Korupcja – PZPN 1:0

Korupcja – PZPN 1:0

Wyrok sportowego trybunału zmarnował wyniki walki piłkarskiej centrali z nieuczciwymi piłkarzami

Na początku nowego sezonu piłkarskiego 2003/2004 Polski Związek Piłki Nożnej wydał werdykt w sprawie domniemanego przekupstwa, do jakiego miało dojść podczas barażowych meczów – o prawo gry w ekstraklasie – Garbarni Szczakowianki Jaworzno ze Świtem Nowy Dwór. Surowość kar spotkała się z powszechną aprobatą: – Garbarnia Szczakowianka rozpoczęła drugoligowe rozgrywki z dziesięcioma punktami ujemnymi, Świt Nowy Dwór występuje w pierwszej lidze, ale jego byli zawodnicy – Adam Warszawski, Maciej Lewna, Rafał Ruta, Maciej Krzętowski, Marek Zawada i Grzegorz Miłkowski – otrzymali kary dwuletniej dyskwalifikacji, a Boris Pesković – rocznej. Ukarani odwołali się gdzie tylko i do kogo tylko było można. Jednak dopiero werdykt Trybunału Arbitrażowego Polskiego Komitetu Olimpijskiego z 19 grudnia minionego roku poruszył nasze sportowe środowisko, nie tylko futbolowe. Wynika bowiem z niego, że całą zabawę należy zacząć od nowa. Doprowadzono do sytuacji, że efekt wielomiesięcznej, żmudnej pracy wielu ludzi wyrzucono do kosza, a sprawą ma się zająć ponownie Wydział Dyscypliny PZPN.

O pomstę do nieba

Po ogłoszeniu, trzeba przyznać, zaskakującej, a nawet bulwersującej decyzji pani mecenas Maria Zuchowicz, przewodnicząca Trybunału Arbitrażowego, twierdziła: – To orzeczenie oznacza, że zostały uchylone postanowienia PZPN i sprawa została przekazana do ponownego rozpatrzenia.
– My nie jesteśmy od tego, żeby wskazywać, co teraz powinno być w piłkarskich rozgrywkach. Od tego jest PZPN, który musi się zastanowić, co ma zrobić. Naszą rolą było skontrolowanie materiału z postępowania dyscyplinarnego oraz sprawdzenie, czy orzeczenie miało podstawy prawne.
– Każde orzeczenie przynosi pewne skutki. W tym przypadku życie zaczyna się jakby od początku. Wiem, że PZPN ma teraz kłopot. My nie przesądzamy o winie czy niewinności kogokolwiek w tej sprawie. Uznaliśmy tylko, że postępowanie było przeprowadzone w niewłaściwy sposób. Jeszcze raz podkreślę, że nie powiedzieliśmy, iż w tym przypadku nie było próby korupcyjnej.
Można, a nawet powinno się skomentować to równie beznamiętnie jak pani Zuchowicz. Arbitraż, m.in. dotyczący Świtu, jeżeli nie okazał się rajem, to co najmniej pogodą dla prawników. Z czymś takim mamy do czynienia chociażby podczas futbolowych spotkań, kiedy kurczowe, bezduszne trzymanie się litery prawa najczęściej zabija istotę sportowej rywalizacji. Być może, ożywają przepisy, ale umiera sport. Pani Zuchowicz wielokrotnie miała do czynienia z sytuacją, kiedy w dyscyplinie, w której jest sędziowską specjalistką, wydawano werdykty wołające o pomstę do nieba. Można powiedzieć, iż poniekąd jest przyzwyczajona do aury wydawania orzeczeń wywołujących zdziwienie i sprzeciw zdecydowanej większości.
Prezes PZPN, Michał Listkiewicz, zdecydowanie odpiera zarzuty i rozprasza wątpliwości: – Uważam, że nie mamy sobie nic do zarzucenia. Nie zgadzam się z częścią prasowych komentarzy o naszej przegranej ani tym bardziej z decyzją trybunału. Z pewnością nie pomoże ona w eliminowaniu wszelkich nieprawidłowości z naszej piłki nożnej. Mam pełne zaufanie do przewodniczącego Wydziału Dyscypliny, Adama Tomczyńskiego, i przewodniczącego Naczelnej Komisji Odwoławczej, Eugeniusz Stanka. Czekamy na pisemne uzasadnienie decyzji trybunału, bowiem w przeszłości bywało różnie. W żadnym przypadku nie poddajemy się i jesteśmy zdeterminowani, by walczyć o czystość polskiego futbolu.

Dojście do prawdy najważniejsze

Adam Tomczyński rzekomo nieproceduralne postępowanie uzasadnia następująco: – Wspólnie z wiceprezesem Eugeniuszem Kolatorem podjęliśmy decyzję o nieujawnianiu niektórych świadków. Zawodnicy Świtu zgodzili się zeznawać, ale żądali utajnienia swoich nazwisk. Dla dobra sprawy przystaliśmy na te warunki, gdyż tylko w ten sposób mogliśmy walczyć z korupcją w piłce. Zdawaliśmy sobie sprawę, że trybunał może mieć pewne zastrzeżenia, ale przecież Wydział Dyscypliny działa nie tylko nas bazie statutu, ale także uchwał PZPN, wedle których jawność nie jest zasadą absolutną. Kwestia dojścia do prawdy była najważniejsza.
Zdaniem przewodniczącego Tomczyńskiego, notabene wybitnego prawnika, trybunał przekroczył swoje kompetencje. Ze skargi złożonej przez Szczakowiankę ta sprawa w ogóle nie powinna być przedmiotem zainteresowania trybunału. Może on rozstrzygać wyłącznie w tych przypadkach, gdy klub został ukarany degradacją. A przecież WD nigdy takiej kary nie orzekł, bo mecz Szczakowianka-Świt zweryfikowano na 3:0 dla zespołu z Nowego Dworu, co przy remisie w pierwszym spotkaniu dało tej drużynie awans do pierwszej ligi. Jak się okazuje, przedstawiciele piłkarskiej centrali mówili o tym członkom trybunału, lecz to spostrzeżenie zostało zignorowane. Pojawia się zatem ponownie pytanie – dlaczego?
Wyraźnie zafrasowany orzeczeniem trybunału był Eugeniusz Kolator, wiceprezes PZPN: – Decyzję przyjąłem z całą powagą. To również moja osobista porażka. Od tego się nie odżegnuję, to ja przecież podjąłem decyzję o utajnieniu nazwisk niektórych zawodników. Gdybym tego nie zrobił, chyba nie byłoby sprawy, natomiast prasa wypisywałaby o różnych nieprawidłowościach w meczach barażowych.

Perypetie z jedną taśmą

Nie przekonuje twierdzenie członków trybunału, że taśmy były złej jakości i tym samym nie mogą stanowić dowodu. Tylko ktoś wyjątkowo naiwny mógłby oczekiwać, że w takiej paskudnej, cuchnącej sprawie usłyszy niemal studyjne nagranie „pozostających w zmowie”. Tak bodajże fachowo się to nazywa. Zamiast spróbować (za wszelką cenę) dotrzeć do osoby, która tę znamienną rozmowę nagrała, oraz skoncentrować się na treści, gros starań poświęcono sprawdzaniu jakości nagrania. Co gorsza w efekcie całkowicie podważono jego wartość oraz wiarygodność. Kolejne z wielu pytań – dlaczego? – pozostających bez odpowiedzi. A przecież jak się okazuje, nawet prokurator, jeśli nie wykorzysta taśmy jako dowodu, może na jej podstawie poszukać kolejnych dowodów.
Prowadzący śledztwo w futbolowej sprawie prokurator z Nowego Dworu może jedynie ubolewać, że nowelizacja kodeksu karnego – z antykorupcyjnymi zapisami – obowiązuje od 1 lipca 2003 r. Mecze odbywały się w czerwcu, a prawo nie działa przecież wstecz. Prokurator musi więc wykazać, że prezes Świtu działał w dobrej wierze, a niektórzy zawodnicy próbowali wprowadzić go w błąd. Oskarżonym o oszustwo grozi kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności.

Większość pozostaje bezkarna

Ważniejsze jest kurczowe trzymanie się przepisów i paragrafów czy dotarcie do prawdy? Nie chodzi w żadnym przypadku o łamanie bądź drastyczne przekraczanie sportowego prawa, ale o orzekanie w duchu fair play. Można mieć także poważne wątpliwości, czy nie zaważyły względy ambicjonalne. Udowodnienie, iż trybunał może więcej niż wszystkie organa PZPN razem wzięte. A może i nawet dał o sobie znać odwieczny kompleks niższości i zarazem zazdrości przedstawicieli innych dyscyplin w stosunku do piłkarzy. A że ucierpiała przy tym sprawa – jak się okazuje – dla niektórych nie miało najmniejszego znaczenia.
Pozostaje jednak żywić nadzieje, że ostatnie słowo w tej jakże bulwersującej historii będzie należeć do tak myślących i działających ludzi jak Adam Tomczyński. Chociaż i on dzieli się wartymi zastanowienia przemyśleniami: – Cała sprawa teraz zostaje przeniesiona ze sportu na grunt prawny. To nie jest najlepsze wyjście, kiedy prawnicy wchodzą do gry.
Mimo wszystko optymistycznie jest nastawiony prezes Świtu, Wojciech Szymański: – Wszystko znalazło się ponownie w gestii PZPN. Jeśli trybunałowi nie wystarczyło dowodów to zapewne nie wszystkie dokładnie przejrzano. Dowody są bardzo mocne i jednoznacznie wskazują winowajcę!
Zdecydowanie wspiera go przewodniczący Wydziału Dyscypliny, Eugeniusz Stanek: – Działalność w NKO rodzi, niestety, konflikt z profesjonalistami na co dzień zajmującymi się prawem. Oni najlepiej się czują, kiedy mogą procedury z postępowań sądowych przełożyć na postępowania związkowe. Tak się nie da. Nie mówię, że nasze postępowanie ma omijać przepisy prawa, ale nie da się tego przenieść w sposób idealny. Ale jeżeli treść nagrania potwierdzają zeznania zawodników, no to doprawdy trudno podtrzymać zarzut manipulacji.
Zdaniem mecenasa Stanka, na pewno nie skazano wszystkich winnych.
Dokładnie zaprotokołowane oświadczenie Rafała Ruty jednoznacznie potwierdza, że pozostały nierozwiązane problemy i że postępowanie powinno i musi być prowadzone. Dotyczy to wewnętrznych spraw Świtu i osoby, którą wskazał. Chodzi o odpowiedź na pytania, kto to organizował ze strony Szczakowianki, kto się kontaktował z piłkarzami i kto to wymyślił.
Przedstawiciele PZPN są bowiem świadomi, że większość biorących udział w tej aferze pozostaje bezkarna. Dobrze, że mimo werdyktu Trybunału Arbitrażowego futbolowi działacze są zdeterminowani, by dociec prawdy i walczyć o czystość ukochanej dyscypliny.


To jednak słychać…
Piłkarz A: – Są pieniądze przed meczem. Tylko musi być 2:0 przerwy, Jeżeli nie… oddajemy 400 (tysięcy złotych) i mamy przejeb…
Piłkarz B: – Tak robimy, żeby było dobrze…
Piłkarz C: – No dobra, „Miły”, a jak sobie wyobrażasz, że ja będę miał piłkę dwa metry od bramki i co mam zrobić?
Piłkarz D: – No, k… co masz zrobić? Normalnie się tak gra, żebyś nie był dwa metry przed bramką.
Piłkarz C: – A jak będzie taka sytuacja, że będzie 2:0 do przerwy, a się skończy 2:1 dla nich?
Piłkarz D: – Nie, nie. Nie może być inaczej. Ma być 2:0 do przerwy dla Szczakowianki, rozumiesz?

 

Wydanie: 02/2004, 2004

Kategorie: Sport
Tagi: Ludwik Prus

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy