Koalicja wysmażona

Koalicja wysmażona

Nikt nikogo nie ugotował i nikt nikogo nie zjadł.
Najlepsi byli politycy z SLD i PSL

Zaczęło się od protestu kibiców zorientowanych na prawicę – dlaczego fartuchy uczestników konkursu są czerwone, to daje preferencje SLD. Ledwo udowodniono brak złej woli organizatorów, kucharze spod znaku AWSP i PSL tak się wyrwali do przodu, że popełnili falstart. Czujny Ryszard Kalisz (SLD) powołał się na prawo, które ma być równe dla wszystkich. Ci, których przed czasem dopadł amok wygranej, dostali upomnienia.
Organizatorem konkursu „Gotowanie polityków” było Centrum Multimedialne Foksal. Stoły do przyrządzania posiłków ustawiono w ogrodzie Domu Dziennikarza. Ponieważ politycy różnych partii stali koło siebie z dużymi, ostrymi nożami, nad ich bezpieczeństwem dyskretnie czuwali wyjątkowo barczyści mężczyźni, ubrani dla niepoznaki w kucharskie czapki.
Poziom kulinarny potraw mieli ocenić zaproszeni goście, oddając głos do urny wyborczej. Kryteria: nazwa potrawy, kompozycja smakowa, wygląd.
Wszyscy dostali te same składniki: dużo przypraw, kostkę warzywną, oliwki, oliwę, śmietanę, po pół kostki masła, jogurt, już ugotowane: ryż, makaron i ziemniaki, jedną główkę czosnku, 20 g boczku, piersi kurczaka i indyka, wołowinę, żółty ser, po trzy surowe jajka, pół kilo mąki, whisky i szklankę mleka. Na przygotowanie potrawy mieli pół godziny.
Dla polityków to mało, o czym świadczyła nerwowa atmosfera na pięć minut przed finałem, a także bałagan po zakończeniu, szczególnie widoczny na stole UW. Zwłaszcza Ludwik Dorn wyglądał na bezradnego w kuchni. Nie wiedział, że leczo w emaliowanym garnku trzeba stale mieszać. – Przypalasz – dramatycznym szeptem ostrzegał życzliwy mu kolega.
Jednak wszyscy jakoś dobrnęli do końca.
Podliczono głosy: jeden okazał się nieważny, bo ktoś typował wszystkie partie.
Zwycięzców było dwóch: SLD i PSL zdobyły po 73 głosy. Następne miejsce zajęły: Platforma Obywatelska – 46 głosów, UW – 42 głosy, AWS – 24 głosy. Ostatnia lokata przypadła Prawu i Sprawiedliwości – 17 głosów.
Ludwik Dorn, kapitan ekipy PiS, po ogłoszeniu wyniku eliminacji powiedział, że przyjmuje go z ewangelickim spokojem, gdyż jako wierzący wie, że ostatni będą pierwszymi. A poza tym na Foksal nie ma miejsca dla sprawiedliwości. Jego córka widziała, jak ktoś wrzucał do urny 17 kart do głosowania.
Ryszard Kalisz po ogłoszeniu że „zielone i czerwone są razem” oznajmił z powagą: – To wynik demokratycznego głosowania. – Koalicja jest ugotowana – orzekł Jarosław Kalinowski. I dodał jeszcze, że w Polsce tak to bywa w wyborach: wrzuca się Mikołajczyka, a wychodzi Gomułka.
Marek Borowski spoglądał nie tyle w przeszłość, co na ociekającą tłuszczem patelnię, na której ludowcy usmażyli kurczaka w panierce. – PSL oznacza ciężką kuchnię, a SLD wdzięk i bezpretensjonalność – skomentował z właściwą sobie powściągliwością. Wiesław Kaczmarek, który cenne pół godziny przeznaczone na przygotowanie potrawy przegadał z kibicami (a mógł chociaż zarobić mąkę na kopytka, które były potrzebne do „brak kworum”), przestrzegł kapitana Borowskiego, że „ta zabawa nabrała politycznego temperamentu”.

Co się za tym kryje?
Najbardziej przegrany zespół Prawa i Sprawiedliwości zaserwował danie o nazwie „miękki indyk, twarde prawo”. Ci, którzy próbowali, twierdzili, że był to… twardy indyk w miękkich warzywach.
AWSP przyrządziła „bauczo wyborcze leczo” z reklamowaną na męską potencję niespodzianką w środku – papryką czuszką. Nazwa dania jest hołdem oddanym ministrowi finansów, Jarosławowi Baucowi. Przygotowano dwie wersje – normalną i dla twardzieli gotowych na wszystko. Ta druga nazywa się „machobauczo”. Ekipa wysłała próbkę dania do konkurentów z SLD. Marek Borowski zaryzykował i połknął. Posłańcowi Tomaszowi Wełnickiemu kazał przekazać złą wiadomość: „machobauczo” wygląda tak samo, jak obecny stan finansów publicznych. Jest podbełtane, nie wiadomo, co się w nim kryje, a po zjedzeniu człowiekowi się odbija.
UW kusiła wyborców „chłodnikiem słomianego wdowca”, takim na łapu-capu, bez buraczków i botwiny, w kolorze naturalnego jogurtu, oraz „sałatką na zgodę”. Sałatka miała kruchą podstawę z liścia lodowej sałaty. W jej skład wchodziły oprócz warzyw paseczki surowej, zdrowej – jak zapewniali politycy Unii – wołowiny, peklowanej przez kwadrans.
Platforma Obywatelska zaprezentowała „kurczaka po prezydencku” i „sałatkę adwokacką”.
Ludowcy przygotowali „polską fantazję opartą o piersi” (indyk faszerowany pieczarkami i cebulą, plus ziemniaki z sosem). Nazwa zdradzała, że jeden z członków ekipy PSL uważa się za poetę.
Natomiast zwycięscy politycy Sojuszu popisali się daniem z indyka „brak kworum” – nie było w nim indyka, bo wyszedł. Ta kulinarna oferta przybrała postać platforemek, uformowanych niczym babki z piasku. Podano też napój sprawozdawcy sejmowego „dwa w jednym”: whisky plus jogurt. Pierwszy składnik dla kurażu, by łatwo wchodzić na mównicę, drugi dla natychmiastowego złagodzenia kaca po wystąpieniu. Pracowita lewica przygotowała jeszcze „sałatkę partyjną – sondaż przedwyborczy”. Na tacy dominował kolor czerwony (pomidory), który sąsiadował z zielenią (ogórki). W śladowej ilości pojawiły się inne barwy, niektóre podejrzane, np. cukinia nietrwale przefarbowana na granatowo (atramentem?).
Monika Mizielińska-Chmielewska, prezes firmy Media Trend zarządzającej Centrum, podsumowała na koniec imprezy: – Udało się. Nikt nikogo nie ugotował i nikt nikogo nie zjadł.


Partie reprezentowali:

SLD – Marek Borowski, Wiesław Kaczmarek, Ryszard Kalisz;
AWS – Tomasz Wełnicki, Andrzej Anusz, Piotr Wójcik;
PO – Marta Mordasewicz-Zubrzycka, Robert Smoktunowicz, Paweł Piskorski (mógł sobie pozwolić na opuszczenie ratusza, bo tego dnia Warszawą rządził Zbigniew Twardowski, który za pieniądze dla powodzian wylicytował na jeden dzień prezydencki fotel);
PiS – Ludwik Dorn, Adam Bielan, Mirosław Styczeń;
PSL – Tadeusz Gajda, Jarosław Kalinowski Franciszek Stefaniuk;
UW – Andrzej Potocki, Barbara Imiołczyk, Jerzy Wierchowicz.

Wydanie: 2001, 35/2001

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy