Kościół a nauka

Kościół a nauka

Czy Watykan potrzebuje „naukowej legitymacji” dla uzasadnienia cudu?

Ogłoszenie przez Watykan

1 maja 2011 r. jako daty uznania papieża Jana Pawła II za błogosławionego zwróciło uwagę także na kwestie naukowej postawy wobec pewnych zjawisk warunkujących przebieg procesu beatyfikacyjnego. Decydującym i ostatecznym czynnikiem było tu oświadczenie Stolicy Apostolskiej i jej dekret o uznaniu wybranego do beatyfikacji cudu – niewytłumaczalnego z medycznego punktu widzenia przypadku nagłego wyzdrowienia francuskiej zakonnicy Marie Simon-Pierre, cierpiącej na zaawansowaną chorobę Parkinsona. Uzdrowienia, dodajmy, za wstawiennictwem Jana Pawła II, do którego modliła się kobieta.
Nie w tym rzecz, aby podważać zjawisko wiary, np. wiary konkretnej zakonnicy, a także wszystkich innych, dla których działalność Jana Pawła II była oznaką świętości. Należy dobrze zdefiniować i osadzić w danej sytuacji miejsce i pozycję nauki. Czy to ona ma legitymizować zaistnienie cudu, i to właśnie tego wybranego do procesu beatyfikacji cudu uzdrowienia jednej, konkretnej osoby? Czy hierarchom Kościoła nie powinno wystarczyć ich własne przekonanie o cnotach wynoszonego na ołtarze papieża? Czy muszą podpierać się autorytetem nauki, z natury rzeczy sceptycznej w formułowaniu tez, zwłaszcza w kwestiach obecnie jeszcze niewytłumaczalnych? Czy powinni wykorzystywać ludzi, których niejako zawodową powinnością jest racjonalizm?

Zagadka medyczna

Przypomnijmy, że właśnie uzdrowienie tej konkretnej osoby było wcześniej przedmiotem sporu i że wypowiadali się w tej sprawie także polscy specjaliści medycyny.
Kiedy pojawiły się pytania i wątpliwości dotyczące cudu uzdrowienia z choroby Parkinsona francuskiej zakonnicy Marie Simon-Pierre, Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych zwróciła się o dodatkowe opinie do światowej sławy lekarzy – specjalistów zajmujących się tą nieuleczalną chorobą. Prawdopodobnie jedno z pytań dotyczyło tego, czy francuska zakonnica w istocie cierpiała na chorobę Parkinsona, czy na zespół parkinsonowski.
Niezależnie od stanowiska wypytywanych lekarskich autorytetów głos zabrali także polscy specjaliści. – Są choroby, które dają objawy takie jak choroba Parkinsona, ale nimi nie są – wyjaśniał na łamach „Rzeczpospolitej” neurolog, prof. Grzegorz Opala ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego – notabene były minister zdrowia w latach 2000-2001. Prof. Opala zajmuje się naukowo wczesną diagnostyką otępienia, chorobami naczyniowymi ośrodkowego układu nerwowego, w tym chorobą Parkinsona. Dodajmy, że w przeszłości był on delegatem na I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność w Gdańsku w 1980 r. W okresie stanu wojennego organizował pomoc m.in. dla strajkujących górników z KWK „Wujek” i ich rodzin. Działał też w duszpasterstwie akademickim w Katowicach. Należał do współtwórców Ruchu Społecznego AWS.
– W niektórych zespołach parkinsonowskich, powstałych z powodu urazów, zatruć i zażywanych leków, po wycofaniu np. stosowanego leczenia cofają się objawy parkinsonowskie – powiedział prof. Opala. – Natomiast choroba Parkinsona jest nie do wyleczenia.
Zdaniem prof. Opali jest mało prawdopodobne, by zespoły lekarskie dotychczas badające sprawę uzdrowienia Marie Simon-Pierre nie oceniały jej w tych właśnie kategoriach. Zatrzymanie procesu spowodowało lawinę spekulacji i plotkę, że francuska zakonnica ponownie zachorowała – choć w tej sprawie nie było żadnych oficjalnych komentarzy.
Nieco inaczej zapatruje się na kwestię uzdrowienia prof. Cezary Szczylik, onkolog i hematolog, przyjaciel i lekarz zmarłego niedawno Krzysztofa Kolbergera. Nie ma on wątpliwości – uleczenie zakonnicy z choroby Parkinsona było cudem. Takiej wątpliwości nie miała też komisja kardynałów i biskupów z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, która czekała już tylko na podpis Benedykta XVI.
Prof. Szczylik zaznaczył jednak, że obecny stan wiedzy na temat tego schorzenia nie jest pełny. – Jest to choroba postępująca – powiedział. Uznał też, że bardzo duże znaczenie w kwestii uzdrowień ma aspekt psychologiczny. – A więc są jakieś czynniki, które wpływają na to, że przebieg tej choroby jest różny u różnych chorych. Istnieje taka dyscyplina, która jeszcze jest w powijakach – psychoneuroimmunologia – powiedział prasie. Dyscyplina ta bada m.in. oddziaływania między psychiką a układem odpornościowym. Prof. Szczylik ma jednak wątpliwości co do tego, że właśnie modlitwa doprowadziła do wyleczenia zakonnicy. – Moje pytanie medyka i naukowca jest takie: czy cud jest tylko jednorazowym ukazaniem, że niemożliwe jest możliwe, bo przecież gdyby żarliwa modlitwa była tak skuteczna, to w ten sposób leczylibyśmy i inne choroby.
Prof. Szczylik w wywiadzie na łamach „Polityki” powiedział też, że prawdziwym cudem dla niego są jednak społeczne rezultaty obecności Jana Pawła II w czasie jego długiego, 27-letniego pontyfikatu. – Zdarzenia, do jakich prowadziły, zasługują na miano cudu, jak choćby niepodległość Polski. Uzdrowienie jednej zakonnicy to cud, ale uzdrowienia społeczeństwa czy państwa, przeobrażenia w świecie są formą cudów na dużo większą skalę.

Czy nauka jest tylko jedna?

Szukając odpowiedzi na to pytanie, uznaliśmy, że pomocne będzie poznanie stanowisk dwóch filozofów stojących wprawdzie na innych pozycjach światopoglądowych, jednak o bardzo szerokich, wręcz interdyscyplinarnych zainteresowaniach. Zwróciliśmy się do prof. dr. hab. Zbigniewa Drozdowicza, filozofa i historyka filozofii, religioznawcy, przewodniczącego Zarządu „Humaniora” Fundacji dla Humanistyki, przewodniczącego Centrum Badań Interdyscyplinarnych, dziekana Wydziału Nauk Społecznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, oraz do ks. prof. dr. hab. Mieczysława Lubańskiego, filozofa zajmującego się filozofią matematyki, filozofią nauki i filozofią przyrodoznawstwa. Ks. prof. Lubański jest członkiem Prezydium Polskiego Towarzystwa Cybernetycznego, wykładowcą Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie i rektorem Warszawskiej Szkoły Zarządzania – Szkoły Wyższej.
Jedno z pytań zadanych uczonym brzmiało: czy naukowiec świecki i religijny w ten sam sposób ocenia źródła i czy systematycznie i sumiennie analizuje wyniki badań empirycznych?
– Powiedzmy wyraźnie – odpowiada prof. Zbigniew Drozdowicz – nie było, nie ma i zapewne nie będzie nauki bez krytycznego podejścia – nie tylko zresztą do źródeł wiedzy, lecz także do naukowego postępowania, sprawdzania wyników tego postępowania itd. Ważną, a zdaniem niektórych filozofów nauki wręcz fundamentalną rolę odgrywa nastawienie uczonych. Tutaj najwyraźniej ujawniają się różnice między tymi uczonymi. Nie można nawet powiedzieć, że uczony z nastawieniem religijnym nie jest krytyczny. Bo przecież niejednokrotnie jest. Tyle że to inny rodzaj nastawienia niż uczonego świeckiego. Różnice te wynikają m.in. z ich motywacji, intencji czy przyzwyczajeń. Rzecz jasna, ma to swoje następstwa zarówno w ich systematyczności, jak i sumienności. Nie można powiedzieć, że są one całkowicie różne. Można natomiast powiedzieć, że ich systematyczność i sumienność niejednokrotnie podporządkowana jest różnym celom, bazuje na istotnie różniących się wartościach itd.
Ks. prof. Mieczysław Lubański odpowiada w zasadzie podobnie, choć podkreśla, że nie zawsze teolog, badacz Pisma Świętego czy innych kwestii wchodzących w zakres teologii korzysta z tych samych metod badawczych co np. literaturoznawca. – W jakimś sensie nauka świecka i nauka religijna, wyznaniowa mają ze sobą coś wspólnego – dodaje. – Są jednak specyficzne aspekty, choć nie sądzę, by można było mówić o zasadniczych różnicach w odniesieniu do tych nauk.
Na pytanie, czy naukowiec religijny musi w badaniach i rozumowaniu uwzględniać istnienie czynnika nadprzyrodzonego, ks. prof. Lubański zaprzecza. – W naukowej metodzie i naukowym rozumowaniu istnienie czynnika nadprzyrodzonego można pominąć, nie ma potrzeby jego uwzględniania.
– Naukowiec posługuje się różnymi metodami. Nie zawsze i nie w każdej nauce szuka odpowiednich źródeł i dokonuje ich krytycznej oceny. W naukach przyrodniczych metoda badawcza opiera się na obserwacjach i eksperymentach i tutaj wiele zależy od dokładności i precyzji. Im precyzyjniej zapisujemy wyniki eksperymentów i im bardziej drobiazgowo je analizujemy – twierdzi prof. Lubański – tym lepiej dla sprawy.

Frontem do laboratoriów?

Jeśli chodzi o postęp w naukach przyrodniczych i nowe odkrycia, prof. Lubański nie widzi tutaj problemów dla sfery wiary. Wiele zależy od tego, jak otwarte są umysły, które sięgają po nowe prawdy, jak wiele czynników są w stanie uwzględnić i czy odpowiedź na stawiane pytania będzie rzeczywiście wartościowa pod względem naukowym. A rzeczywistość jest bogata i trzeba brać pod uwagę wiele aspektów danego zagadnienia. Np. kwestia stworzenia w warunkach laboratoryjnych żywej komórki. Do tej pory naukowcom się to nie udało, ale nie jest wykluczone, że za jakiś czas będzie możliwe. Czy to podważy podstawy wiary? Prof. Lubański uważa, że nie. – Nie udało się stworzyć żywej komórki, bo ten mały obiekt jest jednak tak skomplikowany, że jeszcze nie umiemy udzielić odpowiedzi na wszystkie związane z nim pytania. Gdy jednak komórkę stworzymy, nic specjalnego się nie stanie. Będzie po prostu sztuczna żywa komórka i okaże się, że z materii nieżywej nauczyliśmy się tworzyć materię żywą. Tylko tyle.
Prawdą jest, że wcześniej Kościół nie godził się na określone koncepcje czy teorie naukowe i traktował je konfrontacyjnie. Uważano np., że przyjęcie darwinowskiej teorii ewolucji eliminuje udział Pana Boga. Z czasem jednak to stanowisko się zmieniło. Także naukowcy związani z Kościołem zaczęli traktować teorię ewolucji jako jeszcze jedno z możliwych ujęć obserwowanych zjawisk przyrodniczych. Dziś uważamy, że im doskonalej będziemy umieli je obserwować i rozumieć to, co się w przyrodzie dzieje, tym lepiej dla nas, dla naszej rzeczywistości, która zmienia się wielostronnie, jest bogata i wieloaspektowa. Widzimy, że poznanie ludzkie tylko nas wzbogaca, a nie zubaża. Jesteśmy więc za rozwojem wszelkich nauk. Wygląda na to, że niepotrzebnie bano się teorii Darwina, ale stosunek do niej zmienił się, a strach okazał się niepotrzebny.
Ks. prof. Mieczysław Lubański w nawiązaniu do zmian w podejściu Kościoła do nauki i jej odkryć przywołuje anegdotę o Józefie Piłsudskim. Było to w roku reformy ortografii, którą zaproponowały środowiska naukowe. Uczeni językoznawcy przyszli do Piłsudskiego, by zapytać, co marszałek sądzi na ten temat, czy nie będzie oponował. Piłsudski we właściwym sobie jowialnym stylu odpowiedział: „Zostawcie mi tylko dwa słowa, resztę możecie zmieniać”. „Jakie to słowa?”, spytali uczeni. „Gówno przez ó i dupa przez u”.
Wygląda na to, że dziś już żadne rewelacje czy sensacje naukowe nie będą oprotestowywane przez Kościół. Zwłaszcza obszar nauk ścisłych i przyrodniczych, w tym astronomii, chemii, biologii czy medycyny, przestał być uznawany za konfrontacyjny. Mimo dramatycznych doświadczeń z przeszłości, znaczonych takimi nazwiskami jak Galileusz, Kopernik, Kartezjusz, Newton, Darwin, Huxley, kiedy pewne teorie naukowe stały w sprzeczności z dogmatami wiary, dziś przeszliśmy do etapu konfliktów raczej zawoalowanych, odnoszących się do kwestii bardziej intelektualnych niż empirycznych, np. odmiennego traktowania nauki o religii prowadzonej w ośrodkach wyznaniowych i świeckich. Wspomina o tym prof. Zbigniew Drozdowicz: – Są takie obszary badań, w których jedne i drugie nauki mogą stosować i faktycznie stosują takie same lub podobne metody badawcze. Przykładem może być metoda badań porównawczych, stosowana zarówno w świeckim, jak i wyznaniowym religioznawstwie. Występowanie tych obszarów badań skłania przynajmniej niektórych uczonych utożsamiających się z określoną religią do formułowania tez, że podział na nauki świeckie i wyznaniowe jest wydumany przez wojujących ateistów. Moim zdaniem, nie zauważają oni faktu, że pomiędzy uczonymi świeckimi i odwołującymi się do wierzeń religijnych istnieje ta zasadnicza różnica, iż ci pierwsi nie uznają religijnego objawienia za wiarygodne źródło wiedzy, natomiast ci drudzy uznają je za takie źródło. Przekłada się to na metodologię badań. Bo przecież objawienia nie da się i nie powinno się badać tymi samymi metodami co przyrodzonych (ziemskich) źródeł wiedzy. Myślę, że z tym zgadzają się również osoby wierzące.

Czy cud jest kategorią naukową?

W ten sposób dotarliśmy do kwestii cudu w naukach empirycznych. Ks. prof. Mieczysław Lubański woli się skupić na ogólnym lub potocznym rozumieniu cudu. Ktoś, kto np. uniknął śmierci, choć uczestniczył w groźnym wypadku, mówi, że uratował się cudem. Ale w nauce powinniśmy do takich zjawisk podchodzić racjonalnie. – Myślę, że sceptycyzm jest tutaj potrzebny – dopowiada. – Pewna jego doza na pewno nie zaszkodzi.
Prof. Zbigniew Drozdowicz uważa, że zjawisko tzw. cudu jest oczywiście przedmiotem badań w różnych dyscyplinach – m.in. w psychologii wierzeń religijnych, w socjologii religii, w antropologii kulturowej itd. Istnieje zresztą na ten temat bogata i wartościowa poznawczo literatura naukowa. Natomiast traktowanie cudu jako czegoś, co nie jest sprawione przez siły z doczesnego świata, dopuszczalne jest głównie w literaturze wyznaniowej. Jeśli natomiast pojawia się w opracowaniach pozawyznaniowych, to z reguły towarzyszą temu dodatkowe uzasadnienia (np. w postaci wskazania na konieczność łączenia rozumu i wiary), akceptowalne przez jednych uczonych, ale negowane przez drugich. Otwiera to oczywiście pole do różnego rodzaju polemik i konfrontacji (światopoglądowych, aksjologicznych, metodologicznych itd.).
W kwestii cudu uzdrowienia, o którym tyle się mówi, prof. Drozdowicz jest bliski poglądowi prof. Szczylika: – Moim zdaniem z punktu widzenia współczesnej medycyny można co najwyżej stwierdzić, że faktu tego nie da się wyjaśnić, opierając się na stosowanych przez nią sposobach leczenia chorób. Jestem jednak również przekonany, że fakt istnienia czegoś niewyjaśnialnego (ale empirycznie potwierdzonego) może być traktowany jako cud jedynie przez osoby wierzące w moc sprawczą sił nadprzyrodzonych. Natomiast nie jest akceptowany przez tych uczonych, którzy w takie moce nie wierzą lub wierzą w ich istnienie, ale nie łączą ich działania z uzdrawianiem.
Wydaje się, że na obecnym etapie, kiedy ogłoszono już datę beatyfikacji Jana Pawła II, dyskusja nad cudem uzdrowienia ucichnie. Jednak beatyfikacja to tylko etap przejściowy do kanonizacji.
Ks. Sławomir Oder, który uczestniczył w postępowaniu beatyfikacyjnym, powiedział niedawno, że już teraz można zacząć się modlić o cud, który jest wymagany do następnego kroku, jakim byłaby kanonizacja polskiego papieża. Czy zatem przed nauką i naukowcami postawi się nowe zadania?

Wydanie: 08/2011, 2011

Kategorie: Opinie, Świat

Komentarze

  1. radior
    radior 22 czerwca, 2011, 18:50

    Artykuł zdaję się, że ma wykazać wyższość nauki nad wiarą tymczasem nie zajmuje się kwestią zasadniczą. Czemu nie jesteśmy w stanie w sposób naukowy wyjaśnić cudownych wydarzeń jak uzdrowienie francuskiej zakonnicy?

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy