W kolejce po śmierć

Masowa hodowla zwierząt to tykająca bomba ekologiczna

Przerażone, szamocące się bezradnie ptaki wrzucane po kilkanaście sztuk do kontenerów, upychane ciasno w workach. Wyłamane skrzydła, powykręcane łapki, złamane dzioby. Jeśli mają szczęście, w miarę szybko zostają uduszone dwutlenkiem węgla. Jeśli nie, na swoją egzekucję czekają w strachu i bólu kilkanaście godzin. Taki los spotyka zwierzęta ze stref zagrożonych ptasią grypą.
Jak przekonuje główny lekarz weterynarii, Krzysztof Jażdżewski, „jedyną metodą walki jest natychmiastowe wybijanie drobiu”. Dlatego na całym świecie unicestwia się tysiące, setki tysięcy, a nawet miliony ptaków. Tylko w ciągu kilku dni ubiegłego tygodnia w delcie Dunaju, w Rumunii wybito 20 tys. sztuk ptactwa domowego. Czy w takim tempie, przy tak wielkiej liczbie zwierząt czekających na śmierć dochowuje się minimum standardów? Ile z tych zwierząt zostanie spalonych żywcem? Ile zostanie przysypanych ziemią, zanim zostaną zabite w bardziej humanitarny sposób? – Przy tak masowym zabijaniu dochodzi do ogromnych nadużyć – mówi Dariusz Gzyra ze Stowarzyszenia Empatia przeciwstawiającemu się okrutnemu traktowaniu braci mniejszych.
Zwierzęta zabija się w pośpiechu i w imię wyższych racji. Dlatego

mało kto ujmuje się za tymi niewinnymi przecież ofiarami wirusa.

Mało kto odważy się zapytać, czy eliminacja całych hodowli jest rzeczywiście potrzebna. I czy świata nie ogarnęła przypadkiem histeria mocno na wyrost?
Wirus ptasiej grypy od końca 2003 r. zdziesiątkował ptactwo w fermach hodowlanych w Azji, a obecnego lata także na Syberii i w Kazachstanie. Wirusa ptasiej grypy rozpoznano ostatnio w Turcji. Zaatakował też ludzi – na całym świecie na ptasią grypę zmarły 63 osoby.
W Polsce na razie nie stwierdzono ptaków zarażonych ptasią grypą. Minister środowiska, Tomasz Podgajniak, zwrócił się jednak z apelem o zachowanie szczególnej ostrożności w kontaktach z ptactwem wolno żyjącym. „Jeszcze raz apeluję do wszystkich, którzy z racji swych obowiązków bądź zamiłowań, a mam tu na myśli w szczególności przyrodników, turystów i myśliwych, o zachowanie szczególnej ostrożności i rozwagi, a przede wszystkim ograniczenie lub w ogóle zrezygnowanie z bezpośredniego kontaktu z dzikim ptactwem”.
Okrucieństwo wobec wybijanych na tak potężną skalę zwierząt to tylko jeden aspekt sprawy. – Przy okazji trzeba się zastanowić, jaka jest przyczyna tego masowego uboju. Otóż, masowa hodowla zwierząt doprowadza do masowych kataklizmów – zauważa ekolog Dariusz Gzyra.
Tylko w ciągu czterech ostatnich lat nad światem

zawisła już groźba śmiercionośnego BSE

czy błyskawicznie rozprzestrzeniającej się pryszczycy. Obie te choroby doprowadziły do przeprowadzonej na szeroką skalę, pospiesznej eliminacji zwierząt. Kiedy w lutym 2001 r. na Wyspach Brytyjskich wykryto wirusa pryszczycy (nie jest groźny dla człowieka), tylko w ciągu 2 tygodni wybito 170 tys. sztuk bydła. A to był tylko początek. W sumie pod nóż trafiło tam – niemal za jednym zamachem – pół miliona krów, owiec, świń i kóz. W tym samym czasie, we Francji profilaktycznie zlikwidowano 50 tys. sztuk tych zwierząt. Przy okazji – bez podania konkretnych liczb i pytania o zgodę organizacji ekologicznych – nakazano wojsku odstrzał dzikich zwierząt na terenach zagrożonych. W Niemczech, choć nie wystąpiła tam pryszczyca na wszelki wypadek uśmiercono wszystkie zwierzęta importowane z terenów objętych epidemią. Obliczono, że przez 100 dni w Europie zabito prawie 2,5 mln zwierząt.
Kiedy w Wielkiej Brytanii odkryto BSE, w szaleńczym tempie zlikwidowano na wyspie około miliona zwierząt hodowlanych. Unia Europejska w 2001 r. nakazała ubój i zniszczenie 2 mln sztuk bydła.

Nie wszystkie zwierzęta były zagrożone BSE,

część została zabita, by… zapobiec spadkom cen wołowiny. Przeciwko temu w Brukseli protestowały organizacje ekologiczne. Bez skutku.
Dla wielu osób takie „profilaktyczne” wybijanie stad w całym kraju było i niegospodarne i nieetyczne. Pewnym rozwiązaniem byłoby stosowanie szczepionek, ale na to nie chce się zgodzić UE, bo szczepienie zamknęłoby na kilka lat przed europejskim mięsem rynki zagraniczne.
Zdaniem organizacji ekologicznych wybuchające coraz częściej i rozprzestrzeniające się na cały świat epidemie powinny stać się impulsem do przechodzenia na bardziej ekologiczne sposoby hodowli zwierząt. Eksperci rolni twierdzą jednak, że ekologiczne formy uprawy i hodowli są o 30% wyższe od przemysłowej produkcji żywności. Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że we współczesnym świecie choroby zakaźne rozprzestrzeniają się błyskawicznie, i to na obszar całego globu. Być może więc warto pokusić się o większą dbałość o rolnictwo zbliżone do tradycyjnego. Byłoby to i zdrowsze dla konsumentów, i mniej okrutne wobec zwierząt.


Co robić?
Potencjalnymi nosicielami wirusa są głównie migrujące ptaki wodno-błotne, m.in. kaczki i gęsi. W przypadku znalezienia martwych ptaków należy jak najszybciej zawiadomić o tym odpowiednie służby (np. powiatowych lekarzy weterynarii, Straż Leśną, Państwową Straż Łowiecką, myśliwych itp.). W żadnym wypadku nie należy dotykać padniętych ptaków. Niezwykle istotne jest także uniemożliwienie jakiegokolwiek kontaktu ptaków wolno żyjących z drobiem domowym. Należy również zwracać uwagę na zachowanie zwierząt domowych oraz obserwować, czy nie natrafiły one na martwe lub chore ptaki

W razie podejrzenia wykrycia wirusa u drobiu:
Lekarz weterynarii sprawdza objawy i dokonuje sekcji zwierzęcia (aby potwierdzić diagnozę, próbki mogą być wysyłane do instytutu weterynaryjnego w Puławach). Na gospodarstwo zostaje nałożona kwarantanna. Jeżeli okazałoby się, że wykryto wirusa ptasiej grypy, to następuje likwidacja stada. Wyznaczony zostaje trzykilometrowy okręg zapowietrzony, a w promieniu 5 km ustanawia się okręg zagrożony. W tych okręgach mogą być wprowadzone ograniczenia dotyczące przemieszczania się wszystkich zwierząt, a nawet ludzi.

 

Wydanie: 2005, 43/2005

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy