Kobieta narysowana

Kobieta narysowana

Gdy się spojrzy na sztukę dawną, można dostrzec, jak odkrywała typ idealnej kobiety. Zawsze istniały w malarstwie mody na najrozmaitsze kobiety. Rokoko zachwycało się rozpustnymi lolitkami o kształtach Wenery, empire – dorosłymi paniami o kształtach Telimeny, XIX wiek wrócił do nietkniętych dziewic, chociaż te, jak ta słynna służąca królowej Wiktorii, wcale takie cnotliwe nie były. Służąca królowej Wiktorii to klasyczny przykład kobiety upadłej, która dzięki temu, że była kobietą, nie stała się upadłą. Poszła z gwardzistą do Hyde Parku, zaszyła się z nim w trawie, zabawiała, a gdy inne damy dworu doniosły królowej, ta nie uwierzyła. Po pierwsze była to jej ukochana służąca, a po drugie zdaniem królowej takie rzeczy nie mogły dziać się w Hyde Parku. Odtąd londyński Hyde Park słynie z tego, że wszystko tam robić wolno.
Kanon kobiety niewiele się od renesansu zmienił. Mucha zaczął od bardzo klasycznych pań, a potem przyszła secesja, jednemu z malarzy odrzucili dużą rudowłosą dziewczynę o płaskich piersiach z wyraźnie pigmentowanymi sutkami, za szerokimi biodrami, za cienkimi udami, do tego z płaskim pośladkiem – wszystko, co było brzydkie według klasycznego wzorca. Miała też coś duchowego w twarzy, bez tego wtedy w ogóle nie zaczynano malować, to musiała być postać coś znacząca. Obraz został potraktowany jako pornografia, działo się to około 1900 roku, chyba w Wiedniu. Uznano, że przyzwoita kobieta tak nie wygląda. Potem ten typ kobiety stał się prawie obowiązkowy. Panował przez lata. Po tym, co wyczyniał Picasso, malując te krótkonogie panie z Awinionu, skończyła się era kobiety klasycznej. Dzisiaj nie ma wzorca. Po to, żeby powstał wzorzec, trzeba coś umieć.

W twarzach nie ma wielkiej tajemnicy.

Są bez wyrazu. Malarze nie potrafią wymyślić swoich kobiet.
Gdy się maluje twarz kobiety, trzeba bardzo uważać. Jak sobie człowiek nie daje rady z twarzą, niech wyraz przerzuci na ręce, nogi, skurczone sutki czy inne rzeczy, które robi się dla ekspresji. Wtedy należy zostawić byle jaką heroiczną twarz, byle nie była twarzą ślicznoty ani bogini, tylko twarzą w ogóle. Tak wygląda Atena na tetradrachmie ateńskiej z IV wieku: jest neutralna. Jakoś trzeba do tej neutralności dążyć. Najczęściej sam robię ten zabieg, bo rzadko mi się udaje zrobić twarz taką, w której bym potrafił zawrzeć wszystko, co chcę, to znaczy potrafię, ale wtedy wychodzi mi już ilustracja. Rozegrać obraz twarzami jest niesłychanie trudno. Ważne są kierunki spojrzenia. Mamy jakąś bryłę, formę czy plamę i obok głowa – czy patrzy w dół, czy w górę, będzie w tym samym ruchu, i teraz wystarczy spojrzenie – zależnie od tego, czy kieruje się w dół, czy w górę, buduje mi inną bryłę, z linii, które powstają. Strasznie łatwo wejść przy tym w tandetę. Wysokiej klasy twarze malował Żmurko. Wychodziły mu piękne prasamice, wszystkie minutkę przed orgazmem, nigdy w czasie. Doskonale dawał sobie z tym radę, ale nie jest malarzem wielkim, tylko popularnym.
Gdy się trenuje, waga mięśniowa się zwiększa, a figura zyskuje. O tej stronie urody kobiety kompletnie zapominają. A człowiek jest w istocie piękną machiną. Panie twierdzą, że się boją trenować, bo im mięśnie od tego urosną, a jest to przecież mało kobiece. Przyglądałem się aktom z XV wieku, kiedy zaczęto je rysować. Jeden z włoskich malarzy zawsze szedł ze swoimi kolejnymi dziewczynami nad wodę, tam siadał i rysował, jak pływają, biegają, czasami udawało mu się uchwycić przy tym jakiś gest statyczny. Zauważyłem jedną rzecz: u tych kobiet były zupełnie inaczej rozwinięte łydki. Z wyjątkiem okresu ciąży lub po nim mają one dużo mniejsze brzuchy, ładnie narysowane. Wiele kobiet robi wrażenie wręcz suchych, wtedy nie są już tak ładne w swojej chudości. Różne piękności gotyckie to panie właśnie z tamtych czasów. Te kobiety żyły w ciągłym ruchu, po zwykłe jajka do klusek szły kilka kilometrów, a takich wyjść miały kilka w ciągu dnia. Stąd dużo bardziej są machiną niż współczesne kobiety. Jednak ruch robi swoje. Nie mogę powiedzieć, żeby zawsze mnie zachwycały; inna sprawa, że to były kobiety z Południa, a te nigdy nie są tak urodziwe jak te z Północy. Ich buzie są ładne, ale z ciałami różnie bywa. Miały, o dziwo, dłuższe nogi, ponieważ od pokoleń dużo chodziły. Były niższe, ale nogi ich są proporcjonalnie dłuższe od nóg dzisiejszych kobiet.
Mówi się, że kobiety Rubensa są tłuste i mają cellulitis, a ja próbowałem je tak malować i okazuje się, że trzeba być wielkim mistrzem, żeby cellulitis namalować, zaznaczyć go na skórze, i to jeszcze właściwie, aby zachować dobry smak. Te kobiety mają

bardzo piękne proporcje.

Jeśli mężczyzna się im przypatrzy, pomyśli: Chętnie bym koło siebie taką kobietę położył. To jest zawsze pierwszy odruch, tylko nigdy się tego głośno nie mówi, bo się człowiek wstydzi. Ja nie zamierzam się wstydzić, że cokolwiek mówię, gdyż inaczej to wszystko stanie się zwykłym poradnikiem piękności, a nie przekazem savoir-vivre’u w znaczeniu jak żyć.
Gdy zaczynamy rysowanie od brzucha, strasznie ważne jest, by pępek był we właściwym miejscu. Z kobietami, które mają za wysoko pępek, nie można robić żadnych skomplikowanych póz. Jedna z najlepszych modelek, jakie miałem kiedykolwiek w życiu, nadawała się tylko do bardzo określonych póz. Działo się to na plenerze w Łącku. Do dziewczyn z Zielonej Góry przyjechała ich koleżanka, czterdziestoletnia dyrektorka liceum, zasłużona nauczycielka. Trochę się nudziła, zaproponowałem jej więc pozowanie. Krępowała się nieco, ale wreszcie się rozebrała. Była to świetna modelka, znakomicie się ją rysowało. Tylko jeśli nie przybierała właściwej pozy, nie udawała mi się cała konstrukcja dołu brzucha. Miała pępek za wysoko. Przy tworzeniu to jeden z największych felerów, może nawet nie tyle urody, ile dużej niewygody w rysowaniu, kłopot artysty. Te akty znalazły się potem na wystawie poplenerowej w dużej galerii w Zielonej Górze. Co prawda rysowałem tę dyrektorkę bez głowy, ale na jednym akcie, ponieważ jak nie rysowałem pępka, jakiś akcent był potrzebny, umieściłem jej pieprzyk. Ona przyszła z jakąś młodą dziewczyną, którą przedstawia mi jako córkę studiującą w Norymberdze socjologię. Córka coraz wnikliwiej się tym aktom przygląda. Nagle podchodzi do mamy i mówi: „Mama, coś ty?”. Tak to skomentowała. Nigdy ich później nie spotkałem i nie wiem, jakie były tego reperkusje, w każdym razie na najbliższych kilku wystawach, jakie miałem, ona zawsze królowała. Ustawiałem te akty na czele, z takim dużym rysunkiem, jak znana nauczycielka matematyki wykłada studentom prawo Pitagorasa. Był to akt przedstawiający trójkąty w przestrzeni, dość udany, choć na niewłaściwym papierze i przez to trochę za blady w tonacji. Ta dyrektorka pozostała w mojej pamięci jako jedna z lepszych modelek, mimo że musiałem się strasznie napracować nad jej pępkiem. Normalnie prawie nikt tego zjawiska nie zauważa, ale ja od razu wychwyciłem.
Z brzuchem kojarzy mi się wspomnienie z wczesnej młodości. Miałem wtedy pierwszą dziewczynę. Zaciągnąłem ją na wysepkę na bagnach, która bardzo pięknie wyglądała i idealnie nadawała się na miejsce miłości. Jedna rzecz mnie wtedy prawie odrzuciła od tej dziewczyny: dotyk jej brzucha. Przyzwyczajony do swojego, idealnie twardego, gdzie choinka, czyli fałdy mięśnia, których niewiele już teraz zostało, była bardzo czytelna, napotkałem raptem ten miękki brzuch dookoła pępka. Przeraził mnie! Najsłynniejsze przerażenie z pierwszego dotknięcia w historii światowej sztuki należy do Ruskina, malarza i myśliciela. Ożeniono go z bardzo piękną kobietą, ale on znał kobiety wyłącznie z rzeźby starożytnej, nawet aktu w życiu nie rysował z natury, tylko z greckich ideałów. Kiedy dotknął jej włosów łonowych, ogarnęło go takie obrzydzenie, że wykrzyknął: „Moje kochanie ma kudły!”, wyskoczył z łóżka i uciekł. Więcej żadnej kobiety w życiu nie miał. Te pierwsze doświadczenia zetknięcia płci są nieraz bardzo dziwne.
Młode dziewczyny

muszą bardzo dbać o brzuch,

przynajmniej na początku, żeby panowie nie przeżywali takiego szoku, potem się przyzwyczajają, że kobiety mają miękkie brzuszki i nawet zaczynają sobie to cenić. Dla mnie ten szok był szczególny, gdyż miałem brzuch wyjątkowo twardy. Jedna szalona prawosławna artystka w Krakowie tańczyła na nim kankana, co wytrzymywałem bez najmniejszego problemu. Są takie miejsca, których uroda bardzo dużo znaczy. Należą do nich sutki. Bywają kobiety, które mają je gładkie. To duży błąd natury. Romek Cieślewicz, który nie miał dużej wprawy w rysowaniu, bo choć był dobrym plastykiem, chyba jednego aktu nie popełnił na papierze, poza obowiązkowymi na akademii, zawsze uważał, że jak się spojrzy bokiem, sutka musi być kwadratowa. Ważna jest też pigmentacja. Ta wspomniana ruda kobieta z odrzuconego jako pornografia obrazu miała wszystko, czego nie powinna, jakby z katalogu tego, co jeszcze nie było w malarstwie pokazywane, także marchewkowo czerwone sutki.
Malując w większości kobiety – bo pejzaże stanowią jedną czwartą tego, co robię, a konie jedną dziesiątą, krokodyle pojawiają się zaś tylko jako epizody, muszę się wnikliwie przyglądać dziewczynom, dlatego nieraz traktowały mnie prawie jak zboczeńca, który siedział i gapił się na nie. Nie bardzo mogły to zrozumieć i próbowały przerwać moje poczynania okrzykiem: „Weź się lepiej do roboty!”. A ja się dalej gapiłem. Zawsze mnie ciało strasznie fascynowało. Nie tylko erotycznie, bo jakie erotycznie ma znaczenie mięsień kapturowy, najtrudniejszy mięsień do narysowania w ludzkim ciele?
Istnieje jeszcze jedno miejsce z punktu widzenia geometrii wykreślnej strasznie skomplikowane. Malarze doprowadzili do tego, że stworzyli z niego cały system moralny: biodra. Skomplikowanie tego kawałka, na który składają się dwa walce, czyli uda, wbudowane w korpus pod skosem, z tyłu przechodzące w pośladki, jest ogromne.

Biodra są kolejną formą,

której granice trzeba znaleźć, a w tym wszystkim wyznaczyć punkt, w którym jest ten staw u dziewczyn prawie niewidoczny, ale jak go nie narysuję, od razu zaczyna się katastrofa. Do tego dochodzi modelunek. W jaki sposób osiągnąć wypukłość? To jeszcze stosunkowo prosta rzecz, ale zostają mięśnie na plecach, które spod kapturowego wychodzą i spod łopatki. Oto jest przykład modelunku, a tu trzeba zrobić konstrukcję. Wobec tego malarze uznali, że to wszystko jest nieprzyzwoite, i Chrystusa ubrali w perizonium. Jak któryś malarz tworzył na granicy przyzwoitości, zaznaczał ślady genitaliów wychodzące spod draperii. W ten sposób twórcy ułatwiali sobie zadanie. Z draperią każdy da sobie radę: trzeba zacząć małą fałdką, a potem kończyć dużą. Kiedyś robiłem autoportret w akcie ze stojącym kutasem. Musiałem mieć do tego asystentkę, galeria mi się o nią postarała. Kutas nie idiota, nie będzie stał do rysowania. Sztuka musi być bezwstydna, musi przejść granice bezwstydności, by w ogóle sztuką była! Kiedy się ktoś wstydzi, niech da sobie spokój, bo będzie się wstydził malować listki w perspektywie. Jak listek się zawinie i zobaczymy go z dwóch stron, to równie skomplikowana rzecz do namalowania.
Przejrzałem potem różne książki pornograficzne i zauważyłem, że wszyscy robili straszne błędy przy rysowaniu, nic nie trzymało się razem. U człowieka ilość skomplikowanych form, które się ze sobą łączą, jest dużo większa nawet niż u konia. To chyba najbardziej skomplikowana geometria, jaka istnieje, jeden z najtrudniejszych kształtów, bo u małpy wszystko jest kudłami zarośnięte, a u konia anatomia jest niesłychanie czytelna. Koń zresztą zawsze chodzi bez majtek i każdy może dokładnie obejrzeć jego genitalia i się przyzwyczaić. Z człowiekiem jest straszny kłopot. Rysując akt, napotyka się cały czas trudności, nie ma tradycji, ludzie wstydzą się oglądać, wstydzą się zrobić porządne studium, pracują na pamięć, więc wszystkie kutasy narysowane w książkach są do włożenia między bajki, tak to jest narysowane.
(…)
Jestem niesłychanie tolerancyjny w ocenie kobiecego ciała. Istnieją, naturalnie, rzeczy, o których już wspominałem:

za płaski pośladek czy za wysoki pępek,

trójkątne ręce, które są strasznymi błędami, odrzucającymi człowieka, ale u każdego mężczyzny występuje pewna skłonność do własnej płci. U jednego jest bardzo rozwinięta fizycznie, wtedy zostaje gejem, inny tylko lubi przebywać wśród panów. Mężczyzna ma o wiele doskonalszy rysunek ciała niż kobieta, ale u niego jest on znacznie trudniejszy do osiągnięcia i rzadszy. Nie dość, że musi być odpowiednia ilość mięśni narysowanych z określoną czystością, to jeszcze za tym powinna stać siła. Najczęściej mądry człowiek jest silny. Słynna jest siła Platona, Leonarda da Vinci, Michała Anioła czy Paderewskiego. Do tego musi jeszcze dojść podstawowa harmonia. Kobieta może być piękną grubcią i pięknym chudziaczkiem, u mężczyzn właściwie ta różnica sylwetki jest mniej ważna. Jeśli kogoś pociągają grubasy z małymi kutasami, to wówczas jest damskie małe zboczenie, ale w patrzeniu na kobiety u mężczyzn też występują serie różnych dziwacznych upodobań. Z tym że ideał mężczyzny musi być dodatkowo poparty odpowiednimi cechami umysłu. Ten o pięknych rysach, jeśli jest głupi, jego mięśnie nie znaczą nic, w kategoriach seksualnych staje się chłopaczkiem do wynajęcia na jeden wieczór. Kobieta nie musi mieć cech umysłowych, wystarczy sama uroda i pewna poprawność umysłowa. Idioci obojga płci to rzecz przykra, ale u kobiety jest dużo większa tolerancja pod tym względem.
Nieraz kiedy jestem na plaży nudystów, przyglądam się niektórym mężczyznom, z takim samym zainteresowaniem jak różnym bardzo pięknym dziewczynom leżącym w pobliżu. Jak oderwę wzrok od faceta i spojrzę na dziewczynę, wydaje mi się taką górą galaretki. Szalenie trudno jednak znaleźć mężczyznę idealnego. Dużo jest za to kobiet bliskich ideału lub nawet idealnych. Mężczyzna, kiedy już wydaje się idealny, jest włochaty jak małpa i rysunku ciała wcale nie widać.

Ostatnia część tryptyku (po „Przewodniku inteligentnego snoba” oraz „Przewodniku zacnego kolekcjonera”) powstałego na kanwie rozmów dziennikarki Izabeli Górnickiej-Zdziech z Franciszkiem Starowieyskim (1930-2009), malarzem i grafikiem, znawcą i miłośnikiem kobiecości. „Jako artystę nigdy mnie nie interesowały święte dziewice. Narysowałem jedną programowo. Wszystkie moje kobiety na rysunkach triumfują w chwale. Tworzę obrazy feministyczne”, to słowa malarza, który niestety publikacji tej książki nie doczekał. „Przewodnik po kobietach według Franciszka Starowieyskiego”, którego fragment publikujemy, ukazał się właśnie nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Wydanie: 2009, 22/2009

Kategorie: Książki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy