Koniec wałbrzyskich biedaszybów?

Koniec wałbrzyskich biedaszybów?

Trzy tysiące ludzi w Wałbrzychu wybiera podskórny węgiel. Rząd obiecał pieniądze na tysiąc nowych miejsc pracy. Co będzie z resztą kopaczy?

Wszyscy wychodzą z jam, gdy na drodze pojawia się żuk Roberta i Sztygara. – Będą pieniądze – cieszą się węglarze. Płacą od ręki, dlatego tak na nich czekają. Bez nich siedzieliby na workach do rana. Nie mają czasu zajmować się zbytem. To ich zadanie. Oni kopią, a Romek sprzedaje.
Romek ma kilka pseudonimów. Mówią na niego Sztygar, bo nie da sobie wcisnąć kitu. Węgiel ma być dobrej jakości, żeby klient był zadowolony i chciał go kupić następnym razem. Kolejny przydomek to Dziesiona. – Targuję się o każdą złotówkę, dlatego mówią, że jestem sknerą. Niech gadają.
Dziesiona ma 41 lat, za sobą 11 lat pracy w kopalni. – W tym osiem na nockach – mówi z dumą.
Przyjechał do Wałbrzycha ze Stronia Śląskiego w 1981 r.
– Poszedłem do kopalni, żeby nie iść do wojska. – Ja, żeglarz, grotołaz, alpinista, człowiek kochający przyrodę, zasuwałem jak kret – wspomina. – Ale nie narzekałem, dobrze mi się wtedy żyło, były premie, książeczki „G”. Wszystko się skończyło w 1992 r., zostałem zwolniony.
Był jednym z pierwszych kopaczy. Miał swoją dziurę, brygadę, ale któregoś dnia za szybko chciał podnieść worek z węglem i siadł mu kręgosłup. Okazało się, że ma 2,5-milimetrową przerwę na kręgach, groził mu wózek inwalidzki. Z kopania przerzucił się na transport. Z Robertem znają się od lat. Razem pracowali w kopalni.

Kumpel go wprowadził

Wałbrzych stoi na węglu. Wystarczy wbić kilof w ziemię, a potem kopać, kopać, aż powstanie dziura, która każdego dnia robi się głębsza. I to jest właśnie biedaszyb – studnia głęboka na 5, 10, a nawet 12 metrów, z której wydobywa się nielegalnie węgiel. W Wałbrzychu żyje z tego ponad 3 tys. ludzi. W 136-tysięcznym mieście bezrobocie wynosi ponad 28%.
– Węgiel to nasza jedyna szansa na zarobienie pieniędzy – mówią bezrobotni. – Teraz się okazało, że wbrew temu, co twierdzą specjaliści od górnictwa i politycy, starczy go na wiele lat. Oni zamknęli ostatnią kopalnię w mieście pięć lat temu, my wracamy do wydobywania węgla jak w XIX w., za pomocą kilofa i łopaty.
– Doskonale pamiętam dzień, w którym zlikwidowano ostatnią wałbrzyską kopalnię – opowiada Zdzisław K. – 26 czerwca 1998 r. o godzinie 13 z wałbrzyskiego Zakładu Wydobywczo-Przeróbczego Antracyt wyjechał ostatni wagonik z węglem. Ponad tysiąc osób straciło wtedy pracę, wśród nich i ja.
– Za pieniądze z odprawy próbowałem rozkręcić własny interes – opowiada Zdzichu. – Kupiłem łóżko polowe, trochę ciuchów od Chińczyków, no i rozłożyłem się z tym majdanem na Manhattanie (zielony rynek na Piaskowej Górze – dzielnicy miasta).
Kiepsko mu szło, przerzucił się na badylarstwo. Wstawał o trzeciej w nocy i jechał na giełdę do Wrocławia. Zaczął się rozkręcać, ale w ubiegłym roku wszystko się skończyło. Miał wypadek, w którym skasował samochód, niestety, nie był ubezpieczony, do dzisiaj spłaca długi. Kilka miesięcy spędził w łóżku. A gdy z niego wstał i poszedł na pierwsze piwo do pobliskiej knajpy, spotkał kumpla, który opowiedział mu o biedaszybach. Następnego dnia założył stare ciuchy, pożyczył od sąsiada kilof i łopatę i poszedł do pracy. Tak jest do dzisiaj. W grudniu 2002 r. obchodził pierwszą biedaszybową Barbórkę. – Kopię węgiel, bo nie mam innego wyjścia – mówi smutno. – Mam 33 lata, bezrobotną żonę i troje dzieci na utrzymaniu.
– Pamiętam, jak kiedyś śmiałem się z biedaszybów opisywanych przez Morcinka – mówi Romek – a tu proszę bardzo, w XXI w. dzieją się takie rzeczy. A przecież mogło być inaczej. Wałbrzyski węgiel jest bardzo dobry, ma dużą kaloryczność. W 1985 r. mówiono, że starczy go na najbliższe 100-150 lat. Rok wcześniej zaczęła się historia Kopernika, który miał połączyć trzy kopalnie. Wszystko szło zgodnie z planem, gdy nagle w Warszawie zapadła decyzja o likwidacji Kopernika. Szkoda gadać. Ciekawe, czy ktoś kiedyś za to odpowie? Ale wielka polityka nie dla mnie, ja pilnuję swoich interesów. Dzisiaj musimy zawieźć węgiel do Mieroszowa, Sobótki i Janowic. Chłopaki kopią, my sprzedajemy, dzięki temu mamy na chleb.
Kilka miesięcy później Roman został dotkliwie pobity. – Nie byłem w stanie się bronić. Nie dość, że mnie skatowali, to jeszcze ukradli mi pieniądze. Mam tego dosyć, też złożyłem podanie o pracę.

Wpisowe – pół litra i kiełbasa

– Jak mnie przysypało i stała się ciemność – opowiada Junior – to w jednej chwili zobaczyłem całe swoje życie. Marnie wypadło! Myślałem, że to koniec.
Dwóch minut potrzebowali koledzy z brygady, żeby go wyrwać śmierci.
– Najpierw odkopuje się głowę – tłumaczą – ale tylko rękami, kilofem można coś uszkodzić. Ze strachu i nerwów ręce pracują błyskawicznie, są w stanie przerzucić kilka ton. Juniora przywaliły ze trzy tony gliny i miału.
– Żyję – powiedział, gdy odsłonili mu twarz.
– Odwieźliśmy go wózkiem do domu – wspominają. – Był obolały i blady ze strachu. Nie chciał jechać na pogotowie.
– Poleżałem dzień w łóżku, myślałem, że nigdy więcej tam nie pójdę, a jednak wróciłem. Dalej kopię, ale strach tkwi we mnie.
Nie tak wyobrażał sobie swoje życie. Miał talent. Był piłkarzem. Trenował w Górniku Wałbrzych.
– Grałem razem z Matyskiem – mówi, uśmiechając się. – Dzisiaj on jest kimś, a ja?
Junior ma 34 lata, jest kawalerem, mieszka z siostrą i jej małą córeczką. W biedaszybach pracuje kilka miesięcy, kolega go namówił. – Powiedział: „Przynieś pół litra i kiełbasę, to cię weźmiemy do brygady”. Zgodziłem się. Myślałem, że popracuję miesiąc, dwa i w końcu znajdę coś w pośredniaku, tokarzy przecież potrzebują, a ja mam lata pracy w tym zawodzie.
Ale ofert nie było.

Jak woły

Dla Anioła robota w biedaszybach jest pierwszą pracą w życiu. W maju 2002 r. wyszedł z więzienia.
– Siedziałem pięć lat, 11 miesięcy i 11 dni. Pracuję, bo nie chcę tam wrócić. Do normalnej pracy nikt mnie nie przyjmie, wyrok to wyrok. Minęło 11 miesięcy i na nikogo nie napadłem, nie włamałem się do żadnego sklepu. Żyję za swoje, jak popiję, to też za swoje. Jest w porządku.
Ma 26 lat, jasne, krótko przystrzyżone włosy i mnóstwo tatuaży, na rękach, powiekach i szyi. 27 marca Anioł zrobił sobie wolne, właśnie przechodził koło biedaszybów, ubrany w jasne spodnie, jadł bułkę, gdy usłyszał, że przysypało kolegę. Bez chwili namysłu pobiegł z pomocą. Niestety, na próżno.
Adam kopie węgiel od 13 lat, kiedyś tylko na własne potrzeby, przynosił go w plecaku, teraz na sprzedaż. Jego dom stoi rzut kamieniem od lasu, w którym kopią węglarze. Odziedziczył go po rodzicach.
Był jednym z pierwszych, który rył za cmentarzem, jego pierwsza dziura miała 4,5 m szerokości i 7 m głębokości. Przez rok kopał dziurę za dziurą, w końcu odkrył, że żyły węgla skręcają do jego ogródka.
– Od tamtej pory nie muszę się bać o swoje worki. Nikt mi ich nie ukradnie. Mało tego, inni przynoszą je do mnie na przechowanie. Tak się dzieje, gdy nie ma zbytu. Człowiek narobi się jak dziki osioł, a nie ma kupca. Wtedy pozostaje pilnowanie worków, a więc spanie na nich albo wrzucenie urobku z powrotem do dziury.
Adam kopie razem z zięciem, Piotrkiem. Ma na utrzymaniu żonę i pięcioro dzieci. Zna się na swojej robocie, 10 lat przepracował w kopalni, 2,5 roku w koksowni.
– Za pierwsze zarobione pieniądze kupiłem łóżeczko dla mojego synka – mówi Piotrek. – Przez tydzień zbierałem grosz do grosza. Praca jest ciężka, ale nie narzekam, najważniejsze, że zarabiam. Może znalazłbym coś zgodnego ze swoim wykształceniem, ale nie mam uregulowanej służby wojskowej i dlatego nikt nie chce mnie przyjąć.
Jego towarzysze niedoli, którzy ryją tuż za płotem – Kasia i Piotr – mają po 20 lat. Od trzech lat są parą. Poznali się na dyskotece. Dzisiaj już nie chodzą na tańce, dawno zapomnieli, co to beztroskie życie małolatów. Ich marzenia?
– Leżeć sobie i śnić – mówią zgodnie. – Albo posiedzieć w ciepełku. Jak się człowiek narobi cały dzień, to marzy tylko o jedzeniu i spaniu.
– Ale mamy też inne marzenia – dodaje szybko Kasia – dlatego tu jesteśmy. Pracujemy, żeby zarobić na moje studia i na nasz ślub.
Kasia studiuje zaocznie w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Semestr nauki kosztuje 1030 zł. Studiuje razem z siostrą, są na jednym roku.
– Tata jest na rencie, ma uszkodzony kręgosłup, a mama jest pielęgniarką. Od października nie dostaje wypłaty, bo szpital jest zadłużony. Nie jest źle – cieszą się. – Jest dziura, jest zamówienie, będzie dobrze.
– Tydzień temu – opowiada Kasia – pracowaliśmy całą noc, przy świeczkach.

Żeby mnie zasypało

19 października 2002 r. zginął pierwszy górnik, 8 marca drugi, a 27 marca trzeci. – Ostatni śmiertelny wypadek mnie przeraził – mówi Andrzej, ksywa Dziadek.
– Mam dużo lat, stąd mój pseudonim – wyjaśnia.
– Marzenia? – powtarza pytanie. – Żeby mnie zasypało.
– E tam – przerywa mu kolega z brygady – powiedz coś ładnego.
– Moje marzenia już się spełniły. Jestem dumny ze swoich dzieci. Syn studiuje prawo, będzie prokuratorem, nie pali, nie pije. Jest porządnym człowiekiem. Córka wprawdzie nie skończyła studiów, ma tylko zawodówkę, ale za to urodziła mi cudowne wnuki. To dla nich tu jestem i ciężko pracuję. Żebym mógł kupić im kinerki – takie jajka niespodzianki.
Władze miasta przez kilka miesięcy pracowały nad programem mającym na celu likwidację biedaszybów. Śmierć trzeciego górnika uświadomiła im jednak skalę problemu.
– Jego rozwiązanie wykracza poza możliwości lokalnych władz – mówi Piotr Kruczkowski, prezydent Wałbrzycha – dlatego zwróciłem się o pomoc do marszałka sejmiku dolnośląskiego, wojewody, parlamentarzystów ziemi wałbrzyskiej, a przede wszystkim do rządu.
Znalazły się pieniądze na stworzenie ok. tysiąca nowych miejsc pracy: przy robotach komunalnych, w wodociągach i lasach, np. przy zasypywaniu biedaszybów, w specjalnych patrolach straży miejskiej itd. Praca ma być na etat, na co najmniej rok, za ok. 1000 zł miesięcznie, i to już od maja. To wszystko ma kosztować ok. 8 mln zł – 4 mln da minister, ponad milion złotych miasto, o pozostałe środki władze Wałbrzycha będą zabiegać w różnych instytucjach.
– Czekamy na pracę – mówią kopacze – wielu z nas złożyło już podania. Nie chcemy umierać pod zwałami ziemi jak nasi koledzy. – Z chwilą powstania nowych miejsc pracy dla kopaczy biedaszyby muszą zniknąć z mapy Wałbrzycha – mówi prezydent Kruczkowski.
Czy tak się stanie?

Wydanie: 15/2003, 2003

Kategorie: Kraj
Tagi: Iwona Bucka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy