Koń, internet i hipokryzja

Koń, internet i hipokryzja

Przez polskie media przetacza się dyskusja nad celowością utrzymywania transportu konnego na trasie do Morskiego Oka w Tatrzańskim Parku Narodowym, wywołana śmiercią jednego z koni zaprzęgowych – zdaniem wielu spowodowaną przeciążeniem i przepracowaniem koni. Coś w tym musi być, skoro ludzie odpowiedzialni za ten proceder nie potrafią powiedzieć, na jakiej podstawie uznano, że dwa lekkie góralskie koniki mogą ciągnąć pod górę, na trasie 9 km, przy różnicy wzniesień 400 m, ważące ok. dwóch ton wozy, przy czym nader często ustalona (też nie wiadomo, na jakiej podstawie) norma 15 dorosłych osób na jeden wóz bywa przekraczana. Rzecz dzieje się w sercu parku narodowego, na oczach setek tysięcy turystów. Idea ochrony przyrody, która powinna przyświecać wszystkim działaniom na terenie parku, jest tu codziennie brutalnie gwałcona. „Tym koniom urządzono Auschwitz w sercu Tatr”, powiedział jeden z najstarszych przewodników tatrzańskich. Mimo licznych, powtarzających się od lat protestów proceder ten trwa, gdyż stoją za nim duże pieniądze i system wzajemnych powiązań finansowych, rodzinnych, towarzyskich, a także – niestety – politycznych.
Ludzie dobrej woli ślą głosy sprzeciwu, składają wnioski o całkowitą likwidację transportu konnego i zastąpienie go ekologicznymi i czystymi wózkami elektrycznymi. Dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego teraz dopiero zapowiada przeprowadzenie badań weterynaryjnych koni, ustalenie na tej podstawie ich dopuszczalnego obciążenia, nasilenie kontroli, wyciąganie konsekwencji wobec fiakrów naruszających regulamin przewozów.
A co na to wszystko władze państwowe i samorządowe? Najpierw, na sesji rady Zakopanego, wiceburmistrz Jan Gąsienica-Walczak składa gromkie oświadczenie, w którym w całej sprawie dopatruje się „dyskryminacji etnicznej” oraz „rozpętanej histerii i nagonki niektórych środowisk na społeczność góralską”. To niemożliwe, aby konie były nadmiernie eksploatowane, przecież górale tak je kochają – dodaje obłudnie pan wiceburmistrz, wtórują mu burmistrz, radni, prezes Związku Podhalan i liczni internauci. Kilka dni później przyjeżdża do Zakopanego szef Kancelarii Prezydenta RP Władysław Stasiak, który zapewnia górali, że nie ma mowy o likwidacji lub poważniejszej modyfikacji konnego procederu. I o to chodziło, górale to przecież najwierniejszy elektorat prezydenta RP. Potem odzywa się senator Tadeusz Skorupa (z PiS oczywiście), który domaga się wszczęcia dochodzeń przeciwko anonimowym internautom za to, że ośmielili się mieć nie dość entuzjastyczny stosunek do górali. Starosta tatrzański pan Gąsienica-Makowski (członek Rady Naukowej Tatrzańskiego Parku Narodowego!) oświadcza w Radiu Kraków, że właśnie kończy remont drogi do Morskiego Oka i konie już nie będą się męczyć, gdyż będą chyżo mknęły po gładkim asfalcie (!). O samym wożeniu ludzi do Morskiego Oka mówi się już coraz mniej. Istota sprawy ginie wśród popisów ignorancji, hipokryzji i demagogii.
Przejrzałem fora internetowe i znalazłem istotnie niezbyt pochlebne dla górali, a w szczególności senatora Skorupy, wpisy. Znalazłem jednak i inne: „Podziwiom tych gazdów, bo jo juz dawno bym im (tzn. ceprom) do zadów nakopoł”, „Cepry ruszcie dupy do roboty”, „Precz od górali cepry wstrętne, dziady, co chcą pokój w centrum za 30 zł z łazienką”, „Góroli to możecie cmoknąć w rzyć, majom i bedom mieli, nie tak jak wy, ceperskie darmozjady”, „Zawsze może ktoś was ubić i będzie po sprawie”. Tyz piknie, panowie burmistrzowie, radni, panie senatorze i panie starosto – prawda? Może jednak warto się zastanowić, zanim się zacznie napuszczać górali przeciwko reszcie świata?
Jeżeli w całej tej sprawie widzi się tylko „dyskryminację etniczną”, „rozpętaną histerię”, „nagonkę określonych środowisk na społeczność góralską” (skąd my znamy te „określone środowiska”?), a także, nie rozumiejąc, co to znaczy, „ksenofobię” – to ja współczuję. To nie „cepry”, panowie, troszczą się o wasze konie, ale ludzie wrażliwi na los zwierząt. I podział przebiega nie między góralami a resztą świata, ale między ludźmi wrażliwymi i – aby nikogo nie urazić – „wrażliwymi inaczej”. Jeśli się tego nie rozumie, to nie zrozumie się już niczego.
Koń by się uśmiał. Tylko że koniom w Tatrzańskim Parku Narodowym wcale nie jest do śmiechu…

Zbigniew Kresek, Kraków

Wydanie: 2009, 36/2009

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy