Korupcja w Chicago

Korupcja w Chicago

Pomiędzy rokiem 1995 a 2004 aż 469 polityków i urzędników z północnego Illinois trafiło do więzienia

Dariusz Wiśniewski, Korespondencja z Chicago

Były gubernator stanu Illinois, Rod Blagojevich, tuż przed ogłoszeniem werdyktu sędziów przysięgłych w procesie o korupcję przesłał całusa swojej żonie Patti. Tak na szczęście. Przez ostatnie dwa i pół roku próbowali razem przekonywać opinię publiczną, że będąc gubernatorem, Rod nigdy nie miał zamiaru sprzedawać fotela senatorskiego zwolnionego w 2008 r. przez Baracka Obamę. Ale 27 czerwca 12 sędziów przysięgłych (w tym 11 kobiet) uznało go za winnego 17 spośród 20 postawionych mu zarzutów. Blagojevichowi grozi 300 lat odsiadki. Po odczytaniu werdyktu „Blago” odwrócił się do broniącego go prawnika i zapytał z niedowierzaniem: What just happened? (Co się stało?).
Blagojevich prawdopodobnie będzie apelował, ale orzeczenia w przestępstwach federalnych są najczęściej niepodważalne. Wyrok zostanie ogłoszony jesienią, chociaż dokładna data nie jest znana. Do tego czasu „Blago” nie może bez pozwolenia sędziego opuszczać stanu Illinois. Znawcy kodeksu karnego przypuszczają, że były gubernator zostanie skazany na ok. 10 lat więzienia z ograniczonym przywilejem widzeń, ale z prawem do pracy za 12 centów za godzinę. Jeżeli tak się stanie, będzie trzecim skazanym gubernatorem. Jego poprzednik George Ryan odsiaduje sześć i pół roku również za korupcję. Dan Walker, gubernator w latach 1973-1977, dostał karę 18 miesięcy za łapownictwo. Były miejski księgowy Jim Laski odsiedział zaś dwa lata za wzięcie
50 tys. dol. łapówki i tak wspomina okres odosobnienia: „To było straszne. Lepiej, aby Rod nie liczył na specjalne traktowanie”.

Gubernator u krawca
Młody, przystojny Rod Blagojevich pojawił się na scenie politycznej Illinois w 1996 r. Został wtedy wybrany na kongresmena. Objął urząd po Danie „Rustym” Rostenkowskim (polskie pochodzenie) skazanym na 17 miesięcy więzienia za przekręty finansowe. Gubernatorem został sześć lat później. Mówiono, że być może ma szansę wspiąć się nawet do Białego Domu. Ale 9 grudnia 2008 r. został aresztowany przez agentów FBI pod zarzutem korupcji, wymuszania pieniędzy i namawiania do łapownictwa. Gdy „Blago” otworzył drzwi o 6 rano, w szlafroku, odczytano formułkę o przysługujących mu prawach. Gubernator przez pewien czas był przekonany, że ktoś zrobił mu dowcip. Nawet się uśmiechał. Miesiąc później stosunkiem głosów 114 do 1 został usunięty z urzędu gubernatora. Stanowa Izba Reprezentantów i Senat nałożyły też na niego zakaz ubiegania się i sprawowania urzędów publicznych w stanie Illinois.
Rod urodził się w 1956 r. w Chicago. Studiował historię na Northwestern University, a w roku 1983 ukończył studia prawnicze w Malibu w Kalifornii (Pepperdine University School of Law). Jego rodzice byli Serbami. Do Chicago przybyli w 1947 r. Aby zarobić na naukę, młody Rod pracował jako czyściciel butów, rozwoziciel pizzy, pakował mięso i zmywał naczynia. Chociaż został gubernatorem na drugą kadencję, miał niezwykle niskie poparcie nawet przed aresztowaniem. Byli współpracownicy wspominają go jako leniwego urzędnika, który uciekał od trudnych problemów. Gdy potrzebowali jego podpisu, musieli szukać szefa u krawca, gdzie przymierzał nowy garnitur, albo w kręgielni. Gubernator spóźniał się na ważne spotkania, tłumacząc z uśmiechem, że biegał dla rozrywki (jego hobby) albo grał na wideo z dziećmi. Nikt nie chciał z nim współpracować. W biurze bywał rzadko, często za to ukrywał się w łazience, rozmawiając przez telefon komórkowy. FBI nagrywało jego rozmowy od dłuższego czasu, gdyż wokół Blagojevicha krążyły zawsze jakieś plotki związane z rzekomym brakiem etyki. Nawet teść oskarżał go publicznie o przekręty.

„Fitzy” – postrach urzędników i polityków
Ale to nie lenistwo było przyczyną kłopotów „Blago”. Ponad 70 lat temu, gdy w Chicago rządził Al Capone, władze miasta sparaliżowane powszechną korupcją zwróciły się o pomoc do Nowego Jorku. Miasto przysłało wtedy słynnego Eliota Nessa, nieprzekupnego agenta federalnego, który bezkompromisowo walczył z korupcją i mafią. Aby oczyścić miasto w 2002 r., z Nowego Jorku do Chicago przyjechał inny prokurator federalny, Patrick „Fitzy” Fitzgerald.
Jako młody prawnik Fitzgerald był tytanem pracy. Posiłki jadał samotnie w biurze, gdy wszyscy poszli do domów. Pracował nieraz całą noc, spał więc również w biurze. W apartamencie na Brooklynie nie miał nawet podłączonego ogrzewania, gdyż rzadko tam bywał. Życia towarzyskiego właściwie nie prowadził. Ożenił się (z nauczycielką) dopiero w wieku 47 lat. Ale już na miesiąc miodowy nie miał czasu. Etykę pracy, kult obowiązku i prawości odziedziczył prawdopodobnie po ojcu, emigrancie z Irlandii pracującym na Manhattanie jako doorman, który nigdy nie skorzystał z urlopu. „Jeżeli masz przyjść do pracy na dziewiątą, przyjdź o ósmej”, mówił mu ojciec. Patrick ukończył szkołę jezuicką, potem elitarny Amherst University. Dyplom prawnika zdobył na Harvardzie. Mając 27 lat, otworzył biuro prokuratora publicznego i od tego czasu jego sława niezłomnego rozeszła się po całym kraju. „Fitzy” ma twarz dorosłego dziecka. Gdy odpowiada na pytania na konferencjach prasowych albo ogłasza wynik śledztwa, robi to bez emocji, jakby mówił o mało ważnych wydarzeniach. Patrzy nieraz w bok czymś zawstydzony. Na początku próbowano więc parodiować jego dziecinny wygląd, nazywając go prawiczkiem (virgin). Te żarty jednak nikogo dzisiaj nie śmieszą.
Po przyjeździe do Chicago „Fitzy” od razu zabrał się do roboty. W roku 2003 wysłał do więzienia za korupcję aż 13 urzędników publicznych i różnych oficjeli. Jednym ze skazanych był milioner Antoin „Tony” Rezko, deweloper pomagający Barackowi Obamie w kupnie domu. Obama przez wiele lat musiał w tej sprawie odpowiadać na niewygodne pytania. Tym bardziej że nieruchomość, którą wtedy nabył, była wyceniona poniżej wartości rynkowej. Później za wypłacanie pieniędzy na nigdy niewykonane usługi publiczne zostali skazani liczni współpracownicy Richarda Daleya, burmistrza Chicago.
„Fitzy” nie oszczędził również ważnych polityków. Jako prokurator federalny prowadził śledztwo w sprawie dekonspiracji Valerie Plame, agentki CIA, której mąż, Joseph Wilson, dyplomata za czasów George’a W. Busha, krytykował okupację Iraku. W trakcie dochodzenia okazało się, że Valerie Plame została prawdopodobnie celowo zdekonspirowana jako pracownica CIA w odwecie za krytykę Busha i musiała ukrywać się ze względu na własne bezpieczeństwo. „Fitzy” doszedł, kto odpowiada za tę „pomyłkę”. Gdy Lewis „Scooter” Libby, ówczesny szef sztabu przy wiceprezydencie Dicku Cheneyu, został skazany na 30 miesięcy więzienia za przeciek, wielu konserwatystów oskarżyło Fitzgeralda o nadmierną gorliwość i formalizm. „Fitzy”, albo jak go niektórzy nazywają „Mister Clean”, odparł te zarzuty stwierdzeniem: This was not someone illigally downloading a song (To nie był ktoś, kto nielegalnie ściągnął z sieci piosenkę).
Kolejny na liście Fitzgeralda był Kanadyjczyk Conrad Black, potentat medialny, właściciel „Daily Telegraph”, „Jeruzalem Post”, „Chicago Sun-Times” i ok. 200 mniejszych tytułów. Black został uznany za winnego celowego wprowadzenia w błąd udziałowców dla własnych korzyści. Dostał 78 miesięcy. Musiał też wypłacić firmie Hollinger, którą okradł, ponad 6 mln dol.
W 2006 r. „Fitzy” wysłał do więzienia ówczesnego gubernatora Illinois, George’a Ryana, za przyznawanie kontraktów stanowych w zamian za obietnicę poparcia politycznego.

Dobry pan, choć kradnie
Korupcja to wymiana publicznych usług na prywatne korzyści. Mówiąc inaczej, to kradzież pieniędzy podatników. Lecz długotrwała tradycja korupcji w Chicago wykształciła typ polityka czy urzędnika, który mimo czerpania prywatnych korzyści z zajmowanego stanowiska jest również oddany ludziom. To postać dawnego rządcy pozostającego ponad prawem, ale dbającego o lud. Cecha ta czyni złodzieja możliwym do zaakceptowania. Przynajmniej w słynących z korupcji Chicago i Illinois. Określenie Chicago politics nie oznacza tylko polityki, lecz także sposób jej uprawiania. Najlepiej ilustruje to powiedzenie: pay to play – kto nie smaruje, ten nie jedzie. Nie wszystkim udało się tak długo „jechać”. Pomiędzy rokiem 1995 a 2004 aż 469 polityków, urzędników miejskich i stanowych z północnego Illinois (wraz z Chicago) zostało skazanych na kary więzienia. Tylko dwa dystrykty w USA wyprzedzają Illinois w tej mało zaszczytnej statystyce: centralna Kalifornia (z Los Angeles) oraz południowa Floryda (z Miami). Ale wielu skazanych do tej pory dobrze się wspomina.
„Blago”, choć to skorumpowany łapówkarz, nadal cieszy się szczyptą sympatii. Gdy był gubernatorem, zniesiono opłaty za przejazdy CTA (autobusy i kolejka miejska) dla emerytów. Z jego też inicjatywy zmodernizowano płatne bramki na autostradach. Blagojevich zaś postarał się, aby nad przejazdami widniało jego nazwisko jako dobroczyńcy. Napisy już dawno zdjęto. Rod zawsze domagał się wprowadzenia subsydiowanych przez stan Illinois ubezpieczeń zdrowotnych dla dzieci z biednych rodzin i to w nieco okrojonej wersji funkcjonuje do dzisiaj. Ludzie pamiętają takie rzeczy.
George Ryan, poprzedni gubernator, również chciał być dobrze wspominanym włodarzem. Jeszcze przed skazaniem skorzystał z prawa łaski wobec więźniów czekających na karę śmierci i zamienił je na dożywocie. Dan Rostenkowski do tej pory przywoływany jest z szacunkiem. Ale przypadek Blagojevicha jest jeszcze inny.
„Blago” budzi również współczucie. Z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na teatralność zachowania, która śmieszy, oraz z powodu infantylnego narcyzmu. Szykowne garnitury, wystudiowane fryzury, uśmiechy, mimika i gestykulacja stały się nawet podstawą nagrania satyrycznego musicalu pod tytułem „Blago”. Po drugie, były gubernator jest człowiekiem rodzinnym. Ma dwie urocze córki oraz sympatyczną żonę, twardą kobietę stojącą przy mężu w trudnych chwilach. Gdy dwa lata temu sędzia nie wyraził zgody na udział Roda w reality show w dżungli w Kostaryce (100 tys. dol. honorarium, a państwo Blagojevich już wtedy mieli spore kłopoty finansowe), pojechała tam Patti, która ze łzami w oczach zjadła przed kamerami tarantulę. Dla zwykłego drania nie robi się takich poświęceń.
Jednak dobre uczynki nie wymazują złych. Głównym dowodem w sprawie Blagojevicha były nagrania rozmów telefonicznych. Na jednym z nich Blagojevich wyjaśnia swojemu bratu Robertowi, że urząd senatorski to bardzo wartościowa rzecz, której on nie może oddać za nic. F…ing golden (p… żyła złota) – przekonywał innym razem. Wcześniejsze nagranie wskazywało, że „Blago” próbował wymusić 50 tys. dol. od szpitala dziecięcego za obietnicę dofinansowania. Obrona Blagojevicha utrzymywała, że były to tylko rozmowy, a gubernator nigdy nie przyjął od nikogo pieniędzy i po prostu lubi głośno gadać różne rzeczy. Sędziowie przysięgli byli jednak innego zdania.

Uśmiechnięty i pięknie uczesany „Blago” pojawił się w 2007 r. na polskiej paradzie z okazji
3 maja. Szedł w obstawie wzdłuż szpaleru gapiów. Podawał stojącym rękę i mówił: „Zimne piwo”, ale nie czekał na odpowiedź i już witał się z następnymi. Co robił w tym czasie „Fitzy”? Zapewne przesłuchiwał nagrania. Po raz kolejny.

Wydanie: 2011, 30/2011

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. kandelaber
    kandelaber 1 sierpnia, 2011, 18:31

    Im wieksze pieniadze publiczne tym zlodziej staje sie smielszy. To zjawisko powszechne.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Kot Jarka
    Kot Jarka 3 sierpnia, 2011, 02:49

    Rod Blagojevich postawił się bankowi wiec go demokratyczne wykończono

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. kika
    kika 15 sierpnia, 2011, 13:08

    Blago nie mial nic wspolnego z bankami. To pajac, playboy i zwykly zlodziej. Szkoda tylko dzieci i ma fajna zone.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy