Kłopoty z kalendarzem

Wszystko wskazuje na to, że 1 stycznia 2000 roku będziemy obchodzić dwutysięczną rocznicę Niczego Ważnego

1 stycznia 2000 roku – ta data budzi emocje. Nie ma wątpliwości, że bardziej okrągłej nie dożyjemy. Już od kilku miesięcy specjaliści od marketingu robią wszystko, by nas przekonać, że będzie to moment wyjątkowy. Ogłaszają przełom wieków, nadejście nowej ery, nowego tysiąclecia. Wprawdzie każdy pamięta ze szkoły, że wiek XXI zacznie się za rok, 1 stycznia 2001 (wszak roku zerowego nie było), i dopiero wtedy można będzie mówić o początku trzeciego tysiąclecia, ale ten fakt jakoś umyka w ogólnym entuzjazmie. Socjologowie twierdzą, że działa tu magia cyfr: rok dwutysięczny „wygląda” bardziej niezwykle niż dwutysięczny pierwszy, magia trzech zer wywołuje w nas chęć celebry.

Na pytanie, od czego minie wkrótce 2000 lat, jakież to wydarzenie chcemy tak hucznie świętować, wiele osób odpowie, że chodzi o narodziny Chrystusa. I nie ma większego znaczenia fakt, że z tymi obchodami jesteśmy o kilka lat spóźnieni. Już wiele lat temu historycy udowodnili, z Kościół nie zaprzeczył, że w obowiązującym nas kalendarzu gregoriańskim jest błąd czteroletni, a wedle najnowszych ustaleń – siedmioletni, toteż od urodzenia Chrystusa minęło nie 2000 lat, lecz 2003 albo 2006 lat.

Pomyłka jest winą rzymskiego mnicha, Dionizjusza, który opracowując w VI wieku n.e. kalendarz chrześcijański, zawierający daty ważnych świąt religijnych, wpadł na pomysł, aby lata nowej ery numerować od narodzin Jezusa. Wcześniejsza chronologia rzymska liczyła bowiem lata od założenia Rzymu, co, jak sądzono, miało miejsce w 753 r. p.n.e. Propozycja Dionizjusza, by narodziny Jezusa przyjąć za początek nowej ery, spotkała się z poparciem ważnych osobistości z kręgu kultury chrześcijańskiej. Problem był w tym, że narodziny Jezusa uznano za doniosłe wydarzenie dopiero kilkaset lat później, brakowało wiarygodnych dokumentów, określających tę datę.

Księżyc kontra Słońce

Z porządkowaniem czasu zmagały się już starożytne cywilizacje. Własne kalendarze opracowali starożytni Egipcjanie, Żydzie, Babilończycy, Sumerowie, Hindusi, Rzymianie, Grecy, Chińczycy, Majowie, Aztekowie i Inkowie. Np. Majowie, posługujący się kalendarzem słonecznym, w którym rok miał 265 dni podzielonych na 18 miesięcy, po 20 dni każdy plus pięć nadwyżkowych dni „luzem”, grupowali lata po 52, co związane było z ich 260-dniowym cyklem rytualnym. Egipcjanie liczyli lata panowania poszczególnych faraonów, nie sumowali ich. Podobnie postępowali Japończycy.

Największy kłopot sprawiało twórcom kalendarza to, że długości doby, miesiąca księżycowego i roku słonecznego są niewspółmierne. Wprawdzie już w IV wieku p.n.e. astronomowie greccy wyliczyli, że rok równikowy (trwający między kolejnymi przejściami Słońca przez punkt równonocy wiosennej leżący na równiku niebieskim) liczy ok. 365,25 doby, zaś miesiąc księżycowy (od nowiu do nowiu) ok. 29,5 doby. Do tych samych wniosków doszli chińscy astronomowie już w XVII w. p.n.e. Wiadomo było zatem, że nie ma możliwości, aby kalendarz miał całkowitą liczbę miesięcy zawierających stałą liczbę dni. Mimo to przez wiele stuleci nikomu nie udało się opracować systemu liczenia czasu, który po latach nie traciłby kontaktu z rzeczywistością.

Wiosna w lecie

Część astronomów za wszelką cenę chciała zachować w kalendarzu związek miesięcy z cyklem księżycowym i roku z cyklem słonecznym, ale było to nadzwyczaj trudne. Nie udawały się liczne sztuczki, próbujące gdzieś „upchnąć” nadwyżki czasu gromadzone przez lata. Na przykład kalendarz grecki zwiastował wiosnę, kiedy na dworze szalały jeszcze zamiecie śnieżne. Z kolei rzymski kalendarz republikański po kilku stuleciach użytkowania, w 50 roku p.n.e wskazywał równonoc wiosenną o 60 dni za późno, dopiero w maju. W końcu Juliusz Cezar zdenerwował się na oszukańczy kalendarz i kazał opracować nowy. Tak powstał kalendarz słoneczny, dzielący rok na 12 miesięcy (już nie skorelowanych z cyklem księżycowym) o nierównej długości, liczących w sumie 365 dni. Co 4 lata dodawana jeden dzień do najkrótszego miesiąca, dzięki czemu średnia długość roku wynosiła 365,25 dnia. Ten kalendarz, zwany juliańskim, liczył czas od 1 stycznia 45 r. p.n.e. następca Cezara, Oktawian August trochę go ulepszył, wprowadził nazwy miesięcy, obowiązujące do dziś, przy czym uczcił imię własne i poprzednika (w wielu językach nazwa lipiec nawiązuje do imienia Juliusz, sierpień – do imienia August). Potem, gdy chrześcijaństwo stało się obowiązującą religią w Cesarstwie Rzymskim, do kalendarza wprowadzono dodatkowy podział na siedmiodniowy tydzień. Kiedy w VI w. n.e. wspomniany Dionizjusz zreformował kalendarz, licząc lata od narodzin Jezusa, przybrał on współczesną formę.

Po niemal tysiącu latach użytkowania kalendarza juliańskiego okazało się, że późni się on o 10 dni w stosunku do zjawisk atmosferycznych. Powód był taki, że rok liczy nie 365,25 doby, lecz ok. 365,2422 doby. Błąd skorygowali astronomowie na wniosek Grzegorza XIII w 1582 r. Poprawka dotyczyła liczenia lat przestępnych (wszystkich o liczbach podzielnych przez 4) i „przeskoczenia” o 10 dni, które wadziły w kalendarzu juliańskim. Zreformowany kalendarz, zwany gregoriańskim, szybko stał się obowiązujący w państwach katolickich. Jednak chociaż uczeni uznali gregoriański model za najdoskonalszy, niektóre państwa nie chciały go zaakceptować jeszcze w XX wieku, jak np. Turcja i Chiny.

Na bakier z Sylwestrem

Najpóźniej kalendarz gregoriański przyjęła Rosja – dopiero w 1918 r. – czego do dzisiaj nie uznaje cerkiew, obchodząca święta chrześcijańskie według kalendarza juliańskiego, czyli dwa tygodnie później niż reszta chrześcijan. Zatem prawosławni Rosjanie posługują się dwoma kalendarzami – na co dzień urzędowym gregoriańskim i od święta religijnym juliańskim. Dzięki temu wielu z nich dwa razy obchodzi Nowy Rok, raz w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia i drugi raz – za dwa tygodnie.

Na bakier z kalendarzem gregoriańskim są też muzułmanie. Wprawdzie posługują się nim na forum międzynarodowym i zgadzają z jego podziałem wewnątrz roku, ale lata nowej ery liczą od „hidżry”, czyli ucieczki Mahometa z Mekki do Medyny, która miała miejsce w 622 r. n.e. Dla wielu milionów muzułmanów jest dopiero 1378 r., na emocje związane z okrągłą liczbą 2000 przyjdzie im poczekać jeszcze 622 lata.

Z kolei wyznawcy judaizmu liczą lata od biblijnego stworzenia świata, co podobno zdarzyło się w 3758 r. p.n.e., zatem w kalendarzu żydowskim jest obecnie 5760 r. Jeszcze późniejszy rok wskazuje kalendarz masoński – 5999 – który nie dzieli czasu na starą i nową erę i za początek chronologii uznaje moment, w którym powstawały wielkie dzieła kultury.

Na Bali i Jawie obowiązują dwa jednoczesne kalendarze: urzędowy, liczący 12 miesięcy oraz religijny , 9-miesięczny ogłaszany co roku przez kapłanów w świątyniach.

Historycy twierdzą, że – niezależnie od tego, jakim posługują się kalendarzem – 2000 lat temu nic ważnego nie wydarzyło się na świecie. Wygląda więc na to, że z wielką pompą będziemy świętować rocznicę Niczego Ważnego.

Wydanie: 02/1999, 1999

Kategorie: Społeczeństwo
Tagi: Ewa Likowska

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy