Kogo osłaniał Kohl?

Kogo osłaniał Kohl?

CDU uważa finansowy skandal za skończony, ale wiele pytań pozostało bez odpowiedzi

Był to największy polityczny skandal w dziejach RFN – afera finansowa chrześcijańskich demokratów. Wydawało się, że doprowadzi ona do upadku partii. Tygodnik „Der Spiegel” stwierdził, że twórca systemu „czarnych kas”, Helmut Kohl, z kanclerza jedności Niemiec stanie się grabarzem CDU.
Magazyn „Stern” napisał: „Z piwnic politycznego gmachu wydobywa się zapach kapusty (niem. Kohl) i zatruwa atmosferę Republiki. CDU czeka kilka kadencji w parlamentarnych ławach opozycji”. Komentatorzy głosili dobitnie: „Kohl kaputt”.
Po dwóch latach partia chadeków ma się całkiem nieźle. Nie można wykluczyć, że po wrześniowych wyborach obejmie władzę w kraju (z powodu trudnej sytuacji gospodarczej obecna lewicowa koalicja socjaldemokratów i Zielonych kanclerza Schrödera traci zwolenników). Helmut Kohl znów promieniuje pewnością siebie i zapowiada, że pomoże swym partyjnym kolegom w kampanii wyborczej. Wiece z jego udziałem przyciągają tłumy.

„Czarne kasy”

Przed dwoma laty trudno było to sobie wyobrazić. Szalała wtedy w Niemczech polityczna burza. Oto wyszło na jaw, że Helmut Kohl stworzył system niezgodnego z prawem finansowania partii, dzięki któremu mógł przez 25 lat kierować CDU jak dziedzic własnym folwarkiem. Pieniądze od szefa dostawali ludzie lojalni i posłuszne miernoty, natomiast niezależni działacze partyjni byli odcinani od dopływu nielegalnych funduszy z „czarnych kas”. Konta dla przeprowadzania nielegalnych transferów tworzono często za granicą, w Szwajcarii i Luksemburgu. Likwidowano je zaraz po dokonaniu nielegalnej operacji. W podobny sposób postępują gangsterzy piorący brudne pieniądze.
Były kanclerz wyznał, że w latach 1993-1998 otrzymał od nieznanych sponsorów 2,17 mln marek. Nazwisk tych hojnych przyjaciół wszakże nie ujawnił, gdyż – jak twierdzi – „dał na to słowo honoru”. Nad Łabą i Renem zawrzało.
Oto polityk kierujący państwem przez 16 lat przyznał się, że systematycznie łamał nie tylko ustawę o partiach politycznych, ale także konstytucję RFN. Artykuł 21 ustawy zasadniczej nakazuje przecież jednoznacznie, że finanse partyjne muszą być jawne. Kohl pośrednio potwierdził, że od 1993 r. wszystkie sprawozdania finansowe CDU były sfałszowane, nie uwzględniono w nich bowiem tajnych subwencji. Pojawiły się ponadto podejrzenia, że te dwa miliony to tylko wierzchołek góry lodowej. Kohl przyznał się bowiem do machinacji finansowych z okresu od 1993 r. Partia nie ma obowiązku przechowywania rachunków i wyciągów z kont z lat wcześniejszych, więc dowody ewentualnych nieprawidłowości już nie istnieją. Wielu, jak znany politolog, Herbert von Arnim, uważa, że „kanclerz jedności” ma powody, by utrzymywać w tajemnicy tożsamość partyjnych sponsorów. Pieniądze mogły przecież przekazać Kohlowi wpływowe firmy lub organizacje gospodarcze, które w zamian uzyskały od sprawujących władzę chadeków konkretne korzyści. Innymi słowy, rząd federalny okazał się przekupny.
Gromko oskarżany przez media „kanclerz jedności Niemiec” musiał w styczniu 2000 r. zrezygnować z tytułu honorowego przewodniczącego CDU. W miesiąc później odszedł Wolfgang Schäuble, długoletni współpracownik Kohla, który przejął po nim kierownictwo partii. Okazało się, że w sprawie „afery subwencyjnej”, łagodnie mówiąc, minął się z prawdą. Prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko byłemu kanclerzowi pod zarzutem sprzeniewierzenia. Teoretycznie Helmut Kohl mógł trafić do więzienia nawet na pięć lat.

Umorzone śledztwo

Kiedy jednak rozwiały się dymy, szkody na partyjnym gmachu CDU okazały się niewielkie. Chadecy musieli zgodnie z prawem zapłacić wysoką grzywnę, ale tu z pomocą pospieszył Kohl i sprawnie zebrał od swych przyjaciół, głównie z kół gospodarczych, ponad sześć milionów marek. Koledzy partyjni sarkali: „Dlaczego nie mógł legalnie zgromadzić tych dwóch milionów ukrytych w „czarnych kasach”, skoro teraz błyskawicznie i zgodnie z prawem znalazł sześć?”. „Kanclerz jedności” mógł jednak chodzić w glorii zbawiciela partii.
W grudniu 1999 r. Kohl krzyczał w Bundestagu: „Chcę jak najszybciej stanąć przed komisją dochodzeniową!”. Od tej pory komisja dochodzeniowa parlamentu zebrała się ponad sto razy. Były kanclerz wystąpił przed tym gremium czterokrotnie (ostatni raz w grudniu 2001 r.) i właściwie nic nie powiedział. Za to zachowywał się „z arogancją feudalnego barona”, mówiąc słowami dziennika „Die Welt”. Twierdził, że komisja składa się głównie z polityków lewicy, którzy perfidnie pragną zniszczyć jego, architekta jedności Niemiec. Daremnie na ostatnim posiedzeniu Reiner Wend z SPD wzywał: „Mówi pan, że wszyscy sponsorzy byli ludźmi honoru i nie kupili za swe pieniądze żadnych rządowych decyzji. Jeśli tak jest, dlaczego nie wymienia pan ich nazwisk? Niech pan poda nazwiska i raz na zawsze rozwieje wszelkie podejrzenia!”.
Kohl milczał jak zaklęty. Teoretycznie komisja mogła ukarać go grzywną albo osadzić w „areszcie zapobiegawczym”, ale nie odważono się na takie represje wobec „kanclerza jedności”. Dochodzenie utknęło więc w martwym punkcie.
Prokuratura umorzyła śledztwo, gdy Kohl zgodził się na zapłacenie grzywny w wysokości 300 tys. marek. Nie zdołano udowodnić, że rząd federalny został przekupiony. CDU triumfuje i uważa aferę za zakończoną, ale wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi.

Tajemniczy sponsorzy

Kim byli tajemniczy sponsorzy Helmuta Kohla? Wielu publicystów dochodzi do wniosku, że ci ofiarodawcy w ogóle nie istnieją. Kanclerz wymyślił ich, aby ukryć fakt, że miał dostęp do innych, dotychczas nie wykrytych „czarnych kont”. Jeśli tak, to kto i dlaczego wpłacał na te konta pieniądze?
Były kanclerz twierdzi, że nic o systemie „czarnych kas” nie wiedział. Uwe Lüthje, były pełnomocnik generalny skarbnika CDU, twierdzi, że osobiście informował Kohla o istnieniu takich kas w Szwajcarii i w Lichtensteinie. Jak długo funkcjonował „system Kohla”? Czy już od lat 80.? Gdy we wrześniu 1997 r Lüthje wygłaszał mowę na cześć doradcy finansowego CDU, Horsta Weyraucha, oświadczył, że Kohl już w latach 80., podczas tzw. afery Flicka, musiałby ustąpić ze stanowiska, gdyby on, Lüthje, i Weyrauch nie złożyli przed komisją dochodzeniową fałszywych zeznań. Świadkowie słyszeli, jak podczas ostatniej afery subwencyjnej pełnomocnik generalny przez telefon krzyczał: „Panie Kohl, tym razem nie będziemy kłamać!”.

Łapówka w walizce?

W sierpniu 1991 r. bawarski handlarz bronią, Karlheinz Schreiber, spotkał się z ówczesnym skarbnikiem CDU, Waltherem Leislerem Kiepem, i z Horstem Weyrauchem. Wręczył im walizkę, a w niej okrągły milion marek. Stwierdził, że pieniądze przeznaczone są dla CDU, ale ów milion nigdy na konta partyjne nie dotarł. W rok później pieniądze podzielili między siebie Kiep, Weyrauch i Lüthje. Czy zawartość walizki była łapówką za zgodę rządu na sprzedaż Arabii Saudyjskiej czołgów rozpoznania chemicznego typu Fuchs? Na tej transakcji zarobił koncern zbrojeniowy Thyssena. Czy były inne podobne „prowizje”?

Kto kłamie?

Były przewodniczący CDU, Wolfgang Schäuble, i była skarbniczka partii, Brigitte Baumeister, wzajemnie oskarżają się o kłamstwo w sprawie 100 tys. marek gotówką, które w 1994 r. przekazał im Karlheinz Schreiber (ostateczny los tych pieniędzy pozostaje nieznany). Schäuble utrzymuje, że Schreiber przyszedł do jego bońskiego biura i osobiście wręczył mu kopertę z banknotami. Pani Baumeister zapewnia, że to ona wzięła kopertę od Schreibera i zaniosła Wolfgangowi Schäuble, który później przekazał jej pieniądze. Prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie, uznawszy, że nie sposób stwierdzić, która ze stron mija się z prawdą. Schäuble odzyskał w następstwie pozycję w partii i jest nawet wymieniany wśród kandydatów na kanclerza. Pozostaje jednak pytanie: kto kłamie. I przede wszystkim: dlaczego? Z jakiego powodu obie strony z uporem pozostają przy swojej wersji? Co kryje się za tą dziwną historią?

Pieniądze od Siemensa?

Skąd pochodzą dwa lub trzy miliony marek, które wpłynęły na „czarne konta” partii w Zurychu? Uwe Lüthje twierdzi, że osobiście otrzymał od menedżera koncernu Siemens milion marek. Czy był to wyraz wdzięczności firmy za umożliwienie przez rząd Kohla kontraktu na modernizację sieci telefonicznej w chylącej się już ku upadkowi NRD?
Być może te zagadki nigdy nie zostaną wyjaśnione. Kiedy we wrześniu 1998 r. koalicja rządowa Helmuta Kohla przegrała wybory, „nieznani sprawcy” unicestwili w Urzędzie Kanclerskim dwie trzecie dokumentów – państwowych, nie partyjnych! Zapewne przy tej okazji usunięto większość dowodów finansowych machinacji. Niewykluczone jednak, że prędzej czy później zostaną ujawnione nowe fakty. Afera subwencyjna CDU może rozpalić się ponownie i osłabić szanse tej partii we wrześniowych wyborach do parlamentu.


Afera Leuny
W 1992 r. francuski koncern naftowy Elf Aquitaine kupił w ramach prywatyzacji majątku byłej NRD sieć stacji benzynowych Minola i rafinerię Leuna. Była to transakcja prestiżowa, popierana przez rządy Francji i Niemiec. Szybko rozeszły się pogłoski, że przy tej okazji niemieccy politycy z obozu rządowego zainkasowali ogromne sumy. Faktem jest, że niemiecki biznesmen Dieter Holzer otrzymał od koncernu Elf 161 mln franków. Co się stało z tymi pieniędzmi, nie wiadomo. Czyżby wpłynęły na „czarne konta” Helmuta Kohla? Ostatnio prokuratura generalna RFN doszła do wniosku, iż nie ma dowodów, że w sprawie Leuny niemieccy politycy zostali przekupieni. Członkowie komisji dochodzeniowej Bundestagu nie uważają wszakże sprawy za zakończoną i zamierzają przesłuchać byłego dyrektora koncernu Elf, Loika Le Floch-Prigenta, i menedżera, Alfreda Sirvena, siedzących we francuskich więzieniach.

Wydanie: 02/2002, 2002

Kategorie: Świat

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy