Kolejny lockdown w lipcu?

Kolejny lockdown w lipcu?

Naukowcy z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania UW obliczyli, że do ponownego wzrostu zakażeń nowym koronawirusem może dojść już w lipcu. Przyczyna jest dość oczywista – obecne luzowanie obostrzeń. Według obliczeń pracowników ICM UW najczarniejszy scenariusz, jakiego możemy się spodziewać, to nawet 15 tys. zakażeń dziennie.

W minioną sobotę 15 maja poluzowano obostrzenia sanitarne, co sprawiło, że społeczeństwo poczuło, że jesteśmy na drodze powrotu do stylu życia sprzed pandemii. Ożyła gastronomia – otwarto ogródki kawiarniane i restauracyjne, a na ulice miast, gdzie nie trzeba nosić maseczki, wyległy tłumy. Damian Nowicki z poznańskiej „Wyborczej” pisał wręcz o sylwestrze w środku maja. Tuż po północy wystrzeliły korki szampanów, a ludzie gratulowali sobie, mówiąc: „przetrwaliśmy”. Jednak nie wszyscy dali się ponieść tej euforii. Specjaliści z rezerwą a nawet niepokojem patrzą na gwałtowne luzowanie obostrzeń.

Naukowcy z Centrum Modelowania Interdyscyplinarnego Uniwersytetu Warszawskiego pamiętają o tym, o czym zdaje się zapomniała część społeczeństwa – luzowanie obostrzeń nie oznacza końca pandemii COVID-19. Zgodnie z wyliczeniami naukowców w okolicach lipca możemy spodziewać się nawet 15 tys. zakażeń dziennie oraz 7 tys. hospitalizacji spowodowanych COVID-19. Specjaliści zaznaczają, że jest to najczarniejszy scenariusz. Dr Franciszek Rakowski z ICM UW podkreśla w rozmowie z portalem gazeta.pl, że duży wpływ na powstanie czwartej fali może mieć powrót dzieci do szkół. – Czynnikiem, który sprawia, że ta czwarta falka w ogóle może zaistnieć, są duże luzowania, w tym całkowite otwarcie szkół. Gdyby nie to, zapewne w ogóle by jej nie było – twierdzi. Na szczęście, nawet biorąc pod uwagę powrót dzieci do szkół, wystąpienie czwartej fali nie jest pewne.

Powtórki z zeszłego roku obawia się również prof. Krzysztof Tomasiewicz, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. – Obawiam się, że niestety będziemy mieli powtórkę z zeszłego roku. Już znieśliśmy obowiązek noszenia maseczek na zewnątrz. W tej chwili widzimy tłumy ludzi bez masek i spotyka się takie osoby również w budynkach, np. w sklepach. Ludzie myślą, że sprawa się zakończyła, a to nie jest prawda – zaznaczył specjalista w rozmowie z WP abcZdrowie.

Zastanawiać może, dlaczego tak szybko zapomniano, że sytuacja epidemiczna nadal jest poważna. Jednak słuchając kolejnych konferencji rządu można zacząć żywić przekonanie, że wygrywamy walkę z wirusem. Uprawiana przez rządzących propaganda sukcesu mówi chociażby o tym, że zaszczepiło się już ponad 15 mln osób. Jeśli nie wnikamy w szczegóły, to może się nam wydawać, że zaszczepiona jest już prawie połowa wszystkich obywateli. Problem polega na tym, że w pełni zaszczepionych (czyli dwiema dawkami lub jedną preparatem Johnson&Johnson) mamy zaledwie 4,5 mln osób, a to tylko 11,9% Polek i Polaków. Aby osiągnąć odporność zbiorową, która realnie pozwoli wygasić epidemię, należy zaszczepić ok. 60-70% populacji, dlatego do otrąbienia sukcesu jest jeszcze daleko.

 

fot. Markus Spiske/Unsplash

Wydanie:

Kategorie: Z dnia na dzień

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy