Komu zależy na zaognieniu stosunków polsko-niemieckich?

Komu zależy na zaognieniu stosunków polsko-niemieckich?

Prof. Jerzy Sułek, przewodniczący Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie
Czy chodzi o tych, którzy działają w Polsce, czy w Niemczech? A może jest ktoś trzeci, na Wschodzie, w interesie kogo leży mnożenie konfliktów i sprzeczności polsko-niemieckich? Wskazałbym w Niemczech i w Polsce ludzi dnia wczorajszego, wiecznie niepoprawnych. Istnieją między nimi zastanawiające zbieżności – stanowisk, sformułowań, zarzutów wobec własnych rządów. Takie postawy pojawiają się nie pierwszy raz, bywały również wcześniej. Jest regułą, że słyszymy o nich, kiedy jesteśmy na zakręcie lub kiedy stawiane są nowe odpowiedzi na stare pytania.

Prof. Andrzej Sakson, dyrektor Instytutu Zachodniego w Poznaniu
Od strony formalnej niezwykle trudno byłoby znaleźć dokument albo wypowiedź parlamentarzysty, polityka lub działacza samorządowego, któremu zależy na jątrzeniu i zaognianiu. Przeciwnie, osoby wypowiadające się krytycznie o sąsiadach uważają, że leży im na sercu polepszenie stosunków dwustronnych. Myślą, że trzeba głośno rozprawiać o reparacjach, bo inaczej na stosunki wzajemne padnie cień. Z kolei jeśli przyjrzymy się np. publikacjom pojawiającym się w „Naszym Dzienniku”, to nawet bez specjalnej analizy zawartości dostrzeżemy, że jest tam wiele antyniemieckich wypowiedzi. Ponawiające się wciąż postulaty i żądania od Niemców określonych rozstrzygnięć mogą negatywnie wpływać na stan stosunków, ale w swej retoryce mają jakoby służyć polepszeniu kontaktów i wyjaśnieniu spornych kwestii.

Karol Szyndzielorz, publicysta, rzecznik firmy Siemens Sp. z o.o
Zastanawiam się nad tym pytaniem nie od dziś i myślę, że nie ma żadnego logicznego powodu, by komukolwiek po polskiej czy niemieckiej stronie mogło służyć zaognianie stosunków. Jako dziennikarz przez cztery dziesięciolecia aktywnie służyłem poprawie stosunków polsko-niemieckich, gdy było to trudne, nawet ryzykowne. Do zaognienia przyczyniają się ludzie zaślepieni, awanturnicy, niewidzący końca własnego nosa, ludzie źle życzący Polsce.

Jan Mieczkowski, prezes Zarządu DWS Polska Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych SA
To raczej hipoteza retoryczna, a nie poparta realiami. Raczej media kopiują pewne standardy, aby odbiorca miał poczucie relaksu, ale nadal nic nie wiedział o samym problemie. Być może, ludzie wiecznie spóźnieni patrzą tak w obawie o jutro, o prawa nabyte. Ze strachu przed konkurencją intelektualną na rynkach otwartych rodzi się ksenofobia. RFN jest naszym największym partnerem gospodarczym. Nawet grypa w Niemczech odbija się na sytuacji w Polsce. Dobrze jednak, że występuje wymiana ludzi i myśli, że co roku kilkunastotysięczna grupa młodzieży studiuje na niemieckich uczelniach. To także forma akceptacji dla dobrych stosunków i bliskiej mentalności.

Janusz Dobrosz, poseł LPR
Moim zdaniem, nie można mówić, że ktoś działa w celu zaognienia stosunków polsko-niemieckich, ale o tym, że istnieje granica nieodpowiedzialności. Rozwiązania prawne obowiązujące w Republice Federalnej sięgają czasów kanclerza Adenauera, tymczasem art. 15 konstytucji niemieckiej należałoby zmienić. Wskutek tego nie tylko dochodzi do żądania odszkodowań ze strony Niemców, ale pojawiają się nawet pomysły utworzenia Euroregionu Prusy, chociaż sama ta nazwa jest dostatecznie skompromitowana i nasuwa nam najgorsze skojarzenia. Moim zdaniem, stosunki między Polską i Niemcami w latach 90. były lepsze niż teraz, odwrotnie niż stosunki między naszymi narodami. Dziś młodzież się spotyka i nie wysuwa roszczeń, natomiast państwa mają z tym trudności. Mam pretensje do kolejnych rządów, że dotąd nie rozwiązały konfliktowych kwestii. Jednak główny powód zaognienia i zadrażnienia leży po stronie niemieckiej.

Prof. Dorota Simonides, senator
Myślę, że takie działania występują zarówno w pewnych kręgach w Niemczech, jak i w Polsce. W Niemczech występują niby to marginalnie pod postacią BdV i Powiernictwa Pruskiego Rudiego Pawelki. U nas można je przypisać niektórym nacjonalistom, usadowionym w LPR i ruchu narodowo-katolickim. Myślę, że grają tak, bo rozpoczęli już kampanię wyborczą. Będą mogli w ten sposób mamić cały naród, bo kto nie chciałby pieniędzy pochodzących z reparacji wojennych.

Henryk Kroll, poseł, przewodniczący Koła Mniejszości Niemieckiej
Na zaognianiu stosunków polsko-niemieckich i na ciągnięciu z tego korzyści politycznych zależy przed wszystkimi siłom z prawej strony polskiej sceny. Wymieniłbym wszystkie ugrupowania postelpeerowskie z LPR-em na czele. Zaliczyłbym tutaj cały PiS. Jest też dość duży napór ze strony posłów PSL. Cała reszta czuje się jakby w politycznym szantażu tych ugrupowań. Nie widzę odważnego, który powiedziałby: „Dosyć, moi państwo”. Odważny rząd w osobach Cimoszewicza i Belki dziś już nie jest taki. Szkoda, bo sytuacja jest niedobra i stosunki polityczne będą się jeszcze pogarszać. Mówię prawdę prosto w oczy, ale po spotkaniu z Pawelką nazwano mnie zdrajcą, tymczasem rozmawiałem z nim tylko po to, by powiedzieć, że czyni źle i nie trzeba nam więcej takiej roboty. Wydawało mi się, że zrozumiał. Jednak trzeba z nim rozmawiać. Mniejszości niemieckiej zależy na tym, by nie straszono biednych Polaków żyjących na Śląsku i na Pomorzu. To nie Pawelka ani tym bardziej Steinbach są straszni, ale polscy politycy. Jednak straszenie wyborców daje efekt wyborczy.

Prof. Stefan Chwin, pisarz, literaturoznawca, gdańszczanin
Ani po polskiej, ani po niemieckiej stronie nikomu na tym nie zależy, ale sprawy zaogniają się obiektywnie. Niektórzy Niemcy bazują na tym, że pewne kwestie materialne nie zostały uregulowane. Znajomi przekonują mnie, że to niewielka grupa i nie stanowi poważnego niebezpieczeństwa dla stosunków polsko-niemieckich, jednak jeśli zaczną wysyłać pozwy, mogą wystraszyć osoby starsze na Pomorzu, Śląsku. Nawet jeśli te sprawy zostaną rozstrzygnięte na korzyść polskich właścicieli, będzie to bardzo stresująca sytuacja. Już samo chodzenie do sądu, staranie się o obrońcę może być przeżyciem. Jedynym rozwiązaniem byłyby porozumienia międzynarodowe, do których jednak nie dochodzi. Rząd niemiecki nie jest tym zbytnio zainteresowany. Może wchodzi w grę sprawa wyborów…

Prof. Jerzy Kłoczowski, historyk, KUL
Z mojej perspektywy człowieka starej daty i żołnierza powstania warszawskiego poprawa stosunków polsko-niemieckich graniczy niemal z cudem. Nie spodziewałem się, że dojdzie do takiego porozumienia, którego zasadniczymi elementami są bezpieczne granice i odwrócenie się Niemców od tradycji bismarckowskiej i hitlerowskiej. Ukazują się fantastyczne książki na temat stosunków Niemiec i Polski. Mamy szansę dalszej poprawy i dlatego nie należy podgrzewać nastrojów. W wolnym kraju można mówić wszystko, więc głupstwa, jakie się pojawiają, należy przyjmować spokojnie, szukać rozwiązań kompromisowych. Moim zdaniem, dobrym instrumentem rozwiązywania takich sporów jest tworzenie wspólnych grup parlamentarnych na wzór litewsko-polskiej, która spotykając się dwa razy do roku, sporo już zdziałała, rozmawiając bez żadnego tabu o wszystkich kwestiach. Podobna grupa polsko-niemiecka mogłaby dokonywać przeglądu bieżących spraw i kontrolować oba rządy. Omawianie kwestii politycznych odbywałoby się wtedy bez nadmiernego rozgłosu.

Wydanie: 2004, 44/2004

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy