Kontroler gwałciciel

Miały sprzedawać gąbki, ale trafiły na sadystów

Właścicielka mieszkania prowadzi na piętro. Różowe ściany, białe meble. Wzrok przykuwa szerokie łóżko z dwoma dużymi dziurami w materacach, które pozostały po wizycie policji. Kawałki tkaniny trafiły do analizy. – To w tym pokoju – upewniam się – doszło do gwałtów?
– Jakich gwałtów? – uśmiecha się ironicznie kobieta.
16-letnia Marta nie miała żadnych planów na wakacje. Zapowiadały się dwa nudne miesiące. Zaczęła przeglądać ogłoszenia w lokalnej prasie. Jedno zwróciło jej uwagę. Agencja reklamowo-promocyjna poszukiwała młodych akwizytorów. Postanowiła spróbować.
Agencja znajdowała się w prywatnym domu. Martę przywitał 20-letni Marcin, jak się okazało – szef rzeszowskiego oddziału. Po krótkim przeszkoleniu Marta dostała plakietkę z nazwą firmy i kilka gąbek. Miała chodzić po ulicach, pukać do mieszkań i oferować towar. Pierwszego dnia udało się jej sprzedać wszystkie gąbki. Trafiła na ludzi o wrażliwych sercach, którzy na zapewnienia Marty, że część pieniędzy ze sprzedaży przekazana zostanie na dom dziecka, otwierali portfele.

Metody rewizora
Z akwizytorami nikt nie podpisywał żadnej umowy. Zarobki miały zależeć od liczby sprzedanych gąbek. W agencji kręciło się wielu młodych ludzi. Jedni pracowali dzień, inni wytrzymywali tydzień. Prawie od dwóch miesięcy gąbki sprzedawała 20-letnia Monika, którą na pracę w agencji namówiła koleżanka, i 16-letnia Ola, dziewczyna szefa. Pomimo niepewnych zarobków nikt nie narzekał, aż do czasu pojawienia się konsultanta agencji, 34-letniego Zbigniewa R.
Zbigniew R. i jego współpracownik, 26-letni Krzysztof Z., mieli przeprowadzić w Rzeszowie inspekcję. Doszły do nich pogłoski, że szef i pracownicy filii nie przekazują do centrali wszystkich pieniędzy za sprzedany towar. Nie od razu wyjawili cel przyjazdu. Postanowili się najpierw zabawić. W siedzibie filii razem z młodymi akwizytorami urządzili popijawę. Gdy w głowach zaszumiał alkohol, Zbigniew R. przypomniał sobie o celu wizyty. Na pierwszy ogień poszedł Marcin. Konsultant nie miał nad nim litości, uderzał raz za razem. W obronie Marcina stanęła Ola. Zbigniew R. na chwilę się uspokoił. Kazał dziewczynie przyjść na górę na poważną rozmowę. Gdy znalazła się w różowym pokoju, mężczyzna chwycił ją za rękę, rzucił na łóżko, wyciągnął długi nóż i włożył Oli pod spódnicę. Przeciągał nim po całym ciele. Sparaliżowaną ze strachu gwałcił, ciągnął za włosy, gryzł i uderzał głową o kant łóżka.
Dzień później to samo spotkało Martę. Podczas kolejnej libacji do pokoju na górze Zbigniew R. zaciągnął Monikę. Zaczął ją rozbierać. W tym momencie pojawił się Krzysztof Z. Złapał dziewczynę za ręce i przystawił nóż do szyi. Wtedy Zbigniew R. bez problemu ściągnął z niej resztki bielizny.

Ładne, ale głupie
Właścicielka domu, w którym urządziła się agencja, pamięta dobrze Zbigniewa R. To on przed rokiem wynajął piętro i poddasze. Zgodziła się, bo nie stać jej na utrzymanie całego domu. Za wynajęcie brała 2 tys. zł miesięcznie.
– Przez pół roku rządził tutaj R. – opowiada – jeździłam z nim zamawiać ogłoszenia, do hurtowni po towar. Dawał mi zarobić 10 lub 20 zł. Gąbki kupowali w hurtowni po 1,20 zł, akwizytorzy sprzedawali je po 5,80 zł. Szef lubił wypić, ale wszystkich trzymał w ryzach i był spokój. Gdy wyjechał do filii w Katowicach, zastąpił go Marcin. Wtedy nastąpiło rozluźnienie. W firmie urządzano całonocne imprezy. – Osiem szyb mi wybili – liczy właścicielka. – W dwie Marcin rzucił toporkiem, pozostałe poleciały od przeciągów. Zachowywali się jak zwierzęta.
Nie wie, kto doniósł R., co dzieje się w rzeszowskiej filii. Słyszała, jak Marcin ze Zbigniewem R. kłócili się o pieniądze. Ale gwałty? Nie wierzy. – To spokojny facet – zapewnia – z żadnej mafii. Nieraz koniaczek razem wypiliśmy. Ten drugi też spokojny, przedstawiał się jako prawnik.
Uważa, że winni są młodzi. Olka była ładna, ale głupia. Uciekła z domu, w firmie zostawała z Marcinem na noc. Wypić też lubiła. A Marcin i tak jej nie szanował. Dzwonił do agencji towarzyskich i panienki kazał sobie przywozić.

Chcieliśmy się zabawić
Zgwałcone dziewczyny zgłosiły się na policję. Prokurator wystąpił do sądu z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie Zbigniewa R. i Krzysztofa Z. Policja już wcześniej interesowała się działalnością agencji. Jej główna siedziba znajdowała się w Koszalinie. Swoje filie, oprócz Rzeszowa, miała w Krakowie, Katowicach, Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu i Radomiu.
– Po aresztowaniu R. zjawiła się główna szefowa – opowiada właścicielka lokalu – zabrała wszystkie dokumenty i gąbki.
Aresztowani mężczyźni nie przyznali się do gwałtów. – Te oskarżenia są zemstą za to, że wiem o ich kradzieżach – taką wersję przyjął Zbigniew R.
– To sadysta – mówi o nim szef Prokuratury Rejonowej w Rzeszowie, Mariusz Kowal. – Na razie postawiliśmy mu dwa zarzuty. Dochodzenie trwa.
Z dziewczętami trudno się skontaktować. Zmieniły miejsce zamieszkania. Udaje się porozmawiać tylko z 17-letnim Pawłem, który pracował jako akwizytor. Przyznaje, że nieraz w firmie było wesoło. — To normalne, że chcieliśmy się zabawić. Same młode dziewczyny i młodzi chłopcy, to się rozumie samo przez się – mówi bez ogródek.
A właścicielka zamierza otworzyć w różowym pokoiku podobną firmę, tyle że własną. I przyzwoitą, jak zapewnia.
Personalia zmieniono

Wydanie: 2001, 40/2001

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy