasuwa się pytanie: Kim tak naprawdę jest Pan Bielejewski ???

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Wagina
      Wagina 21 marca, 2020, 21:04

      Dowody, baranie, dowody. Przez analogię nasuwa się pytanie czy Wacław Koniuszko i Lech Kowalski to dwa stare chuje. Chociaż nie ma bezpośrednich dowodów to jednak ich wypowiedzi sugerują taki właśnie scenariusz.

      Odpowiedz na ten komentarz
      • Anonim
        Anonim 31 maja, 2020, 12:54

        Towarzyszko komunistko o wdzięcznym i przystającym anonimie (a może to zakamuflowany towarzysz ?) mniej emocji proszę, bo na tę Waszą Towarzyszko starość żyłka Wam pęknie na fioletowym licu buuuum, i obryzga Waszym intelektem otoczenie. A fuj. I proszę Towarzyszko o język polski, nie zaś ów piękny resortowy wolapik. Wszak piszecie na forum nie zaś egzekutywie KC. Dasvidaniya

        Odpowiedz na ten komentarz
      • Karolek749 Edward
        Karolek749 Edward 27 września, 2020, 22:35

        100 % Lech Kowalski = Wacław Koniuszko .” Historyk ” sie podszywa pod postać historyczną Koniuszko.

        Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 23 stycznia, 2021, 19:21

      baaardzo trafna uwaga

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 23 stycznia, 2021, 19:23

      bardzo cenna uwaga

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy