Klucz

Kuchnia polska

Jeden z bohaterskich nowojorskich strażaków, którzy przyjechali do nas w rocznicę 11 września 2001 roku powiedział, że jeśli ktoś chce wyobrazić sobie terrorystyczny atak na World Trade Center powinien przypomnieć sobie najgorszą rzecz, jaką widział w życiu i pomnożyć ją przez tysiąc. Tak się jednak składa, że powiedział to w mieście, które przed pół wiekiem całe wyglądało jak gruzy World Trade Center i gdzie żyją jeszcze ludzie, którzy ów akt zniszczenia oglądali na własne oczy. Żyją także ludzie, którzy oglądali zniszczone przez dywanowe ataki lotnicze Drezno, którzy mieszkali w zrównanym z ziemią przez pociski rakietowe Coventry, którzy pamiętają Hiroszimę.
Nie chodzi tu o żadną licytację. Atak 11 września był zdarzeniem wstrząsającym, ta data przeszła już do historii jako jeden ze wspólnych dramatów ludzkości. Chodzi jednak o wnioski, jakie mogą z niego wynikać.
Pokolenie, które przeżyło Warszawę, Drezno, Coventry i Hiroszimę wysnuło stąd wniosek ogromnie prosty: nigdy więcej wojny. Jak wiadomo, wniosku tego nie udało się wprowadzić w życie. Od zakończenia II wojny światowej było zaledwie kilka migawkowych okresów, w których nigdzie na świecie nie toczyła się żadna wojna, a liczba poległych w tych konfliktach żołnierzy, a zwłaszcza cywilów, zbliża się do bilansu poległych podczas II wojny światowej. Udało się jednak osiągnąć kilka częściowych sukcesów. Do czasu wojny o Kosowo nie było wojny na kontynencie europejskim. Do tego też czasu w Niemczech obowiązywała zasada, że Wehrmacht ani Luftwaffe nie mogą walczyć poza granicami kraju. W Japonii do dziś obowiązuje zakaz broni nuklearnej. Powstrzymywanie się od wojny ma więc jakiś sens.
Wnioskiem z 11 września jest wojna z terroryzmem, która trwa już rok i której przewodzą Stany Zjednoczone. Toczy się ona w imię demokracji i praw człowieka. Ale każda wojna niesie ze sobą konieczność ograniczeń ponoszonych dla zwycięstwa. Jest faktem, że od czasu tej wojny ograniczeniom, w imię bezpieczeństwa, podległa wolność podróżowania, zwłaszcza w ruchu lotniczym, a wielu ludzi w ogóle zrezygnowało z tego typu podróży. W USA wprowadzono sądownictwo wojenne, wymierzone w terroryzm, gdzie nie ma apelacji i dopuszcza się karę śmierci. Zezwolono na kontrolę korespondencji i rozmów telefonicznych. W obozie w Guantanamo przetrzymuje się jeńców wojennych, niewątpliwie związanych z talibami i Al Kaidą, wobec których nie obowiązuje konwencja genewska. Są to oczywiste ofiary złożone w wojnie z terroryzmem przez demokrację i prawa człowieka.
Co jednak naprawdę powinno nas zastanawiać to fakt, że osiągnięte przez rok tej wojny sukcesy są nader umiarkowane. Czytaliśmy, że następnym czynem terrorystycznym Al Kaidy po ataku 11 września stała się wojna bakteriologiczna, toczona przy pomocy śmiercionośnego wąglika. Ale nie wykryto sprawców tego ataku, nie wiadomo, czy była to Al Kaida, czy po prostu jakiś szaleniec. Czytamy, że w Szwecji schwytano jakiegoś Tunezyjczyka, który zamierzał porwać samolot pasażerski i rozbić go o którąś z ambasad w Anglii. Ale nie porwał i nie rozbił, więc jego zamiar jest jedynie domysłem. Czytamy, że rok temu terroryści zamierzali rozbić samoloty z pasażerami nie o World Trade Center i Pentagon, lecz o amerykańskie elektrownie atomowe. Możliwe, ale tego nie zrobili. Co jakiś czas pokazuje się nam zdjęcia jakichś orientalnie wyglądających osobników, twierdząc, że są to schwytani terroryści. Być może wywiady walczące z terroryzmem wiedzą o nich znacznie więcej i mają w ręku niezbite dowody ich działań terrorystycznych. Ale opinia publiczna dostaje wiadomości jedynie hipotetyczne i niejasne.
Nie znaczy to bynajmniej, że terroryzmu nie ma i że nie jest on śmiertelnym zagrożeniem. Jest, czai się, zagraża światu. Ale znaczy to, że przez ubiegły rok nie znaleziono klucza, aby go wykryć, zlikwidować jego ośrodki, poznać i unicestwić jego plany.
Takim kluczem miała być wojna w Afganistanie. Wojna ta zrujnowała do reszty ten nieszczęsny kraj, sprawiła też, że liczba afgańskich cywilnych ofiar, kobiet i dzieci, zbliżyła się do liczby pogrzebanych pod gruzami World Trade Center. Jej celem miało być rozbicie Al Kaidy, schwytanie żywego lub martwego Osamy bin Ladena i mułły Omara, lecz obaj się wymknęli. Miało być także zaprowadzenie stabilności politycznej w Afganistanie, gdzie właśnie przed kilkoma dniami dokonano zamachu na prezydenta, a walki plemienne trwają nadal.
Teraz prezydent George W. Bush twierdzi, że kluczem do wojny z terroryzmem jest Irak, który należy ponownie zaatakować i obalić tyrana Saddama Husajna, pogląd prezydenta podziela premier brytyjski, Tony Blair, którego w stan euforii wprawiała także wojna o Kosowo. Ale inni przywódcy Zachodu mają co do tego wątpliwości. Że Saddam Husajn jest tyranem, o tym świadczy choćby jego postępowanie wobec Kurdów, których wytruł gazem. Ale nie ma dowodów na to, że Irak jest ośrodkiem terroryzmu, albo że produkuje broń masowej zagłady, chociaż niewątpliwie stojąc w obliczu wojny z największym mocarstwem świata, jakoś się zbroi. Irak jest obsesją obecnej administracji amerykańskiej, Husajna bezskutecznie obalić chciał Bush senior, teraz syn chce być lepszy od ojca. Wiceprezydent Cheyney i sekretarz stanu Powell byli dowódcami w wojnie z Irakiem i twierdzą, że wówczas nie doprowadzili jej do końca. Teraz traktują ją jako wojnę prewencyjną, powołując się na przykład Monachium, kiedy to małoduszna Europa nie zaatakowała Adolfa Hitlera, czego konsekwencją była Warszawa, Drezno, Coventry i Hiroszima. Jest to argument mocny, tak mocny, że zalatuje szantażem.
Wojna z Irakiem jest bowiem niewiadomą. Amerykanie twierdzą, że jest ona kluczem do wojny z terroryzmem, choć nie ma na to namacalnych argumentów. Przeciwnicy tej wojny twierdzą, że będzie ona kluczem do niewyobrażalnej terrorystycznej wojny ze światem islamu, który – mimo animozji – stanie po stronie Saddama, choć nie ma na to namacalnych argumentów.
Są również i tacy, którzy twierdzą, że klucz do walki z terroryzmem leży w ogóle zupełnie gdzie indziej i nie wykopią go żadne bomby ani rakiety, lecz zmiana kierunku, w którym zmierza świat. Na co też nie ma namacalnych argumentów.

 

Wydanie: 2002, 37/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy