Korporacje marzą o ekspansji

Korporacje marzą o ekspansji

Amerykanie protestują przeciwko liberalizacji rynku mediów

Administracja George’a Busha stanęła w obliczu spektakularnej porażki. Senat zablokował rządową reformę rynku mediów. Być może, prezydent USA będzie musiał po raz pierwszy w swej kadencji skorzystać z prawa weta.
A przecież większość w Kongresie mają Republikanie, partyjni koledzy gospodarza Białego Domu.
Decyzję o liberalizacji rynku mediów przyjęła 2 czerwca br. Federalna Komisja Łączności (FCC). Odpowiedni wniosek poparło trzech republikańskich członków FCC, jednak dwaj politycy z Partii Demokratycznej byli przeciw. Przyjęte w ten sposób przepisy deregulacyjne przewidują, że jeden koncern środków masowego przekazu będzie mógł posiadać stacje telewizyjne docierające do 45% odbiorców w USA. Dotychczasowy limit, ustalony w 1996 r., pozwalał tylko na 35%. FCC zamierza także umożliwić koncernom medialnym posiadanie w jednym mieście zarówno stacji telewizyjnej lub radiowej, jak i medium drukowanego. Dotychczas było to zabronione. Wreszcie FCC wyraziła zgodę, aby korporacja medialna prowadziła na jednym rynku aż trzy stacje telewizyjne, osiem radiowych oraz kanał telewizji kablowej. Przewodniczący Federalnej Komisji Łączności, Michael Powell, syn sekretarza stanu USA, argumentuje, że zmiany są konieczne, bowiem obecnie koncerny środków masowego przekazu pracują w innych warunkach – telewizja musi przecież konkurować z satelitarną, kablową oraz z Internetem. Zdaniem Powella, tylko liberalizacja rynku umożliwi rozwój koncernów i zapewni społeczeństwu powszechny dostęp do bezpłatnych programów telewizyjnych.
Przyjęte przez FCC zmiany spotkały się jednak z ostrą krytyką. Przeciwko nim wystąpiła kolorowa koalicja – organizacje ochrony konsumentów, wpływowe Narodowe Stowarzyszenie Broni Palnej, związki zawodowe, Konferencja Biskupów Katolickich, zrzeszenie pisarzy, stowarzyszenia kobiece oraz gwiazdy rocka, jak Tom Petty i Patti Smith. Wszyscy oni biją na alarm – liberalizacja rynku mediów służy interesom wielkiego biznesu. Jeśli zostanie wprowadzona w życie, zagrozi różnorodności informacji, ograniczy wiadomości lokalne, doprowadzi do upadku małych stacji telewizyjnych i radiowych. „To najpoważniejsza zmiana zasad funkcjonowania mediów w dziejach USA”, ostrzega Jonathan Adelstein, demokratyczny członek FCC, który głosował przeciwko nowym przepisom. Bob Fellmeth, profesor szkoły prawniczej w San Diego, obawia się, że forsowana przez administrację Busha konsolidacja mediów stanowi niebezpieczeństwo dla demokracji. „Nie grozi nam „Rok 1984” Orwella, lecz „Nowy wspaniały świat” Huxleya. W „Nowym wspaniałym świecie” nie ma wprawdzie Wielkiego Brata, który patrzy na ciebie jak tyran, ale za to wiesz tylko tyle, ile oni ci zechcą powiedzieć”, twierdzi Fellmeth.
Przeciwnicy konsolidacji rynku mediów wykupili niezwykle kosztowne, całostronicowe ogłoszenia w „New York Timesie”. Widać na nich cztery ekrany telewizyjne, odpowiadające czterem ogólnonarodowym sieciom informacyjnym ABC, NBC, CBS i Fox. Z każdego kanału patrzy jednak złowieszczo twarz australijskiego magnata medialnego, arcykonserwatysty Ruperta Murdocha. Obok ostrzega wielki napis: „Ten człowiek chce kontrolować wiadomości w Ameryce”. Rupert Murdoch, którego środki masowego przekazu gorąco poparły amerykańską inwazję na Irak, już teraz kieruje gigantycznym koncernem News Corporation obejmującym sieć telewizyjną Fox, kanał kablowy Fox News, siedem innych telewizji kablowych, 34 lokalne stacje telewizyjne oraz prawicowo-populistyczny, krzykliwy dziennik brukowy „New York Post”. Po liberalizacji rynku środków masowego przekazu ekspansja medialnego barona z Australii nabrałaby nowego rozmachu. Projekt FCC korzystny jest także dla innych korporacji, takich jak Viacom, właściciel sieci CBS, General Electric (NBC), Walt Disney (ABC) i Time-Warner (WB Network), które obecnie docierają ogółem do 75% społeczeństwa. Niektóre, jak News Corporation czy Viacom, na podstawie nadzwyczajnych zezwoleń już teraz nadają dla 40% telewidzów. Demokratyczny senator Byron Dorgan, jeden z najbardziej bojowych przeciwników deregulacji, nie waha się wytoczyć poważnych oskarżeń: „FCC zrobiła straszliwie złą rzecz dla tego kraju. Garstka firm zapanuje w eterze. Owszem, ludzie będą słyszeć różne głosy, ale będą to głosy tego samego brzuchomówcy”. Zdaniem Dorgana, nowe przepisy doprowadzą do galopującej koncentracji w przemyśle medialnym. Także wybitny przedsiębiorca medialny, Robert Diller, nie kryje obaw, że wielkie konglomeraty „wykorzystają swą moc produkcyjną, aby przeforsować wygodne treści, wykorzystają swój aparat dystrybucyjny, aby lansować nowe oferty, oraz system promocji, aby pozbyć się konkurencji”. Zdaniem Dillera, niezależni producenci będą dziesiątkami znikać ze sceny.
Władze wielkich korporacji oczywiście popierają liberalizację rynku, która zwiększy ich zyski z reklam i otworzy możliwości wzrostu. Medialne koncerny długo uprawiały więc intensywny lobbing w Białym Domu. Według niezależnej organizacji Centrum na rzecz Integralności Publicznej, zainteresowane firmy (m.in. Viacom i News Corporation) w ostatnich ośmiu latach zafundowały urzędnikom FCC ponad 2,5 tys. „podróży służbowych”. Podobno sam Michael Powell skorzystał z 44 darmowych biletów lotniczych.
Amerykańskie media niezwykle umiarkowanie i wstrzemięźliwie informują o tym gorącym sporze. Zainteresowane deregulacją są przecież także wielkie domy prasowe.
Szacowny „New York Times”, zazwyczaj szermierz wolności dziennikarskiej, tym razem nabrał wody w usta. Nic dziwnego, wydawnictwo New York Times Company z rocznym dochodem w wysokości 3,1 mld dol., już teraz dysponuje 19 gazetami, ośmioma stacjami telewizyjnymi, dwoma rozgłośniami radiowymi, jak również 40 stronami internetowymi. Oczywiście, nowojorski koncern chciałby nadal prowadzić ekspansję, toteż „New York Times” sugeruje, że następstwa liberalizacji rynku „mogłyby być znacznie bardziej łagodniejsze, niż niektórzy sobie wyobrażają”. Gazeta zilustrowała swe wywody wykresami przedstawiającymi medialny rynek USA. Oczywiście, całkowicie przypadkowo infografika ta nie uwzględniła imperium New York Times Company.
Wydaje się jednak, że wiele wody upłynie, zanim deregulacyjne przepisy wejdą w życie. Miały one obowiązywać od 4 września, jednak dzień wcześniej federalny sąd apelacyjny w Filadelfii zawiesił ich wykonanie w trybie nadzwyczajnym. Sąd zablokował zmiany do czasu rozpatrzenia pozwu przedstawicieli mniejszych gazet i nadawców radiowo-telewizyjnych skupionych w grupie Prometheus Radio Project. Twierdzą oni, że nowe przepisy zagrażają pluralizmowi mediów. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że jednym z aktywistów Prometheus Project jest Pete Tridish, dawny pirat radiowy z Filadelfii, któremu urzędnicy FCC zamknęli nielegalną rozgłośnię radiową Bunt.
Także zdaniem wielu polityków republikańskich, nowe przepisy deregulacyjne posuwają się za daleko. W Izbie Reprezentantów Republikanie przegłosowali wspólnie z Demokratami złagodzenie zmian proponowanych przez FCC. 16 września Senat USA przyjął rezolucję, która całkowicie zablokowała reformy, proponowane przez Federalnej Komisji Łączności. Była to rzadko stosowana „rezolucja dezaprobaty”, umożliwiająca Kongresowi unieważnienie przepisów wydanych przez agencje federalne. Decyzję Senatu musi jeszcze zaaprobować Izba Reprezentantów. Biały Dom zapowiadał uprzednio, że w obronie nowych przepisów FCC prezydent może skorzystać z prawa weta – po raz pierwszy w swej kadencji. Nie wiadomo jednak, czy George Bush zdecyduje się na to w obliczu powszechnego sprzeciwu. W każdym razie walka o kształt medialnego rynku w USA daleka jest od rozstrzygnięcia. Obie strony zapowiadają kolejne strzały z armaty. Wielkie korporacje wietrzące miliardowe zyski tak łatwo nie zrezygnują. A w Stanach Zjednoczonych spada zaufanie do środków masowego przekazu. Według przeprowadzonego w końcu maja sondażu Instytutu Gallupa, tylko 36% Amerykanów uważa, że media informują rzetelnie.

 

Wydanie: 2003, 39/2003

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy